-Tylko mi się tu nie rozpłacz, bo przecież nic się nie stało. Już nie ma śladu po tych przygodach, więc głowa do góry, a następnym razem trochę więcej kontroli, bo to różnie się mogło skończyć.-słowa architekta na niewiele się zdały, bo i tak Kaśka chlipała przy stole, co nie mogło nie wywołać reakcji u Zawady. Mężczyzna przysunął się bliżej szatynki i geście otuchy mocno ją do siebie przytulił.
-A możesz mi powiedzieć czemu tak się zalałaś czy to raczej jakaś tajemnica?- czy miała w tym momenencie coś do stracenia. Tomka zna raptem od trzech dni, ale musi się komuś wygadać z emocji, które się w niej nagromadziły. Otarła łzy, wysmarkała nos i opowiedziała Tomkowi o tym jak zakochała się w facecie, który nie odwzajemnia jej uczucia, a jeśli czasem zdarza mu się jakiś przypływ emocji, to potem zamyka się w sobie i jest jeszcze gorzej. Nie mówiła mu o tym czym zajmuje się Bartek, bo tak naprawdę dla niej samej nie miało to większego znaczenia, a nie chciała byś uznawana za utrzymankę. Zresztą słowa Tomka wyraźnie wskazywały na to, że nie powinna sobie zaprzątać głowy kimś, kto nie potrafi docenić jej jako kobiety.
-Gdybym to ja był na jego miejscu, to nigdy nie pozwoiłbym ci odejść...-powiedział jej półszepte,, do ucha, przysuwając się bliżej do Kasi. Dziewczyna czuła na swoim policzku jego oddech, ale nie zdążyła zrobić nic, bo usta Tomka szybko znalazły się na jej wargach. Podświadomie wiedziała, że nie powinna tego robić, ale dała się całować Zawadzie. Ten robił to bardzo delikatnie, jakby bał się, że zbyt gwałtowny ruch może mu Kaśkę wystraszyć. Szatynka, gdy tylko zdała sobie sprawę, że próbuje zagłuszyć w sobie osobę Kurka, odsunęła się od Tomka i nieśmiałym wzrokiem dała mu do zrozumienia, że trochę się jednak zagalopowali. Pacałunek sam w sobie może nie był czymś złym, ale Kasia nie chciała robić z architekta kogoś na zasadzie zastępstwa za osobę Bartka. Sama na własnej skórze wiedziała jak to jest żyć w czyimś cieniu i nie życzyła takiego życia nikomu, a już na pewno nie Tomkowi, który okazał jej pomocną dłoń i wiele zrozumienia. Nawet teraz, kiedy znów zebrało jej sie na wymioty, poszedł z nią do łazienki i trzymał włosy lekko w górze, by spadające na twarz kosmyki jej nie przeszkadzały.
-Już nigdy więcej nie wezmę kropli do ust, jeśli w moim przypadku tak wygląda syndrom drugiego dnia.- powiedziała z niesmakiem. Szybko obmyła twarz zimną wodą i na moment poczuła się lepiej, ale to jeszcze nie była normalna dyspozycja. Mocno się dziwiła, że aż tak długo trzymają ją skutki alkoholowego upojenia, ale z drugiej strony jeszcze nigdy nie wypiła tak dużo i może dlatego organizm dość opornie dochodzi do siebie.
-Będę się zbierać do siebie. Dzięki za wszystko Tomek. To co się między nami wydarzyło, to...-chciała powiedzieć, że nie powinno mieć miejsca, ale szatyn nie pozwolił jej dokończyć. Doskonale wiedział jakie słowa padną z ust Gołaś i wcale nie chciał ich słyszeć.
-Zawsze do usług. Gdybyś tylko potrzebowała pomocy, to wal jak w dym.-na odchodne pożegnał się z nią buziakiem w policzek i wypuścił ze swojego mieszkania. Jej miejsce pobytu znajdowało się dwa piętra wyżej, ale w jej osłabieniu piesza podróż nie wchodziła w rachubę, dlatego zdecydowała się na windę. Szybko znalazła się na miejscu i kiedy już miała przekręcać zamek w drzwiach, dostrzegła na schodach znajomą jej postać. Bartek siedział z głową opartą o ścianę i wyglądał jakby na kogoś czekał, bo nawet teraz spojrzał zniecierpliwiony na zegarek. Nie chciała z nim teraz rozmawiać, więc jak najszybciej musiała otworzyć te drzwi i znaleźć się po ich drugiej stronie. Nie wiadomo dlaczego pojawiło się u niej drżenie rąk, które spowodowało, że klucze wypadły jej z ręki na marmurową posadzkę i narobiły sporego hałusu. Bartek usłyszał to, odwrócił się i już po chwili stał naprzeciwko niej, patrzył jej w oczy i jak gdyby nigdy nic, powiedział:
-Martwiłem się o ciebie...
~*~
Bieganie po Osztynie mijało się z celem, dlatego postanowiłem zaczekać na Kasię prawie, że pod drzwiami mieszkania. Byłem tu już wcześniej i nie spotkałem się z szatynką, ale nie zamierzałem tak łatwo się poddać. Próbowałem się z nią skontaktować telefonicznie, ale jej komórka pozostała głucha na moje próby połączenia się z nią. Siedziałem na tych schodach już drugą godzinę i choć traciłem nadzieję na to, że w końcu się pojawi, to coś kazało mi nadal koczować w tym miejscu, w którym wytrzymałem już tyle czasu. Spojrzałem na zegarek, dochodziła 18. Postanowiłem posiedzieć jeszcze kilka chwil i jeśli w tym czasie Kaśka się nie zjawi, to muszę wracać do Dobrego Miasta na tarczy i bez jakichkolwiek informacji o Gołaś. Kiedy w głowie zaczęły układać się jakieś czarne scenariusze, że coś mogło się stać, że przeze mnie Kasia mogła zrobić jakąś głupotę, moje myśli zostały zagłuszone przez hałas jakiegoś przedmiotu uderzającego o posadzkę. Odwróciłem głowę i mogłem wyraźnie odetchnąć z ulgą. To szatynka próbowała dostać się do mieszkania. Choć była blada i wyraźnie zmęczona, to wyglądała na całą i zdrową. Szybko podniosłem swoje cztery litery, stanąłem naprzeciwko niej i spojrzałem w oczy. Pełne chłodu i obojętności.
-Martwiłem się o ciebie...-wyznałem szczerze, ale spotkałem się z jej ironicznym uśmiechem, który nie wróżył nic dobrego. Byłem wstanie zrozumieć, że po tym jak się zachowałem, nie zasługuję na nic innego jak tylko pełne zimna i wrachowania spojrzenie, ale będąc na to przygotowanym, czułem w okolicy serca ból. Nie mogłem mieć o to do niej żalu, bo ona pewnie sama przeze mnie wycierpiała znacznie więcej.
-Jesteś zabawny Bartek. Wczoraj kazałeś mi zbierać swoje zabawki i spieprzać z twojego życia, a dziś tak po prostu przychodzisz i mówisz, że się o mnie martwisz. Wiesz co, to jednak nie jest zabawne, to jest cynicznie.-słyszę, że próbuje się silić na gniewny głos, ale moje uszy wyłapują nutę bólu i rozgoryczenia. Widzę, że mimiką twarzy chce mi pokazać, że jest silna, ale ja dostrzegam trzęsący się podbródek, który jest oznaką tłumionych łez.
-Zachowałem się jak egoista, ale to nie znaczy, że nie martwię się o ciebie. Przez tyle czasu nie dawałaś znaku życia. To już nie chodzi o to, że nie odbierałaś ode mnie, bo ta akurat jestem w stanie zrozumieć. Skontaktować się z tobą chciała też twoja mama i mama Weroniki.-stoimi na klatce schodowej, co jakiś czas nasz wzrok spotyka się ze sobą. Mam nieodpartą potrzebę, by ją przytulić i powiedzieć, że moje decyzja została podjęta zbyt pochopnie, pod wpływem chwili. Chciałbym jej powiedzieć, że postaram się już tak na poważnie nauczyć życia, które prowadziłem wcześniej, w którym jest miejsce na pamięć o Weronice, ale nie ma miejsca na ciągłe rozdrapywanie ran i rozpamiętywanie jak było kiedyś. To "kiedyś" już do mnie nie wróci i im wcześniej zdam sobie z tego sprawę, tym lepiej dla mnie i dla moich najbliższych.
-Nie chciałam z nikim rozmawiać, potrzebowałam chwili samotności. Zaraz do wszystkizh zadzwonię i powiem, że nic mi nie jest. Pasuje?- widzę, że zaczyna jakoś ciężej oddychać, pobladła jeszcze bardziej, a na jej czole wystąpiły pojedyńcze kropelki potu. Kurczowo trzyma się klamki, jakby za chwilę miała upaść. Głębsze oddechy, którymi stara się wrócić do normy, dają mi do zrozumienia, że nie dokońca wszystko z nią w porządku. Już wcześniej zdarzały się sytuacje, że Kaśka mdlała i choć podobno nie było to jakimś wielkim zagrożeniem do jej zdrowia, to sam upadek przy utracie przytomności mógł mieć przykre konsekwencje. Wiem, że gdy ją teraz zapytam czy oby na pewno dobrze się czuję, zapewni mnie o dobrym samopoczucie i każe mi nie interesować się jej osobą. Może rzeczywiście na dzień dzisiejszy tak to powinienien zostawić? Wszystkie negatywne emocje, które nagromadziły się w szatynce, jeszcze przez jakiś czas będą u niej obecne, a dopóki tak będzie, to nie mam co liczyć na spokojną rozmowę. Swój plan wykonałem. Udało mi się z nią porozmawiać i upewnić, że nic wielkiego jej się nie stało.
-Nie będę ci już przeszkadzał, może nadal chwila samotności jest ci potrzebna. Mam jednak nadzieję, że kiedys zechcesz ze mną porozmawiać...-chcę ją pożegnać, ale ona odsuwa się ode mnie. Dziwne uczucie przeszyło moje ciało, ale nie skomentowałem tego. Schodziłem po schodach, mijąc jakiegoś mężczyznę, który wesołym głosem powiedział do Kaśki, że zostawiła u niego swój sweter i komórkę. Byłem piętro niżej, ale słyszałem głos tego faceta dosyć wyraźnie. Gołaś wcale nie urządziła samotności, tylko była z innym mężczyzną, najprawdopodniej w jego mieszkaniu. Nie mogłem sobie przypomnieć czy widziałem tego kolesia jak jeszcze sam tu mieszkałem, ale moje wszelkie watpliwości zostały rozwiane, kiedy stanąłem w holu i spojrzałem na zdjęcie architektu, spod którego ołówka wyszedł projekt tego apartamentowca. To ten sam facet, który przyniósł Kasi jej sweter i telefon komórkowy. I choć mówiłem jej wczoraj, że powinna znaleźć sobie mężczyznę, która pokocha ją tak, jak na to zasługuje, to wcale nie byłem pewien, że chcę widywać ją z innym u boku. Poczułem zazdrość, że to nie ja jestem teraz w jej mieszkaniu i, że to nie ze mną Kaśka spędziła noc...
~*~
Witam. Od kilku dni mam jakiś dziwny humor, pewnie związany z tym, że już od poniedziału zaczyna się maraton po wiedzę. Do tego też jak tak dokładnie przeczytałam sobie treść części 5, to już wogóle się zdołowałam i najgorsze jest to, że jak narazie nad losami bohaterów nie widzę Słońca i zaczynam się obawiać, że nie wyjdzie ono zza chmur. A uwierzci mi, że chciałabym się mylić...
Pozdrawiam i do napisania ;***