-Weronika, telefon do ciebie.- sama nie wiedziałam jak odnosić się do Maćka. Ani to jeszcze ksiądz, ani całkiem normalny facet. Posłałam my zatem ciepły uśmiech i poszłam do pokoju siostry przełożonej, w którym znajdował się telefon.
-To z pensjonatu.- postawiłam z lekka oczy. Przecież im powiedziałam, że za pokój normalnie zapłacę, a po bagaże wrócę przed końcem mojej górskiej eskapady.
-Tak?
*Najmocniej panią przepraszam,ale tu przyjechał taki chłopak który twierdzi, że rozniesie w pył Zakopane, jeśli mu nie powiem o miejscu pani pobytu.Nie wiem skąd wie, że ja mam na ten temat jakąś wiedzę, ale nie daje mi spokoju.-taki chłopak?! Matko, przecież to musi być Bartek!
-Niech mi go pani da do telefonu.-przełknęłam ślinę, ale w momencie, kiedy usłyszałam jego głos nie potrafiłam wydobyć z siebie słowa.
*Weronika gdzie ty jesteś?! Boże, tak się o ciebi..o was się bałem.- co??? Od kogo on się dowiedział o dziecku? Tego recepcjonistka nie wiedziała.
-Przyjedź pod klasztor sióstr bernardynek.-odłożyłam słuchawkę i spojrzałam na siostrę przełożoną.
-Dobrze robisz moje dziecko. On cię kocha, skoro zadał sobie tyle trudu, by cię odnaleźć. Bóg wybaczył wielu grzesznikom, ty postaraj się wybaczyć Bartoszowi.-skoro on wie o dziecku to czy ja mam jakieś inne wyjście?!
-Dziękuję siostro.- uklęknęłam przed nią, a siostra uczyniła na moim czole znak krzyża świętego. Poszłam po swoją kurtkę, bo na dwór nie mogę wychodzić bez odpowiedniej odzieży. Psy zaczęły szczekać, więc zaiste Bartek musiał już przyjechać. Wyszłam na zewnątrz, a on stał przy samochodzie, bez czapki i szalika. Moje serce też nic się nie zmieniło. Nadal tak samo mocno bije na jego widok...
Z perspektywy Bartka...
Miałem nadzieję, że Weronika przyjdzie do mnie, bo jakoś nie wiedziałem jak wejść do klasztoru. Chociaż w takim stanie to ona nie powinna przebywać na takim mrozie, bo się przeziębi. No nic, muszę iść. Na chwilę zniknąłem we wnętrzu zbyszkowego samochodu, a kiedy wyprostowałem sylwetkę, obok auta pojawiła się Weronika. Tak dawno nie czułem jej obecność, więc nawet odległość między nami nie była dla mnie problemem.
-Chyba musimy pogadać...- nie chyba, tylko na pewno. Nie wiem tylko, gdzie ta rozmowa miałaby się odbyć.
-No chodź...- aha, idziemy do klasztoru. Kroczyłem za Wiki, a oczyma wyobraźni widziałem małego szkraba, plątającego się między naszymi nogami. Zaraz pewnie zobaczyłbym go na boisku siatkarskim, gdyby nie głos Weroniki, która wprowadziła mnie do jakiegoś pokoju i kazała usiąść.
-Czyj to samochód?
-Weronika, nie przyjechałem tu rozmawiać o samochodzie. Jesteś ze mną w ciąży i to jest coś, co przyświeca mi teraz w życiu. Ty i dziecko jesteście najważniejsi.- położyłem dłoń na jej dłoni, ale momentalnie zabrała ją ze stołu.
-Kto ci powiedział?- krążymy wokół pytań, które na chwilę obecną wydają się być zbędne. Zdaje sobie sprawę, że miałem żyć w nieświadomości i nawet nie mam o to do niej żalu. Teraz jednak już mam tą wiedzę i choćbym miał skonać, nie odpuszczę.
-Zadzwonił do mnie Krzysiek Lijewski.-tego ro chyba się nie spodziewała. Opornie szła nam ta rozmowa. Weronika milczała, ja nie umiałem znaleźć odpowiednich słów, które mogłyby paść w tym momencie.
-Miałeś się nie dowiedzieć o dziecku. Chciałam wychować je sama...- kilka słów, które mimo wszystko zasiały nadzieję w moim sercu. Chciałam, nie chcę...
-Wiki przepraszam za to co zrobiłem. Powinienem przepraszać cię co dnia, ale przez ten czas wolałem użalać się nad sobą. Teraz, choćbyś chciała, nie poddam się i będę walczył o ciebie. Nasze dziecko zasługuje na rodzinę.-zmierzyła mnie wzrokiem, a ja wiedziałem, że między nami dojdzie do gorącej wymiany zdań...
~*~
Bartek zachowywał się przyzwoicie do momentu, kiedy za bardzo puścił swoje wodze fantazji, planując przyszłość u mojego boku. Jestem skłonna porozumieć się z nim jeśli chodzi o sprawy związane z maluchem, ale na tym to się kończy. -...nasze dziecko zasługuje na rodzinę.- popatrzyłam na niego wzrokiem, który nie wyrażał sympatii.
-Chyba nie zrozumiałeś celu naszej rozmowy. Ok, nie powinnam odbierać dziecku ojca, ale to mnie nie obliguje do tego, że mam teraz wpaść w twoje ramiona i uznać, że Marta nie stanęła między nami.-miał być come back? Nie ma szans.
-Wiki, byłem pijany. Na trzeźwo nawet bym na nią nie spojrzał. Co ja gadam, na żadną bym nie spojrzał.-zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość. Nie wstałam, więc on ukucnął. Długo powstrzymywałam się, by nie spojrzeć mu w oczy, ale ile czasu można się wpatrywać w podłogę?
-Kocham cię. Wiki daj nam szansę.-chwycił moją dłoń i przyłożył najpierw do swoich ust, później do policzka. Zawsze miałam problemy w sytuacjach, kiedy facet płakał w mojej obecności. Nie sądzę jednak, by Bartek brał mnie w tym momencie na litość. Słone krople były szczere i docierały do mojego serca, ale nie potrafiły skruszyć do skamieniałości na nim powstałych.
-Bartek nie płacz, bo masz dla kogo się starać. Mogę ci obiecać już teraz, że nie będę utrudniać ci kontaktów z dziec...-nie skończyłam bo do moich ust dorwał się Kurek. Chciałam go powstrzymać, ale on coraz bardziej napierał na usta, aż w końcu pozwoliłam jego językowi dominować. Nie wiem co chciał tym pocałunkiem udowodnić, ale ja uświadomiłam sobie jedno:kocham, ale boję się zaufać.
-Nie rób tego nigdy więcej. Są takie sytuacje, gdzie dziecko wychowuje się razem, a jednak osobno i my będziemy tego przykładem.-Bartek stał oszołomiony, a ja odwrócona tyłem zaciskałam zęby, by się nie odwrócić i rzucić w jego ramiona.
-Mogę ci Bartek wybaczyć, ale nie potrafię zapomnieć i przejść do porządku dziennego...-mogłabym ci powiedzieć, że cię kocham, ale nie chcę ci robić nadziei. Bo dla nas już nie ma nadziei...
~*~
Dwa tygodnie później...Rok olimpijski stał się rzeczywistością, a czwórka mieszkańców Dobrego Miasta przekonała się na własnej skórze, że trzeba zrobić wszystko, by 2008 rok był lepszy od poprzedniego. Słowa w czyn zamieniła już Julka z Łukaszem, którzy starali się na nowo poznawać siebie, by stworzyć między sobą nierozerwalną więź, która przetrwa wszelkie przeciwności losu. Para spędzała ze sobą każdą wolną chwilę. Każdego dnia czuli, że dorastają do małżeństwa, o którym Julka po cichu marzyła, a Kadziu planował na głos.
-Ja tym chciał mieć ślub w przestworzach. Skok ze spadochronu i te sprawy.-tak jak mieli wcześniej w zwyczaju tak i teraz siedzieli w łukaszowym salonie na kanapie. Julka z głową na kolanach Kadzia, raz po raz wpatrywała się w oczy ukochanego, dziękując Opatrzności, że dała im obojgu drugą szansę.
-Zapomnij. Mam lęk wysokości.-siatkarz parsknął śmiechem, przypominając sobie piski Julki podczas wspólnych wypraw do wesołego miasteczka. Już na sam widok karuzeli czuła się niedobrze. Julka podniosła się urażona.
-No i czego się śmiejesz?! Nie każdy codziennie ogląda świat z perspektywy dwóch metrów.-odwróciła się do niego plecami, udając obrażoną.
-Oj kotek, nie gniewaj się.-Łukasz odgarnął blond kosmyki z szyi dziewczyny i złożył na odkrytej części ciała pocałunek. Swoimi ustami znaczył ślad na jej ramionach,odsłaniając spod okrycia koszuli.
-Łukasz za chwilę muszę wychodzić.-Julia umówiła się na dzisiejsze popołudnie z Weroniką i z całą sympatią do Łukasza, nie chciała z tego rezygnować.
-Ty to jak nikt potrafisz sprowadzić człowieka na ziemię...
-Przecież jutro znów do ciebie przyjdę. Pamiętaj, załatw te zdjęcia ze ślubu Siezia.-na samo wspomnienie o uroczystości para wybuchła śmiechem, przypominając sobie miny zawodników AZS-u,kiedy jako para pojawili się pod kościołem. Pan Młody o mały włos nie zachłysnął się rosołem, kiedy Łukasz szeptem powiedział mu o oświadczynach. Kiedy przetrawił wiadomość, wstał od stołu i z radością ogłosił, że na następnym weselu wszyscy będą się bawić właśnie u Julki i Kadzia.
-Zdjęcia to jeszcze nic, jestem ciekawy płyty. Rodzina młodej pary będzie miała niezły ubaw.-Łukasz jak to Łukasz. Z Julką u boku wróciły mu siły i chęć do działania, więc przygotował klubowemu koledze niespodziankę. Przed północą dorwał się do mikrofonu i odśpiewał Pawłowi popularną piosenkę "Rudy się żeni", oczywiście w odpowiednim przekładzie.
-No ja już się zaczynam obawiać co tam jeszcze ci w głosie siedzi odnośnie naszego ślubu. Kamili to zaśpiewałeś piosenkę Sumpastic.-Drzewcia powiedziała to w żartach, ale Łukasz wiedział, że będzie musiał zrobić coś niezapomnianego, bo Julka zasługiwało na to jak nikt.
-Moje pierwsze wesele było sztuczne, nasze będzie niezapomniane...
~*~
Powoli dochodziłam do siebie po zakopiańskich wojażach. Powoli także między mną a ojcem topnieją lody. Dużą rolę w tym odegrał fakt, że Bartek dowiedział się o dziecku. Tata powiedział, że poszłam po rozum do głowy. Rozum? Jak na razie wygrywa z sercem. Kontakt z Kurkiem ograniczam do minimum. Mianowicie, raz w tygodniu spotykam się z Bartkiem i przekazuję mu informacje na temat swojego i dziecka zdrowia. Całe szczęście, że w tym tygodniu już mam to za sobą i mogę skoncentrować się na spotkaniu z Julką. Jak za starych dobrych czasów zamierzamy urządzić sobie pidżama party i plotkować do późnych godzin nocnych. Robiłam właśnie ostatnie zakupy w osiedlowym sklepie, kiedy w jego drzwiach pojawiła się Kamila, zaraz za nią wszedł Francuz. Zawias jak z Dobrego Miasta do wieczności, zarówno u mnie jak i u tej dwójki. Całe szczęście, że swoje zakupy zrobiłam i mogę to pomieszczenie opuścić. Wiem, że ludzie dziwnie się na nas patrzą, bo wiedzą kim jesteśmy, ale mało mnie to obchodzi. Ostentacyjnie ciągnę Potocką "z bara", mijając ją i jej towarzysza. Wychodzę na powietrze i odliczam do 10...Rozumiem, że ona ma coś "nie tego" pod kopułą, ale to jej nie upoważnia do tego by mieszać w naszym życiu. Do Madzi nie ma większych praw i sama mała nie wykazuje większego zapotrzebowania na kontakty z nią. Dla takich jak ona to kara powinna być dożywotnia, bo trudno uwierzyć, że ktoś taki jak ona może się zmienić. Dziwi mnie też, że Pujol mimo tej całej afery nadal z nią jest. A może to wcale nie powinno mnie dziwić? Może to jest właśnie miłość, którą stać na wybaczenie najgorszych rzeczy?-Za bardzo wszystko interpretuje pod kątem swojej osoby...-powiedziałam pod nosem, kiedy przekroczyłam próg naszego domu. Zdejmując kurtkę, usłyszałam rozmowę mamy i Julki. Coś ostatnio wypunktualniała mi ta moja przyjaciółka.
-Jestem!- zaznaczyłam tylko swoją obecność, a w korytarzu już pojawiła się blondynka z szerokim uśmiechem na ustach. Tego mi właśnie brakowało.
-Tylko grzecznie dziewczynki!-moja mama chciała jak zawsze dopełnić formalności i kiedy znikałyśmy za drzwiami mojego pokoju. Starym zwyczajem usiadłyśmy po turecku przed łóżkiem, ale nie wiedziałyśmy jak zacząć rozmowę.
-Jak tam matko polko?- dotknęła mojego brzucha, ale nic tam na razie nie wyczuje, bo maleństwo jest jeszcze w takiej fazie rozwoju, że nie daje mi popalić.
-Całe szczęście od jakiegoś tygodnia nie mam już mdłości i powiem ci szczerze, że jest całkiem przyjemnie. Robią za mnie wszystko, jem co chce.-to nic, że czasami tata nie może patrzeć na moje dania, ale mi naprawdę smakuje nutella z ogórkiem i zupa ogórkowa z makowcem. Boję się tylko, że od takiego odżywiania się to ja nabiorę rozmiarów słonia, a potem tego nie zrzucę.
-Weronika mogę ci zadać pytanie.-przecież nawet nie musi pytać. Skinęłam głową.
-Kochasz Bartka?- wszyscy krążą wokół tematu Bartka, ale z żadnych ust nie padło tak konkretne pytanie jak z ust przyjaciółki. By odpowiedzieć na to pytanie, rozłożę na czynniki pierwsze swój dzień powszedni. Wstaję i pierwszą myślą jest ta, że jest o jeden dzień bliżej do narodzin maleństwa...mojego i Bartka. Idę na śniadanie, jem za dwoje i ciągle mam w głowie, że to wszystko dlatego, że spodziewamy się z Bartkiem dziecka. Jadę do Olsztyna i nawet na uczelni w mojej głowie przewija się Kurek... Wracam do domu i znów myślę o Kurku,bo nienawidzę go za to, że przez jego głupotę, go przy mnie nie ma. Kładę się spać i jestem zmęczona tym ciągłym myśleniem o nim, ale na przekór myślom wyciągam spod poduszki ramkę z jego zdjęciem i potrafię wpatrywać się w nie godzinę, czasem nawet jestem w stanie pocałować jego usta na fotografii..Jaka jest odpowiedź na to pytanie?
-Tak, kocham go...
~*~
Achtung! Achtung! :D
- Udało mi się dodać nową notkę zgodnie z planem i jestem z tego powodu dumna. Mimo, że szczególnie nie podoba mi się ten rozdział, to inaczej nie potrafiłam tych faktów inaczej ubrać w słowa. Da się to czytać?
- Prowadzę postać Weroniki, ale powiem Wam szczerze, że będąc na miejscu dziewczyny nie wiem co sama bym zrobiła. Sama nie wiem, czy umiałabym wybaczyć zdradę, ale nawet w jej obliczu chyba nie przestaje się kochać...
- Wiem, że nie wszędzie docierałam z komentarzami, ale staram się otrząsnąć i wrócić do dawnego funkcjonowania.
- Następną notkę będę chciała dodać za tydzień, kosztem nowości na błędach. Chcę to opowiadanie skończyć w czerwcu i trochę muszę przyśpieszyć. Mam nadzieję, że to Wam nie będzie przeszkadzać.
- Byłam pierwszy raz w życiu w Bełchatowie i podobało mi się. Pojechałam tam jako kibic Skry, ale nieraz klaskałam i Jastrzębiu, szczególnie Michałowi Kubiakowi. Nic nie poradzę, że lubię jeden zespół i drugi. Nie dostałam od żadnej piszczącej fanki po głowie, a i takie tam się pojawiły się. Oczywiście obiektem westchnień był Kurek, który nie zaszczycił swoich wielbicielek dłuższą obecnością po meczu. Byłam dość blisko tej sytuacji, słyszałam pisk i widziałam oddalającego się Bartka z uśmiechem na ustach. Pierwsza reakcja? Powiało narcyzmem. Nie grał, nie był zmęczony, a nawet nie chciał rozdawać autografów czy zapozować do kilku zdjęć. Później jednak zobaczyłam kilka dziewczyn, które na niego czekały. I szczerze Wam teraz powiem, że sama nie wiem czy bym do tych dziewczyn wyszła. Jedna z jego zdjęciem na koszulce. Druga tytułuje się jego nazwiskiem. Coś jest nie halo i to skutkuje na reakcji siatkarzy w stosunku do innych kibiców płci pięknej. Także, Kurek nie jest chyba do końca takim narcyzem, ale swoje za uszami ma.
- Pozdrawiam i do napisania ;***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz