sobota, 27 października 2012

Część XI

Uskrzydlony tym co wydarzyło się między mną a Kasią wracałem do domu z nadzieją, że szatynka w miarę spokojnie wszystko wytłumaczy Zawadzie, a ten nie będzie robił jej żadnych problemów, kiedy powie mu, że odchodzi. Rodzinny dom Kadziewiczów był już uśpiony, a ja w doskonałym nastroju zapragnąłem napić się herbaty. Z kubkiem w ręku usiadłem na werandzie i wpatrywałem się w gwiazdy. Przez to wszystko nawet nie miałem chwili zamyślić się nad wieścią, że zostanę poraz drugi ojcem i będę miał córkę. Zbyszek co prawda nadal będzie uważał, że prawdziwym mężczyzną jes ten, który zaczyna od córki, ale to wszystko to były tylko takie powiedzenia, które tak naprawdę nie miały dla nas żadnego znaczenia. Jestem pewny, że gdybym zadzwonił do niego teraz, to cieszył się by się razem ze mną moim szczęściem i gratulował mi, że wreszcie udało mi się załatwić najważniejszą sprawę w moim życiu od czasu śmierci Weroniki. Spojrzałem w niebo zastanawiając się co o tym wszystkim myśli Wiki. Mam nadzieję, że jest szczęśliwa i cieszy się moim szczęściem. Czuję, że tak właśnie jest. Kiedy bylismy razem zawsze chodziło nam o to, by uszczęśliwiać siebie nawzajem. Jej teraz tu nie ma, a ja sam wziąłem sprawy w swoje ręce i chcę walczyć o szczęście.
-Też nie możesz spać?- obok mnie na schodach pojawia się tata Tadeusz i kładzie dłoń na moim ramieniu. Widzę, że ubrał się dość ciepło, ale listopadowe noce są już naprawdę zimne. Może nie jest to odpowiednia pora na kontemplowanie życia na świeżym powietrzu, ale skoro osoba tak doświadczona jak Kadziewicz senior także spędza tak bezsenne noce, to może nie grozi to natychmiastowym zapaleniem płuc czy oskrzeli.
-Niedawno wróciłem od Kasi i nie chciało mi się jeszcze spać. Tato ja kocham ją i chcę założyć z Kasią rodzinę. Uwierz mi, że nie łatwo mi jest o tym z tobą rozmawiać, bo wiem, że pamięć o Wiki nigdy w was nie zaginie, ale obiecuję, że w moim sercu zawsze będzie dla niej miejsce.- czuję, że tłumaczę się jak dzieciak, który nabroił coś złego. Wiem, że mam prawo do miłości i szczęścia po tym co się stało, ale mimo wszystko liczę się ze zdaniem teściów i rodziny Weroniki. Wiem, że Łukasz nie będzie miał nic przeciwko, bo sam gorąco mnie namawiał do tego, bym w końcu ułożył sobie życie, ale rodzice to zawsze rodzice. Niejednokrotnie widziałem łzy w oczach mamy Krystyny, która przeglądała nasze zdjęcia. Tadeusz także miał dni, w których na nowo przeżywał cierpienie związane ze stratą córki. Ja to wszystko wiem i dlatego tak ciężko mi jest się przyznać do tego, co wydarzyło się kilka godzin temu w moim życiu. Nawet nie wiem czy on wie o tym, że zostanę ojcem.
-Wiesz Bartek, że od zawsze byłeś dla mnie jak syn i nawet fakt, że nie ma już z nami Weroniki tego nie zmienia. Zasługujesz jak nikt inny na szczęście i nie mogłeś sobie wymarzyć lepszej kobiety od Kasi, bo taka żona u boku mężczyzny to skarb. Opiekuj się nią i waszym dzieckiem. Nie zapominaj też, że u nas zawsze dom będzie otwarty dla twojej rodziny, twojej nowej rodziny synu.- w takich chwilach odpowiedź jest zbędna. Jestem dorosłym facetem, a w obliczu takich słów jestem wrażliwy jak baba, dlatego na moim policzku dostrzec można ślady łez, których kilka kropli spłynęło na kurtkę.
-Dziękuję tato. Za wszystko.- za te wszystkie lata, które spędziłem w Olsztynie, zaznając ze strony rodziny Kadziewiczów wiele ciepła i miłości. Miałem 19 lat, kiedy wyfrunąłem z rodzinnego domu, ale lepiej trafić nie mogłem, bo zawsze miałem tu ludzi, dla których moje dobro miało znaczenie. Nawet wtedy, kiedy na jaw wyszła moja zdrada, dostałem drugą szansę. Otrzymałem też wiele wsparcia wtedy, kiedy mój świat wraz ze śmiercią żony zawalił się. Oni przecież także przeżyli tragedię, a mimo wszystko byli zawsze przy mnie gotowi pomóc i przytulić, kiedy po prostu chciałem się wypłakać. Teraz moją rodziną będzie Kasia, chłopcy i nasza córeczka. Teraz moimi teściami będą państwo Gołaś, rodziną będzie rodzina Kasi. Znów zaczną się wspólne obiady, przygotowania do wspólnego, nowego życia, ale Kadziewiczowie zawsze będą jego ważną częścią. Odrzucę od siebie cierpienie, które uniemożliwiało mi społeczne funkcjonowanie wśród ludzi, ale szacunek i miłość do tych ludzi pozostanie bez zmian. Jestem tego pewien...

~*~

Minęły dwa dni. Dwa straszne dni, które Kasia najchętniej wymazałaby ze swojej pamięci i uznała, że nigdy nie miały miejsca. Niestety nic nie zapowiadało tego, że następne będą lepsze. Tomasz zgotował jej piekło na ziemi. Odciął od świata, zabrał telefon i klucze, by uniemożliwić jaką kolwiek próbę ucieczkę czy próbę wezwania pomocy. Leżała skulona na łóżku z podpuchniętymi od płaczu oczami i czekała tylko na to aż wreszcie to wszystko się skończy. Dużo też rozmaślała. O czym? O tym jakim cudem dała się tak zmanipulować. Nie powinna w takim stopniu zaufać człowiekowi, o którym wiedziała tak niewiele. Nie mogła się tłumaczyć tym, że potrzebowała pomocy. Nie powinna powierzyć siebie i swojego dziecka pod opiekę człowieka, który zrobił na niej dobre wrażenie i nic poza tym. Tak bardzo chciała cofnąć czas do momentu w którym siedziała z Bartkiem na ławce i słuchała tego, że ich związek nie ma przyszłości. Wtedy powinna mu wykrzyczeć, że jest kompletnym egoistą i nie może tak poprostu chcieć się z nią rozstać. Chciałaby cofnąć czas w którym dowiaduje się o ciąży i od razu po wizycie u lekarza poszłaby do Bartka i powiedziała, że spodziewa się jego dziecka. Cofnełaby moment, w którym wplątała się w dziwną historię z Tomaszem. Najgorsze było to, że Zawada odciął ją kompletnie od świata i nikomu nie mogła powiedzieć, że szatyn chce zgotować jej piekło na ziemi. Wiele czynników sprzysięgło się przeciwko niej. Jak na złość mama wróciła wcześniej do Ostrołęki, Bartek miał jechać do Bełchatowa by omówić szczegóły jego treningów po kontuzji, a nikt inny w Dobrym Mieście nie znał jej na tyle dobrze, by się o nią martwić. Zamknięta w sypialni usłyszła pukanie do drzwi, na które szybko zareagował Tomek. Słyszała głos szatyna i jego tłumaczenia, że nie ma jej w domu. Nie była pewna z kim Zawada rozmawiał, ale na całe szczęście osoba odezwała się nieco głośniej i rozpoznała po głosie, że był to Zbyszek. Nie miała pojęcia skąd się tu wziął, ale po głębszym zastanowieniu pomyślała, że pewnie jego drużyna gra mecz z olsztynśkim zespołem i stąd jego obecność tutaj. Doszła do wniosku, że to będzie jej ostatnia szansa. Szansa na to, by wyzwolić się z pod jarzma mężczyzny, który obłędnie pragnie dziecka. Jej jedyną szansą był donośny krzyk, który mogła z siebie wydać, prosząc tym samym Zbyszka o ratunek. Zdawała sobie też sprawę, że jeśli cudem Tomaszowi uda się wyrzucić z mieszkania siatkarza i on przyjdzie do jej pokoju, to znów dostatnie cios w twarz. O to, że szatyn zrobi krzywdę dziecku nie obowiała się, bo tak naprawdę to właśnie dziecko było czynnikiem, dla którego Tomasz nie mógł się pogodzić z jej odejściem.
-Zbyszek nie zostawiaj mnie, ja potrzebuję pomocy!!!- krzyknęła z całych sił i najwyraźniej informacja ta dotarła do Zibiego, bo w przedpokoju usłyszała szamotaninę i głośne wyzwiska. Po cichu modliła się, by Bartman nie dał się wyrzucić i jej modlitwy zostały spełnione. W sypialni pojawił się siatkarz do którego od razu podbiegła Kasia i mocno się przytuliła. Płakała równie mocno, ale czuła się już bezpiecznie. Wiedziała, że przyjaciel Bartka nie pozwoli jej zrobić krzywdy i tak też stać się miało.
-Jeśli ona mi powie, że coś jej zrobiłeś to ci zajebę, słyszysz?!- Zawada patrzył na nich z obłędem w oczach, ale w obecności Zbyszka, Kaśka nie musiała czuć się zagrożona. Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i wyszła z mieszkania z nadzieją, że już nigdy nie będzie musiała tu wrócić.
-Jak dobrze, że coś mnie podkusiło by cię odwiedzić. Już dobrze Kasia, ze mną jesteś bezpieczna.-wziął ją do samochodu i zabrał do hotelu w którym zatrzymał się Jastrzębski Węgiel. Lorenzo nie robił żadnych problemów, a kiedy zobaczył w jakim stanie znajdowała się szatynka sam stwierdził, że dziewczyna w takim stanie nie może być sama. Kasia otrzymała pokój pomiędzy pokojem Zbyszka i Michała, a Michała Łasko i Pawła Ruska. Nikt nie pytał dlaczego Gołaś znalazła się między nimi.
-Zbyszek dziękuję...-szatynka ucałowała jego policzek i w mgnieniu oka zasnęła jak kamień, by w ten sposób próbować zregenerować siły po silnych przeżyciach. Zbyszek usiadł na skraju jej łóżka i przyglądał się dziewczynie. Przypominał sobie sytuację kiedy po jego słowach relacje między Weroniką a Bartkiem uległy zmianie. Nie chciał robić z siebie bohatera, ale cieszył się, że dla swoich przyjaciół wiele zrobił i był zawsze gotów, by zrobić jeszcze więcej. Kiedy był pewien, że Gołaś śpi mocnym snem, wyszedł z jej pokoju i zadzwonił do Bartka. Był pewien, że przyjaciel powinien dowiedzieś się o wszystkim. Miał szczęście, że Kurek nie położył się jeszcze spać, choć godzina nie należała już do najwcześniejszych. Opowiedział mu wszystko od momentu w którym wpadł na pomysł odwiedzenia Kaśki i tek co został w domu Zawady. Bartek zaniemówił, a gdy doszedł do siebie to chciał wsiadać w samochód i przyjeżdżać do Olsztyna.
-Chcesz teraz ty spowodować wypadek? Przecież wiesz, że ja się Kasią zajmę, a ona sama jutro zdecyduje co robi. Myślę, że powinienem podsunąć jej pomysł wyjazdu do Bełchatowa. Jak myślisz?- w zamian za to Zbyszek otrzymał kilka ciepłych słów od Kurka, który nie krył zdenerwowania tym co stać się mogło Kasi pod opieką Tomasza. Sam teraz wiedział jak to jest martwić się o dwie najważniejsze osoby w swoim życiu. Choć z Magdą nie układa mu się ostatnio zbyt dobrze, to i tak blondynka i ich córeczka są dla niego najważniejsze. Tak samo jak dla Bartka trojaczki, Kasia i ich nienarodzone dziecko...

~*~
Witam! Przepraszam, ale dziś nie będę nic pisać, bo nie mam na to psychicznie siły. Gdybym w kalendarzu nie miała jak wół napisane, że mam dodać tu notkę, to pewnie bym tego nie zrobiła...
Pozdrawiam ;***

sobota, 20 października 2012

Część X

Nie rozumiałem jak Kaśka mogła mi to zrobić. Nie rozumiałem jak mogła mi nie powiedzieć, że spodziewa się naszego dziecka. Stoję teraz w drzwiach mieszkania Zawady i patrzę w jej oczu. Widzę jej strach i zakłopotanie. Mogę się założyć, że nawet przez głowę nie przeszło jej to, że kiedyś poznam prawdę.
-Myślałaś, że się nie dowiem?!- pytam i nie zwracam uwagi na to, że Zawada nie jest zadowolony z faktu, że tutaj jestem, ale mam to gdzieś.
-Tomasz zostaw nas samych.-architekt wcale nie chce wyjść, ale na całe szczęście jest wstanie dla szatynki zrobić wszystko. Ja też byłem, jestem i będę w stanie zrobić wszystko, ale za późno to sobie uświadomiłem. Mimo wszystko uważam, że nie powinna tak postąpić względem mnie, nawet jeśli jak zachowałem się tak paskudnie wobec niej. Kiedy Zawada zamknął za sobą drzwi, Kasia zaprosiła mnie do środka i przyniosła szklankę wody. Usiadła na drugim krańcu kanapy i spuściła wzrok, by nie patrzeć mi w oczy. Złapałem szybki łyk wody, by nie zaschło mi w gardle i ukucnąłem przed Gołaś. Chciałem by popatrzyła mi w oczy i powiedziała o powodach swojego postępowania.
-Kasia dlaczego? Dlaczego nie powiedziałaś mi prawdy?- zdaję sobie sprawę, że jako partner życiowy nie spisałem się za dobrze, ale wydaje mi się, że ojcem jestem dobrym i choćby na tej podstawie szatynka powinna dać mi szansę. Doskonale wie, że dzieci są całym moim światem i kolejna istota w moim życiu uczyniłaby go lepszym.
-Chcesz wiedzieć dlaczego? Dobrze powiem ci. Wiedziałam, że za wszelką cenę chciałbyś stworzyć temu maleństwu rodzinę, a ja nie chciałam być piątym kołem u wozu. Byłbyś ze mną ze względu na dziecko, nie na mnie.-a więc to chodzi o to. Na jej słowa nie mam kontrargumentu. Czuję się w ich obliczu dupkiem.
-Kasia ja sobie wszystko przemyślałem i jeśli tylko dałabyś mi drugą szansę to już nigdy bym jej nie zmarnował. Ja cię kocham i choć za późno to sobie uświadomiłem to wierzę, że jest jeszcze dla nas szansa.-nie wiem czy właściwie odczytuję jej łzy, ale wydaje mi się, że są one oznaką jej słabości, a jednocześnie radości, że rozmowa między nami wreszcie ma miejsce.
-Bartek przepraszam. Zachowałam się jak egoistka, ale tak strasznie cię kocham i boję się, że nigdy nie zaznałabym takiego uczucia z twojej strony. Nie wiedziałam, że życie w cieniu Weroniki okaże się takie trudne.-dlaczego byłem aż tak ślepy, że tego nie widziałem? Chociaż nie, ja to widziałem i nic z tym nie zrobiłem. Byłem w pewnym momencie na takim etapie, że wydawało mi się, że moje zachowanie zniechęci Kasię do mnie i da jej powód do tego, by ode mnie odeszła. Nie zauważyłem jedynie tego, że zachowywałem się dość skrajnie. Teraz jak widzę jej łzy to już wiem, gdzie popełniłem błąd. Z początku pozwoliłem Kasi trwać przy moim boku i dałem nadzieję, że z mojej strony to coś więcej. Póżniej kiedy zacząłem mieć wyrzuty sumienia, szatynka już zdążyła mnie pokochać całą sobą. Reszta wyglądała już fatalnie z mojej strony. Raz byłem wylewny, raz oschły i nieczuły. Raz mi się wydawało, że będziemy razem szczęśliwi, a potem kazałem jej odejść twierdząc, że już nie mam szans na to, by zaznać szczęścia u boku innej kobiety. Teraz wiem jak bardzo się myliłem i mam nadzieję, że jest jeszcze czas, by tą pomyłkę naprawić.
-To ja pierwszy powinienem przeprosić ciebie, ale chyba nie ma takich słów, które mogłyby w dosadny sposób określić moją głupotę. Kasia zacznijmy od nowa. Dla nas i naszego dziecka. Ja już wtedy, kiedy pojawiłaś się na cmentarzu, chciałem ci wszystko wyjaśnić i prosić o szansę, ale wiesz jak to wszystko się skończyło...
-Gdyby ci się coś wtedy stało, to nigdy bym sobie tego nie darowała. Oboje nie jesteśmy teraz bez winy i nie wiem czy znów nie podejmuję naiwnej decyzji, ale chcę spróbować swtorzyć z tobą, chłopcami i naszą córeczką prawdziwą rodzinę. Nie zakładam z góry, że nam się uda, ale możemy przecież spróbować, bo mamy dla kogo.-moja dłoń pojawia się na jej brzuchu, a słowa grzęzną w gardle wraz z wiadomością, że urodzi mi się córeczka. To chyba nic dziwnego, że każdy facet na taką wiadomość reaguje podobnie. Zbyszek na wieść o tym, że Magda urodziła dziewczynę oszalał ze szczęścia i dumnie powtarza wszystkim, że prawdziwy facet zawsze zaczyna od córki. Ja zacząłem od trzech synów, ale przecież nie darmo mówią, że nie ważne jak się zaczyna, ale jak się kończy...
-Kocham cię wiesz?- mówię to teraz szczerze i naturalnie, bo naprawdę to czuję. Czuję, że poraz pierwszy od bardzo dawna coś udało mi się w życiu. Mam przed sobą kobietę, którą pokochałem. Jest to inna miłość niż ta, którą obdarzyłem Weronikę. Jest to też zupełnie inna więź niż to, co łączyło mnie kiedyś z Kariną. Każda z kobiet wniosła w moje życie coś innego. Pojawienie się Kariny nauczyło mnie tego, że nie zawsze wygląd i piękna prezencja liczą się w życiu codziennym. Będąc nastoletnik chłopakiem, który chciał coś osiągnąć w siatkówcę, wydawało mi się, że piękna dziewczyna u boku siatkarza to fajna sprawa. Na szczęście szybko doszedłem do wniosku, że nietędy wiedzie droga ku szczęściu. Pojawienie się Weroniki zmieniło moje życie. Być może wtedy kiedy urodziły się nam trojaczki nadal byliśmy gówniarzami, bo mieliśmy bagatela 20 lat, a tu jak grom z janego nieba spadła na nas odpowiedzialność za trójkę maluchów. Wtedy wydawało mi się, że złapałem Pana Boga za nogi, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Potem przyszła śmierć Weroniki, moje problemy alkoholowe i Kasia, która stała się aniołem stróżem. To ona po wyjeździe Łukasza trzymała nade mną pieczę i pilnowała, by w ustach nie znalazła się nawet kropelka wódki. Rozumiała mnie jak nikt, bo przecież sama przeżyła stratę bliskiej osoby. Nie powtarzała co chwila utarych schematów, że jakoś to będzie, że kiedyś się ułoży. Pozwoliła się wypłakać. Jej obecność rozbudziła w nas maleńkie uczucie, które miała trudną drogę do pokochania. Od krótkich chwil euforii, po morze jej wylanych łez. Życie jest pasmem nauk, którego każdego dnia należy pobierać, by życie nie zostało pozbawione sensu. Może gdybym wtedy nie powiedział Kasi, że nie widzę szans na to, by nasz związek przetrwał, teraz byłoby inaczej? Mogliśmy teraz żyćjak para i nie mieć za sobą tych wszystkich problemów, ale czy wtedy czułbym to samo co teraz? Może nie uświadomiłbym sobie tego, że kocham Kasię szczerze i chcą z nią być bo jej potrzebuję, a nie dlatego, że była przy mnie kiedy jej potrzebowałem i chyba taka jest kolej rzeczy, że teraz już musimy być razem. Może to głupie i dziecinne wytłumaczenia, ale tak naprawdę są one nieistotne w obliczu tego, że trzymam Gołaś w swoich ramionach i czuję, że teraz musi być już tylko lepiej...

~*~

Wrócił do mieszkania po jakiś dwóch godzinnach bezsensownych spacerów i nie mógł uwierzyć w obrazek, który zastał po swoim powrocie. Kasia wtulona w ramiona siatkarza mimo łez miała na ustach uśmiech i widać było, że w takim położeniu jest jej dobrze. Apogeum złości osiągnął wtedy, kiedy Kurek zaczął całować szatynkę, a ta oddawała mu każdy pocałunek, czyniąc to jeszcze bardziej zachłannie.
-Może już wystarczy tych rozmów co?!- zdradził swoją obecnoścość, co spotkało się ze zdziwiniem ze strony Kasi i Bartka. Oderwali się od siebie i wstali ze swoich miejsc, gotowi do wyjaśnieć.
-Chyba już wiesz Tomasz co chcę ci powiedzieć, więc nie będę tego przedłużać. Musimy się rozstać, bo ja cię nie kocham. Kocham Bartka i chcę do niego wrócić.-Gołaś spotła swoje palce z palcami Bartka. Złość Tomasza coraz śmielej chciała dochodzić do głosu, a w głowie pojawiała się myśl, że zaczyna tracić coś, na czym tak naprawdę zależało mu od początku. Do jego rodziny należy spory majątek, który zostawiła po sobie matka jego ojca, babcia Leokadia. W testamencie napisała, że przekaże wszystko na wnuka jeśli ten tylko założy rodzinie i będzie miał conajmniej dwójkę dzieci. Jego babcia miała za złe rodzicom Zawady, że sami mieli tylko jedno dziecko. On w świetle prawa także miał córkę, ale Tośka coraz częściej zaczynała wspominać o tym, że chce pozbawić go praw rodzicielskich na rzecz biologicznego ojca Lili. Mogłoby się wydawać, że skoro babcia już nie żyje, a majątek został przekazany, to nie dowie się o tym, że jego sytuacja rodzinna się zmieniła. Na jego nieszczęście babcia zabezpieczyła się na taką ewentualność i dała pełnomocnictwo swojemu prawnikowi, który wrazie potrzeby miał wszelki dostęp do tego, by zablokować konto pani Leokadii. Na razie nikt jeszcze o niczym nie wie, ale Tomasz chciał się ubezpieczyć na najczarniejszy scenariusz i dlatego postanowił rozejrzeć się za jakąś kobietą, która będzie wstanie urodzić mu dziecko chociażby metodą in vitro. Szczęście się do niego uśmiechnęło, bo na drodze pojawiła się Kasia, która uwierzyła w jego dobre intencje i zanim zdążył jej powiedzieć, że bardzo pragnie dziecka, ale nie może go mieć drogą naturalną okazało się, że Gołaś jest w ciąży i nie zanosi się na to, że ojciec dziecka się nimi zajmie. Wszystko układało się dobrze do tej chwili, kiedy w jego mieszkaniu Kasia stoi u boku Kurka i chce z nim od niego odejść, a razem ze swoim odejściem chce zabrać dziecko. Na to nie mógł pozwolić.
-Myślę, że teraz to my musimy porozmawiać na osobności...-widać, że Kurek nie chce odeść, ale Kaśka ma na tyle zaufania do Tomasza i sama chce z nim porozmawiać z Zawadą, że sama prosi siatkarza o ty, by ich zostawił.
-Mam na ciebie czekać?-pyta szatyn, kiedy razem z Kasią stoi w drzwiach i czule ją do siebie przytula. Gołaś oznajmia, że dzisiejszą noc spędzi jeszcze tutaj, a jutro będą się martwić tym jak wszystko zorganizować na nowo. Bartek niechętnie opuszcza mieszkanie i kiedy zamyka za sobą drzwi i Kasia wraca do wnętrza salonu, dostaje od Tomka cios w twarz. Puściły emocje, które nagromadziły się w nim podczas patrzenia na to, że ucieka mu szansa na całkowite przejęcie kontroli nad majątkiem rodziny. Szatynka podnosi głowę ze łzami w oczach, ale Tomasz nie znajduje w sobie litości. Już sobie wszystko zaplanował z udziałem Gołaś i jej córki i nie zamierza na nowo szukać.
-Nie myśl sobie, że teraz mnie zostawisz i odejdziesz z dzieckiem. Jeszcze nie wiem jak cię odizoluję od Kurka, ale narazie nie będziesz wychodzić z domu, a za kilka dni powiesz mu, że zabawiłaś się jego kosztem, bo chciałaś by poczuł się tak, jak ty czułaś się przez niego.-sam nie wie skąd ma w sobie tyle zapalczywości, ale wszystko musi być związane z heroicznym pragnieniem posiadania dziecka.
-Nie możesz mi niczego nakazać. Ja potrzebuję Bartka i wrócę do niego!- dostaje drugi policzek, tym razem mocniejszy.
-Jesteś pewna? Na stoliku połóż telefon i klucze od mieszkania. Ja będę ojcem twojego dziecka i zapamiętaj to sobie...

~*~

Witam! Mam chyba jakąś manię na punkcie psychopatycznych postaci, bo serwuję kolejną postać pokoroju Kamili. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że mój czas już powoli mija jeśli chodzi o świat bloga. Na pewno skończę to co zaczęłam, a potem chyba będziemy musiały się pożegnać. No, ale nie martwcie się(albo martwcie), bo mam przecież błędy i esli, także spokojnie pracy na rok jeszcze mi zostało, a co będzie dalej, to czas pokaże.
Pozdrawiam i do napisania ;***

niedziela, 14 października 2012

Część IX

Dziwne uczucie towarzyszy mi jak tylko przypomnę sobie o tamtym wypadku i o konsekwencjach jakie mogły z niego wyniknąć. Bawię się teraz z chłopcami i nie mogę uwierzyć, że wystarczył jeden nierozważny krok i mogłem ich osierocić. Na szczeście nic takiego nie miało miejsce za co mogę tylko i wyłącznie podziękować Bogu. Od gry w siatkówkę dostałem urlop na cały miesiąc i starałem się ten czas wykorzystać właśnie na to, by nacieszyć się swoimi pociechami. Zabierałem ich do kina, do figloraju. Był też czasu na to by odwiedzić rodzinę i znajomych. Pierwszy tydzień mojej absencji w klubie zleciał nam na wizycie u moich rodziców. Mama i tata nie mogli nacieszyć się wnukami, a ja wreszcie trochę czasu spędziłem z bratem, którego ostatnimi czasy mocno zaniedbywałem. Póżniej nadszedł czas na maraton po znajomych. Spędziłem kilka dni w Żorach i kilka dni w Rzeszowie. Tam spotkałem także Kasię, która była w odwiedzinach u Ignaczaków. Czy Krzysiek specjalnie zaprosił mnie w tym samym czasie, kiedy pojawić się miała u niego szatynka i jej chłopak? Nie mam pojęcia. Nie wiem też co taka konfrontacja miała zmienić w naszych relacjach. Ja tylko uświadomiłem sobie jakim byłem idiotą i napatrzyłem się jak Tomasz zajął moje miejsce. Może zachowywałem się niepoprawnie, ale nie mogłem już słuchać tych wszystkich zachwytów Zawady o tym jak wspaniale jest zostać ojcem i jak nie może się tego dnia doczekać, kiedy będzie trzymał w ramionach swoje dziecko. Miałem wrażenie, że Kaśce także ciąży ta rozmowa, bo jak wytłumaczyć fakt, że szybko zmieniła temat na inny? Nie omieszkaliśmy także poruszyć tematu mojego wypadku. Wtedy też dostrzegłem pojedyńczą łzę na policzku Kasi, którą ta skrzętnie chciała przede mną ukryć. Z opowiadań Zbyszka dowiedziałem się, że Kasia ma do siebie żal o to co mi się przytrafiło, zupełnie bezpodstawnie oczywiście. Kiedy chciałem z nią o tym porozmawiać to powiedziała mi tylko, że nigdy by sobie nie darowała tego, że przez nią chłopcy straciliby ojca. Widziałem z jaką miłość patrzy na moich synów i z jaką radością oni sami garną się do szatynki. Takie sceny uświadamiają mi jak egoistycznie postąpiłem kilka miesiący temu, pozwalając Kasi odejść. Nie tylko zabrałem nam szansę na szczęście, ale i chłopcom szansę na kogoś, kto zastąpi im mamę i wprowadzi w dorosły świat tak, jak zrobiłaby to Weronika. Od pewnych spraw nie ma jednak powrotu, a wrócić musiałem do Dobrego Miasta, bo pod koniec mojego wypoczynku, czyli na początku 4. tygodnia miałem kontrolną wizytę w Olsztynie. Ostatni tydzień wolności spędziłem w domu teściów, codziennie prawie rozmawiając przez Skype`a z Łukaszem i Zbyszkiem. Ten pierwszy opowiadał mi o swoim włoskim życiu i o tym, że mentalnie się chyba zestarzał, bo ostatnimi czasy na swoim koncie nie mógł zapisać nic szalonego. Zibi zaś ciągle truł mi o tym, że powinienem postawić wszystko na jedną kartę i spróbować jeszcze raz zaskarbić sobie zaufanie Gołaś. On sam twierdził i był przekonany, że Kaśka nadal darzy go uczuciem, a jej związek z Zawadą to tylko coś na zastępstwo tego co łączyło nas.
-A może dał byś mi już spokój i powiedział jak się ma Magda, Zosia i Karolinka?- mówię do ekranu komputera na którym wyświetla mi się zezłoszczona twarz Zbyszka, ale on doskonale wie, że jeśli nie mam ochoty drążyć jakiegoś tematu, to nie ma to sensu. Brunet kiedy opowiada o swojej córce to zachowuje się tak, jakby na chwilę przeniósł się do innego świata. Przypomniał mi się czas, kiedy to ja nadawałem wszystkim w koło jak to jest być ojcem. Cieszę się niesamowiecie, że Zbyszek dorósł do spoczywającej na nim odpowiedzialności i radzi sobie z nią znakomicie. Oczywiście wspomina coś o tym, że skończyły się spontaniczne wypady i, że zapomniał już o tym jak to jest szaleć na parkietach dyskotekowych klubów, ale za każdym razem dochodzi do wniosku, że nie chciałby się teraz zamienić na swoje dawne życie, bo to jakie ma teraz w pełni mu odpowiada. Dalsza część naszego dialogu zeszła na temat Pauliny i Michała. O ile Zbyszek zmienił się na lepsze, o tyle Michał poszedł w drugą stronę. Nie to żebym oceniał negatywnie jego osobę, bo cenią go jako człowieka i przyjaciela, ale jego zachowanie w stosunku do Pauliny było jak najbardziej naganne, a teraz jego bierna postawa także nie zasługuję na pochwałę. Kiedy o nich myślę odszukuję w pamięcy sytuację między mną a Weroniką, kiedy na jaw wyszła moja zdrada z Martą. Pamiętam, że na początku wszystko wskazywało na to, że tak zakończy się nasz związek i już nigdy nie będzie szans na to, by poskładać to do kupy. Ja sam chciałem się wycofać, ale na całe szczęście miałem wokół siebie ludzi, którzy potrafili postawić mnie do pionu. Może teraz przyszła rola by się zrewanżować pięknym za nadobne?
-Radziłbym ci Bartuś zająć się swoimi problemami, bo nad Kubiakiem ja trzymam pieczę, ale dopóki oni sami nie chcę tego wszystkiego sklejać, to nasza pomoc i wszelkie działania mijają się z celem. Wczoraj wyrażnie mi powedział żebym nie bawił się w mediatora.- a ten znowu wyjeżdża mi tu z jakimiś problemami, których podobno jestem właścicielem. Już nie miałem siły się z nim kłócić, więc nie poruszałem na nowo tego tematu. Pożegnaliśmy się, z przerażeniem stwierdzając, że rozmawialiśmy prawie 2.godziny. To już zakrawa o plotkarstwo, a nie przyjacielską pogawendkę.
-Tato chodź!- słyszę głos Arka. Pojawiam się w korytarzu i w drzwiach dostrzegam panią Marię, mamę Kasi. Jestem mocno zdziwieny, ale uprzejmie witam się z panią Gołaś i zapraszam do środka, gdzie mama Krystyna wstawia wodę na herbatę i kroi ciasto. Nie mam pojęcia jaki jest powód tych odwiedzić i pierwszą myślą jaka pojawia się w mojej głowie jest ta, że coś musiało stać się z jej córką.
-Przepraszam cię Krysiu, ale czy mogłabym porozmawiać z Bartkiem w cztery oczy?- teściowa nie robi najmniejszych problemów, ale zanim wychodzi z kuchni stawia na stole kawę i ciasto, całuje mnie w czubek głowy i wychodzi. Mam wrażenie, że tylko ja nie znam newsów, z ktorymi przyjechała tu pani Gołaś.
-Coś nie tak z Kasią?
-Nie wiem jak mam ci o tym powiedzieć. Bartek ja byłam dziś u Kasi i niechący w moje ręce wpadła jej teczka z wynikami od lekarza. Chciałam się upewnić, że wszystko w porządku z nią i dzieckiem, ale dowiedziałam się czegoś znacznie ważniejszego...-nic już z tego nie rozumiałem. Z początku zacząłem się bać, że z Kasią bądź dzieckiem jest coś nie tak, ale ze słów pani Marysi można było wywnioskować, że to nie o to chodzi.
-Przepraszam,ale ja nic z tego nie rozumiem...
-Kasia jest z tobą w ciąży Bartek. To 26 tydzień i łatwo policzyć, że ona wtedy nie znała jeszcze tego całego Tomka...-czy ja przypadkiem nie wspominałem wcześniej Zbyszkowi, że nie mam żadnych problemów?

~*~

Niespodziewana wizyta mamy kompletnie wytrąciła ją z równowagi. Ostatnimi czasy była nerwowa, często kłóciła się z Tomkiem i myślała nawet, by przerwać to, co nazywają związkiem. Uświadomiła sobie, że bedąc z Zawadą na dłuższą metę, będzie go ranić tak, jak ją ranił Bartek. Kiedy jednak wspominała o poważnej rozmowie to albo mówił, że nia ma dziś czasu albo działy się setki innych rzeczy, które uniemożliwiały poważną rozmowę. Dzisiaj pojawiła się mama i była inna niż zwykle. Wydawało jej się do tej pory, że ona i tata łyknęli bajeczkę o tym, że związek z Bartkiem nie był oparty na miłości. Może nie pochwalali tego, że ich córka tak łatwo wpadła w ramiona innego, ale na plus chcieli zapisać jej fakt, że odpowiedzialnie podchodzi do tego co się stało i, że mimo wszystko znalazła odpowiedniego mężczyznę. Dziś pani Gołaś trafiła na kolejną kłótnię między nią a Tomkiem i z przykrością stwierdziła, że Tomasz wydawał się być zupełnie innym mężczyzną niż jest w rzeczywistości. Kobieta powiedziała jej wprost, że dopiero teraz zdała sobie sprawę, że powód rozstania Kasi i Bartka musiał mieć zupełnie inne podstawy, a Tomasz pojawił się w najmniej oczekiwanym momencie i wykorzystał chwilę słabości szatynki. W swoich wypowiedziach starała się za każdym razem przemycić wzmianki o siatkarzu, ale Kasia skrzętnie je omijała i zmieniała temat. W końcu rozmowa zaczepiła się o jej ciążę i na tym w sumie zleciała już wizyta rodzicielki. Zastanawiając się nad tym co zrobić ze sobą i Tomkiem, Kasia zrobiła sobie gorącej herbaty z miodem i cytryną i wygodnie zasiadła w fotelu, szczelnie opatulając się kocem. Lubiła w takich chwilach zamknąć oczy przenosić się do momentu, kiedy na świecie pojawi się jej córeczka. Oczami wyobraźni widziała jak chodzi z nią na spacery, jak uczy stawiać pierwszy krok i jak słyszy pierwsze wypowiedziane przez nią słowo. Widzi też w takie chwile swoje dzieciństwo. Widzi troskliwych i kochających rodziców, którzy czuwali na każdym jej ruchem. Widzi zapatrzonego w nią brata, który nie posiada się z radości, że ma kogoś kim może się opiekować. Kiedy próbuje sobie wyobrazić taką sytuację w przypadku swojego dziecko to nie widzi Tomka. Widzi Bartka i siebie. Widzi trojaczki i ich córeczkę. Widzi uśmiechy na ich twarzach. Gdyby tylko mogła przeniosła by ten obrazek w rzeczywistość, ale niestety jest to niewykonalne. Jest też jeszcze jeden obrazek, chyba najbardziej realny. Na tym obrazku jest sama z dzieckiem, dzielnie wspierana przez przyjaciół, ale nie przez mężczyznę. Nie może mieć Bartka, bo ten dobrowolnie zrezygnował ze szczęścia. Choć próbował coś wskurać i coś zmienić w ich relacjach ostatnimy czasy, to kto da jej gwarancje, że to nie jest chwilowy przypływ uczuć? Tomka natomiast nie powinna zatrzymywać u swojego boku, bo zrobi z niego kogoś na zastępstwo Kurka, a tego by nie chciała jemu robić. Otrzymała od niego tyle dobrego i te kłótnie i niedomówienia, które pojawiły się między nimi w ostatnim czasie, nie są wstanie zamazać ogólnego obrazu Zawady. Jest dobrym człowiekiem i dlatego nie może go krzywdzić wmawiając, że go kiedyś pokocha, bo jest to raczej nierealna opcja. Kiedy słyszy dźwięk otwierających się drzwi wie, że to Tomek. Wie też, że od poważnej rozmowy dziś nie powinno być odwrotu.
-Cześć kochanie!- wita ją tak każdego dnia zaraz od progu, ale wcale ją to powitanie nie rusza. Nie czuje tego dreszczu kiedy ją dotyka, kiedy wypowiada czułe słówka. Być może za późno to sobie uświadomiła, ale lepiej teraz niż wtedy, kiedy pojawiły się by się jakieś poważne deklaracje, od których nie byłoby odwrotu.
-Tomek wiem, że jesteś zmęczony, ale musimy porozmawiać...-zaczyna od razu, ale znów coś staje na drodze ku poważnej rozmowie. Mianowicie ktoś intensywnie puka do drzwi. Tomek otwiera je, a po ich drugiej stronie pojawia się postać Bartka, którego mina mówi wszystko. On już wie o tym, że to z nim Kaśka jest w ciąży, ale szatynka nie ma bladego pojęcia skąd.
-Myślałaś, że się nie dowiem?!

~*~
Witam! Notka pojawia się wyjątkowo w niedzielę, a nie sobotę, bo było tu kilka kwestii, które wyprzedziłyby błędy młodości, a jak wiecie to są opowiadania ze sobą połączone. Jak widzicie Bartek już zna całą prawdę, a ja sama nie wiem jak to dalej się potoczy...
Pozdrawiam ;***

sobota, 6 października 2012

Część VIII

Następnego dnia rano atmosfera przy śniadaniu w mieszkaniu Zawady była niedozniesienia. Wymieniali między sobą tylko i wyłącznie grzecznościowe zwroty, choć każde z nich chciało zacząć rozmowę na dość istotny temat. Dopiero teraz Kasia zdała sobie sprawę, że pod jednym dachem z mężczyzną, o którym tak naprawdę nie wiele wie i który po wczorajszej rozmowie z Antoniną wydawał jej się jakiś niebezpieczny. Starała się zrozumieć to, że mógłbyć rozżalony zdradą żony i, że przywiązał się do Lili jak do własnej córki, ale nie znała go od takiej strony, jaką zobaczyła w nim podczas jego rozmowy z byłą żoną. Może nie tyle zobaczyła, co usłyszała z sypialni. Tomasz podnosił głos, był bardzo wulgarny i agresywny i choć bardzo chciała go usprawiedliwić to nie mogła, bo zostawała wychowana w przeświadczeniu, że do kobiety podchodzi się z ogromnym szacunkiem. Jej tata nigdy nie podniósł głosu na mamę, Arek także nawet jak już krzyczł na Agnieszkę czy nawet na nią, to używał konstruktywnej krytyki, a nie negatywnie nacechowanych słów, które tak naprawdę nic nie wnoszą do rozmowy.
-Co powiedział lekarz podczas wizyty?- po tym pytaniu zdała sobie sprawę, że Tomek nie zamierza jej się z niczego tłumaczyć, a już na pewno nie z tego, w jaki sposób prowadził dyskusję ze swoją żoną. Może rzeczywiście nie powinno ją to obchodzić? Ona też nie za wiele powiedziała mu o ojcu dziecka, nie wiele mówiła o swoim życiu sprzed związku z Zawadą. Może tak było wygodniej? Mogłaby dojść do takiego wniosku, gdyby nie fakt, że skoro Tomasz utrzymuje kontakt z Lilianą, to zarówna ona jak i Tośka będą obecne w życiu jej i szatyna, a to może prowadzić do kolejnych niezręcznych sytuacji. Nie chciała stać między nim a jego byłą żoną w roli mediatora i pośrednika.
-Wszystko w porządku. Będę miała córkę.-powiedziała spokojnie, co nie spodobało się widocznie Zawodzie, który nerwowo zacisnął pięści i wybuchł prawie z taką siłą jak wczoraj przy Antoninie.
-Ile razy mam ci powtarzać, że to jest nasze dziecko?! Jestem przy tobie, opiekuję się tobą i zamierzam zaopiekować się NASZYM dzieckiem!- wyrażnie zaakcetował słowo "naszym" i znów wydawał się jakiś taki oschły, zupełnie niepodobny do Tomka, którego Kasia poznała na początku. Zrobiło jej się przykro, że tak na nią naskoczył tylko za to, że się przejęzyczyła. Dobrze wiedziała, że dużo zawdzięcza Zawadzie i naprawdę mogła uznać się za szczęściarę, że spotkała na swojej drodze człowieka, który chce dać ojcowską miłość dziecko, którego nie jest owocem ich wspólnej miłości.
-Wiesz będzie chyba lepiej, jeśli pojadę już jutro do Ostrołęki i wrócę 2. listopada. Odpoczynek dobrze nam zrobi, a ty będziesz miał czas, by załatawić swoje sprawy na spokojnie.-sama miała miec bufor bezpieczeństwa, że Tośka już nigdy nie będzie chciała ją prosić o to, by mieszała się w ich sprawy i wpływała na postępowanie Tomka.
-Jeśli tylko chcesz to mogę cię odwieźć.-widać było, że Zawada sam próbuje zapanować nad zdenerwowaniem. Kaśka jednak nie chciała się zgodzić na to, by odwiózł ją do rodzinnego miasta. Odniosła talerze do zlewu i poszła do sypialni, by dokończyć pakowanie. Nie brała dużo rzeczy, bo nie chciała dźwigać, a zresztą w domu miała masę rzeczy, które będzie miała okazję teraz wykorzystać. Z małą walizką pojawiła się w korytarzu, gdzie spotkała skruszonego Tomka. Nie wiedzieć skąd wyczarował dla niej buket róż, którym wręczał jej z ogromnym przyjęciem.
-Obiecuję ci, że wszystko ci wyjaśnie jak tylko wrócisz do domu. Kasiu przepraszam, że ci nie powiedziałem o córce i żonie, ale to nie jest dla mnie łatwy temat, uwierz mi.-czy mu wierzyła? Tak, bo mówił z takim przekonaniem, że nie przeszło jej nawet przez myśl, że mógłby w tej sprawie kłamać. Po co miałby to robić? Jaki ma cel w tym, że wiążę się z kobietą, która urodzi nie jego dziecko? Widocznie jakiś ma skoro z miejsca przyjął wszystko. Minus trzeba zapisać po stronie Kaśki, bo zachowała się dosyć naiwnie powierzając siebie i swoje dziecko mężczyźnie, którego na dobrą sprawę zna niecałe cztery miesiące. Nie musiała się na siłę wiązać z mężczyzną by zapewnić dziecku i sobie bezpieczeństwo, bo na pewno rodzina nie odwróciłaby się od niej w takiej sytuacji. Przede wszystkim gdyby tylko powiedziała o wszystkim Bartkowi, to na pewno nie musiałaby się o nic martwić. A może jednak by miała? Może każdego dnia zadawałaby sobie pytanie czy mężczyzna, obok którego budzi się każdego dnia i który zasypia u jej boku w ogóle ją kocha? Może tylko ta mała istotka, która spałaby w kącie ich sypialni cementowałaby coś, czego tak naprawdę nie ma? Może warto poświęcić swoją miłość dla miłości Tomasza, który zakochał się do szaleństwo i pokazuje to na każdym kroku? Według Kasi warto, bo zdaje się już nie pamiętać o dziwnym zachowaniu Zawady. Nie chce zgodzić się na to, by Zawada z nią jechał, ale też nie okazuje złości i niechęci do szatyna. Żegna go tak, jak każdego dnia rano kiedy idzie do pracy i wychodzi z mieszkania. Przed wyjazdem do Olsztyna postanawia zajrzeć jeszcze w jedno miejsce i wcale nie jest to mieszkanie Kadziewiczów, choć z nimi związane. Zamierza jechać na grób Weroniki, by powiedzieć jej, że się poddaje, że nie zamierza walczyć z pamięcią o niej...

~*~

Poprosiłem Nawrockiego o to, by opuścił mi jeden trening siłowy przed 1 listopada, a ten jak każdego roku nie robił mi żadnych problemów z tego powodu. Zawsze chciałem dostać się wcześniej do Dobrego Miasta, by móc na spokojnie zając się porządkami nagrobku Weroniki. Każdego roku więcej przepłakałem niż narobiłem, ale teraz było inaczej. Moża zachowywałem się dziwnie, ale myjąc kamienne płyty, rozmawiałem z Weroniką tak, jakby siedziała na ławce za moimi plecami i przyglądała się mojej pracy. Opowiadałem jej o chłopcach i o siatkówce choć i tak żyłem w przeświadczeniu, że ona to wszystko widzi. W końcu mój monolog zszedł na temat Kaśki. Tak naturalnie i bez żadnej blokady mówiłem o tym, że kocham szatynkę, ale za późno się o tym przekonałem i za póżno to sobie uświadomiłem. Jestem ciekawy co ona o tym wszystkim myśli? Ostatnio przestała mi się śnić, nie daje żadnych znaków. Wszyscy na około mówią, że powinienem starać się odzyskać Gołaś, ale nie wiem czy mam w sobie tyle odwagi i argumentów po swojej stronie, by móc wygrać z Zawadą i z tym, że spodziewa się z nim dziecka. Czy świadomość tego, że wychowywałbym nie swoje maleństwo coś by zmieniła? Sądzę, że nie. Wystarczy spojrzeć na Michała i jego miłość do Zosi. Mimo że rozstał się z Pauliną, to miłość do Zosi nigdy mu nie przejdzie.
-Gdyby tylko Kasia zechciała dać mi szansę to obiecałbym jej, że pokocham jej dziecko tak samo mocno jak pokochałem ją...-ustawiłem na środku nagrobka ogromny znicz, który przywiozłem i odwróciłem się przodem od alejki i wtedy zobaczyłem, że obok ławki stoi ona. Miała na sobie jesienny płaszcz, w ręku trzymała torbę podrówną, wyraźnie zapakowaną po brzegi. Oprócz tego, że nie powinna chyba nosić takich ciężarów, zastanawiało mnie coś jeszcze. Mianowicie moją głowę zaprzątały myśli jaką część z mojej wypowiedzi słyszała Gołaś? Może dopiero przyszła, a może stała tu od jakiegoś czasu?
-Wyjeżdżam do Ostrołęki, ale przed wyjazdem chciałam tu zajrzeć i zapalić znicz.-obok mojego stawia swój zapalony lampion i w skupieniu odmawia cichą modlitwę. Przyglądam się jej uważnie, mój wzrok ląduje na jej brzuchu. Boję się zapytać co u niej, jak czuje się ona i dziecko. W myślach wyrzucam sobie, że to mogło wyglądać inaczej. Kaśka mogła spodziewać się mojego dziecko, razem moglibyśmy myśleć o wspólnej przyszłości. Widzę jak wykonuje znak krzyża i jak odchodzi. Choć raz zachowuję się jak mężczyzna i łapię ja za rękę, by uniemożliwić jej odejście.
-Kasia ja...
-Bartek nic nie mów. Żyjmy oboje swoim życiem, bo razem nie było nam to dane.-czy ona się przypadkiem nie denerwuje? Może poprostu uświadomiła sobie, że wcale nie kochała mnie i dopiero teraz to do niej dotarło? Gdyby było inaczej to pewnie nie znalazła by tak szybko pocieszenia w ramionach innego. Wiem, że nie mam prawa ją o nic obwiniać i nie mam też prawa robić wyrzutów. Kaśka wyswobadza się z mojego uśckisku i odchodzi. Zauważam, że jej krok jest coraz szybszy, aż zakrawa o bieg. Nic z tego nie rozumiem. Może zareagowała tak na moje słowa? Ale jeśli one są efektem jej zachowania, tzn. że nie jest pewna podjętej przez siebie decyzji. Chwytam się wszystkiego. Odprowadzam postać szatynki wzrokiem do momentu aż znika za bramą wejściową. Spoglądam na zdjęcie Weroniki, na jej uśmiech.
-Mam za nią pobiec?-pytam i tak jakby w tym uśmiechu znajduje odpowiedź. Zabieram swoją torbę i pędzę ile sił w nogach z nadzieją, że za tą bramą znajdę po niej jeszcze jakiś ślad. Dostrzegam jej postać na przystanku autobusowym. Odwraca wzrok, kiedy nasze spojrzenia się krzyżują, a ja co sił w nogach biegnę w tym kierunku.
-Kasia zaczekaj!-krzyczę kiedy jestem już blisko, niestety podczas biegu nie zwracam uwagę na uliczny ruch. Robię o jeden krok za dużo i słyszę tylko pisk hamującego samochodu, krzyk Kaśki i przechodniów. Upadam na nawierzchnię jezdni i uderzam głową o krawężnik. Robi mi się przed oczami kompletnie ciemno, od czasu do czasu mam tylko jakieś przebłyski. Głos Kasi pojawia się w moich uszach tak jakby za mgłą, by w końcu przestać być w ogóle słyszanym. Nie mam zielonego pojęcia co się ze mną dzieje...

~*~

Nie interesował go fakt, że dochodzi prawie północ, a droga jest śliska jak lodowisko, bo właśnie pojawił się pierwszy mocniejszy przymrozek. Wiadomość o wypadku Bartka sprawiła, że wsiadł prawie tak jak stał do samochodu i jak na złamanie karku jechał do Dobrego Miasta. Magda odradzała mu taki wypad z drugiego końca Polski, ale nie mogła nic zrobić. Wiedziała, że Zbyszek czuje się w pewien sposób za szatyna odpowiedzialny pod nieobecność Łukasza. Blondynce obiecał, że będzie jechał bezpiecznie i wcale nie zamierzał szarżować, nie teraz kiedy jest odpowiedzialny za Magdę i ich nienarodzone jeszcze dziecko. Dokładnie nie wiedział co się stało z Bartkiem, ale z informacji Kasi wyłuskał, że został potrącony przez samochód i trafił do olsztyńskiego szpitala. Nie dopuszczał do siebie takiej myśli, że mogło mu się stać coś poważnego. Nie mógł pojąć dlaczego wszystko co złe spada właśnie na Bartka, który na to kompletnie nie zasłużył. Zaparkował swój wóz pod gmachem szpitala i szybkim krokiem udał się w kierunku wejścia. Już na samym początku pojawiły się problemy z tym by dowiedzieć się czego kolwiek o stanie zdrowa przyjaciela, ale miał szczęście, że jedna z pielęgniarek jest zapalonym kibicem siatkówki i doskonale wiedziała, że panowie utrzymują ze sobą kontakt także poza boiskiem i udzieliła mu wszelkim informacji, a nawet pozwoliła na chwilę odwiedzić Kurka.
-Serdecznie pani dziękuję.-z tej radości ucałował policzek pielęgniarki i poszedł w kierunku wskazanej przez nią sali. U jej wejścia dostrzegł siedzącą Kasię, której zapłakana twarz mogłaby wskazywać na to, że z Bartkiem jest naprawdę źle. Naszczęście wcale tak nie było i skończyło się tylko na lekkim wstrząśnieniu mózku i czterech szwach.
-Cześć Kasiu!-przywitał się z szatynką, a ta mocno się w niego wtuliła. Szlochała teraz jeszcze bardziej niż wcześniej, zanosząc się łzami.
-Kochana nie płacz, bo ja przed chwilą rozmawiałem z pielęgniarką i ona powiedziała, że Bartek wyjdzie z tego bez najmniejszego szwanku. Dlaczego ty tak się martwisz?-oderwał ją od siebie i spojrzał w zapłakane oczy.
-Bo to moja wina. On chciał ze mną porozmawiać i biegł na przystanek autobusowy. W ogóle nie zwracał uwagę na jadące samochody i stąd to wszystko. Gdybym tylko nie była taka dumna i wyszła w jego kierunku to nic takiego nie miałoby miejsca...-i znów porwała ją fala płaczu, którą Zbyszek próbował stłumić na nowo przyciskając do siebie Gołaś. Wcale nie podzielał jej zdania, że to jej wina, ale wiedział też, że będzie musiał interweniować. Może kolejny raz uda mu się poprawić sytuację życiową Bartka? Kiedyś jego słowa mocno i dobitnie wpłynęły na Weronikę to może warto spróbować i tym razem przemówić do rozumu Kasi i Bartkowi?

~*~
Witam! Już sobie wcześniej obiecywałam, że postaram się to nie robić zbytniego dramatu, ale jak widać to jest silniejsze ode mnie. Wypadek Bartka zgrał się z jego kontuzją w realu i aż się boję, że ja to wykrakałam...;/
Plus Liga na start i już jest o czym myśleć, kiedy nie chce się myśleć o szkole ;))) 
Pozdrawiam i do napisania ;***