sobota, 17 listopada 2012

Część XII

Lipiec 2012 roku...

Dla takich chwil człowiek zasuwał na treninach w pocie czoła i zostawiał na boisku kawał serca. Takie dni jak ten są warte wszystkich pieniędzy. Udowodniliśmy całemu światu, że będziemy liczyć się w walce o medale na IO w Londynie. Uparcie podążamy drogą Stanów Zjednoczych z przed czterech lat i zgodnie mamy nadzieję, że sen o złotym medalu olimpijskim spełni się. Ja mam nadzieję, że mi spełni się też inny sen, kto wie czy nie ważniejszy. Otóż nareszcie od śmierci Weroniki czuję, że jestem szczęśliwym człowiekiem, spełnionym ojcem i zakochanym mężczyzną, a za kilka chwil mam nadzieję, że narzeczonym. Kiedy skończyła się już cała ceremonia wręczenia medali, całą ekipą w doskonałych nastrojach udaliśmy się do hotelu. Tu mieliśmy zabalować i oblać nasz sukces, ogromny sukces. Zanim jednak alkohol rozprowadzony zostanie po naszych ciałach chciałem przy kolegach z drużyny i partnerkach niektórych z nich oświadczyć się Kasi i zaproponować jej wspólne życie do końca naszych dni. Każdego dnia przekonuję się, że trafiłem na wspaniałą kobietę. Nie chcę mówić o tym, że jest w stanie zastąpić mi byłą żonę. Nie chcę rozpatrywać tego w takich kategoriach. Wiki na zawsze zostanie w moim sercu i każdego dnia o niej będą przypominać mi chłopcy i córka. Dlaczego córka? Bo oboje zdecydowaliśmy dać jej imię mojej tragicznie zmarłej żony. Od kiedy wiedziałem, że będę miał córeczkę to po cichu myślałem, że moglibyśmy tak dać na imię naszemu dziecku. Nie chciałem jednak naciskać i wychodzić z taką propozycją pierwszy. Kasia zrobiła to za mnie. Mała Weronika przyszła na świat dość niespodziewanie, bo podczas naszej wspólnej wizytu u Ignaczaków w Rzeszowie. Nic nie zapowiadało tego, że wrócimy do Olsztyna w sześcioro, ale była to jedna z najwspanialszych niespodzianek w moim życiu. Przy narodzinach trojaczków nie uczestniczyłem w porodzie, ale w tym przypadku brałem już udział i cały czas wspierałem swoją kobietę. Kasia naprawdę spisała się dzielnie, a ja zrozumiałem, że nie łatwą sprawę jest urodzenie takiego szkraba. Na chwilę obecną szatynka zapowiada, że już nigdy nie znajdzie się na sali porodowej, ale jestem przekonany, że ją przekonam do zmiany zdania. Śmieją się ze mnie wszyscy, że zamierzam stworzyć prywatną drużynę do siatkówki mieszanej. Przyjmuję te docinki z uśmiechem na ustach i powtarzam wszem i wobec, że nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Oboje z Kasią jesteśmy jeszcze bardzo młodzi i nie wierzę, że jeszcze kiedyś nie zdecydujemy się na kolejnego szkraba. Nie mniej jednak trzeba najpierw zalegalizować wedle prawa nasz związek. Oczywiście nie chodzi tu o to, że czuję jakieś ciśnienie i chcę się oświadczyć, bo w takiej sytuacji tak trzeba.  Kocham Kaśkę i chcę tego. Nie mówię, że teraz, że za miesiąc czy dwa. Wiem, że kiedyś doczekamy się z szatynką wspaniałej ceremonii i będziemy ze sobą szczęśliwi. Przez ostatni czas dużo się działo w moim życiu, ale wreszcie nadeszła chwila, by zacząć nowy etap swojego życia. Nie chcę odcinać się od przeszłości, ale chcę ją tylko wspominać i pamiętać to, co dobre. Nauczyłem się już mysleć o tym co stało się cztery lata temu i nie wywołuje to już u mnie potoku łez. Kiedy wspominam Weronikę,  to staram się przypominać sobie tylko te dobre chwile, a skrzętnie omijam dzień naszego ślubu. Wiem jednak, że nadejdzie taka chwila, kiedy wszystko sobie dokładnie przypomnę, będzie to dzień mojego ślubu z Kasią. Doskonale pamiętam w którym momencie uroczystości padł strzał i pewnie wtedy dreszcz przejdzie po moim ciele. Nie chcę jednak się tym przejmować. Chcę żyć każdego dnia jakby to był ostatni dzień mojego życia. Chcę jak najwięcej wolnego czasu spędzać z rodziną i przyjaciółmi. Im także wiele zawdzęczam i nie mogę o tym zapominać. Mam wokół siebie wspaniałych ludzi, dla których liczy się moje dobro. Złapałem fajną więź z Mariuszem Wlazłym i Michałem Winiarskim. Mimo że byłem zawodnikiem Skry Bełchatów, to nie stroniłem od zawodników przeciwnych drużyn. Fajnie rozmawia mi się z Dawidem Konarskim czy Łukaszem Wiśniewskim. Nie wspominam tu już o Łukaszu, Zbyszku, Michale Kubiaku i Piotrku, bo tą są ludzie bez któryvh nie wyobrażam sobie swojego życia. Nigdy nie przypuszczałem, że tak silnie będę odczuwał tą więź przyjaźni. Nie wiem czemu akurat teraz rozkładam swoje życie na czynniki pierwsze, ale już nie będę się tym zajmował. Punkt 21 zaczynamy imprezę w sali gier bułgarskiego hotelu" Pampa". Kasia jest pod prysznicem, a ja zajmuję się Weronisią. Chłopcy jak znam życie pewnie są już w pokoju Piotra i zaprzątają mu głowę.
-Mam nadzieję, że Cichy się ucieszy, że zostanie twoim ojcem chrzestnym...- doszliśmy z Kasią do porozumienia i na rodziców chrzestnych wybraliśmy Piotrka i Agnieszką, żonę Arka.  Propozycji było wiele, ale stanęło na takiej opcji. Nim sie obejrzałem, a Gołaś była już gotowa do wyjścia. Dla nas świętowanie zakończy się za pewne wcześniej niż dla wszystkich, bo chłopcy nie dadzą nam się długo pobawić, ale w tym wszystkim dzisiejszego dnia nie zabawa jest najważniejsza.
-No panowie zbieramy się i idziemy na basen.-trojaczkom nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Zbiornik wodny cieszył się na prawdę dużą popularnością wśród wszystkich naszych dzieciaków przybyłych na finały Ligi Światowej. Trochę jestem przerażony, że mój Arek to zaczyna zbyt śmiało patrzeć na Dominisię Ignaczak. On ma dopiero 4 lata, a już całkiem poważnie zaczyna mówić o tym, że Nika jest jego przyszłą żoną. Nie wiem skąd on ma pojęcie o tych sprawach, ale zaczynam dostrzegać, że teraz dzieci dorastają szybciej.
-Basen! Basen!- przekładało na korytarzu, kiedy z pokoju wybiegła zgraja przyszłych gwiazd siatkówki. Kasia poszła na basen, a ja upewniłem się jeszcze czy pierścionek<klik> jest na swoim miejscu. Oświadczam się już drugi raz, ale stresu mi od tego nie ubywa...

Rok później....
Staliśmy przed ołtarzem, a nasze dłonie splecione były świętym węzłęm małżeńskim. Za sobą mieliśmy już przysięgę, która wedle Boga i prawa uczyniła z nasz męża i żonę. Byłem szczęśliwy i zamierzałem zrobić wszystko, by ten stan w swoim życiu utrzymać jak nadłużej. Zdaję sobie sprawę, że nie cały czas będzie tak pięknie jak w dniu ślubu. Życie to nie bajka, ale ja na bajkę się nie nastawiam. Kiedyś nad naszym niebem zajdą chmury, ale wiem, że będziemy wszystko przeczekać i poczekać na Słońce. Za chwilę nałożymy sobie obrączki na znak naszej jedności. Dopracowane były w najmniejszych szczegółach i takie, jakie wymarzyła sobie Kasia. Ja pod spodem swojej miałem wygrawerowane imię mojej żona, a ona miała moje. Z obrączkami<klik> obok nas stał Arek i Madzia. Pozostała zgraja urwisów zaangażowana była podobno do innych obowiązków. Wiem, że wszystkim dyrygował Łukasz, więc byłem gotowy na wszystko, na parę białych gołąbków, ryż czy deszcz monet zaraz po wyjściu z kościoła. To wszystko to niby nic, a jednak świadczyło o przyjaźni między nami wszystkimi. Wszyscy zasiadający w kościelnych ławach kościoła pod wezwaniem św. Antoniego w Ostrołęce w pewnym stopniu przyczynili się do tego dnia i do dzisiejszych wydarzeń. Kto wiek jak potoczyłyby się moje losy, gdyby nie szalony Kadziewicz i jego ręka na pulsie po śmierci Weroniki. Nie wiem czy nie zrezygnowałbym z gry w siatkówkę, gdyby Irek Mazur porządnie mnie nie opieprzył i nie pokazał, że siatkówka to coś na czym zależało Weronice i na pewno nie byłaby dumna, gdybym odpuścił z jej powodu. Ostatnie lata to trafne i skuteczne interwencja Zbyszka, który dziś jest świadkiem na naszym ślubie. Nie zapominam o Piotrusiu Nowakowskim i jego czułej opiece nad moimi dziećmi. Gdy tylko przejeżdża do mnie ze swoją Olą to od razu każe nam wychodzić na miasto, a sam z dziewczyną przejmuje opiekę nad naszymi pociechami. Mógłbym tak wymieniać bez końca, ale teraz jest właśnie ten moment, moment w którym Wiki zginęła od strzału. Obrączka znalazła się na właściwym miejscu i nic się nie stało.Teraz ja założę Kasi krążek, ksiądz powie, że mogę pocałować pannę młodą i zaczniemy wspólne życie. Po kościole rozległy się gromkie brawa i owacje dla nas. Robię w końcu to, na co zezwalił mi sam proboszcz. Podchodzę bliżej Kasi i unoszę do góry jej biały welon. Biorę jej drobniutką twarz w swoje dłonie i składam pierwszy małżeński pocałunek na jej ustach. Tak dług oboje na to czekaliśmy i nasz sen się ziścił. Cichutko szeptamy sobie szczere "Kocham cię" i splatamy nasze dłonie, by jako para nowożeńców wyjść z kościoła. Na zewnątrz spotkał nas deszcz w postaci ryżu i już wcześniej wspomnianych przeze mnie monet. Później przyszedł czas na życzenia. Najczulsce były te od dzieci, a najszczersze te od przyjaciół i rodziny.
-Wy wiecie, że kibicujemy wam z Julką z całych sił...-zaczął Łukasz.
-I życzymy wam wielu wspaniałach chwil. I oczywiście gromadki dzieci.- akurat to życzenie powtarza się najczęściej i aż się boję co z tego wszystkieg wyniknie. Zebrani goście chyba zapominają, że mamy już z Kaśką czwórkę dzieci, ale nie mówię, że jeszcze na jakieś berbecia się nie zdecydujemy. Patrząc na moje predyspozycje genetyczne można stwierdzić, że płodzę wspaniałe dzieci, a takich Polsce trzeba jak najwięcej. Polsce, a może i nawet siatkówce. Patrzymy wszyscy teraz na dzieciaki bawiące się na schodach kościoła. Kto wie czy któreś z nich to być może przyszła gwiazda siatkówki, nie tylko męskiej. Patrzę na Madzię i już widzę te długie nogi i spryt ojca. Gdzieś obok Karola stawia swoje jeszcze nieporadne kroki. Nikt nie wie jak dalej potoczą się nasze losy, ale jedno jest pewne, że razem możemy przezwyciężyć wiele. Dziś jest wielki dzień, ale historia toczyć się będzie dalej jutro i pojutrze. Siatkarska historia Bartosza Kurka i jego przyjaciół będzie trwać dalej i nikt nie powie, że będzie długa i szczęśliwa, ale wszyscy dołożymy wszelkich starań, aby taka była jak najdłużej...

30 lat póżniej...
Człowiek marzy o wielu rzeczach. Byłem młodszy to marzyłem o tym, by zostać najlepszym siatkarzem na świecie. W miarę upływu czasu chciałem mieć szczęśliwą rodzinę. Z tym drugim bywało różnie, ale z perspektywy czasu inaczej postrzegam to, co się stało w moim życiu ponad 30 lat temu. Weronika jest ze mną cały czas i czuję jej obecność, ale tym namacalnym aniołem stróżem jest Kasia. Już 30 lat jesteśmy małżeństwem i teraz nadrabiamy stracony czas, który zabrała nam siatkówka. Ochraniaczę i siatkarski trykot zawiesiłem na kołku 18 lat temu jako spełniony zawodnik reprezentacji i czołowych klubów Europy. Teraz obserwuję rozwijające się kariery moich dzieci. Nie to, że na siłę pchałem chłopaków w stronę siatkówki. Sami wybrali taką drogę, a ja razem z żonę mogę tylko ich wspierać i dopingować. Nie wymądrzam się i nie daję rad, bo chłopaki mają takie umiejętności, że śmiało mogę powiedzieć, że nie mam z nimi o oczym rozmawiać. Siatkówka się zmieniła tak jak wiele rzeczy, ale niektóre kwestie pozostały niezmienne. Nadal przyjaźnię się z Łukaszem, Zbyszkiem, Piotkiem i Michałem. Dwaj ostatni panowie z powodzeniem spełniają się w roli szkoleniowców seniorskiej reprezentacji Polski. Już w pierwszym roku swojego panowania na tym stanowisku zdobyli Mistrzostwo Świata, a rok później tryumfowali w Lidze Światowej. Śmiejemy się, że nazwiska w reprezentacji te same co dziesiąt lat temu. W polskiej siatkówce nadal wiele znaczy nazwisko Winiarski, Wlazły i Kurek. Nie chcąc być nieskromnym, ale moje chłopaki sami wypełniają połowę składu. Mój Arek i Oliwer Winiarski przyjmują piłkę. Każda akcja przechodzi przez ręce Michała i najczęściej jest zbijana przez Arka Wlazłego, atakującego z tą samą fantazją co jego ojciec. Do tego wszystkiego Gabryś melduje się na środku. Na całe szczęście Wera zajęła się kompletnie czym innym i poszła w kierunku pedagogicznym. Zastanawiacie się czy dorobiliśmy się z Kasią kolejnego potomka? Jeśli tak to pozytywnie was zaskoczę, bo doczekaliśmy się jeszcze Daniela i Leny. Mając sześcioro dzieci nie trudno się dziwić, że doczekaliśmy się wnuków. Prawdę mówi ten, który uważa, że dziadkowie wariują na ich punkcie. Nie wyobrażam sobie życia bez tych szkrabów. Uwielbiam zasiadać na trybunach otoczony wianuszkiem dzieci i tłumaczyć im zasady gry w siatkówkę.
-Dziadku, dziadku! Tam jest tatuś?- paluszkiem na Arka wskazuje Antoś, mój najmłodszy wnuk. Kasia patrzy na mnie wymowanie i pewnie przypomina sobie, że kiedyś siedziała otoczona naszymi dziećmi i z trybun pokazywała moją postać. Wśród zgiełku kibiców i ogólnej euforii panującej na hali przed rozpoczęciem meczu spoglądamy sobie w oczy. Minęło tyle lat, a my nadal kochamy się tak samo mocno...



                                                                            ~*~

Witam i tym samym żegnam się z Wami pod XII częścią mojej siatkarskiej historii. Czas zamknąć ten rozdział w moim życiu. Nigdy nie przypuszczałam, że po pierwszej części tego opowiadania zdecyduję się napisać dalsze losy. Było to jednak silniejsze ode mnie i gdybym tego nie napisała, to na pewno miałabym do siebie żal. Teraz nie mam choć wiem, że pewnie mogłabym napisać to lepiej. Dla mnie najważniejsze jest jednak, że nie zawiodłam siebie. Dziękuję Wam kochane za prawie półtora roku obecności na tym blogu i śledzenia historii Bartka i jego ekipy. Mam nadzieję, że nie uważacie tego czasu za stracony. Nie będę żegnać nikogo z osobna, bo na to przyjdzie czas na ostatnim blogu w moim wykonaniu, a patrząc na wydarzenia  ostatniego czasu to nie wykluczone, że stanie się to już niedługo. Już Wam nie smęcę, próbuję wszystko posklejać i zobaczymy co z tego wyniknie... Jak dokładnie wczytacie się w ten rozdział to zauważycie jeden element z błędów, ale na chwilę obecną nie mogę powiedzieć jak potoczą się tam losy i czy ja w ogóle z tym ruszę. Obiecałam sobie, że zawsze dokończę to co zaczełam, ale nie przypuszczałam, że złośliwość rzeczy martwych sprzysięgnie się przeciwko mnie w takim stopniu. Będę starała się nie poddać :)
Jedna kwestia jest natomiast pewna : to jest ostatnia część tego opowiadania, epilogu nie przewiduję. Zakończyłam to tak, jak chciałam. Może za słodko, ale tym bohaterom się to należało...
Jeśli mogę prosić o komentarze to robię to właśnie dziś, by wpisali się Ci co śledzili losy Bartka.
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam ;***

sobota, 27 października 2012

Część XI

Uskrzydlony tym co wydarzyło się między mną a Kasią wracałem do domu z nadzieją, że szatynka w miarę spokojnie wszystko wytłumaczy Zawadzie, a ten nie będzie robił jej żadnych problemów, kiedy powie mu, że odchodzi. Rodzinny dom Kadziewiczów był już uśpiony, a ja w doskonałym nastroju zapragnąłem napić się herbaty. Z kubkiem w ręku usiadłem na werandzie i wpatrywałem się w gwiazdy. Przez to wszystko nawet nie miałem chwili zamyślić się nad wieścią, że zostanę poraz drugi ojcem i będę miał córkę. Zbyszek co prawda nadal będzie uważał, że prawdziwym mężczyzną jes ten, który zaczyna od córki, ale to wszystko to były tylko takie powiedzenia, które tak naprawdę nie miały dla nas żadnego znaczenia. Jestem pewny, że gdybym zadzwonił do niego teraz, to cieszył się by się razem ze mną moim szczęściem i gratulował mi, że wreszcie udało mi się załatwić najważniejszą sprawę w moim życiu od czasu śmierci Weroniki. Spojrzałem w niebo zastanawiając się co o tym wszystkim myśli Wiki. Mam nadzieję, że jest szczęśliwa i cieszy się moim szczęściem. Czuję, że tak właśnie jest. Kiedy bylismy razem zawsze chodziło nam o to, by uszczęśliwiać siebie nawzajem. Jej teraz tu nie ma, a ja sam wziąłem sprawy w swoje ręce i chcę walczyć o szczęście.
-Też nie możesz spać?- obok mnie na schodach pojawia się tata Tadeusz i kładzie dłoń na moim ramieniu. Widzę, że ubrał się dość ciepło, ale listopadowe noce są już naprawdę zimne. Może nie jest to odpowiednia pora na kontemplowanie życia na świeżym powietrzu, ale skoro osoba tak doświadczona jak Kadziewicz senior także spędza tak bezsenne noce, to może nie grozi to natychmiastowym zapaleniem płuc czy oskrzeli.
-Niedawno wróciłem od Kasi i nie chciało mi się jeszcze spać. Tato ja kocham ją i chcę założyć z Kasią rodzinę. Uwierz mi, że nie łatwo mi jest o tym z tobą rozmawiać, bo wiem, że pamięć o Wiki nigdy w was nie zaginie, ale obiecuję, że w moim sercu zawsze będzie dla niej miejsce.- czuję, że tłumaczę się jak dzieciak, który nabroił coś złego. Wiem, że mam prawo do miłości i szczęścia po tym co się stało, ale mimo wszystko liczę się ze zdaniem teściów i rodziny Weroniki. Wiem, że Łukasz nie będzie miał nic przeciwko, bo sam gorąco mnie namawiał do tego, bym w końcu ułożył sobie życie, ale rodzice to zawsze rodzice. Niejednokrotnie widziałem łzy w oczach mamy Krystyny, która przeglądała nasze zdjęcia. Tadeusz także miał dni, w których na nowo przeżywał cierpienie związane ze stratą córki. Ja to wszystko wiem i dlatego tak ciężko mi jest się przyznać do tego, co wydarzyło się kilka godzin temu w moim życiu. Nawet nie wiem czy on wie o tym, że zostanę ojcem.
-Wiesz Bartek, że od zawsze byłeś dla mnie jak syn i nawet fakt, że nie ma już z nami Weroniki tego nie zmienia. Zasługujesz jak nikt inny na szczęście i nie mogłeś sobie wymarzyć lepszej kobiety od Kasi, bo taka żona u boku mężczyzny to skarb. Opiekuj się nią i waszym dzieckiem. Nie zapominaj też, że u nas zawsze dom będzie otwarty dla twojej rodziny, twojej nowej rodziny synu.- w takich chwilach odpowiedź jest zbędna. Jestem dorosłym facetem, a w obliczu takich słów jestem wrażliwy jak baba, dlatego na moim policzku dostrzec można ślady łez, których kilka kropli spłynęło na kurtkę.
-Dziękuję tato. Za wszystko.- za te wszystkie lata, które spędziłem w Olsztynie, zaznając ze strony rodziny Kadziewiczów wiele ciepła i miłości. Miałem 19 lat, kiedy wyfrunąłem z rodzinnego domu, ale lepiej trafić nie mogłem, bo zawsze miałem tu ludzi, dla których moje dobro miało znaczenie. Nawet wtedy, kiedy na jaw wyszła moja zdrada, dostałem drugą szansę. Otrzymałem też wiele wsparcia wtedy, kiedy mój świat wraz ze śmiercią żony zawalił się. Oni przecież także przeżyli tragedię, a mimo wszystko byli zawsze przy mnie gotowi pomóc i przytulić, kiedy po prostu chciałem się wypłakać. Teraz moją rodziną będzie Kasia, chłopcy i nasza córeczka. Teraz moimi teściami będą państwo Gołaś, rodziną będzie rodzina Kasi. Znów zaczną się wspólne obiady, przygotowania do wspólnego, nowego życia, ale Kadziewiczowie zawsze będą jego ważną częścią. Odrzucę od siebie cierpienie, które uniemożliwiało mi społeczne funkcjonowanie wśród ludzi, ale szacunek i miłość do tych ludzi pozostanie bez zmian. Jestem tego pewien...

~*~

Minęły dwa dni. Dwa straszne dni, które Kasia najchętniej wymazałaby ze swojej pamięci i uznała, że nigdy nie miały miejsca. Niestety nic nie zapowiadało tego, że następne będą lepsze. Tomasz zgotował jej piekło na ziemi. Odciął od świata, zabrał telefon i klucze, by uniemożliwić jaką kolwiek próbę ucieczkę czy próbę wezwania pomocy. Leżała skulona na łóżku z podpuchniętymi od płaczu oczami i czekała tylko na to aż wreszcie to wszystko się skończy. Dużo też rozmaślała. O czym? O tym jakim cudem dała się tak zmanipulować. Nie powinna w takim stopniu zaufać człowiekowi, o którym wiedziała tak niewiele. Nie mogła się tłumaczyć tym, że potrzebowała pomocy. Nie powinna powierzyć siebie i swojego dziecka pod opiekę człowieka, który zrobił na niej dobre wrażenie i nic poza tym. Tak bardzo chciała cofnąć czas do momentu w którym siedziała z Bartkiem na ławce i słuchała tego, że ich związek nie ma przyszłości. Wtedy powinna mu wykrzyczeć, że jest kompletnym egoistą i nie może tak poprostu chcieć się z nią rozstać. Chciałaby cofnąć czas w którym dowiaduje się o ciąży i od razu po wizycie u lekarza poszłaby do Bartka i powiedziała, że spodziewa się jego dziecka. Cofnełaby moment, w którym wplątała się w dziwną historię z Tomaszem. Najgorsze było to, że Zawada odciął ją kompletnie od świata i nikomu nie mogła powiedzieć, że szatyn chce zgotować jej piekło na ziemi. Wiele czynników sprzysięgło się przeciwko niej. Jak na złość mama wróciła wcześniej do Ostrołęki, Bartek miał jechać do Bełchatowa by omówić szczegóły jego treningów po kontuzji, a nikt inny w Dobrym Mieście nie znał jej na tyle dobrze, by się o nią martwić. Zamknięta w sypialni usłyszła pukanie do drzwi, na które szybko zareagował Tomek. Słyszała głos szatyna i jego tłumaczenia, że nie ma jej w domu. Nie była pewna z kim Zawada rozmawiał, ale na całe szczęście osoba odezwała się nieco głośniej i rozpoznała po głosie, że był to Zbyszek. Nie miała pojęcia skąd się tu wziął, ale po głębszym zastanowieniu pomyślała, że pewnie jego drużyna gra mecz z olsztynśkim zespołem i stąd jego obecność tutaj. Doszła do wniosku, że to będzie jej ostatnia szansa. Szansa na to, by wyzwolić się z pod jarzma mężczyzny, który obłędnie pragnie dziecka. Jej jedyną szansą był donośny krzyk, który mogła z siebie wydać, prosząc tym samym Zbyszka o ratunek. Zdawała sobie też sprawę, że jeśli cudem Tomaszowi uda się wyrzucić z mieszkania siatkarza i on przyjdzie do jej pokoju, to znów dostatnie cios w twarz. O to, że szatyn zrobi krzywdę dziecku nie obowiała się, bo tak naprawdę to właśnie dziecko było czynnikiem, dla którego Tomasz nie mógł się pogodzić z jej odejściem.
-Zbyszek nie zostawiaj mnie, ja potrzebuję pomocy!!!- krzyknęła z całych sił i najwyraźniej informacja ta dotarła do Zibiego, bo w przedpokoju usłyszała szamotaninę i głośne wyzwiska. Po cichu modliła się, by Bartman nie dał się wyrzucić i jej modlitwy zostały spełnione. W sypialni pojawił się siatkarz do którego od razu podbiegła Kasia i mocno się przytuliła. Płakała równie mocno, ale czuła się już bezpiecznie. Wiedziała, że przyjaciel Bartka nie pozwoli jej zrobić krzywdy i tak też stać się miało.
-Jeśli ona mi powie, że coś jej zrobiłeś to ci zajebę, słyszysz?!- Zawada patrzył na nich z obłędem w oczach, ale w obecności Zbyszka, Kaśka nie musiała czuć się zagrożona. Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i wyszła z mieszkania z nadzieją, że już nigdy nie będzie musiała tu wrócić.
-Jak dobrze, że coś mnie podkusiło by cię odwiedzić. Już dobrze Kasia, ze mną jesteś bezpieczna.-wziął ją do samochodu i zabrał do hotelu w którym zatrzymał się Jastrzębski Węgiel. Lorenzo nie robił żadnych problemów, a kiedy zobaczył w jakim stanie znajdowała się szatynka sam stwierdził, że dziewczyna w takim stanie nie może być sama. Kasia otrzymała pokój pomiędzy pokojem Zbyszka i Michała, a Michała Łasko i Pawła Ruska. Nikt nie pytał dlaczego Gołaś znalazła się między nimi.
-Zbyszek dziękuję...-szatynka ucałowała jego policzek i w mgnieniu oka zasnęła jak kamień, by w ten sposób próbować zregenerować siły po silnych przeżyciach. Zbyszek usiadł na skraju jej łóżka i przyglądał się dziewczynie. Przypominał sobie sytuację kiedy po jego słowach relacje między Weroniką a Bartkiem uległy zmianie. Nie chciał robić z siebie bohatera, ale cieszył się, że dla swoich przyjaciół wiele zrobił i był zawsze gotów, by zrobić jeszcze więcej. Kiedy był pewien, że Gołaś śpi mocnym snem, wyszedł z jej pokoju i zadzwonił do Bartka. Był pewien, że przyjaciel powinien dowiedzieś się o wszystkim. Miał szczęście, że Kurek nie położył się jeszcze spać, choć godzina nie należała już do najwcześniejszych. Opowiedział mu wszystko od momentu w którym wpadł na pomysł odwiedzenia Kaśki i tek co został w domu Zawady. Bartek zaniemówił, a gdy doszedł do siebie to chciał wsiadać w samochód i przyjeżdżać do Olsztyna.
-Chcesz teraz ty spowodować wypadek? Przecież wiesz, że ja się Kasią zajmę, a ona sama jutro zdecyduje co robi. Myślę, że powinienem podsunąć jej pomysł wyjazdu do Bełchatowa. Jak myślisz?- w zamian za to Zbyszek otrzymał kilka ciepłych słów od Kurka, który nie krył zdenerwowania tym co stać się mogło Kasi pod opieką Tomasza. Sam teraz wiedział jak to jest martwić się o dwie najważniejsze osoby w swoim życiu. Choć z Magdą nie układa mu się ostatnio zbyt dobrze, to i tak blondynka i ich córeczka są dla niego najważniejsze. Tak samo jak dla Bartka trojaczki, Kasia i ich nienarodzone dziecko...

~*~
Witam! Przepraszam, ale dziś nie będę nic pisać, bo nie mam na to psychicznie siły. Gdybym w kalendarzu nie miała jak wół napisane, że mam dodać tu notkę, to pewnie bym tego nie zrobiła...
Pozdrawiam ;***

sobota, 20 października 2012

Część X

Nie rozumiałem jak Kaśka mogła mi to zrobić. Nie rozumiałem jak mogła mi nie powiedzieć, że spodziewa się naszego dziecka. Stoję teraz w drzwiach mieszkania Zawady i patrzę w jej oczu. Widzę jej strach i zakłopotanie. Mogę się założyć, że nawet przez głowę nie przeszło jej to, że kiedyś poznam prawdę.
-Myślałaś, że się nie dowiem?!- pytam i nie zwracam uwagi na to, że Zawada nie jest zadowolony z faktu, że tutaj jestem, ale mam to gdzieś.
-Tomasz zostaw nas samych.-architekt wcale nie chce wyjść, ale na całe szczęście jest wstanie dla szatynki zrobić wszystko. Ja też byłem, jestem i będę w stanie zrobić wszystko, ale za późno to sobie uświadomiłem. Mimo wszystko uważam, że nie powinna tak postąpić względem mnie, nawet jeśli jak zachowałem się tak paskudnie wobec niej. Kiedy Zawada zamknął za sobą drzwi, Kasia zaprosiła mnie do środka i przyniosła szklankę wody. Usiadła na drugim krańcu kanapy i spuściła wzrok, by nie patrzeć mi w oczy. Złapałem szybki łyk wody, by nie zaschło mi w gardle i ukucnąłem przed Gołaś. Chciałem by popatrzyła mi w oczy i powiedziała o powodach swojego postępowania.
-Kasia dlaczego? Dlaczego nie powiedziałaś mi prawdy?- zdaję sobie sprawę, że jako partner życiowy nie spisałem się za dobrze, ale wydaje mi się, że ojcem jestem dobrym i choćby na tej podstawie szatynka powinna dać mi szansę. Doskonale wie, że dzieci są całym moim światem i kolejna istota w moim życiu uczyniłaby go lepszym.
-Chcesz wiedzieć dlaczego? Dobrze powiem ci. Wiedziałam, że za wszelką cenę chciałbyś stworzyć temu maleństwu rodzinę, a ja nie chciałam być piątym kołem u wozu. Byłbyś ze mną ze względu na dziecko, nie na mnie.-a więc to chodzi o to. Na jej słowa nie mam kontrargumentu. Czuję się w ich obliczu dupkiem.
-Kasia ja sobie wszystko przemyślałem i jeśli tylko dałabyś mi drugą szansę to już nigdy bym jej nie zmarnował. Ja cię kocham i choć za późno to sobie uświadomiłem to wierzę, że jest jeszcze dla nas szansa.-nie wiem czy właściwie odczytuję jej łzy, ale wydaje mi się, że są one oznaką jej słabości, a jednocześnie radości, że rozmowa między nami wreszcie ma miejsce.
-Bartek przepraszam. Zachowałam się jak egoistka, ale tak strasznie cię kocham i boję się, że nigdy nie zaznałabym takiego uczucia z twojej strony. Nie wiedziałam, że życie w cieniu Weroniki okaże się takie trudne.-dlaczego byłem aż tak ślepy, że tego nie widziałem? Chociaż nie, ja to widziałem i nic z tym nie zrobiłem. Byłem w pewnym momencie na takim etapie, że wydawało mi się, że moje zachowanie zniechęci Kasię do mnie i da jej powód do tego, by ode mnie odeszła. Nie zauważyłem jedynie tego, że zachowywałem się dość skrajnie. Teraz jak widzę jej łzy to już wiem, gdzie popełniłem błąd. Z początku pozwoliłem Kasi trwać przy moim boku i dałem nadzieję, że z mojej strony to coś więcej. Póżniej kiedy zacząłem mieć wyrzuty sumienia, szatynka już zdążyła mnie pokochać całą sobą. Reszta wyglądała już fatalnie z mojej strony. Raz byłem wylewny, raz oschły i nieczuły. Raz mi się wydawało, że będziemy razem szczęśliwi, a potem kazałem jej odejść twierdząc, że już nie mam szans na to, by zaznać szczęścia u boku innej kobiety. Teraz wiem jak bardzo się myliłem i mam nadzieję, że jest jeszcze czas, by tą pomyłkę naprawić.
-To ja pierwszy powinienem przeprosić ciebie, ale chyba nie ma takich słów, które mogłyby w dosadny sposób określić moją głupotę. Kasia zacznijmy od nowa. Dla nas i naszego dziecka. Ja już wtedy, kiedy pojawiłaś się na cmentarzu, chciałem ci wszystko wyjaśnić i prosić o szansę, ale wiesz jak to wszystko się skończyło...
-Gdyby ci się coś wtedy stało, to nigdy bym sobie tego nie darowała. Oboje nie jesteśmy teraz bez winy i nie wiem czy znów nie podejmuję naiwnej decyzji, ale chcę spróbować swtorzyć z tobą, chłopcami i naszą córeczką prawdziwą rodzinę. Nie zakładam z góry, że nam się uda, ale możemy przecież spróbować, bo mamy dla kogo.-moja dłoń pojawia się na jej brzuchu, a słowa grzęzną w gardle wraz z wiadomością, że urodzi mi się córeczka. To chyba nic dziwnego, że każdy facet na taką wiadomość reaguje podobnie. Zbyszek na wieść o tym, że Magda urodziła dziewczynę oszalał ze szczęścia i dumnie powtarza wszystkim, że prawdziwy facet zawsze zaczyna od córki. Ja zacząłem od trzech synów, ale przecież nie darmo mówią, że nie ważne jak się zaczyna, ale jak się kończy...
-Kocham cię wiesz?- mówię to teraz szczerze i naturalnie, bo naprawdę to czuję. Czuję, że poraz pierwszy od bardzo dawna coś udało mi się w życiu. Mam przed sobą kobietę, którą pokochałem. Jest to inna miłość niż ta, którą obdarzyłem Weronikę. Jest to też zupełnie inna więź niż to, co łączyło mnie kiedyś z Kariną. Każda z kobiet wniosła w moje życie coś innego. Pojawienie się Kariny nauczyło mnie tego, że nie zawsze wygląd i piękna prezencja liczą się w życiu codziennym. Będąc nastoletnik chłopakiem, który chciał coś osiągnąć w siatkówcę, wydawało mi się, że piękna dziewczyna u boku siatkarza to fajna sprawa. Na szczęście szybko doszedłem do wniosku, że nietędy wiedzie droga ku szczęściu. Pojawienie się Weroniki zmieniło moje życie. Być może wtedy kiedy urodziły się nam trojaczki nadal byliśmy gówniarzami, bo mieliśmy bagatela 20 lat, a tu jak grom z janego nieba spadła na nas odpowiedzialność za trójkę maluchów. Wtedy wydawało mi się, że złapałem Pana Boga za nogi, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Potem przyszła śmierć Weroniki, moje problemy alkoholowe i Kasia, która stała się aniołem stróżem. To ona po wyjeździe Łukasza trzymała nade mną pieczę i pilnowała, by w ustach nie znalazła się nawet kropelka wódki. Rozumiała mnie jak nikt, bo przecież sama przeżyła stratę bliskiej osoby. Nie powtarzała co chwila utarych schematów, że jakoś to będzie, że kiedyś się ułoży. Pozwoliła się wypłakać. Jej obecność rozbudziła w nas maleńkie uczucie, które miała trudną drogę do pokochania. Od krótkich chwil euforii, po morze jej wylanych łez. Życie jest pasmem nauk, którego każdego dnia należy pobierać, by życie nie zostało pozbawione sensu. Może gdybym wtedy nie powiedział Kasi, że nie widzę szans na to, by nasz związek przetrwał, teraz byłoby inaczej? Mogliśmy teraz żyćjak para i nie mieć za sobą tych wszystkich problemów, ale czy wtedy czułbym to samo co teraz? Może nie uświadomiłbym sobie tego, że kocham Kasię szczerze i chcą z nią być bo jej potrzebuję, a nie dlatego, że była przy mnie kiedy jej potrzebowałem i chyba taka jest kolej rzeczy, że teraz już musimy być razem. Może to głupie i dziecinne wytłumaczenia, ale tak naprawdę są one nieistotne w obliczu tego, że trzymam Gołaś w swoich ramionach i czuję, że teraz musi być już tylko lepiej...

~*~

Wrócił do mieszkania po jakiś dwóch godzinnach bezsensownych spacerów i nie mógł uwierzyć w obrazek, który zastał po swoim powrocie. Kasia wtulona w ramiona siatkarza mimo łez miała na ustach uśmiech i widać było, że w takim położeniu jest jej dobrze. Apogeum złości osiągnął wtedy, kiedy Kurek zaczął całować szatynkę, a ta oddawała mu każdy pocałunek, czyniąc to jeszcze bardziej zachłannie.
-Może już wystarczy tych rozmów co?!- zdradził swoją obecnoścość, co spotkało się ze zdziwiniem ze strony Kasi i Bartka. Oderwali się od siebie i wstali ze swoich miejsc, gotowi do wyjaśnieć.
-Chyba już wiesz Tomasz co chcę ci powiedzieć, więc nie będę tego przedłużać. Musimy się rozstać, bo ja cię nie kocham. Kocham Bartka i chcę do niego wrócić.-Gołaś spotła swoje palce z palcami Bartka. Złość Tomasza coraz śmielej chciała dochodzić do głosu, a w głowie pojawiała się myśl, że zaczyna tracić coś, na czym tak naprawdę zależało mu od początku. Do jego rodziny należy spory majątek, który zostawiła po sobie matka jego ojca, babcia Leokadia. W testamencie napisała, że przekaże wszystko na wnuka jeśli ten tylko założy rodzinie i będzie miał conajmniej dwójkę dzieci. Jego babcia miała za złe rodzicom Zawady, że sami mieli tylko jedno dziecko. On w świetle prawa także miał córkę, ale Tośka coraz częściej zaczynała wspominać o tym, że chce pozbawić go praw rodzicielskich na rzecz biologicznego ojca Lili. Mogłoby się wydawać, że skoro babcia już nie żyje, a majątek został przekazany, to nie dowie się o tym, że jego sytuacja rodzinna się zmieniła. Na jego nieszczęście babcia zabezpieczyła się na taką ewentualność i dała pełnomocnictwo swojemu prawnikowi, który wrazie potrzeby miał wszelki dostęp do tego, by zablokować konto pani Leokadii. Na razie nikt jeszcze o niczym nie wie, ale Tomasz chciał się ubezpieczyć na najczarniejszy scenariusz i dlatego postanowił rozejrzeć się za jakąś kobietą, która będzie wstanie urodzić mu dziecko chociażby metodą in vitro. Szczęście się do niego uśmiechnęło, bo na drodze pojawiła się Kasia, która uwierzyła w jego dobre intencje i zanim zdążył jej powiedzieć, że bardzo pragnie dziecka, ale nie może go mieć drogą naturalną okazało się, że Gołaś jest w ciąży i nie zanosi się na to, że ojciec dziecka się nimi zajmie. Wszystko układało się dobrze do tej chwili, kiedy w jego mieszkaniu Kasia stoi u boku Kurka i chce z nim od niego odejść, a razem ze swoim odejściem chce zabrać dziecko. Na to nie mógł pozwolić.
-Myślę, że teraz to my musimy porozmawiać na osobności...-widać, że Kurek nie chce odeść, ale Kaśka ma na tyle zaufania do Tomasza i sama chce z nim porozmawiać z Zawadą, że sama prosi siatkarza o ty, by ich zostawił.
-Mam na ciebie czekać?-pyta szatyn, kiedy razem z Kasią stoi w drzwiach i czule ją do siebie przytula. Gołaś oznajmia, że dzisiejszą noc spędzi jeszcze tutaj, a jutro będą się martwić tym jak wszystko zorganizować na nowo. Bartek niechętnie opuszcza mieszkanie i kiedy zamyka za sobą drzwi i Kasia wraca do wnętrza salonu, dostaje od Tomka cios w twarz. Puściły emocje, które nagromadziły się w nim podczas patrzenia na to, że ucieka mu szansa na całkowite przejęcie kontroli nad majątkiem rodziny. Szatynka podnosi głowę ze łzami w oczach, ale Tomasz nie znajduje w sobie litości. Już sobie wszystko zaplanował z udziałem Gołaś i jej córki i nie zamierza na nowo szukać.
-Nie myśl sobie, że teraz mnie zostawisz i odejdziesz z dzieckiem. Jeszcze nie wiem jak cię odizoluję od Kurka, ale narazie nie będziesz wychodzić z domu, a za kilka dni powiesz mu, że zabawiłaś się jego kosztem, bo chciałaś by poczuł się tak, jak ty czułaś się przez niego.-sam nie wie skąd ma w sobie tyle zapalczywości, ale wszystko musi być związane z heroicznym pragnieniem posiadania dziecka.
-Nie możesz mi niczego nakazać. Ja potrzebuję Bartka i wrócę do niego!- dostaje drugi policzek, tym razem mocniejszy.
-Jesteś pewna? Na stoliku połóż telefon i klucze od mieszkania. Ja będę ojcem twojego dziecka i zapamiętaj to sobie...

~*~

Witam! Mam chyba jakąś manię na punkcie psychopatycznych postaci, bo serwuję kolejną postać pokoroju Kamili. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że mój czas już powoli mija jeśli chodzi o świat bloga. Na pewno skończę to co zaczęłam, a potem chyba będziemy musiały się pożegnać. No, ale nie martwcie się(albo martwcie), bo mam przecież błędy i esli, także spokojnie pracy na rok jeszcze mi zostało, a co będzie dalej, to czas pokaże.
Pozdrawiam i do napisania ;***

niedziela, 14 października 2012

Część IX

Dziwne uczucie towarzyszy mi jak tylko przypomnę sobie o tamtym wypadku i o konsekwencjach jakie mogły z niego wyniknąć. Bawię się teraz z chłopcami i nie mogę uwierzyć, że wystarczył jeden nierozważny krok i mogłem ich osierocić. Na szczeście nic takiego nie miało miejsce za co mogę tylko i wyłącznie podziękować Bogu. Od gry w siatkówkę dostałem urlop na cały miesiąc i starałem się ten czas wykorzystać właśnie na to, by nacieszyć się swoimi pociechami. Zabierałem ich do kina, do figloraju. Był też czasu na to by odwiedzić rodzinę i znajomych. Pierwszy tydzień mojej absencji w klubie zleciał nam na wizycie u moich rodziców. Mama i tata nie mogli nacieszyć się wnukami, a ja wreszcie trochę czasu spędziłem z bratem, którego ostatnimi czasy mocno zaniedbywałem. Póżniej nadszedł czas na maraton po znajomych. Spędziłem kilka dni w Żorach i kilka dni w Rzeszowie. Tam spotkałem także Kasię, która była w odwiedzinach u Ignaczaków. Czy Krzysiek specjalnie zaprosił mnie w tym samym czasie, kiedy pojawić się miała u niego szatynka i jej chłopak? Nie mam pojęcia. Nie wiem też co taka konfrontacja miała zmienić w naszych relacjach. Ja tylko uświadomiłem sobie jakim byłem idiotą i napatrzyłem się jak Tomasz zajął moje miejsce. Może zachowywałem się niepoprawnie, ale nie mogłem już słuchać tych wszystkich zachwytów Zawady o tym jak wspaniale jest zostać ojcem i jak nie może się tego dnia doczekać, kiedy będzie trzymał w ramionach swoje dziecko. Miałem wrażenie, że Kaśce także ciąży ta rozmowa, bo jak wytłumaczyć fakt, że szybko zmieniła temat na inny? Nie omieszkaliśmy także poruszyć tematu mojego wypadku. Wtedy też dostrzegłem pojedyńczą łzę na policzku Kasi, którą ta skrzętnie chciała przede mną ukryć. Z opowiadań Zbyszka dowiedziałem się, że Kasia ma do siebie żal o to co mi się przytrafiło, zupełnie bezpodstawnie oczywiście. Kiedy chciałem z nią o tym porozmawiać to powiedziała mi tylko, że nigdy by sobie nie darowała tego, że przez nią chłopcy straciliby ojca. Widziałem z jaką miłość patrzy na moich synów i z jaką radością oni sami garną się do szatynki. Takie sceny uświadamiają mi jak egoistycznie postąpiłem kilka miesiący temu, pozwalając Kasi odejść. Nie tylko zabrałem nam szansę na szczęście, ale i chłopcom szansę na kogoś, kto zastąpi im mamę i wprowadzi w dorosły świat tak, jak zrobiłaby to Weronika. Od pewnych spraw nie ma jednak powrotu, a wrócić musiałem do Dobrego Miasta, bo pod koniec mojego wypoczynku, czyli na początku 4. tygodnia miałem kontrolną wizytę w Olsztynie. Ostatni tydzień wolności spędziłem w domu teściów, codziennie prawie rozmawiając przez Skype`a z Łukaszem i Zbyszkiem. Ten pierwszy opowiadał mi o swoim włoskim życiu i o tym, że mentalnie się chyba zestarzał, bo ostatnimi czasy na swoim koncie nie mógł zapisać nic szalonego. Zibi zaś ciągle truł mi o tym, że powinienem postawić wszystko na jedną kartę i spróbować jeszcze raz zaskarbić sobie zaufanie Gołaś. On sam twierdził i był przekonany, że Kaśka nadal darzy go uczuciem, a jej związek z Zawadą to tylko coś na zastępstwo tego co łączyło nas.
-A może dał byś mi już spokój i powiedział jak się ma Magda, Zosia i Karolinka?- mówię do ekranu komputera na którym wyświetla mi się zezłoszczona twarz Zbyszka, ale on doskonale wie, że jeśli nie mam ochoty drążyć jakiegoś tematu, to nie ma to sensu. Brunet kiedy opowiada o swojej córce to zachowuje się tak, jakby na chwilę przeniósł się do innego świata. Przypomniał mi się czas, kiedy to ja nadawałem wszystkim w koło jak to jest być ojcem. Cieszę się niesamowiecie, że Zbyszek dorósł do spoczywającej na nim odpowiedzialności i radzi sobie z nią znakomicie. Oczywiście wspomina coś o tym, że skończyły się spontaniczne wypady i, że zapomniał już o tym jak to jest szaleć na parkietach dyskotekowych klubów, ale za każdym razem dochodzi do wniosku, że nie chciałby się teraz zamienić na swoje dawne życie, bo to jakie ma teraz w pełni mu odpowiada. Dalsza część naszego dialogu zeszła na temat Pauliny i Michała. O ile Zbyszek zmienił się na lepsze, o tyle Michał poszedł w drugą stronę. Nie to żebym oceniał negatywnie jego osobę, bo cenią go jako człowieka i przyjaciela, ale jego zachowanie w stosunku do Pauliny było jak najbardziej naganne, a teraz jego bierna postawa także nie zasługuję na pochwałę. Kiedy o nich myślę odszukuję w pamięcy sytuację między mną a Weroniką, kiedy na jaw wyszła moja zdrada z Martą. Pamiętam, że na początku wszystko wskazywało na to, że tak zakończy się nasz związek i już nigdy nie będzie szans na to, by poskładać to do kupy. Ja sam chciałem się wycofać, ale na całe szczęście miałem wokół siebie ludzi, którzy potrafili postawić mnie do pionu. Może teraz przyszła rola by się zrewanżować pięknym za nadobne?
-Radziłbym ci Bartuś zająć się swoimi problemami, bo nad Kubiakiem ja trzymam pieczę, ale dopóki oni sami nie chcę tego wszystkiego sklejać, to nasza pomoc i wszelkie działania mijają się z celem. Wczoraj wyrażnie mi powedział żebym nie bawił się w mediatora.- a ten znowu wyjeżdża mi tu z jakimiś problemami, których podobno jestem właścicielem. Już nie miałem siły się z nim kłócić, więc nie poruszałem na nowo tego tematu. Pożegnaliśmy się, z przerażeniem stwierdzając, że rozmawialiśmy prawie 2.godziny. To już zakrawa o plotkarstwo, a nie przyjacielską pogawendkę.
-Tato chodź!- słyszę głos Arka. Pojawiam się w korytarzu i w drzwiach dostrzegam panią Marię, mamę Kasi. Jestem mocno zdziwieny, ale uprzejmie witam się z panią Gołaś i zapraszam do środka, gdzie mama Krystyna wstawia wodę na herbatę i kroi ciasto. Nie mam pojęcia jaki jest powód tych odwiedzić i pierwszą myślą jaka pojawia się w mojej głowie jest ta, że coś musiało stać się z jej córką.
-Przepraszam cię Krysiu, ale czy mogłabym porozmawiać z Bartkiem w cztery oczy?- teściowa nie robi najmniejszych problemów, ale zanim wychodzi z kuchni stawia na stole kawę i ciasto, całuje mnie w czubek głowy i wychodzi. Mam wrażenie, że tylko ja nie znam newsów, z ktorymi przyjechała tu pani Gołaś.
-Coś nie tak z Kasią?
-Nie wiem jak mam ci o tym powiedzieć. Bartek ja byłam dziś u Kasi i niechący w moje ręce wpadła jej teczka z wynikami od lekarza. Chciałam się upewnić, że wszystko w porządku z nią i dzieckiem, ale dowiedziałam się czegoś znacznie ważniejszego...-nic już z tego nie rozumiałem. Z początku zacząłem się bać, że z Kasią bądź dzieckiem jest coś nie tak, ale ze słów pani Marysi można było wywnioskować, że to nie o to chodzi.
-Przepraszam,ale ja nic z tego nie rozumiem...
-Kasia jest z tobą w ciąży Bartek. To 26 tydzień i łatwo policzyć, że ona wtedy nie znała jeszcze tego całego Tomka...-czy ja przypadkiem nie wspominałem wcześniej Zbyszkowi, że nie mam żadnych problemów?

~*~

Niespodziewana wizyta mamy kompletnie wytrąciła ją z równowagi. Ostatnimi czasy była nerwowa, często kłóciła się z Tomkiem i myślała nawet, by przerwać to, co nazywają związkiem. Uświadomiła sobie, że bedąc z Zawadą na dłuższą metę, będzie go ranić tak, jak ją ranił Bartek. Kiedy jednak wspominała o poważnej rozmowie to albo mówił, że nia ma dziś czasu albo działy się setki innych rzeczy, które uniemożliwiały poważną rozmowę. Dzisiaj pojawiła się mama i była inna niż zwykle. Wydawało jej się do tej pory, że ona i tata łyknęli bajeczkę o tym, że związek z Bartkiem nie był oparty na miłości. Może nie pochwalali tego, że ich córka tak łatwo wpadła w ramiona innego, ale na plus chcieli zapisać jej fakt, że odpowiedzialnie podchodzi do tego co się stało i, że mimo wszystko znalazła odpowiedniego mężczyznę. Dziś pani Gołaś trafiła na kolejną kłótnię między nią a Tomkiem i z przykrością stwierdziła, że Tomasz wydawał się być zupełnie innym mężczyzną niż jest w rzeczywistości. Kobieta powiedziała jej wprost, że dopiero teraz zdała sobie sprawę, że powód rozstania Kasi i Bartka musiał mieć zupełnie inne podstawy, a Tomasz pojawił się w najmniej oczekiwanym momencie i wykorzystał chwilę słabości szatynki. W swoich wypowiedziach starała się za każdym razem przemycić wzmianki o siatkarzu, ale Kasia skrzętnie je omijała i zmieniała temat. W końcu rozmowa zaczepiła się o jej ciążę i na tym w sumie zleciała już wizyta rodzicielki. Zastanawiając się nad tym co zrobić ze sobą i Tomkiem, Kasia zrobiła sobie gorącej herbaty z miodem i cytryną i wygodnie zasiadła w fotelu, szczelnie opatulając się kocem. Lubiła w takich chwilach zamknąć oczy przenosić się do momentu, kiedy na świecie pojawi się jej córeczka. Oczami wyobraźni widziała jak chodzi z nią na spacery, jak uczy stawiać pierwszy krok i jak słyszy pierwsze wypowiedziane przez nią słowo. Widzi też w takie chwile swoje dzieciństwo. Widzi troskliwych i kochających rodziców, którzy czuwali na każdym jej ruchem. Widzi zapatrzonego w nią brata, który nie posiada się z radości, że ma kogoś kim może się opiekować. Kiedy próbuje sobie wyobrazić taką sytuację w przypadku swojego dziecko to nie widzi Tomka. Widzi Bartka i siebie. Widzi trojaczki i ich córeczkę. Widzi uśmiechy na ich twarzach. Gdyby tylko mogła przeniosła by ten obrazek w rzeczywistość, ale niestety jest to niewykonalne. Jest też jeszcze jeden obrazek, chyba najbardziej realny. Na tym obrazku jest sama z dzieckiem, dzielnie wspierana przez przyjaciół, ale nie przez mężczyznę. Nie może mieć Bartka, bo ten dobrowolnie zrezygnował ze szczęścia. Choć próbował coś wskurać i coś zmienić w ich relacjach ostatnimy czasy, to kto da jej gwarancje, że to nie jest chwilowy przypływ uczuć? Tomka natomiast nie powinna zatrzymywać u swojego boku, bo zrobi z niego kogoś na zastępstwo Kurka, a tego by nie chciała jemu robić. Otrzymała od niego tyle dobrego i te kłótnie i niedomówienia, które pojawiły się między nimi w ostatnim czasie, nie są wstanie zamazać ogólnego obrazu Zawady. Jest dobrym człowiekiem i dlatego nie może go krzywdzić wmawiając, że go kiedyś pokocha, bo jest to raczej nierealna opcja. Kiedy słyszy dźwięk otwierających się drzwi wie, że to Tomek. Wie też, że od poważnej rozmowy dziś nie powinno być odwrotu.
-Cześć kochanie!- wita ją tak każdego dnia zaraz od progu, ale wcale ją to powitanie nie rusza. Nie czuje tego dreszczu kiedy ją dotyka, kiedy wypowiada czułe słówka. Być może za późno to sobie uświadomiła, ale lepiej teraz niż wtedy, kiedy pojawiły się by się jakieś poważne deklaracje, od których nie byłoby odwrotu.
-Tomek wiem, że jesteś zmęczony, ale musimy porozmawiać...-zaczyna od razu, ale znów coś staje na drodze ku poważnej rozmowie. Mianowicie ktoś intensywnie puka do drzwi. Tomek otwiera je, a po ich drugiej stronie pojawia się postać Bartka, którego mina mówi wszystko. On już wie o tym, że to z nim Kaśka jest w ciąży, ale szatynka nie ma bladego pojęcia skąd.
-Myślałaś, że się nie dowiem?!

~*~
Witam! Notka pojawia się wyjątkowo w niedzielę, a nie sobotę, bo było tu kilka kwestii, które wyprzedziłyby błędy młodości, a jak wiecie to są opowiadania ze sobą połączone. Jak widzicie Bartek już zna całą prawdę, a ja sama nie wiem jak to dalej się potoczy...
Pozdrawiam ;***

sobota, 6 października 2012

Część VIII

Następnego dnia rano atmosfera przy śniadaniu w mieszkaniu Zawady była niedozniesienia. Wymieniali między sobą tylko i wyłącznie grzecznościowe zwroty, choć każde z nich chciało zacząć rozmowę na dość istotny temat. Dopiero teraz Kasia zdała sobie sprawę, że pod jednym dachem z mężczyzną, o którym tak naprawdę nie wiele wie i który po wczorajszej rozmowie z Antoniną wydawał jej się jakiś niebezpieczny. Starała się zrozumieć to, że mógłbyć rozżalony zdradą żony i, że przywiązał się do Lili jak do własnej córki, ale nie znała go od takiej strony, jaką zobaczyła w nim podczas jego rozmowy z byłą żoną. Może nie tyle zobaczyła, co usłyszała z sypialni. Tomasz podnosił głos, był bardzo wulgarny i agresywny i choć bardzo chciała go usprawiedliwić to nie mogła, bo zostawała wychowana w przeświadczeniu, że do kobiety podchodzi się z ogromnym szacunkiem. Jej tata nigdy nie podniósł głosu na mamę, Arek także nawet jak już krzyczł na Agnieszkę czy nawet na nią, to używał konstruktywnej krytyki, a nie negatywnie nacechowanych słów, które tak naprawdę nic nie wnoszą do rozmowy.
-Co powiedział lekarz podczas wizyty?- po tym pytaniu zdała sobie sprawę, że Tomek nie zamierza jej się z niczego tłumaczyć, a już na pewno nie z tego, w jaki sposób prowadził dyskusję ze swoją żoną. Może rzeczywiście nie powinno ją to obchodzić? Ona też nie za wiele powiedziała mu o ojcu dziecka, nie wiele mówiła o swoim życiu sprzed związku z Zawadą. Może tak było wygodniej? Mogłaby dojść do takiego wniosku, gdyby nie fakt, że skoro Tomasz utrzymuje kontakt z Lilianą, to zarówna ona jak i Tośka będą obecne w życiu jej i szatyna, a to może prowadzić do kolejnych niezręcznych sytuacji. Nie chciała stać między nim a jego byłą żoną w roli mediatora i pośrednika.
-Wszystko w porządku. Będę miała córkę.-powiedziała spokojnie, co nie spodobało się widocznie Zawodzie, który nerwowo zacisnął pięści i wybuchł prawie z taką siłą jak wczoraj przy Antoninie.
-Ile razy mam ci powtarzać, że to jest nasze dziecko?! Jestem przy tobie, opiekuję się tobą i zamierzam zaopiekować się NASZYM dzieckiem!- wyrażnie zaakcetował słowo "naszym" i znów wydawał się jakiś taki oschły, zupełnie niepodobny do Tomka, którego Kasia poznała na początku. Zrobiło jej się przykro, że tak na nią naskoczył tylko za to, że się przejęzyczyła. Dobrze wiedziała, że dużo zawdzięcza Zawadzie i naprawdę mogła uznać się za szczęściarę, że spotkała na swojej drodze człowieka, który chce dać ojcowską miłość dziecko, którego nie jest owocem ich wspólnej miłości.
-Wiesz będzie chyba lepiej, jeśli pojadę już jutro do Ostrołęki i wrócę 2. listopada. Odpoczynek dobrze nam zrobi, a ty będziesz miał czas, by załatawić swoje sprawy na spokojnie.-sama miała miec bufor bezpieczeństwa, że Tośka już nigdy nie będzie chciała ją prosić o to, by mieszała się w ich sprawy i wpływała na postępowanie Tomka.
-Jeśli tylko chcesz to mogę cię odwieźć.-widać było, że Zawada sam próbuje zapanować nad zdenerwowaniem. Kaśka jednak nie chciała się zgodzić na to, by odwiózł ją do rodzinnego miasta. Odniosła talerze do zlewu i poszła do sypialni, by dokończyć pakowanie. Nie brała dużo rzeczy, bo nie chciała dźwigać, a zresztą w domu miała masę rzeczy, które będzie miała okazję teraz wykorzystać. Z małą walizką pojawiła się w korytarzu, gdzie spotkała skruszonego Tomka. Nie wiedzieć skąd wyczarował dla niej buket róż, którym wręczał jej z ogromnym przyjęciem.
-Obiecuję ci, że wszystko ci wyjaśnie jak tylko wrócisz do domu. Kasiu przepraszam, że ci nie powiedziałem o córce i żonie, ale to nie jest dla mnie łatwy temat, uwierz mi.-czy mu wierzyła? Tak, bo mówił z takim przekonaniem, że nie przeszło jej nawet przez myśl, że mógłby w tej sprawie kłamać. Po co miałby to robić? Jaki ma cel w tym, że wiążę się z kobietą, która urodzi nie jego dziecko? Widocznie jakiś ma skoro z miejsca przyjął wszystko. Minus trzeba zapisać po stronie Kaśki, bo zachowała się dosyć naiwnie powierzając siebie i swoje dziecko mężczyźnie, którego na dobrą sprawę zna niecałe cztery miesiące. Nie musiała się na siłę wiązać z mężczyzną by zapewnić dziecku i sobie bezpieczeństwo, bo na pewno rodzina nie odwróciłaby się od niej w takiej sytuacji. Przede wszystkim gdyby tylko powiedziała o wszystkim Bartkowi, to na pewno nie musiałaby się o nic martwić. A może jednak by miała? Może każdego dnia zadawałaby sobie pytanie czy mężczyzna, obok którego budzi się każdego dnia i który zasypia u jej boku w ogóle ją kocha? Może tylko ta mała istotka, która spałaby w kącie ich sypialni cementowałaby coś, czego tak naprawdę nie ma? Może warto poświęcić swoją miłość dla miłości Tomasza, który zakochał się do szaleństwo i pokazuje to na każdym kroku? Według Kasi warto, bo zdaje się już nie pamiętać o dziwnym zachowaniu Zawady. Nie chce zgodzić się na to, by Zawada z nią jechał, ale też nie okazuje złości i niechęci do szatyna. Żegna go tak, jak każdego dnia rano kiedy idzie do pracy i wychodzi z mieszkania. Przed wyjazdem do Olsztyna postanawia zajrzeć jeszcze w jedno miejsce i wcale nie jest to mieszkanie Kadziewiczów, choć z nimi związane. Zamierza jechać na grób Weroniki, by powiedzieć jej, że się poddaje, że nie zamierza walczyć z pamięcią o niej...

~*~

Poprosiłem Nawrockiego o to, by opuścił mi jeden trening siłowy przed 1 listopada, a ten jak każdego roku nie robił mi żadnych problemów z tego powodu. Zawsze chciałem dostać się wcześniej do Dobrego Miasta, by móc na spokojnie zając się porządkami nagrobku Weroniki. Każdego roku więcej przepłakałem niż narobiłem, ale teraz było inaczej. Moża zachowywałem się dziwnie, ale myjąc kamienne płyty, rozmawiałem z Weroniką tak, jakby siedziała na ławce za moimi plecami i przyglądała się mojej pracy. Opowiadałem jej o chłopcach i o siatkówce choć i tak żyłem w przeświadczeniu, że ona to wszystko widzi. W końcu mój monolog zszedł na temat Kaśki. Tak naturalnie i bez żadnej blokady mówiłem o tym, że kocham szatynkę, ale za późno się o tym przekonałem i za póżno to sobie uświadomiłem. Jestem ciekawy co ona o tym wszystkim myśli? Ostatnio przestała mi się śnić, nie daje żadnych znaków. Wszyscy na około mówią, że powinienem starać się odzyskać Gołaś, ale nie wiem czy mam w sobie tyle odwagi i argumentów po swojej stronie, by móc wygrać z Zawadą i z tym, że spodziewa się z nim dziecka. Czy świadomość tego, że wychowywałbym nie swoje maleństwo coś by zmieniła? Sądzę, że nie. Wystarczy spojrzeć na Michała i jego miłość do Zosi. Mimo że rozstał się z Pauliną, to miłość do Zosi nigdy mu nie przejdzie.
-Gdyby tylko Kasia zechciała dać mi szansę to obiecałbym jej, że pokocham jej dziecko tak samo mocno jak pokochałem ją...-ustawiłem na środku nagrobka ogromny znicz, który przywiozłem i odwróciłem się przodem od alejki i wtedy zobaczyłem, że obok ławki stoi ona. Miała na sobie jesienny płaszcz, w ręku trzymała torbę podrówną, wyraźnie zapakowaną po brzegi. Oprócz tego, że nie powinna chyba nosić takich ciężarów, zastanawiało mnie coś jeszcze. Mianowicie moją głowę zaprzątały myśli jaką część z mojej wypowiedzi słyszała Gołaś? Może dopiero przyszła, a może stała tu od jakiegoś czasu?
-Wyjeżdżam do Ostrołęki, ale przed wyjazdem chciałam tu zajrzeć i zapalić znicz.-obok mojego stawia swój zapalony lampion i w skupieniu odmawia cichą modlitwę. Przyglądam się jej uważnie, mój wzrok ląduje na jej brzuchu. Boję się zapytać co u niej, jak czuje się ona i dziecko. W myślach wyrzucam sobie, że to mogło wyglądać inaczej. Kaśka mogła spodziewać się mojego dziecko, razem moglibyśmy myśleć o wspólnej przyszłości. Widzę jak wykonuje znak krzyża i jak odchodzi. Choć raz zachowuję się jak mężczyzna i łapię ja za rękę, by uniemożliwić jej odejście.
-Kasia ja...
-Bartek nic nie mów. Żyjmy oboje swoim życiem, bo razem nie było nam to dane.-czy ona się przypadkiem nie denerwuje? Może poprostu uświadomiła sobie, że wcale nie kochała mnie i dopiero teraz to do niej dotarło? Gdyby było inaczej to pewnie nie znalazła by tak szybko pocieszenia w ramionach innego. Wiem, że nie mam prawa ją o nic obwiniać i nie mam też prawa robić wyrzutów. Kaśka wyswobadza się z mojego uśckisku i odchodzi. Zauważam, że jej krok jest coraz szybszy, aż zakrawa o bieg. Nic z tego nie rozumiem. Może zareagowała tak na moje słowa? Ale jeśli one są efektem jej zachowania, tzn. że nie jest pewna podjętej przez siebie decyzji. Chwytam się wszystkiego. Odprowadzam postać szatynki wzrokiem do momentu aż znika za bramą wejściową. Spoglądam na zdjęcie Weroniki, na jej uśmiech.
-Mam za nią pobiec?-pytam i tak jakby w tym uśmiechu znajduje odpowiedź. Zabieram swoją torbę i pędzę ile sił w nogach z nadzieją, że za tą bramą znajdę po niej jeszcze jakiś ślad. Dostrzegam jej postać na przystanku autobusowym. Odwraca wzrok, kiedy nasze spojrzenia się krzyżują, a ja co sił w nogach biegnę w tym kierunku.
-Kasia zaczekaj!-krzyczę kiedy jestem już blisko, niestety podczas biegu nie zwracam uwagę na uliczny ruch. Robię o jeden krok za dużo i słyszę tylko pisk hamującego samochodu, krzyk Kaśki i przechodniów. Upadam na nawierzchnię jezdni i uderzam głową o krawężnik. Robi mi się przed oczami kompletnie ciemno, od czasu do czasu mam tylko jakieś przebłyski. Głos Kasi pojawia się w moich uszach tak jakby za mgłą, by w końcu przestać być w ogóle słyszanym. Nie mam zielonego pojęcia co się ze mną dzieje...

~*~

Nie interesował go fakt, że dochodzi prawie północ, a droga jest śliska jak lodowisko, bo właśnie pojawił się pierwszy mocniejszy przymrozek. Wiadomość o wypadku Bartka sprawiła, że wsiadł prawie tak jak stał do samochodu i jak na złamanie karku jechał do Dobrego Miasta. Magda odradzała mu taki wypad z drugiego końca Polski, ale nie mogła nic zrobić. Wiedziała, że Zbyszek czuje się w pewien sposób za szatyna odpowiedzialny pod nieobecność Łukasza. Blondynce obiecał, że będzie jechał bezpiecznie i wcale nie zamierzał szarżować, nie teraz kiedy jest odpowiedzialny za Magdę i ich nienarodzone jeszcze dziecko. Dokładnie nie wiedział co się stało z Bartkiem, ale z informacji Kasi wyłuskał, że został potrącony przez samochód i trafił do olsztyńskiego szpitala. Nie dopuszczał do siebie takiej myśli, że mogło mu się stać coś poważnego. Nie mógł pojąć dlaczego wszystko co złe spada właśnie na Bartka, który na to kompletnie nie zasłużył. Zaparkował swój wóz pod gmachem szpitala i szybkim krokiem udał się w kierunku wejścia. Już na samym początku pojawiły się problemy z tym by dowiedzieć się czego kolwiek o stanie zdrowa przyjaciela, ale miał szczęście, że jedna z pielęgniarek jest zapalonym kibicem siatkówki i doskonale wiedziała, że panowie utrzymują ze sobą kontakt także poza boiskiem i udzieliła mu wszelkim informacji, a nawet pozwoliła na chwilę odwiedzić Kurka.
-Serdecznie pani dziękuję.-z tej radości ucałował policzek pielęgniarki i poszedł w kierunku wskazanej przez nią sali. U jej wejścia dostrzegł siedzącą Kasię, której zapłakana twarz mogłaby wskazywać na to, że z Bartkiem jest naprawdę źle. Naszczęście wcale tak nie było i skończyło się tylko na lekkim wstrząśnieniu mózku i czterech szwach.
-Cześć Kasiu!-przywitał się z szatynką, a ta mocno się w niego wtuliła. Szlochała teraz jeszcze bardziej niż wcześniej, zanosząc się łzami.
-Kochana nie płacz, bo ja przed chwilą rozmawiałem z pielęgniarką i ona powiedziała, że Bartek wyjdzie z tego bez najmniejszego szwanku. Dlaczego ty tak się martwisz?-oderwał ją od siebie i spojrzał w zapłakane oczy.
-Bo to moja wina. On chciał ze mną porozmawiać i biegł na przystanek autobusowy. W ogóle nie zwracał uwagę na jadące samochody i stąd to wszystko. Gdybym tylko nie była taka dumna i wyszła w jego kierunku to nic takiego nie miałoby miejsca...-i znów porwała ją fala płaczu, którą Zbyszek próbował stłumić na nowo przyciskając do siebie Gołaś. Wcale nie podzielał jej zdania, że to jej wina, ale wiedział też, że będzie musiał interweniować. Może kolejny raz uda mu się poprawić sytuację życiową Bartka? Kiedyś jego słowa mocno i dobitnie wpłynęły na Weronikę to może warto spróbować i tym razem przemówić do rozumu Kasi i Bartkowi?

~*~
Witam! Już sobie wcześniej obiecywałam, że postaram się to nie robić zbytniego dramatu, ale jak widać to jest silniejsze ode mnie. Wypadek Bartka zgrał się z jego kontuzją w realu i aż się boję, że ja to wykrakałam...;/
Plus Liga na start i już jest o czym myśleć, kiedy nie chce się myśleć o szkole ;))) 
Pozdrawiam i do napisania ;***

sobota, 22 września 2012

Część VII

Młoda, na oko dwudziestokilkutenia kobieta stała pod drzwiami mieszkania Tomka, do którego zmierzała teraz Kasia. Z torbą zakupów zdziwiona spojrzała na blondynkę, a ta jakby ją rozpoznała, bo ruszła w jej kierunku i wzięła zakupy, który nie były zbyt ciężkie, ale rzeczywiście kilka osób po drodze chciało jej pomóc, patrząc na zaakrąglony brzuszek.
-Nie bój się, jestem Tośka Zawada, była żona Tomka.-no gdyby Gołaś trzymała nadal w ręku torbę z zakupami, to jak tu stoi, na pewno by ją wypuściła. Czyli jednak miał żonę i to ona była tą kobietą, która kiedyś tak bardzo go zraniła. Nie przypuszczała jednak, że Zawada ma na swoim koncie ślub, a jak się teraz zaczęła domyślać, ta mała blondyneczka ze zdjęcia, to pewnie ich córka.
-Zapraszam do środka, ale Tomka nie ma w domu, jeszcze nie wrócił z pracy.-dostrzegła na twarzy Antoniny lekki uśmiech, który wydawał się być zgryźliwym.
-Tomek wcale nie jest w pracy, ale w figloraju z Lilą, moją córką.-tego jak na dzień dzisiejszy było już za wiele dla Kasi. Tomek ją oszukał, choć wcale nie musiał tego robić, nie musiał nic przed nią ukrywać. Wystarczyło tylko zdobyć się na szczerość i powiedzie jak wygląda sytuacja, a nie stawiać ją teraz tak niezręcznej sytuacji. Gołaś chciała wyjść z tego z twarzą, ale Tośka dostrzegła zdenerowanie na twarzy szatynki.
-Napijesz się czegoś?- zapytała gościa, a Zawada poprosiła o szklankę wody. Nie dokońca zrozumiałe były dla Kaśki powody wizyty blonydnki tutaj, ale wypadało ją ugościć jak każdą inną osobę, która by ją odwiedziła. Przyniosła z kuchni szklankę wody i jakieś ciastka, która zdążyła kupić. Postawiła wszystko na ławie i usiadła na fotelu obok kanapy.
-Który miesiąc?- Tośka dostrzegła jej zaokrąglony i nieomieszkała zapytać. Gołaś instynktowanie położyła dłonie na brzuchu.
-Połowa 5 miesiąca. Nie chciałabym być niegrzeczna, ale co jest powodem twojej wizyty u mnie? Wiedziałaś, że Tomka nie ma w domu, a ze mną chyba nie masz o czym rozmawiać...
-Chciałabym cię prosić o pewną przysługę. Zamierzam razem z moim narzeczonym wyjechać do Rzymu. To zrozumiałe, że Lila musi jechać ze mną, ale Tomek jako jej prawny opiekun musi wyrazić na to zgodę. Niestety on ma jakieś chore ambicje i chce mi to uniemożliwić. Mogłabyś jakoś mu wytłumaczyć, żeby złożył ten podpis i zgodził się na wyjazd Lili?- Kaśka przełknęła ślinę. A jakie ona miała prawo, by powiedzieć Zawadzie, że ma zrezygnować z kontaktów ze swoją córką? To nie jej sprawa i ona nie ma prawa się wtrącać. Sama poczuła się dziwnie ze świadomością, że nie powiedziała Bartkowi o istnieniu ich dziecka. Zabiera mu coś, co teraz Tomkowi próbuje zabrać Antonina.
-To są wasze sprawy prywatne i nie chciałabym się w to wtrącać. Lila jest tak samo twoją córką jak i Tomka.-tylko tyle była wstanie jej powiedzieć. Na usta cisnęły jej się słowa, że oboje mają do dziewczynki takie samo prawo.Gdyby jednak użyła takich sformułowań, to zaprzeczyła by swojemu zachowaniu.
-Nie wiem na jakiej zasadzie opiera się wasz związek i jak się dogadaliście, ale przecież Tomasz nie może mieć dzieci. Przez to między innymi zakończył się nasz związek, bo kiedy prawda wyszła na jaw, Tomek dowiedział się o moim podwójnym życiu. Wzięliśmy rozwód, ja związałam się z ojcem Lili, ale on cały czas stoi między nami i ingeruje w każdy ruch związany z jej życiem. Nikt nie potrafi przemówić mu do rozsądku...-Kasia też nie czuła się odpowiednią osobą, by to zrobić. Konwersacja obu pań została przerwana wejściem Tomka, który mocno się zdziwił na obecność swojej byłej żony.
-Gdzie Lila?!- szatynkę także zastanowił fakt braku dziewczynki u jego boku, ale Zawada skrzętnie się wytłumaczył.
-Odwiozłem ją do twoich rodziców. Możesz mi powiedzieć co ty tu robisz?-był mimo wszystko spokojny, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że czeka go poważna rozmowa z Gołaś. Sama Kaśka była mocno skołowana wydrzeniami dni dzisiejszego i pożegnawszy się z Tośką, poszła do sypialni. Jeszcze przez chwilę słyszała podniosieny głos Antoniny, ale po chwili był on już dla niej nieistotny. Zmógł ją sen, który choć na moment przyniósł odpoczynek...

~*~

Mecz w Rzeszowie to dla mnie od pewnego czasu wyższa szkoła jazdy. Nie jestem lubionym zawodnikiem na ich parkiecie. Chodzi pewnie o moje pretensje rozszczone do sędziego o błędne decyzje, ale taki już jestem, że na boisku walczę o swoje. Przynajmniej na boisku...Siatkówka wiele mi dała w czasie, kiedy na nic innego nie miałem ochoty i nic innego mnie nie obchodziło. Kiedy wchodzę na parkiet podczas spotkania, zostawiam poza nim wszystkie swoje problemy. Liczy się tylko zespół i chęć zwycięstwa, która nie zawsze idzie z nami w parze. Dziś to przeciwnicy cieszą się ze zwycięstwa, a my schodzimy do szatni jako przegrani. To tak naprawdę o niczym nie świadczy, a każdy nie korzystny wynik mobilizuje do jeszcze większej pracy.
-Panowie, Igła zaprasza nas na piwo do jakiegoś klubu i myślę, że nie jest to głupi pomysł, skoro i tak zostajemu tu do jutra.- Szampon wrócił z konferencji i poinformował nas o zaproszeniu Krzyśka. Wszyscy jak jeden mąż mówili, że z Igła ma dobry pomysł i choć jest z przeciwnej drużyny to "po godzinach" nie ma to już żadnego znaczenia. Każdy już zadeklarował chęć pójścia, tylko nie ja. Mnie już nawet nikt nie pytał o opinię, bo wszyscy wiedzą, że od śmierci Wiki unikam takich wypadów jak ognia, ale dziś nadszedł dzień, by zaskoczyć kolegów z drużyny, by zaskoczyć siebie.
-To o której zbieramy się przed hotelem?- zapytałem najnormalniej w świecie, ale o mały włos Winiar się przeze mnie nie udusił. W momencie, kiedy zapytałem o szczegóły tego wypadu, pił wodę i zachłysnął się z wrażenia napojem. Kilka par oczu patrzyło na mnie z ogromnym zdziwieniem, kilka z jakimś dziwnym wzruszeniem.
-Czy to znaczy Bartek, że wracasz do gry?- ta gra to chyba moje życie. I Mariusz ma rację. Wracam do gry, wracam do życia. Mam 24 lata i jak ktoś powiedział już nie może przytrafić mi się nic gorszego, bo to co wycierpiałem i przeszedłem wystarczy mi do końca życia. Trzeba więc chwycić to życie za rogi i czerpać z niego pełnymi garściami.
-Tak mi się wydaje. Wiem, że przez ten czas, kiedy jestem z wami, to zachowuję się dziwnie. Nigdzie z wami nie wychodziłem, nie zapraszałem do siebie i nie odpowiadałem pozytywnie na wasze zaproszenia. Chcę to zmienić i chyba czas te zmiany wcielać już od dziś.-uśmiechnąłem się od ucha do ucha, tak jak kiedyś. Zostałem wyściskany przez kolegów z drużyny, którzy zapewniali mnie, że nie powinienem się marwtić tym, że przez ostatni czas unikałem ich towarzystwa poza boiskiem. Dobrze wiedzieć, że mimo wszystko jest się częścią zespołu, który nie tylko ze sobą gra, ale przede wszystkim żyje jak w jednej rodzinie. Na dobrą sprawę spędzam z nimi więcej czasu niż z własnymi dziećmi. Kiedy wstaję rano i odsuwam zasłony w sypialni, to na balkonie po przeciwnej stronie ulicy dostrzegam Michała Bąkiewicza, który właśnie wynosi swoją pościel. Wystarczy, że spojrzę trochę bardziej na lewo i mogę zobaczyć apartamentowiec, w którym Marcin Możdżonek mieszka wraz ze swoją narzeczoną. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że mam ich tak na wyciągnięcie ręki, a nie chodzę w odwiedziny czy nie zapraszam do siebie. Przed Pucharem Świata co prawda nie zanosi się na jakąś przerwę w sezonie ligowym, ale myślę, że jeszcze przed nowym rokiem zoorganizuję jakąś mają imprezę w moim bełchatowskim mieszkaniu. Zaproszę chłopaków z klubu i reprezentacji wraz partnerkami. Czas wrócić do tej gry...
...Co prawda od alkoholu trzymam się z daleka i zadawalam się jednym drinkiem, ale i tak czuję się wyluzowany i przede wszystkim czuję się dobrze w tym towarzystwie. Rozmowy toczą się tu na różne tematy, od siatkówki po sposoby pielęgnowania trawników. Jest nas w tym klubiu około 30 chłopa. Niektórzy koledzy z Rzeszowa przyprowadzili swoje żony i dziewczyny. I w ten sposób poznałem Natalię Achrem czy Wiolkę Grozer. Sam atakujący niemieckiem reprezentacji poza boiskiem jest mega sympatycznym człowiekiem, który non stop nawija o swoich córkach. Ja miałem podobnie, bo przez większość czasu musiałem odpowiadać na pytania jak to jest wychowywać trójkę identycznych dzieciaków, a jak ja już zacznę opowiadać o trojaczkach, to nie ma końca.
-Dobra Dżordż, nie wkręcaj się tak już Kurkowi, bo dobrze wiemy, że chcesz zapewnić swoim córom fajnych mężów, ale nie zapominaj, że ja też mam córcię i już dawno zamówiłem sobie jednego Kurka juniora.-o tak. Krzysiek co jakiś czas przypomina dość intensywnie, że jeden z moich synów ma być jego zięciem.
-A który ma być mężem Dominiczki, bo już zapomniałem...-uśmiechnąłem się z przekąsem, bo doskonale zdawałem sobie sprawę, że Igła nie rozpoznaje moich synów i zanim trafi z imieniem, to wypowiada pozostałe dwa. Towarzystwi reaguje śmiechem i temat schodzi na zupełnie inny. Libero przysiada się do mnie, bo w sumie każdy toczy rozmowy już w trochę mniejszych grupach niż wcześniej.
-Przyszedłeś ustalać gości weselnych?- pytam nadal rozbawiany tamtą rozmową, ale kiedy dostrzegam minę Krzyśka to wiem, że nie o tym chce ze mną mówić. Patrzy na mnie uważnie i w końcu wypala prostu z mostu.
-Czy ty i Kaśka to już naprawdę zamknięty temat?- prostuję się mimowolnie, bo nie spodziewałem się, że imię szatynki zostanie tu wymienione. Chłopaki z Bełchatowa wiedzieli, że między mną a Gołaś doszło do jakieś konfliktu, bo przestałem się z nią pokazywać i coraz rzadziej o niej wspominałem. W zespole panowała zasada, że jeśli ktoś o czymś nie miał ochoty rozmawiać, to po prostu o tym nie mówił, a reszta go o nic nie wypytywała. Igła był w zupełnie innym położeniu, o czym niejednokrotnie mi wspominał. Dla niego Kaśka była jak siostra i po śmierci Arka obiecał jej i sobie, że zawsze szatynka będzie mogła na niego liczyć, a on nie pozwoli, by ktoś ją skrzywdził. To z boku mogło wyglądać tak, że Igła nosi tylko koszulkę z numerem "16" tylko dla poklasku. Dla niego ta "16" to rodzaj obietnicy złożonej zmarłemu przyjacielowi, że postara się pomagać, tak jak Arek pomagał swoim najbliższym.
-Na to wygląda. Sam to zniszczyłem i nie mogę mieć żalu do Kasi o to, że przestała się ze mną męczyć i ułożyła sobie życie. Mam tylko nadzieję, że będzie szczęśliwa, bo na to zasługuje.-z pozoru może się wydawać, że łatwo przychodzą mi te słowa, ale wcale tak nie jest. Oczywiście pragnę jej szczęścia, ale ciężko mi się pogodzić z tym, że tak późno się o pewnych sprawach przekonałem i tak po prostu odpuściłem, kiedy pojawił się trudniejszy okres.
-Dziwnym trafem jakoś ciężko mi uwierzyć w twoje i jej słowa, że już nic was nie łączy i, że podjęta przez was decyzja jest najlepszą z możliwych. Pewnych rzeczy się już jednak nie zmieni. Kaśka jest w ciąży z tym całym Tomkiem i choć nie wydaje mi się, żeby będzie z nim szczęśliwa, to proszę cię byś nie utrudniał jej kontaktów z trojaczkami, nawet jeśli zwiąże się z Zawadą i wyjdzie za niego za mąż...-poczułem się tak, jakby ktoś zrzucił mi z dużej wysokości ogromny kamień na łeb. Do samej świadomości, że Zawada jest blisko niej zdążyłem się przyzwyczaić, ale wiadomość o ciąży ścięła mnie z miejsca. Poczułem się conajmiej, jakbym został zdradzony i wiem, że nie mam prawa tak się czuć, to nic tego nie zmieni. To co było między nami musiało być naprawdę zbyt słabe, by mogło przetrwać. Ja wolałem schować głowę w piasek i pozwolić jej odejść, a ona nie czekając długo, wpadła w ramiona innego i zaszła z nim w ciążę. No, ale jak ja mam prawo mówić o słabym uczuciu skoro teraz czuję, że tracę coś już bezpowrotnie? Już raz to przechodziłem i choć może z większą siłą, to teraz też nie czuję się najlepiej. Przepraszam wszystkich i wychodzę na dwór, by się przewietrzyć. Zaraz za mną pojawia się Igła i mówi, że od kogoś i tak bym się dowiedział, więc w sumie lepiej, że od niego. Czy lepiej? Tak, bo przy nim mogę klnąc głośno na swoją głupotę. Mogę krzyczeć, że jestem idiotą i w końcu mogę usiąść obok niego blisko i powiedzieć, że zjebałem koncertowo coś ważnego w swoim życiu...

~*~
Witam! Mamy część VII, mamy kilka przełomowych wydarzeń i mamy też świadomość, że niedługo historia Bartka w moim wykonaniu definitywnie dobiegnie końca. Coś mi się wydaje, że na chwilę obecną wstrzymam się z publikacjami na esli v serdce, by spokojnie dokończyć tą historię. Ale o tym poinformuje dokładnie za tydzień albo tu albo na blogu o Jurku.
Pozdrawiam i do napisania ;***

sobota, 8 września 2012

Część VI

Minęły trzy miesiące. Moi synowie skończyli 3 lata, razem z reprezentacją zdobyłem brązowy medal ME i rozpocząłem kolejny sezon w Skrze Bełchatów. Niestety mój plan ściągniecia chłopaków do zagłębia węgla brunatnego skończył się fiaskiem i nadal byłem zawieszony między Dobrym Miastem a Bełchatowem. Gdzie w tym wszystkim miejsce dla Kasi? Otóż Kasi nie ma już w moim życiu. Jej telefon milczał jak zaklęty, a sama kontaktowała się ze mną tylko wtedy, kiedy pytała o pozwolenie, by zabrać chłopców na jakiś spacer do parku. Zawsze robiła to wtedy, kiedy grałem mecz wyjazdowy czy wyjeżdżałem za granicę na rozgrywki europejskie. Mama Krystyna mówiła, że szatynka się zmieniła i na moje nieszczęście, spełniła moją prośbę. Podobno od jakiegoś czasu do Dobrego Miasta przyjeżdża razem z Tomaszem Zawadą i z nim też udaje się z powrotem do Olsztyna. Ostatnio oddała Kadziewiczowej klucze od mieszkania. Teściowa nie miała na tyle odwagi, by zapytać czy mieszka z Zawadą, ale dla mnie było to tak jakby oczywiste. Kaśka zaczęła trzeci rok studiów i zapewne chciała licencjat zrobić na warmińsko-mazurskim uniwersytecie. Kiedyś w planach miała przenosiny na uniwerek do Łodzi, ale plany te zapewne uległy zmianie. Nie miałem prawa mieć do niej pretensji, ale miałem prawo czuć żal, że zaprzepaściałem szansę na normalne i szczęśliwe życie. Sam z siebie mogłem być dumny, że w pewien sposób odciąłem się od wspomnieć. Potrafiłem wyskoczyć z kolegami na piwo czy kolację, nie rozpamiętując na każdym kroku tego, co było kiedyś. Kiedy wreszcie poczułem, że byłbym wstanie być dla Kasi takim partnerem na jakiego zasłużyła, ona ułożyła sobie życie beze mnie.
-Bartek mówię do Ciebie!- no tak, od kilku chwil mój menadżer próbuje się ze mną porozumieć, a ja swoim zamyśleniem skutecznie mu to uniemożliwiam. Spotkaliśmy się w jednej z bełchatowskich kawiarni, by porozmawiać o rzekomym zainteresowaniu rosyjskimi klubami moją osobą. Prosiłem Boska, by nigdy nie mówił w prasie o sprawach, które na dobrą sprawę są wyssane z palca i nie mają żadnego potwierdzenia w rzeczywistości. Ryszard należał jednak do ludzi, którzy lubią dzielić się ze światem choćby poświatą nadziei o ewentualnym przejściu jego podopiecznego do innego klubu. Czasami miałem już po dziurki w nosie tej jego opieki...
-A ja też tyle razy mówiłem, że nie będe rozmawiał o swoich transferach w czasie trwania sezonu ligowego. Jestem zawodnikiem Skry i na grze dla niej zamierzam się teraz skupić.-czy to tak trudno zrozumieć, że tego wymaga ode mnie profesjonalizm? Staram się dać z siebie maksimum dla dobra obecnego klubu i nie chcę się rozpraszać nowinkami i ewentualnej wysokości mojego kontraktu.
-Nie musisz się tak unosić. Nie chcę ci Bartek nic mówić, ale ostatnio falujesz z grą i nie sądzę, żeby twoje problemy były związane ze sprawami czysto siatkarskimi. Chodzi o Kaśkę tak?- mój problem polegał na tym, że Bosek wiedział o mnie znacznie więcej, niż bym tego chciał i nie było to do końca zależne ode mnie. Znał mojego ojca, ale najlepiej znał właśnie rodzinę Kasi. Był przecież menadżerem Arka, więc nie ma się co dziwić, że zdążył poznać szatynkę. Nieraz Gołaś opowiadała mi o wspólnych kolacjach rodziny Gołasiów i Bosków, na których poruszano zawsze tematy związane z siatkówkę, nawet kiedy Arka nie było już między nami. Byłem ciekawy czy Ryszard ma jakieś informacje na temat Kasi i tego co się z nią teraz dzieje. Skłamałbym, jeśli bym powiedział, że nie chciałbym się dowiedzieć jaką rolę w jej życiu odgrywa Tomasz.
-Nie chcę o tym mówić. Proszę cię tylko o jedno, o moich ewentualnych transferach zacznij mówić w momencie ostatniego gwizdka meczu, którym będę kończył sezon ligowy w Skrze.-dochodzę do wniosku, że nie ma sensu rozmawiać z nim o Kasi. Gdybym miał w sobie na tyle odwagi, to sam pojechałbym do Olsztyna i chociażby poczekał na nią przed uczelnią. Wolałem jednak usunąć się w cień, bo przecież to ja dałem jej wolną rękę, więc nie powinienem jej tej wolności ograniczać. Spotaknie z Boskiem dobiega końca, płacę za swoją kawę i wychodzę na zewnątrz. Koniec pażdziernika to czas nieustających deszczy, który pogłębia w człowieku przybicie spowodowane zasypiającą przyrodą. Koniec pażdziernika to też sygnał, że za chwilę w kalendarzu pojawi się czerwona jedynka, które będzie dniem wspomnieć o tych, którzy odeszli. Dla mnie ten dzień już trzeci rok z rządu i podejrzewam, że do końca moich dni, będzie wyglądał tak samo. Stanę przy kamiennej płycie, spojrzę na wyryte w niej złote litery i przypomnę sobie dzień, w którym straciłem ją bezpowrotnie. Obejrzę się dookoła i dostrzegę rodziców Wiki, Łukasza z Julką, dostrzegę trojaczki i dzieci przyjaciół, ale będę przekonany, że tylko mnie tak to boli. Chociaż nie, może w tym roku będzie inaczej? Może w tym roku spojrzę na jej zdjęcie, uśmiechnę się i wreszcie będę mógł powiedzieć jej, że jestem gotowy podjąć rękawicę, którą rzuca mi życie? Może wreszcie Wiki nie będzie musiała śnić mi sie każdej nocy mówiąc, że zasługuję na szczęście?

~*~

23 tygodne. Tyle czasu nosi pod swoim sercem małą fasolkę, która jest owocem...no właśnie, czego ona tak właściwie jest owocem? Wpadki? Na pewno, bo przecież nie planowała z Bartkiem dziecka. Miłości? Tak, ale tylko tej jednostronnej i nieodwzajemnionej. Zaraz na początku sierpnia okazało się, że jedna z czynnie spędzonych przez Kaśkę i Bartka nocy okazała się brzemienna w skutki. Gołaś zaszła w ciążę i nie było od tego odwrotu. Początki nie były łatwe. Świadomość o dziecku nie mogła zakiełkować w głowie szatynki. Chwytała się dosłownie wszystkiego, byle tylko nie dopuścić do siebie myśli, że jest w ciąży. Jej zachowanie było skrajne, co lekarz wytłumaczył jako szok i wszystko zapisał po stronie młodego wieku i być może nieciekawej sytuacji związanej z ojcem dziecka. Nie znał jej, a trafił w dziesiątkę. Chciała spokojnie skończyć studia i nie myślała o tym, że przyjdzie jej zrobić sobie przerwę ze względu na dziecko. Z drugiej strony wiedziała, że nie może o tym powiedzieć Bartkowi, bo znając jego charakter, siatkarz chciałby z nią być tylko po to, by dziecku nie zabrakło rodziny. Maleństwo czułoby się kochane, ale ona wiedziałaby, że Kurek idzie z nią przez życie tylko i wyłącznie ze względu na litość i przywiązanie do dziecka. Na to nie chciała się zgodzić. Już i tak wystarczająco długo trwała przy nim z nadzieją, że kiedyś ognisko miłości zapłonie ich wspólnym żarem, a nie tylko jej subtelnym płomykiem. Postanowiła wychować dziecko z pomocą Tomka, bez ingerencji Bartka. Zaśmiała się ironicznie na myśl, że historia zatoczyło koło. Kiedyś przecież między Weroniką a Kurkiem doszło do rozstania, szatynka nie powiedziała na początku Bartkowi o ciąży, ale potem wszystko zakończyło się pojednaniem i powrotem. Ona wiedziała, że musi brnąć w kłamstwo, bo nie była Weroniką i nie miała co liczyć na to, że Kurka serce zapała kiedyś miłością w jej kierunku. Rodzinie powiedziała, że poznała wspaniałego mężczyznę, który zawrócił jej w głowie i to jego dziecka się spodziewa. Nie ma się co dziwić, że państwo Gołaś nie byli zachwyceni, ale z drugiej strony, kiedy poznali Zawadę i zobaczyli, z jaką czułością patrzy na ich córkę, zrozumieli, że Kaśka rzeczywiście trafiła na wartościowego człowieka i pogrzebali jej związek z Bartkiem, odkładając go między bajki. Sam Zawada zachowywał się wzorowo, wręcz nie doopisania. Zdawał sobie sprawę, że Kaśka tak łatwo nie obdarzy go uczuciem, ale mimo to nie ustępował i był dla niej oparciem w trudnych chwilach. Kiedy tylko dowiedział się o tym, że szatynka jest w ciąży, zapewnił ją, że pokocha to dziecko tak mocno, jak pokochał i jego matkę. Gołaś nie było stać na to, by powiedzieć mu słowa o podobnym znaczeniu, ale obiecała sobie wtedy, że postara się zapomnieć o Kurku i dopuści do siebie Tomka. Od dwóch miesięcy zamieszkała z nim w jego mieszkaniu, za pośrednictwem teściowej Bartka oddała mu klucze od jego mieszkania, by w ten sposób nie narażać się na niechciane spotkanie. Chciała się odciąć od wszystkiego, co mogłoby jej o nim przypominać, ale nie nie mogła sobie na to pozwolić. Nie mogła od tak sobie urwać kontakt z trojaczkami, których traktowała jak własne dzieci i nie mogła wymazać z pamięci faktu, że to Kurek jest ojcem jej maleństwa.
~Za ile będziesz w domu?-była już godzina 17, a na kwandrans przed 18 byli umówieni na wizytę u lekarza. Kasia czuła się dobrze fizycznie, ale kontrola lekarza w okresie ciąży jest niezbędna. Zwłaszcza, że w jej przypadku początki nie były łatwe i to właśnie dzięki wsparciu m.in. jej ginekologa, otrząsnęła się z pierwszego szoku i doszła do siebie.
~Przepraszam cię Kasiu, ale nie będę mógł jechać z tobą do lekarza. Klient w ostatniej chwili przełożył spotkanie o godzinę. Od początku zajmuję się wykonaniem jego zamówienia i nie mogę tego zostawić komuś innemu.-bodaj pierwszy raz Tomek nie wywiązał się z danego jej wcześniej słowa. Zawsze mogła na niego liczyć i nie miała do niego żalu, że nie będzie mógł jej towarzyć w wizycie u lekarza. Słyszała w jego głosie, że jest mu przykro, ale przecież nie było w tym jego winy.
~Oj Tomek, tylko mi się tam nie obwiniaj. Nic mi się nie stanie jak sama tam pójdę, a ty szybko załatw swoje sprawy i wracaj do domu. Zrobię coś pysznego na kolację.-tylko tak Kaśka mogła się odwdzięczyć Zawadzie za to pomoc i troskę jaką jej okazał. Rozłączyła się po chwili i zabrała za szykowanie się do wyjścia. Znalazła w sypialni teczkę z ostatnimi wynikami badań, wyjęła z szafy płaszcz i kiedy już miała wyjść z pokoju, jej uwagę poraz kolejny przykuła duża antyramana wisząca na przeciwko łóżka. Już kilka razy miała ochotę zapytać Tomka kim jest ta dziewczynka, którą trzyma w objęciach, ale nigdy nie miała w sobie na tyle odwagi. Szatyn nie chętnie mówił o swoim życiu. Powiedział jej tylko tyle, że w jego życiu kiedyś była pewna kobieta, która bardzo go zraniła, ale nic więcej o niej nie mówił, a ona nie nalegała na więcej szczegółów. Zadzwoniła po taksówkę i pojechała do prywatnego gabinetu lekarza Adamskiego, który dziś obiecał jej powiedzieć płeć dziecka. Chciała przy kolacji zrobić Tomkowi niespodziankę...
...-No pani Kasiu, mogę zamknąć jedno oko i powiedzieć, że urodzi pani silną dziewuchę.-doktor Adamski podał jej papierowy ręcznik, by otarła resztki żelu z brzucha. Uśmiechnęła się od ucha do ucha, bo kiedy wróci do domu, to będzie mogła powiedzieć Zawadzie, że wygrała ich zakład i to on przez najbliższy miesiąc będzie robił kolacje. Tomasz był przekonany, że Gołaś urodzi chłopca, a sama zaintersowana upierała się przy dziewczynce. Choć tak naprawdę płeć nie była ważna, to cieszyła się na wieść o swojej małej księżniczce. Wyszła z gabinetu i od razu napisała wiadomoś do Tomka, że dzisiejsza kolacja będzie wyjątkowa, ale nie napisała, że następne 30 będzie należeć do niego. Weszła jeszcze po drodze do sklepu i zrobiła drobne zakupy, poczym wsiadła w taksówkę z zamiarem powrotu do domu. Nie wiedziała, że z romantycznej kolacji nici, bo ktoś postanowił ją odwiedzić...

~*~

Witam i o zdrowie pytam. Ja paskudnie się przeziębiłam, ale we wrześniu na początku roku szkolnego u mnie to normalne. Jestem zakatarzona, zachrypnięta, ale na całe szczęście na ręce mi się nic nie rzuciło i mogę Wam dodać coś nowego. Dochodzę powoli do wniosku, że chyba już mi się skończył repertuar i zmęczyłam materiał. Mam wrażenie, że nie opisuje uczuć tak, jak chciałabym je oddać...Może to jest jakiś znak dla mnie, by zbierać manatki, a nie pchcać się dalej w ten świat i myśleć o nowych historiach. Narazie co mam to dodaję, a potem będę się martwić...
Po lewej stronie zakładka dotycząca powiadamiania o nowościach. Te z Was, które chcą być nadal informowane zapraszam.
Pozdrawiam i do napisania ;***

środa, 29 sierpnia 2012

Część V

Kiedy tylko Tomek wrócił do mieszkania, Kaśka od razu wypytała go o wszystko co działo się wczoraj. Prosiła o zupełną szczerość i to też otrzymała. Wszystko zniosła w miarę dzielnie, bo już kiedyś zdarzało jej się przesadzić trochę z alkoholem, ale akcja w samochodzie z wymiotowaniem sprawiła, że poczuła przed Zawadą ogromny wstyd i nie wiedziała co w tym momencie ze sobą zrobić.
-Tylko mi się tu nie rozpłacz, bo przecież nic się nie stało. Już nie ma śladu po tych przygodach, więc głowa do góry, a następnym razem trochę więcej kontroli, bo to różnie się mogło skończyć.-słowa architekta na niewiele się zdały, bo i tak Kaśka chlipała przy stole, co nie mogło nie wywołać reakcji u Zawady. Mężczyzna przysunął się bliżej szatynki i geście otuchy mocno ją do siebie przytulił.
-A możesz mi powiedzieć czemu tak się zalałaś czy to raczej jakaś tajemnica?- czy miała w tym momenencie coś do stracenia. Tomka zna raptem od trzech dni, ale musi się komuś wygadać z emocji, które się w niej nagromadziły. Otarła łzy, wysmarkała nos i opowiedziała Tomkowi o tym jak zakochała się w facecie, który nie odwzajemnia jej uczucia, a jeśli czasem zdarza mu się jakiś przypływ emocji, to potem zamyka się w sobie i jest jeszcze gorzej. Nie mówiła mu o tym czym zajmuje się Bartek, bo tak naprawdę dla niej samej nie miało to większego znaczenia, a nie chciała byś uznawana za utrzymankę. Zresztą słowa Tomka wyraźnie wskazywały na to, że nie powinna sobie zaprzątać głowy kimś, kto nie potrafi docenić jej jako kobiety.
-Gdybym to ja był na jego miejscu, to nigdy nie pozwoiłbym ci odejść...-powiedział jej półszepte,, do ucha, przysuwając się bliżej do Kasi. Dziewczyna czuła na swoim policzku jego oddech, ale nie zdążyła zrobić nic, bo usta Tomka szybko znalazły się na jej wargach. Podświadomie wiedziała, że nie powinna tego robić, ale dała się całować Zawadzie. Ten robił to bardzo delikatnie, jakby bał się, że zbyt gwałtowny ruch może mu Kaśkę wystraszyć. Szatynka, gdy tylko zdała sobie sprawę, że próbuje zagłuszyć w sobie osobę Kurka, odsunęła się od Tomka i nieśmiałym wzrokiem dała mu do zrozumienia, że trochę się jednak zagalopowali. Pacałunek sam w sobie może nie był czymś złym, ale Kasia nie chciała robić z architekta kogoś na zasadzie zastępstwa za osobę Bartka. Sama na własnej skórze wiedziała jak to jest żyć w czyimś cieniu i nie życzyła takiego życia nikomu, a już na pewno nie Tomkowi, który okazał jej pomocną dłoń i wiele zrozumienia. Nawet teraz, kiedy znów zebrało jej sie na wymioty, poszedł z nią do łazienki i trzymał włosy lekko w górze, by spadające na twarz kosmyki jej nie przeszkadzały.
-Już nigdy więcej nie wezmę kropli do ust, jeśli w moim przypadku tak wygląda syndrom drugiego dnia.- powiedziała z niesmakiem. Szybko obmyła twarz zimną wodą i na moment poczuła się lepiej, ale to jeszcze nie była normalna dyspozycja. Mocno się dziwiła, że aż tak długo trzymają ją skutki alkoholowego upojenia, ale z drugiej strony jeszcze nigdy nie wypiła tak dużo i może dlatego organizm dość opornie dochodzi do siebie.
-Będę się zbierać do siebie. Dzięki za wszystko Tomek. To co się między nami wydarzyło, to...-chciała powiedzieć, że nie powinno mieć miejsca, ale szatyn nie pozwolił jej dokończyć. Doskonale wiedział jakie słowa padną z ust Gołaś i wcale nie chciał ich słyszeć.
-Zawsze do usług. Gdybyś tylko potrzebowała pomocy, to wal jak w dym.-na odchodne pożegnał się z nią buziakiem w policzek i wypuścił ze swojego mieszkania. Jej miejsce pobytu znajdowało się dwa piętra wyżej, ale w jej osłabieniu piesza podróż nie wchodziła w rachubę, dlatego zdecydowała się na windę. Szybko znalazła się na miejscu i kiedy już miała przekręcać zamek w drzwiach, dostrzegła na schodach znajomą jej postać. Bartek siedział z głową opartą o ścianę i wyglądał jakby na kogoś czekał, bo nawet teraz spojrzał zniecierpliwiony na zegarek. Nie chciała z nim teraz rozmawiać, więc jak najszybciej musiała otworzyć te drzwi i znaleźć się po ich drugiej stronie. Nie wiadomo dlaczego pojawiło się u niej drżenie rąk, które spowodowało, że klucze wypadły jej z ręki na marmurową posadzkę i narobiły sporego hałusu. Bartek usłyszał to, odwrócił się i już po chwili stał naprzeciwko niej, patrzył jej w oczy i jak gdyby nigdy nic, powiedział:
-Martwiłem się o ciebie...

~*~

Bieganie po Osztynie mijało się z celem, dlatego postanowiłem zaczekać na Kasię prawie, że pod drzwiami mieszkania. Byłem tu już wcześniej i nie spotkałem się z szatynką, ale nie zamierzałem tak łatwo się poddać. Próbowałem się z nią skontaktować telefonicznie, ale jej komórka pozostała głucha na moje próby połączenia się z nią. Siedziałem na tych schodach już drugą godzinę i choć traciłem nadzieję na to, że w końcu się pojawi, to coś kazało mi nadal koczować w tym miejscu, w którym wytrzymałem już tyle czasu. Spojrzałem na zegarek, dochodziła 18. Postanowiłem posiedzieć jeszcze kilka chwil i jeśli w tym czasie Kaśka się nie zjawi, to muszę wracać do Dobrego Miasta na tarczy i bez jakichkolwiek informacji o Gołaś. Kiedy w głowie zaczęły układać się jakieś czarne scenariusze, że coś mogło się stać, że przeze mnie Kasia mogła zrobić jakąś głupotę, moje myśli zostały zagłuszone przez hałas jakiegoś przedmiotu uderzającego o posadzkę. Odwróciłem głowę i mogłem wyraźnie odetchnąć z ulgą. To szatynka próbowała dostać się do mieszkania. Choć była blada i wyraźnie zmęczona, to wyglądała na całą i zdrową. Szybko podniosłem swoje cztery litery, stanąłem naprzeciwko niej i spojrzałem w oczy. Pełne chłodu i obojętności.
-Martwiłem się o ciebie...-wyznałem szczerze, ale spotkałem się z jej ironicznym uśmiechem, który nie wróżył nic dobrego. Byłem wstanie zrozumieć, że po tym jak się zachowałem, nie zasługuję na nic innego jak tylko pełne zimna i wrachowania spojrzenie, ale będąc na to przygotowanym, czułem w okolicy serca ból. Nie mogłem mieć o to do niej żalu, bo ona pewnie sama przeze mnie wycierpiała znacznie więcej.
-Jesteś zabawny Bartek. Wczoraj kazałeś mi zbierać swoje zabawki i spieprzać z twojego życia, a dziś tak po prostu przychodzisz i mówisz, że się o mnie martwisz. Wiesz co, to jednak nie jest zabawne, to jest cynicznie.-słyszę, że próbuje się silić na gniewny głos, ale moje uszy wyłapują nutę bólu i rozgoryczenia. Widzę, że mimiką twarzy chce mi pokazać, że jest silna, ale ja dostrzegam trzęsący się podbródek, który jest oznaką tłumionych łez.
-Zachowałem się jak egoista, ale to nie znaczy, że nie martwię się o ciebie. Przez tyle czasu nie dawałaś znaku życia. To już nie chodzi o to, że nie odbierałaś ode mnie, bo ta akurat jestem w stanie zrozumieć. Skontaktować się z tobą chciała też twoja mama i mama Weroniki.-stoimi na klatce schodowej, co jakiś czas nasz wzrok spotyka się ze sobą. Mam nieodpartą potrzebę, by ją przytulić i powiedzieć, że moje decyzja została podjęta zbyt pochopnie, pod wpływem chwili. Chciałbym jej powiedzieć, że postaram się już tak na poważnie nauczyć życia, które prowadziłem wcześniej, w którym jest miejsce na pamięć o Weronice, ale nie ma miejsca na ciągłe rozdrapywanie ran i rozpamiętywanie jak było kiedyś. To "kiedyś" już do mnie nie wróci i im wcześniej zdam sobie z tego sprawę, tym lepiej dla mnie i dla moich najbliższych.
-Nie chciałam z nikim rozmawiać, potrzebowałam chwili samotności. Zaraz do wszystkizh zadzwonię i powiem, że nic mi nie jest. Pasuje?- widzę, że zaczyna jakoś ciężej oddychać, pobladła jeszcze bardziej, a na jej czole wystąpiły pojedyńcze kropelki potu. Kurczowo trzyma się klamki, jakby za chwilę miała upaść. Głębsze oddechy, którymi stara się wrócić do normy, dają mi do zrozumienia, że nie dokońca wszystko z nią w porządku. Już wcześniej zdarzały się sytuacje, że Kaśka mdlała i choć podobno nie było to jakimś wielkim zagrożeniem do jej zdrowia, to sam upadek przy utracie przytomności mógł mieć przykre konsekwencje. Wiem, że gdy ją teraz zapytam czy oby na pewno dobrze się czuję, zapewni mnie o dobrym samopoczucie i każe mi nie interesować się jej osobą. Może rzeczywiście na dzień dzisiejszy tak to powinienien zostawić? Wszystkie negatywne emocje, które nagromadziły się w szatynce, jeszcze przez jakiś czas będą u niej obecne, a dopóki tak będzie, to nie mam co liczyć na spokojną rozmowę. Swój plan wykonałem. Udało mi się z nią porozmawiać i upewnić, że nic wielkiego jej się nie stało.
-Nie będę ci już przeszkadzał, może nadal chwila samotności jest ci potrzebna. Mam jednak nadzieję, że kiedys zechcesz ze mną porozmawiać...-chcę ją pożegnać, ale ona odsuwa się ode mnie. Dziwne uczucie przeszyło moje ciało, ale nie skomentowałem tego. Schodziłem po schodach, mijąc jakiegoś mężczyznę, który wesołym głosem powiedział do Kaśki, że zostawiła u niego swój sweter i komórkę. Byłem piętro niżej, ale słyszałem głos tego faceta dosyć wyraźnie. Gołaś wcale nie urządziła samotności, tylko była z innym mężczyzną, najprawdopodniej w jego mieszkaniu. Nie mogłem sobie przypomnieć czy widziałem tego kolesia jak jeszcze sam tu mieszkałem, ale moje wszelkie watpliwości zostały rozwiane, kiedy stanąłem w holu i spojrzałem na zdjęcie architektu, spod którego ołówka wyszedł projekt tego apartamentowca. To ten sam facet, który przyniósł Kasi jej sweter i telefon komórkowy. I choć mówiłem jej wczoraj, że powinna znaleźć sobie mężczyznę, która pokocha ją tak, jak na to zasługuje, to wcale nie byłem pewien, że chcę widywać ją z innym u boku. Poczułem zazdrość, że to nie ja jestem teraz w jej mieszkaniu i, że to nie ze mną Kaśka spędziła noc...


~*~

Witam. Od kilku dni mam jakiś dziwny humor, pewnie związany z tym, że już od poniedziału zaczyna się maraton po wiedzę. Do tego też jak tak dokładnie przeczytałam sobie treść części 5, to już wogóle się zdołowałam i najgorsze jest to, że jak narazie nad losami bohaterów nie widzę Słońca i zaczynam się obawiać, że nie wyjdzie ono zza chmur. A uwierzci mi, że chciałabym się mylić...
Pozdrawiam i do napisania ;***

wtorek, 14 sierpnia 2012

Część IV

Czuła się tak jakby przejechał po niej walec. Miała mdłości, zbierało jej się do wymiotów, a do tego w głowie miała helikopter. Najgorsze jest jednak to, że nic nie pamięta. Otworzyła ciężkie jak ołów powieki i z przerażeniem stwierdziła, że leży w obcym pokoju, przykryta satynową pościelą, a przed nią wisi ogromne zdjęcie Tomka z jakąś dziewczynką. Zdjęcie było nieistotne. Ważniejsze były okoliczności tego w jakich znalazła się w mieszkaniu Zawady i czy fakt, że leży w jego koszulce i samych figach ma jakieś znaczenie?!
-Teraz się Kaśka skup i przypomnij sobie bieg wydarzeń z wczoraj...-zaczęła od podarunku, który znalazła pod drzwiami, późniejsz szybka decyzja o podróży do Dobrego Miasta i rozmowa z Bartkiem. O tak, rozmowę pamięta doskonale, bo tak bardzo bolała ją postawa Kurka i to, że nawet nie wziął pod uwagę jej uczuć. Pamięta, że zostawiła Bartka w parku, zamówiła taksówkę i później zaczęła się jej przygoda z alkoholem. A potem to już jakaś czarna dziura i pojedyńcze przebłyski pamięci, w których w końcu pojawił się i Zawada. Bała się, że między nią a architektem doszło do czegoś więcej. Była pijana i pewnie niekontrolowała swojego zachowania, a przecież faceci potrafią takie sytuacje perfidnie wykorzystać. Z bolącą głową podniosła się z łóżka i znalazła na szafeczce notcej kartkę zaadresowaną jej imieniem. Wyrazy rozmazywały jej się przed oczami, ale z informacji zawartej na skrawku papieru wyczytała, że w lodówce znajdzie kefir i coś lekkiego do zjedzienia, a na stole leżą proszki od bólu głowy i butelka mineralnej wody, która w tym momencie była jej potrzebna jak powietrze. Nie wiele myśląć poszła do kuchni i prawie jednym łykiem opróżniła zawartość 1,5 litrowej butelki. Usiadła i położyła ociężałą głowę na stół. Zauważyła, że na parapecie leży jej torba, z której wygrzebała tekefon. Miała kilkanaście nieodebranych połączeń od Bartka, dzwoniła też pani Krysia, jej mama i koleżanka z roku. Największe wrażenie zrobiły na niej próby kontaktu ze strony Kurka, bo wykonał do niej aż 17 połączeń. Już sama nie wiedziała co ma myśleć o jego skrajnym zachowaniu. Z jednej strony traktował ją jak zbędny element w swoim życiu, a z drugiej się o nią martwił i próbował nawiązać kontakt. Przecież sam wyraźnie powiedział, że ma sobie układać życie z kimś innym, to dlaczego teraz do tego życia chce wejść i mieć w nim jakiś udział? Wykasowała całą historię połączeń i zbierała się do wyjścia. Chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu, pozbierać z niego wszystko swoje rzeczy i oddać klucze Bartkowi. Nie miała prawa w nim mieszkać, skoro Kurek tak postawił sprawę. Nie była dziś w najlepszej kondycji fizycznej, ale psychicznie miała na tyle siły, by to zrobić. Zanim jednak wyszła z mieszkania Tomka, to musiała odwiedzić jeszcze łazienkę, w którek mdłości dały o sobie znać w ten mniej przyjemny sposób.
-Dlaczego żeś mnie Arek nie pilnował jak lałam w siebie tą truciznę?- Kasia miała w zwyczaju, kiedy tylko była sama, zwracać się do swojego tragicznie zmarłego brata. Doskonale wiedziała, że jej monolog nie otrzyma odzewu, ale często w takich sytuacjach zastanawiała się nad tym co by w tej chwili zrobił Arek, co by jej powiedział. Na pewno teraz nie byłby zachwycony, że jego młodsza siostrzyczka zwija się przed sedesem i próbuje zwymiotować, ale pewnie zrozumiałby też, że czasem nie ma innej ucieczki i trzeba sobie pozwolić na chwilę luzu, która choć na chwilę pozwoli zapomnieć...

~*~

Martwiłem się o Kasię, bo nie mogłem złapać z nią żadnego kontaktu. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że sam jestem sobie winiem, bo tak a nie inaczej postawiłem sprawę, ale naprawdę przede wszystkim chodziło mi o dobro szatynki, nie moje. Bardzo mocno ruszyły mnie jej słowa, kiedy powiedziała, że zasłaniam się chłopcami i cierpieniem po stracie żony. Musiałem stwierdzić sam przed sobą, że Kaśka miała rację. Zdarzało mi się wielokorotnie rezygnować z wyjść czy udziału w jakiejś zabawie, bo wykręcałem się potrzebą spędzania czasu z chłopcami czy brakiem chęci rozrywki w obliczu tego co mnie spotkało. Prawda jest taka, że z synami spędzam naprawdę sporo czasu jak na pracę, którą muszę wykonać, a brak chęci do spotkań z ludźmi jest związany z tym, że tak nauczyłem się żyć przez te dwa lata i teraz ciężko mi się przestawić. Miałem lepsze dni na finale Ligi Światowej nad naszym polskim morzem. Co prawda nie wystrzegłem się rozmów o Weronice, ale Kasia czuła się wtedy u mojego boku dobrze, przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
-Bartek, odebrała Kasia telefon od Ciebie?- zapytała mnie teściowa, a ja niesety poraze kolejny musiałem ją rozczarować. Mama Krystyna martwiła się o szatynkę. Ona jako pierwsza zaakceptowała ją u mojego boku. Widziałem oraz widzę to nadal, że chciałaby aby to ona zajęła miejsce Weroniki w życiu moim i chłopców, ale to tylko takie proste może wydawać się dka kogoś, kto stoi z boku i jest tylko biernym obserwatorem.
-Pokłóciliście się? Nigdy jej się nie zdarzało by nie odbierać od nas telefonów, a jeśli już to zawsze oddzwaniała jak tylko mogła.-nie było sensu, abym ukrywał przebieg i skutki mojej rozmowy z Kasię, dlatego opowiedziałem wszystko teściowej. Kręciła z niedowierzaniem głową, ale sam nie wiem czy potępiała moją głupotę czy też nie mogła uwierzyć, że nadal tak mocno przeżywam śmierć Weroniki.
-Kochasz ją Bartek?- jej pytanie kompletnie mnie zaskakuje i sprawia, że nerwowo zaczynam bawić się swoimi palcami. Bez ogródek pyta mnie o to, a ja patrzę jej w oczy i sam przed sobą muszę przyznać, że czuję coś do Kaśki, ale tego uczucia się boję. Boję się poraz kolejny zaangażować. Boję się poraz kolejny uzależnić swoje szczęście od obecności kobiety w życiu, bo nie chcę już cierpieć. Nie chcę już tych bezsennych nocy, kiedy budziłem się w łóżku i ze łzami w oczach głaskałem puste miejsce obok siebie. Nie chce oglądać albumu fotograficznego, którego zdjęcia sprawiają ból, przywołują bolesne wspomnienia i powodują jeszcze większe uczucie tęsknoty.
-Nawet jeśli nie umiesz wypowiedź głośno tych słów to i tak wiesz, że Kasia nie jest ci obojętna. Ja sama nie mogę pogodzić się z tym, że Wikusi nie ma tu już z nami i uwierz mi, że nie jest mi łatwo to mówić, bo chciałabym aby to ona była tu nadal z tobą, ale skoro to nie może się spełnić, to życzę tobie i Kasi wszystkiego najlepszego. Ona cię tak kocha, świata poza tobą nie widzi. Dopuść ją do siebie, a zobaczysz, że nie pożałujesz...-być może mogłoby być między nami tak pięknie jak w Sopocie?
Ostatnia noc w Sopocie miała być wyjątkowa i sam chciałem ją taką uczynić. Miałem z Kasią w czasie tych kilku dni lepsze i gorsze chwile, ale chciałem mimo wszystko pozostawić po siebie miłe wrażenie. Chłopców zostawiłem pod opieką Michała Bąkiewicza, który sam zaoferował pomoc, a sam zabrałem Kasię na spacer brzegiem Bałtyku. Trzymaliśmy się za ręcę i milcząc wsłuchiwaliśmy się w skrzek mew, których dziś była tu niezliczona ilość.
-Dziękuję ci za ten wyjazd. Nigdy jeszcze nie byłam tak szczęśliwa...-wtula się we mnie, a ja obejmuję ją ramieniem. Wiem, że nie zawsze zachowywałem się w porządku, że nie częsta zdarza mi się szukać kontaktu z jej dłonią, ale sam walczę ze sobą, by się przełamać i uporać ze wspomnieniami. Spacer w naszym przypadku kończy się po około godzinie. Wracamy w dobrych nastrojach do hotelu, ale okazują się one jeszcze lepsze w momencie, kiedy Bąku proponuje, że zajmie się razem ze swoją Beatą chłopcami przez całą noc i dostarczy nam ich jutrzejszego ranka. Jestem pełen uznania dla ich wytrwałości, ale długo nie zastanawiam się nad tym i zaraz za Kasią idę do naszego pokoju. Szatynka prosi bym rozpiął jej sukienkę, która ma suwak przez całe plecy.
-Tylko uważaj, on dość ciężko chodzi.-instruje mnie. Staję tuż za jej plecami i zamek błyskawiczny wcale nie stawia większych oporów. Odsunąłem go do samego dołu i efekt zaskoczył zarówno mnie jak i Kasię. Sukienka swobodnie osunęła się na dół, a ona została przede mną w samej bieliźnie. Odwróciła twarz w moją stronę i zawstydzona chciała pójść do łazienki, ale w porę zdążyłem ją zatrzymać. Odgarnąłem k
osmyki jej czekoladowych włosow, które zasłaniały jej twarz. Przejechał kciukiem po jej spierzchniętych od wiatru ustach i dotknąłem ich delikatnie swoimi ustami. Wszystkie nasze poczynania były delikatne, ale nie można było odmówić im mimo wszystko jakiejś dominację, którą raz wykazać chciałam się ja, a raz ona. Teraz to Kasia przejęła stery, bo zaczęła szybko pozbywać się mojej koszuli i na tej fali chciała zdjąć spodnie. Pasek postawił opór, ruchy stały się coraz bardziej nerwowe i musiałem jej pomóc. Kiedy zostaliśmy już w samej bieliźnie, poprowadziłem ją w stronę łóżka, na którym Gołaś położyła się, a ja nakryłem jej wątłe ciało swoim. Składem pocałunki na jej szyi, dekolcie i sunąłem powoli w dół jej brzucha, gdzie pozostała ostatnia nieodkryta przeze mnie przestrzeń tego wieczoru. Kochaliśmy się już wcześniej, ale wydaję mi się, że nasze poprzednie próby nie były udane. Kierowało nami dzikie porządanie, które dawało o sobie znać, ale potem odczuwałem jakieś wyrzuty sumienia bo wiedziałem, że nie dawałem z siebie nic, chciałem tylko brać. Dziś chciałem sprawić, by Kaśka poczuła się wyjątkowo tego wieczoru. Sam też potrzebowałem jej bliskości, dlatego uporałem się z jej figami, w kącie swoje miejsce znalazły także moje bokserki. Nie przedłużałem jej dłużej teho wstępu, by pewnym i zdecydowanym ruchem znaleźć się w Kaśce. Tempo spasowało nam oboju, bo widziałem na jej ustach błogi uśmiech, który z każdą kolejną sekundą był coraz większy. Zawsze byłem zadowolony kiedy w oczach kobiety widziałem tą obłędną rozkosz, która objawiała się takim innym niż zwykle spojrzeniem, całkowitym poddaniem się mężczyźnie. Przypomniała mi się noc w katowickim hotelu i ten wzrok Weroniki, który teraz stanął mi przed oczami. Chciałem się przemóc i o go w sobie zatrzeć, ale nie dałem rady. Czar prysnął...
Od tamtego momentu zaczęło się psuć między nami już tak po całości i wszystko to doprowadziło do momentu iż uznałem, że lepiej będzie żyć nam w pojedynkę. Szczerze? Nie byłem teraz tego taki pewien, a do tego martwiłem się o szatynkę jak cholera. Dzwoniący telefon dawał nadzieję, że to właśnie Kasia, ale szybko musiałem przełknąć gorycz zawodu. Skontaktować się ze mną chciała pani Gołaś, a to nie wróżyło najlepiej. Odebrałem telefon i z przykrością musiałem stwierdzić, że sam nie mam kontaktu z jej córką. Jedyne co w tej sytuacji mogłem jej powiedzieć to to, że pojadę zaraz do Olsztyna i sprawdzę co jest powodem braku kontaktu z Kasią. Starałem się uspokajać jej mamę, ale sam nie bardzo wierzyłem w to, że szatynka pewnie poszła na noc do jakiejś koleżanki i po prostu trochę zaszalała. To być może leży w stylu 23-letnich kobiet, ale nie w stylu Kaśki. Zaraz po tym jak tylko się rozłączyłem zszedłem na dół i powiedziałem mamie o telefonie pani Joli oraz o mojej podróży do Olsztyna.
-Jedź spokojnie, ja zajmę się chłopcami.-to właśnie chciałem usłyszeć. Nie byłem do końca przekonany, by zabierać ze sobą chłopców w tą podróż. Nie wiedziałem co zastanę na miejscu i co będę musiał zrobić, by skontaktować się z Kaśką...

~*~
Witam! No cóż mogę powiedzieć na to co stało się powyżej? Życie... Część IV miała się pojawić w sobotę, ale...Ale jak patrzyłam na swój wpis pod ostatnią częścią, to nie miałam ochoty tu zaglądać. No, ale...Igrzyska się skończyły, a przedstawienie musi trwać.
Pozdrawiam i do napisania ;*