sobota, 22 września 2012

Część VII

Młoda, na oko dwudziestokilkutenia kobieta stała pod drzwiami mieszkania Tomka, do którego zmierzała teraz Kasia. Z torbą zakupów zdziwiona spojrzała na blondynkę, a ta jakby ją rozpoznała, bo ruszła w jej kierunku i wzięła zakupy, który nie były zbyt ciężkie, ale rzeczywiście kilka osób po drodze chciało jej pomóc, patrząc na zaakrąglony brzuszek.
-Nie bój się, jestem Tośka Zawada, była żona Tomka.-no gdyby Gołaś trzymała nadal w ręku torbę z zakupami, to jak tu stoi, na pewno by ją wypuściła. Czyli jednak miał żonę i to ona była tą kobietą, która kiedyś tak bardzo go zraniła. Nie przypuszczała jednak, że Zawada ma na swoim koncie ślub, a jak się teraz zaczęła domyślać, ta mała blondyneczka ze zdjęcia, to pewnie ich córka.
-Zapraszam do środka, ale Tomka nie ma w domu, jeszcze nie wrócił z pracy.-dostrzegła na twarzy Antoniny lekki uśmiech, który wydawał się być zgryźliwym.
-Tomek wcale nie jest w pracy, ale w figloraju z Lilą, moją córką.-tego jak na dzień dzisiejszy było już za wiele dla Kasi. Tomek ją oszukał, choć wcale nie musiał tego robić, nie musiał nic przed nią ukrywać. Wystarczyło tylko zdobyć się na szczerość i powiedzie jak wygląda sytuacja, a nie stawiać ją teraz tak niezręcznej sytuacji. Gołaś chciała wyjść z tego z twarzą, ale Tośka dostrzegła zdenerowanie na twarzy szatynki.
-Napijesz się czegoś?- zapytała gościa, a Zawada poprosiła o szklankę wody. Nie dokońca zrozumiałe były dla Kaśki powody wizyty blonydnki tutaj, ale wypadało ją ugościć jak każdą inną osobę, która by ją odwiedziła. Przyniosła z kuchni szklankę wody i jakieś ciastka, która zdążyła kupić. Postawiła wszystko na ławie i usiadła na fotelu obok kanapy.
-Który miesiąc?- Tośka dostrzegła jej zaokrąglony i nieomieszkała zapytać. Gołaś instynktowanie położyła dłonie na brzuchu.
-Połowa 5 miesiąca. Nie chciałabym być niegrzeczna, ale co jest powodem twojej wizyty u mnie? Wiedziałaś, że Tomka nie ma w domu, a ze mną chyba nie masz o czym rozmawiać...
-Chciałabym cię prosić o pewną przysługę. Zamierzam razem z moim narzeczonym wyjechać do Rzymu. To zrozumiałe, że Lila musi jechać ze mną, ale Tomek jako jej prawny opiekun musi wyrazić na to zgodę. Niestety on ma jakieś chore ambicje i chce mi to uniemożliwić. Mogłabyś jakoś mu wytłumaczyć, żeby złożył ten podpis i zgodził się na wyjazd Lili?- Kaśka przełknęła ślinę. A jakie ona miała prawo, by powiedzieć Zawadzie, że ma zrezygnować z kontaktów ze swoją córką? To nie jej sprawa i ona nie ma prawa się wtrącać. Sama poczuła się dziwnie ze świadomością, że nie powiedziała Bartkowi o istnieniu ich dziecka. Zabiera mu coś, co teraz Tomkowi próbuje zabrać Antonina.
-To są wasze sprawy prywatne i nie chciałabym się w to wtrącać. Lila jest tak samo twoją córką jak i Tomka.-tylko tyle była wstanie jej powiedzieć. Na usta cisnęły jej się słowa, że oboje mają do dziewczynki takie samo prawo.Gdyby jednak użyła takich sformułowań, to zaprzeczyła by swojemu zachowaniu.
-Nie wiem na jakiej zasadzie opiera się wasz związek i jak się dogadaliście, ale przecież Tomasz nie może mieć dzieci. Przez to między innymi zakończył się nasz związek, bo kiedy prawda wyszła na jaw, Tomek dowiedział się o moim podwójnym życiu. Wzięliśmy rozwód, ja związałam się z ojcem Lili, ale on cały czas stoi między nami i ingeruje w każdy ruch związany z jej życiem. Nikt nie potrafi przemówić mu do rozsądku...-Kasia też nie czuła się odpowiednią osobą, by to zrobić. Konwersacja obu pań została przerwana wejściem Tomka, który mocno się zdziwił na obecność swojej byłej żony.
-Gdzie Lila?!- szatynkę także zastanowił fakt braku dziewczynki u jego boku, ale Zawada skrzętnie się wytłumaczył.
-Odwiozłem ją do twoich rodziców. Możesz mi powiedzieć co ty tu robisz?-był mimo wszystko spokojny, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że czeka go poważna rozmowa z Gołaś. Sama Kaśka była mocno skołowana wydrzeniami dni dzisiejszego i pożegnawszy się z Tośką, poszła do sypialni. Jeszcze przez chwilę słyszała podniosieny głos Antoniny, ale po chwili był on już dla niej nieistotny. Zmógł ją sen, który choć na moment przyniósł odpoczynek...

~*~

Mecz w Rzeszowie to dla mnie od pewnego czasu wyższa szkoła jazdy. Nie jestem lubionym zawodnikiem na ich parkiecie. Chodzi pewnie o moje pretensje rozszczone do sędziego o błędne decyzje, ale taki już jestem, że na boisku walczę o swoje. Przynajmniej na boisku...Siatkówka wiele mi dała w czasie, kiedy na nic innego nie miałem ochoty i nic innego mnie nie obchodziło. Kiedy wchodzę na parkiet podczas spotkania, zostawiam poza nim wszystkie swoje problemy. Liczy się tylko zespół i chęć zwycięstwa, która nie zawsze idzie z nami w parze. Dziś to przeciwnicy cieszą się ze zwycięstwa, a my schodzimy do szatni jako przegrani. To tak naprawdę o niczym nie świadczy, a każdy nie korzystny wynik mobilizuje do jeszcze większej pracy.
-Panowie, Igła zaprasza nas na piwo do jakiegoś klubu i myślę, że nie jest to głupi pomysł, skoro i tak zostajemu tu do jutra.- Szampon wrócił z konferencji i poinformował nas o zaproszeniu Krzyśka. Wszyscy jak jeden mąż mówili, że z Igła ma dobry pomysł i choć jest z przeciwnej drużyny to "po godzinach" nie ma to już żadnego znaczenia. Każdy już zadeklarował chęć pójścia, tylko nie ja. Mnie już nawet nikt nie pytał o opinię, bo wszyscy wiedzą, że od śmierci Wiki unikam takich wypadów jak ognia, ale dziś nadszedł dzień, by zaskoczyć kolegów z drużyny, by zaskoczyć siebie.
-To o której zbieramy się przed hotelem?- zapytałem najnormalniej w świecie, ale o mały włos Winiar się przeze mnie nie udusił. W momencie, kiedy zapytałem o szczegóły tego wypadu, pił wodę i zachłysnął się z wrażenia napojem. Kilka par oczu patrzyło na mnie z ogromnym zdziwieniem, kilka z jakimś dziwnym wzruszeniem.
-Czy to znaczy Bartek, że wracasz do gry?- ta gra to chyba moje życie. I Mariusz ma rację. Wracam do gry, wracam do życia. Mam 24 lata i jak ktoś powiedział już nie może przytrafić mi się nic gorszego, bo to co wycierpiałem i przeszedłem wystarczy mi do końca życia. Trzeba więc chwycić to życie za rogi i czerpać z niego pełnymi garściami.
-Tak mi się wydaje. Wiem, że przez ten czas, kiedy jestem z wami, to zachowuję się dziwnie. Nigdzie z wami nie wychodziłem, nie zapraszałem do siebie i nie odpowiadałem pozytywnie na wasze zaproszenia. Chcę to zmienić i chyba czas te zmiany wcielać już od dziś.-uśmiechnąłem się od ucha do ucha, tak jak kiedyś. Zostałem wyściskany przez kolegów z drużyny, którzy zapewniali mnie, że nie powinienem się marwtić tym, że przez ostatni czas unikałem ich towarzystwa poza boiskiem. Dobrze wiedzieć, że mimo wszystko jest się częścią zespołu, który nie tylko ze sobą gra, ale przede wszystkim żyje jak w jednej rodzinie. Na dobrą sprawę spędzam z nimi więcej czasu niż z własnymi dziećmi. Kiedy wstaję rano i odsuwam zasłony w sypialni, to na balkonie po przeciwnej stronie ulicy dostrzegam Michała Bąkiewicza, który właśnie wynosi swoją pościel. Wystarczy, że spojrzę trochę bardziej na lewo i mogę zobaczyć apartamentowiec, w którym Marcin Możdżonek mieszka wraz ze swoją narzeczoną. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że mam ich tak na wyciągnięcie ręki, a nie chodzę w odwiedziny czy nie zapraszam do siebie. Przed Pucharem Świata co prawda nie zanosi się na jakąś przerwę w sezonie ligowym, ale myślę, że jeszcze przed nowym rokiem zoorganizuję jakąś mają imprezę w moim bełchatowskim mieszkaniu. Zaproszę chłopaków z klubu i reprezentacji wraz partnerkami. Czas wrócić do tej gry...
...Co prawda od alkoholu trzymam się z daleka i zadawalam się jednym drinkiem, ale i tak czuję się wyluzowany i przede wszystkim czuję się dobrze w tym towarzystwie. Rozmowy toczą się tu na różne tematy, od siatkówki po sposoby pielęgnowania trawników. Jest nas w tym klubiu około 30 chłopa. Niektórzy koledzy z Rzeszowa przyprowadzili swoje żony i dziewczyny. I w ten sposób poznałem Natalię Achrem czy Wiolkę Grozer. Sam atakujący niemieckiem reprezentacji poza boiskiem jest mega sympatycznym człowiekiem, który non stop nawija o swoich córkach. Ja miałem podobnie, bo przez większość czasu musiałem odpowiadać na pytania jak to jest wychowywać trójkę identycznych dzieciaków, a jak ja już zacznę opowiadać o trojaczkach, to nie ma końca.
-Dobra Dżordż, nie wkręcaj się tak już Kurkowi, bo dobrze wiemy, że chcesz zapewnić swoim córom fajnych mężów, ale nie zapominaj, że ja też mam córcię i już dawno zamówiłem sobie jednego Kurka juniora.-o tak. Krzysiek co jakiś czas przypomina dość intensywnie, że jeden z moich synów ma być jego zięciem.
-A który ma być mężem Dominiczki, bo już zapomniałem...-uśmiechnąłem się z przekąsem, bo doskonale zdawałem sobie sprawę, że Igła nie rozpoznaje moich synów i zanim trafi z imieniem, to wypowiada pozostałe dwa. Towarzystwi reaguje śmiechem i temat schodzi na zupełnie inny. Libero przysiada się do mnie, bo w sumie każdy toczy rozmowy już w trochę mniejszych grupach niż wcześniej.
-Przyszedłeś ustalać gości weselnych?- pytam nadal rozbawiany tamtą rozmową, ale kiedy dostrzegam minę Krzyśka to wiem, że nie o tym chce ze mną mówić. Patrzy na mnie uważnie i w końcu wypala prostu z mostu.
-Czy ty i Kaśka to już naprawdę zamknięty temat?- prostuję się mimowolnie, bo nie spodziewałem się, że imię szatynki zostanie tu wymienione. Chłopaki z Bełchatowa wiedzieli, że między mną a Gołaś doszło do jakieś konfliktu, bo przestałem się z nią pokazywać i coraz rzadziej o niej wspominałem. W zespole panowała zasada, że jeśli ktoś o czymś nie miał ochoty rozmawiać, to po prostu o tym nie mówił, a reszta go o nic nie wypytywała. Igła był w zupełnie innym położeniu, o czym niejednokrotnie mi wspominał. Dla niego Kaśka była jak siostra i po śmierci Arka obiecał jej i sobie, że zawsze szatynka będzie mogła na niego liczyć, a on nie pozwoli, by ktoś ją skrzywdził. To z boku mogło wyglądać tak, że Igła nosi tylko koszulkę z numerem "16" tylko dla poklasku. Dla niego ta "16" to rodzaj obietnicy złożonej zmarłemu przyjacielowi, że postara się pomagać, tak jak Arek pomagał swoim najbliższym.
-Na to wygląda. Sam to zniszczyłem i nie mogę mieć żalu do Kasi o to, że przestała się ze mną męczyć i ułożyła sobie życie. Mam tylko nadzieję, że będzie szczęśliwa, bo na to zasługuje.-z pozoru może się wydawać, że łatwo przychodzą mi te słowa, ale wcale tak nie jest. Oczywiście pragnę jej szczęścia, ale ciężko mi się pogodzić z tym, że tak późno się o pewnych sprawach przekonałem i tak po prostu odpuściłem, kiedy pojawił się trudniejszy okres.
-Dziwnym trafem jakoś ciężko mi uwierzyć w twoje i jej słowa, że już nic was nie łączy i, że podjęta przez was decyzja jest najlepszą z możliwych. Pewnych rzeczy się już jednak nie zmieni. Kaśka jest w ciąży z tym całym Tomkiem i choć nie wydaje mi się, żeby będzie z nim szczęśliwa, to proszę cię byś nie utrudniał jej kontaktów z trojaczkami, nawet jeśli zwiąże się z Zawadą i wyjdzie za niego za mąż...-poczułem się tak, jakby ktoś zrzucił mi z dużej wysokości ogromny kamień na łeb. Do samej świadomości, że Zawada jest blisko niej zdążyłem się przyzwyczaić, ale wiadomość o ciąży ścięła mnie z miejsca. Poczułem się conajmiej, jakbym został zdradzony i wiem, że nie mam prawa tak się czuć, to nic tego nie zmieni. To co było między nami musiało być naprawdę zbyt słabe, by mogło przetrwać. Ja wolałem schować głowę w piasek i pozwolić jej odejść, a ona nie czekając długo, wpadła w ramiona innego i zaszła z nim w ciążę. No, ale jak ja mam prawo mówić o słabym uczuciu skoro teraz czuję, że tracę coś już bezpowrotnie? Już raz to przechodziłem i choć może z większą siłą, to teraz też nie czuję się najlepiej. Przepraszam wszystkich i wychodzę na dwór, by się przewietrzyć. Zaraz za mną pojawia się Igła i mówi, że od kogoś i tak bym się dowiedział, więc w sumie lepiej, że od niego. Czy lepiej? Tak, bo przy nim mogę klnąc głośno na swoją głupotę. Mogę krzyczeć, że jestem idiotą i w końcu mogę usiąść obok niego blisko i powiedzieć, że zjebałem koncertowo coś ważnego w swoim życiu...

~*~
Witam! Mamy część VII, mamy kilka przełomowych wydarzeń i mamy też świadomość, że niedługo historia Bartka w moim wykonaniu definitywnie dobiegnie końca. Coś mi się wydaje, że na chwilę obecną wstrzymam się z publikacjami na esli v serdce, by spokojnie dokończyć tą historię. Ale o tym poinformuje dokładnie za tydzień albo tu albo na blogu o Jurku.
Pozdrawiam i do napisania ;***

sobota, 8 września 2012

Część VI

Minęły trzy miesiące. Moi synowie skończyli 3 lata, razem z reprezentacją zdobyłem brązowy medal ME i rozpocząłem kolejny sezon w Skrze Bełchatów. Niestety mój plan ściągniecia chłopaków do zagłębia węgla brunatnego skończył się fiaskiem i nadal byłem zawieszony między Dobrym Miastem a Bełchatowem. Gdzie w tym wszystkim miejsce dla Kasi? Otóż Kasi nie ma już w moim życiu. Jej telefon milczał jak zaklęty, a sama kontaktowała się ze mną tylko wtedy, kiedy pytała o pozwolenie, by zabrać chłopców na jakiś spacer do parku. Zawsze robiła to wtedy, kiedy grałem mecz wyjazdowy czy wyjeżdżałem za granicę na rozgrywki europejskie. Mama Krystyna mówiła, że szatynka się zmieniła i na moje nieszczęście, spełniła moją prośbę. Podobno od jakiegoś czasu do Dobrego Miasta przyjeżdża razem z Tomaszem Zawadą i z nim też udaje się z powrotem do Olsztyna. Ostatnio oddała Kadziewiczowej klucze od mieszkania. Teściowa nie miała na tyle odwagi, by zapytać czy mieszka z Zawadą, ale dla mnie było to tak jakby oczywiste. Kaśka zaczęła trzeci rok studiów i zapewne chciała licencjat zrobić na warmińsko-mazurskim uniwersytecie. Kiedyś w planach miała przenosiny na uniwerek do Łodzi, ale plany te zapewne uległy zmianie. Nie miałem prawa mieć do niej pretensji, ale miałem prawo czuć żal, że zaprzepaściałem szansę na normalne i szczęśliwe życie. Sam z siebie mogłem być dumny, że w pewien sposób odciąłem się od wspomnieć. Potrafiłem wyskoczyć z kolegami na piwo czy kolację, nie rozpamiętując na każdym kroku tego, co było kiedyś. Kiedy wreszcie poczułem, że byłbym wstanie być dla Kasi takim partnerem na jakiego zasłużyła, ona ułożyła sobie życie beze mnie.
-Bartek mówię do Ciebie!- no tak, od kilku chwil mój menadżer próbuje się ze mną porozumieć, a ja swoim zamyśleniem skutecznie mu to uniemożliwiam. Spotkaliśmy się w jednej z bełchatowskich kawiarni, by porozmawiać o rzekomym zainteresowaniu rosyjskimi klubami moją osobą. Prosiłem Boska, by nigdy nie mówił w prasie o sprawach, które na dobrą sprawę są wyssane z palca i nie mają żadnego potwierdzenia w rzeczywistości. Ryszard należał jednak do ludzi, którzy lubią dzielić się ze światem choćby poświatą nadziei o ewentualnym przejściu jego podopiecznego do innego klubu. Czasami miałem już po dziurki w nosie tej jego opieki...
-A ja też tyle razy mówiłem, że nie będe rozmawiał o swoich transferach w czasie trwania sezonu ligowego. Jestem zawodnikiem Skry i na grze dla niej zamierzam się teraz skupić.-czy to tak trudno zrozumieć, że tego wymaga ode mnie profesjonalizm? Staram się dać z siebie maksimum dla dobra obecnego klubu i nie chcę się rozpraszać nowinkami i ewentualnej wysokości mojego kontraktu.
-Nie musisz się tak unosić. Nie chcę ci Bartek nic mówić, ale ostatnio falujesz z grą i nie sądzę, żeby twoje problemy były związane ze sprawami czysto siatkarskimi. Chodzi o Kaśkę tak?- mój problem polegał na tym, że Bosek wiedział o mnie znacznie więcej, niż bym tego chciał i nie było to do końca zależne ode mnie. Znał mojego ojca, ale najlepiej znał właśnie rodzinę Kasi. Był przecież menadżerem Arka, więc nie ma się co dziwić, że zdążył poznać szatynkę. Nieraz Gołaś opowiadała mi o wspólnych kolacjach rodziny Gołasiów i Bosków, na których poruszano zawsze tematy związane z siatkówkę, nawet kiedy Arka nie było już między nami. Byłem ciekawy czy Ryszard ma jakieś informacje na temat Kasi i tego co się z nią teraz dzieje. Skłamałbym, jeśli bym powiedział, że nie chciałbym się dowiedzieć jaką rolę w jej życiu odgrywa Tomasz.
-Nie chcę o tym mówić. Proszę cię tylko o jedno, o moich ewentualnych transferach zacznij mówić w momencie ostatniego gwizdka meczu, którym będę kończył sezon ligowy w Skrze.-dochodzę do wniosku, że nie ma sensu rozmawiać z nim o Kasi. Gdybym miał w sobie na tyle odwagi, to sam pojechałbym do Olsztyna i chociażby poczekał na nią przed uczelnią. Wolałem jednak usunąć się w cień, bo przecież to ja dałem jej wolną rękę, więc nie powinienem jej tej wolności ograniczać. Spotaknie z Boskiem dobiega końca, płacę za swoją kawę i wychodzę na zewnątrz. Koniec pażdziernika to czas nieustających deszczy, który pogłębia w człowieku przybicie spowodowane zasypiającą przyrodą. Koniec pażdziernika to też sygnał, że za chwilę w kalendarzu pojawi się czerwona jedynka, które będzie dniem wspomnieć o tych, którzy odeszli. Dla mnie ten dzień już trzeci rok z rządu i podejrzewam, że do końca moich dni, będzie wyglądał tak samo. Stanę przy kamiennej płycie, spojrzę na wyryte w niej złote litery i przypomnę sobie dzień, w którym straciłem ją bezpowrotnie. Obejrzę się dookoła i dostrzegę rodziców Wiki, Łukasza z Julką, dostrzegę trojaczki i dzieci przyjaciół, ale będę przekonany, że tylko mnie tak to boli. Chociaż nie, może w tym roku będzie inaczej? Może w tym roku spojrzę na jej zdjęcie, uśmiechnę się i wreszcie będę mógł powiedzieć jej, że jestem gotowy podjąć rękawicę, którą rzuca mi życie? Może wreszcie Wiki nie będzie musiała śnić mi sie każdej nocy mówiąc, że zasługuję na szczęście?

~*~

23 tygodne. Tyle czasu nosi pod swoim sercem małą fasolkę, która jest owocem...no właśnie, czego ona tak właściwie jest owocem? Wpadki? Na pewno, bo przecież nie planowała z Bartkiem dziecka. Miłości? Tak, ale tylko tej jednostronnej i nieodwzajemnionej. Zaraz na początku sierpnia okazało się, że jedna z czynnie spędzonych przez Kaśkę i Bartka nocy okazała się brzemienna w skutki. Gołaś zaszła w ciążę i nie było od tego odwrotu. Początki nie były łatwe. Świadomość o dziecku nie mogła zakiełkować w głowie szatynki. Chwytała się dosłownie wszystkiego, byle tylko nie dopuścić do siebie myśli, że jest w ciąży. Jej zachowanie było skrajne, co lekarz wytłumaczył jako szok i wszystko zapisał po stronie młodego wieku i być może nieciekawej sytuacji związanej z ojcem dziecka. Nie znał jej, a trafił w dziesiątkę. Chciała spokojnie skończyć studia i nie myślała o tym, że przyjdzie jej zrobić sobie przerwę ze względu na dziecko. Z drugiej strony wiedziała, że nie może o tym powiedzieć Bartkowi, bo znając jego charakter, siatkarz chciałby z nią być tylko po to, by dziecku nie zabrakło rodziny. Maleństwo czułoby się kochane, ale ona wiedziałaby, że Kurek idzie z nią przez życie tylko i wyłącznie ze względu na litość i przywiązanie do dziecka. Na to nie chciała się zgodzić. Już i tak wystarczająco długo trwała przy nim z nadzieją, że kiedyś ognisko miłości zapłonie ich wspólnym żarem, a nie tylko jej subtelnym płomykiem. Postanowiła wychować dziecko z pomocą Tomka, bez ingerencji Bartka. Zaśmiała się ironicznie na myśl, że historia zatoczyło koło. Kiedyś przecież między Weroniką a Kurkiem doszło do rozstania, szatynka nie powiedziała na początku Bartkowi o ciąży, ale potem wszystko zakończyło się pojednaniem i powrotem. Ona wiedziała, że musi brnąć w kłamstwo, bo nie była Weroniką i nie miała co liczyć na to, że Kurka serce zapała kiedyś miłością w jej kierunku. Rodzinie powiedziała, że poznała wspaniałego mężczyznę, który zawrócił jej w głowie i to jego dziecka się spodziewa. Nie ma się co dziwić, że państwo Gołaś nie byli zachwyceni, ale z drugiej strony, kiedy poznali Zawadę i zobaczyli, z jaką czułością patrzy na ich córkę, zrozumieli, że Kaśka rzeczywiście trafiła na wartościowego człowieka i pogrzebali jej związek z Bartkiem, odkładając go między bajki. Sam Zawada zachowywał się wzorowo, wręcz nie doopisania. Zdawał sobie sprawę, że Kaśka tak łatwo nie obdarzy go uczuciem, ale mimo to nie ustępował i był dla niej oparciem w trudnych chwilach. Kiedy tylko dowiedział się o tym, że szatynka jest w ciąży, zapewnił ją, że pokocha to dziecko tak mocno, jak pokochał i jego matkę. Gołaś nie było stać na to, by powiedzieć mu słowa o podobnym znaczeniu, ale obiecała sobie wtedy, że postara się zapomnieć o Kurku i dopuści do siebie Tomka. Od dwóch miesięcy zamieszkała z nim w jego mieszkaniu, za pośrednictwem teściowej Bartka oddała mu klucze od jego mieszkania, by w ten sposób nie narażać się na niechciane spotkanie. Chciała się odciąć od wszystkiego, co mogłoby jej o nim przypominać, ale nie nie mogła sobie na to pozwolić. Nie mogła od tak sobie urwać kontakt z trojaczkami, których traktowała jak własne dzieci i nie mogła wymazać z pamięci faktu, że to Kurek jest ojcem jej maleństwa.
~Za ile będziesz w domu?-była już godzina 17, a na kwandrans przed 18 byli umówieni na wizytę u lekarza. Kasia czuła się dobrze fizycznie, ale kontrola lekarza w okresie ciąży jest niezbędna. Zwłaszcza, że w jej przypadku początki nie były łatwe i to właśnie dzięki wsparciu m.in. jej ginekologa, otrząsnęła się z pierwszego szoku i doszła do siebie.
~Przepraszam cię Kasiu, ale nie będę mógł jechać z tobą do lekarza. Klient w ostatniej chwili przełożył spotkanie o godzinę. Od początku zajmuję się wykonaniem jego zamówienia i nie mogę tego zostawić komuś innemu.-bodaj pierwszy raz Tomek nie wywiązał się z danego jej wcześniej słowa. Zawsze mogła na niego liczyć i nie miała do niego żalu, że nie będzie mógł jej towarzyć w wizycie u lekarza. Słyszała w jego głosie, że jest mu przykro, ale przecież nie było w tym jego winy.
~Oj Tomek, tylko mi się tam nie obwiniaj. Nic mi się nie stanie jak sama tam pójdę, a ty szybko załatw swoje sprawy i wracaj do domu. Zrobię coś pysznego na kolację.-tylko tak Kaśka mogła się odwdzięczyć Zawadzie za to pomoc i troskę jaką jej okazał. Rozłączyła się po chwili i zabrała za szykowanie się do wyjścia. Znalazła w sypialni teczkę z ostatnimi wynikami badań, wyjęła z szafy płaszcz i kiedy już miała wyjść z pokoju, jej uwagę poraz kolejny przykuła duża antyramana wisząca na przeciwko łóżka. Już kilka razy miała ochotę zapytać Tomka kim jest ta dziewczynka, którą trzyma w objęciach, ale nigdy nie miała w sobie na tyle odwagi. Szatyn nie chętnie mówił o swoim życiu. Powiedział jej tylko tyle, że w jego życiu kiedyś była pewna kobieta, która bardzo go zraniła, ale nic więcej o niej nie mówił, a ona nie nalegała na więcej szczegółów. Zadzwoniła po taksówkę i pojechała do prywatnego gabinetu lekarza Adamskiego, który dziś obiecał jej powiedzieć płeć dziecka. Chciała przy kolacji zrobić Tomkowi niespodziankę...
...-No pani Kasiu, mogę zamknąć jedno oko i powiedzieć, że urodzi pani silną dziewuchę.-doktor Adamski podał jej papierowy ręcznik, by otarła resztki żelu z brzucha. Uśmiechnęła się od ucha do ucha, bo kiedy wróci do domu, to będzie mogła powiedzieć Zawadzie, że wygrała ich zakład i to on przez najbliższy miesiąc będzie robił kolacje. Tomasz był przekonany, że Gołaś urodzi chłopca, a sama zaintersowana upierała się przy dziewczynce. Choć tak naprawdę płeć nie była ważna, to cieszyła się na wieść o swojej małej księżniczce. Wyszła z gabinetu i od razu napisała wiadomoś do Tomka, że dzisiejsza kolacja będzie wyjątkowa, ale nie napisała, że następne 30 będzie należeć do niego. Weszła jeszcze po drodze do sklepu i zrobiła drobne zakupy, poczym wsiadła w taksówkę z zamiarem powrotu do domu. Nie wiedziała, że z romantycznej kolacji nici, bo ktoś postanowił ją odwiedzić...

~*~

Witam i o zdrowie pytam. Ja paskudnie się przeziębiłam, ale we wrześniu na początku roku szkolnego u mnie to normalne. Jestem zakatarzona, zachrypnięta, ale na całe szczęście na ręce mi się nic nie rzuciło i mogę Wam dodać coś nowego. Dochodzę powoli do wniosku, że chyba już mi się skończył repertuar i zmęczyłam materiał. Mam wrażenie, że nie opisuje uczuć tak, jak chciałabym je oddać...Może to jest jakiś znak dla mnie, by zbierać manatki, a nie pchcać się dalej w ten świat i myśleć o nowych historiach. Narazie co mam to dodaję, a potem będę się martwić...
Po lewej stronie zakładka dotycząca powiadamiania o nowościach. Te z Was, które chcą być nadal informowane zapraszam.
Pozdrawiam i do napisania ;***