Zadzwoniłam po Julę. Mówiła coś o jakimś spotkaniu ale jak przyjechała i zobaczyła co jest grane, momentalnie umilkła. Podejrzewam, że to spotkanie miało coś wspólnego z Kadziem ale teraz to i tak bez znaczenia. Poszła do niego a mi został do wykonania jeszcze jeden telefon…do Kamili. Trzeba ją przecież powiadomić o tym co się stało. Może będzie tym zainteresowana chociaż szczerzę to mogę się później wszystko spodziewać. Teraz też nie odbiera długo i ma wyjebane. Już miałam się rozłączać kiedy po drugiej stronie usłyszałam ten nieprzyjemny i oschły głos. Chyba nie ma ochoty ze mną rozmawiać. Z wzajemnością zresztą ale jak mus to mus.
-Z Madzią nie jest dobrze więc gdybyś była tak łaskawa przyjechać do Dobrego Miasta to byłoby dobrze. Cześć.- miałam w nosie jej reakcję więc szybko się rozłączyłam. Z resztą tu nie ma czasu na rozwodzenie bo trzeba działać szybko.Jeszcze na dziś wieczór mała jest umówiona na konsultację a jutro mamy ją zawieźć do szpitala. Jedziemy całą watahą, w razie gdyby była konieczność wymuszenia szybszego dokonania badania czy cuś to nikt nam nie podskoczy. Stan Madzi? Dostała sporej gorączki a jej skóra niebezpiecznie posiniała. Doktor Orłowski mówił, że to jeden z objawów chorych nerek dlatego jutrzejsza hospitalizacja była konieczna.
-Dzwoniłaś do Kamili?- tata chyba pierwszy raz z tego wszystkiego się odezwał.
-Tak ale nie wiem czy przyjedzie czy też nie. Powiedziałam co miałam powiedzieć i się rozłączyłam.- no i nie wiem z czego się ten tata śmieje. Że ze mnie?
-Twój mąż nie będzie miał z Tobą lekkiego życia ale to dobrze bo chociaż o twój związek i szczęście osobiste będę mógł być spokojny.- sęk w tym, że ja sama się martwię o swoje życie osobiste… Tak sobie siedzę z tatą na kanapie i patrzę na fotografię stojącą na komodzie. Sama ją tu postawiłam, później unikałam jej jak ognia a teraz godzinami mogłabym się wpatrywać w błękit oczu jedne z postaci tego zdjęcia. Mieliśmy wtedy po 16 lat, pamiętne wakacje 2004. Mama uparła się,że Bartkowi należy się zdjęcie w naszej galerii rodzinnej dlatego kazała mi wybrać najlepsze. To wydawało mi się idealne. Bartek siedział na huśtawce, ja stałam za nim opierając brodę na jego ramieniu a Kadziu stał obok nas, robiąc jakąś głupkowatą minę. Ten to jak zwykle musiał się wyróżnić. To były czasy. Wypadało iść na plac zabaw i w ogóle wszystko wydawało się być prostszym.
-Córeczko ty jesteś pewna, że Mariusz to ten jedyny?- spojrzałam przestraszonym wzrokiem w kierunku taty. Miał coś takiego w oczach, że nie sposób było go okłamać. Zresztą nawet nie miałam na to ochoty.
-Nie tato. Ja nie kocham Mariusza, kocham zupełnie kogoś innego…- ty, durna ty. Chcę tu niby owiać wszystko tajemnicą a tata i tak pewnie patrząc na to jak lampię się na zdjęcie Bartka wie, że to o niego chodzi.
-No tak.Nasze słodkie „dziecko polskiej siatkówki”…- tato często takim mianem określał Bartosza za co ten nie robił oczywiście afery. Przyznałam się.
-Pamiętaj,że dla mnie i matki liczy się tylko i wyłącznie twoje szczęście. Znając ciebie wiem, że załatwisz to tak jak trzeba by Mariusz zrozumiał. Żal na pewno będzie miał ale tym mniejszy im krócej będziesz go okłamywać.- słuszna uwaga. Tata ma rację. Muszę mu powiedzieć o tym co czuję, nie zważając na to co nas łączyło kiedyś i jakie zobowiązanie na nas ciąży. Sentymenty teraz trzeba od siebie oddalić.
-Umówieni jesteśmy na jutrzejszy wieczór. Nie wiem czy w takiej sytuacji, kiedy Madzia jest chora tego spotkania nie będę musiała odwołać.-kiedy tata zagarnął mnie ramieniem, poczułam się jak mała dziewczynka. Nie to żebym teraz wyrośnięta bo w naszym duecie to Łukasza karmili czymś przyśpieszającym wzrost a mnie zwykłym mlekiem.
-Wikuś,nie możesz się cały czas zajmować życiem Łukasza. Wiem, że ty byś mu nieba przychyliła ale pomyśl też czasem o sobie.- a może ja właśnie za często myślę osobie?
-Kocham cię tatku!- a co mi tam. To, że jestem dorosła nie znaczy, że nie mogę od czasu do czasu zachować się tak jakbym znów miała kilka lat a jedynym zmartwieniem był fakt czy zdążę na dobranockę. A uwierzcie mi, że były takie czasy kiedy tylko to miałam na głowie.
~*~
Z perspektywy Bartka…
Rany,Gacek mi się śnił. Dacie wiarę? Spałem raz, dwa, trzy…długo spałem bo w obecnej chwili jest 10 następnego dnia a mnie budzi pukanie do drzwi. Haha, pewnie Kadziu odsłuchał moją pocztę głosową i się do mnie przyturlał. Zarzuciłem na siebie koc i poszedłem do drzwi.
-Hej ska…- o fuck! To nie Łukasz tylko jak na moje oko 60-letnia kobieta. No to będzie miała o mnie zdanie, nie ma co…
-Dawno nikt nie reagował tak na mój widok.-uśmiechnęła się ciepło. Właśnie wyrwałem chyba gorącą „60-tkę”. Extra…
-Przepraszam panią za mój wygląd i całą resztę ale dopiero co wstałem z łóżka.- zaprosiłem ją gestem dłoni do środka ale nie była chętna. Chyba mnie nie lubi;/
-Ja ci tu przyniosłam listy kochaneczku bo przez przypadek listonosz włożył do mojej skrzynki. Jak już tu się uporasz ze wszystkim to zapraszam do siebie na herbatę i ciasto. Upiekłam szarlotkę.- e, chyba nie jest tak źle skoro mnie do siebie zaprasza. Kochaneczku do mnie mówi to chyba nie jest źle z tym moim urokiem osobistym.
-Bardzo chętnie. Niech mi tylko pani powie pod którym numerem ma się zjawić.
-Mieszkam pod szóstką.- lubię tę cyfrę. Może nie miałem najlepszego początku ale postaram się w dalszych etapach naszej znajomości z panią yyy miłą panią zrobić dobre wrażenie. Kiedy tylko zobaczyłem te listy, przypomniała mi się sprawa z pieniędzmi więc pośpiesznie zacząłem szukać jakiejś informacji z banku. Na próżno. Dostałem za to powiadomienie z klubu, że pod koniec sierpnia jest pierwszy trening i spotkanie przed sezonowe. Druga koperta była inna,niebieska. Charakter pisma znajomy. Karina chyba pisała podobnie…Karina, czemu o niej pomyślałem? Hmm, może dlatego, że od wczoraj mam w głowie obrazek Wiki i Mariusza i tego co wydarzyło się między nami w Katowicach. To było coś wyjątkowego. W najśmielszych marzeniach nie przypuszczałem, że to ja będę pierwszym facetem, który obdarzy Weronikę maksymalną bliskością jaką można sobie tylko wyobrazić. Tak w ogóle to nie wiedziałem, że z tego Olka taka pipa a nie chłop. 20 lat na karku a chyba cieniutki w te klocki. Nie to co ja!Koniec tego przechwalania się, czas na otworzenie niebieskiej koperty.Normalnie pierwsza korespondencja w nowym miejscu. Muszę to sobie zapisać w kalendarzyku by przekazać to info potomnym. Pierdolisz Kurek kocopoły, zajmij się lepiej lekturą. Rozerwałem kopertę i od pierwszych słów, które sobie złożyłem w myślach do kupy, włosy jeżyły mi się na głowie. Karina podpierdoliła mi 40 tys. złotych! I ona pisze, że mnie kochała?! Jakby mnie kochała to by poprosiła o pomoc. To co przeczytałem pod koniec tego „memoriału” zwaliło mnie z nóg. W zmowie z Kamilą zaplanowała porwanie Madzi a potem wszystko zrzuciły na Kadzia! Przecież tego nie można tak zostawić. Łukasz nic się nie bój, Bartek się tym wszystkim zajmie. A te dwie wstrętne i podstępne żmije to bym przetrącił tak, że odbiła by się im oranżada z komunii. Zarzucę na siebie jakiś ciuch i lecę do Łukiego. Sprawę o opiekę nad Madzią mamy w kieszeni!
~*~
Dzisiejszą noc spędziła w domu Kadziewiczów. Łukasz nalegał by została. Patrząc na smutek i rozgoryczenia w jego oczach, nie mogła odmówić Zresztą, czy chciała odmawiać?Widziała ile kosztuje go ta sytuacja. Dziś o 9 mieli się zjawić w szpitalu. Nie spała już od 6. W głowie stos myśli, które wyda warzyły być się niedorzeczne.Ale nic nie mogła poradzić, że nawet teraz potrafiła dostrzegać w nim nowe rzeczy, które z miejsca akceptowała.
-Nie śpisz dziecko już?- pani Krysia także wstała wcześniej z dwoma kubkami gorącej kawy wyszła na werandę. Okryła Julką kocem i podała parujący napój.
-Dziękuję…Jakoś nie mogłam spać.- upiła pokaźny łyk.
-To miło z twoje strony, że tak wspierasz Łukasza. Jak tak się na was patrzy z boku to można by pomyśleć, że jesteście parą. Julka zachłysnęła się kawą. To aż tak widać, że oni coś do siebie?! Pani Kadziewicz poklepała ją po plecach.Dziewczyna uniosła dłoń by zakomunikować, że już jej lepiej.
-Ja cię przepraszam Juleńko. Mi się to tylko tak powiedziało. Ja wiem, że wy z Łukaszkiem nie możecie często dojść do porozumienia a ja tu z jakąś parą wyskakuję.- klepnęła się w czoło na co Julka zareagowała delikatnym uśmiechem.Już wiedziała po kim jej przyjaciółka ma taki roztrzepany charakter. Po mamie…
-Ale my z Łukaszem już nor….- przerwał im pan Tadeusz, który jeszcze mocno zaspany prosił żonę o śniadanie.
-Mówię ci dziecko z tymi chłopami to istny koniec świata. Niby tacy macho a śniadanie to już sobie sami nie zrobią.- pogłaskała ją po głowie i zniknęła za frontowymi drzwiami, zostawiając ją jeszcze z większym mętlikiem w głowie. A co jeśli rodzice Łukasza nie zaakceptują tego co się między nimi rodzi? A co jeśli ich zdanie podzieli jej matka. O ojca jest spokojna ale w małżeństwie jej rodziców to pani Bogusia ma decydujące zdanie. Chciała wstać i wrócić do domu, kiedy poczuła na swoich ramionach czyjeś dłonie. Położyła na jednej swoją i po gabarytach jej właściciela wiedziała do kogo należą.
-Przeziębisz się…- usiadł obok niej w jeszcze bardziej skąpym ubraniu. Julka pożerała jegociało centymetr po centymetrze. Lekko się uśmiechnął.
-Przepraszam cię, że wczorajsza kolacja nie doszła do skutku i za bardzo nie wiem na jakitermin będzie można ją przełożyć.- spuścił głowę. Czuł, że ją zawiódł.
-Łuki popatrz na mnie.- uparciuch jeden cały czas nie podnosił głowy.
-Kadziewicz gwiazdo podnieś łeb do góry!- spojrzał na nią przerażony.
-Przecież już mnie lubiłaś…- w jego głosie można było słyszeć nutkę zawodu.
-Ależ ja pana bardzo lubię ale czasami tylko w taki sposób mogę do pana dotrzeć.-położyła głowę na jego ramieniu.
-To mówisz, że bardzo mnie lubisz? Kiedyś bym sobie to nagrał a teraz mam nadzieję,że kiedyś usłyszę inne wyznanie.- ucałował jej czoło, zauważając jak jedna brew unosi się do góry w zdziwionym geście.
-A jakiegoż to wyznania pan się spodziewa, hmm?- droczyła się z nim, odwracając do niego twarzą w taki sposób, że ich twarze dzieliły centymetry a przyśpieszony oddech czuli na swoich ustach.
-Dwa słowa, 9 liter…- musnął jej wargi. Kiedyś mu uciekła ale od pewnego czasu nie musi się o to martwić. Sama nie raz przejmowała inicjatywę, szukając kontaktu z jego językiem. Czując jak jego serce szybciej bije a i i jej nie jest obojętne na to co się dzieje, zapomniała o wątpliwościach. A może nie powinna tracić czujności? W końcu w domu są jego rodzice a z okna w kuchni widać dobrze widać schody, na których siedzieli.
-Yhrm,yhrm. Gołąbeczki, nie chcę wam przeszkadzać ale ja już dłużej nie dam rady powstrzymywać mamy od wyjrzenia przez okno, dlatego proszę was, zostawcie te amory na inną okazję.- odskoczyli do siebie jak oparzeni. Zostali przyłapani przez Weronikę. Całe szczęście, że tylko przez nią!
~*~
Boże,dlaczego ja byłem taki głupi i wszystkie pieniądze umieściłem na koncie?!Mogłem chociaż kilka złoty włożyć do jakiejś skarpety czy gdzieś, a tak?! Mam przy sobie 10 zeta, które przepuszczę na dojazd do domu Kadziewiczów a potem to chyba usiądę pod „Biedronką” i będę robił na rumuńską pandę bo innego pomysłu nie mam. Do tego jeszcze Kadziu ma mnie w dupie i nie odbiera a ja mu takie newsy wiozę. Ściskam ten list w łapie ale to mój jedyny dowód. Do sądu też będę musiał go zanieść. Jak przeczytają, ze „była” puściła mnie z torbami to będą mnie taką zlewę, że szok. No co, przynajmniej zapewnię im trochę śmiechu. No ale jeśli to ma pomóc Kadziowi to jestem w stanie się poświęcić. W imię przyjaźni jak to mówią. Dobrze, że na ulicę przy której jest dom Kadziewiczów miałem bezpośredni autobus. Zabuliłem za niego 2,7 więc zostało mi niewiele nażycie a śmiałbym nawet powiedzieć, że nic. Kurwa, nie ma jego samochodu pod domem za to jest ten, którego nie chciałbym tu oglądać. Audi Mariusza!Zapukałem do drzwi i otworzył mi nie kto inny jak jaśnie pan Olkowicz. Z bananem na twarzy wpuścił mnie do środka.
-Sam jestem bo wszyscy pojechali z Madzią do szpitala. A ciebie co do nas sprowadza?- jak to Madzia jest w szpitalu?! Dlaczego nikt nie raczył mnie o tym poinformować?! I dlaczego Mariusz zachowuje się tak jakby był już po ślubie z Wiki?!
-Ni epowiedzieli ci? No patrz a ja myślałem, że ty z Łukaszem to przyjaciele na śmierć i życie…- no zaraz mu jebnę w pędzel aż się obliźnie.
-W dupie mam co myślisz o mojej przyjaźni z Łukaszem. To nasza sprawa. A i powiem ci jeszcze, że nie jeden już w życiu przejechał się na nadmiernej pewności siebie także uważaj, żebyś się kiedyś nie obudził z ręką w dupie.- to powiedzenie z nocnikiem jakoś mi nie podchodzi.
-Sugerujesz coś?!- śmieszny jest. Myśli, że jak ma kaloryfer to mi podskoczy. Z chęcią bym mu przyjebał ale z tego mogłaby wyjść jakaś większa draka a mi się śpieszy do szpitala.
-Weź Mariuszek te łapki. A swoją uwagę do ciebie skierowałem do ciebie z czystej sympatii.- ma się trochę tego sarkazmu i ironii w głosie. Zawinąłem na pięcie.Wszystko pięknie, fajnie tylko że ja nie mam jak dojechać do tego szpitala.Spojrzałem na swoje „kołki” inaczej zwane nogami.
-No kochane szykuje się dłuższy spacerek. Damy radę co?- pojebało mnie na full skoro już z własnymi nogami gadam. Komu w drogę temu kopa!
~*~
Myślałam,że padnę ze śmiechu kiedy widziałam tą akcję na werandzie. Swoją drogą nie myślałam, że Łukasz zna takie teksty typu „Dwa słowa, 9 liter”. Swego czasu taki jeden typ w klasie też tak do niej mówił ale wtedy Jula interpretowała tow inny sposób. Pieprz się , też pasuje. Dziś myślę, że nie ma już problemów w tym jak to sobie złożyć w całość. O ile rankiem było zabawnie to teraz jest inaczej. Madzia razem z Łukaszem i Julka zniknęli za drzwiami gabinetu doktora Orłowskiego by po chwili wyjść do nas z informacją, że mała jest już przyjęta na oddział a jej stan nadaje się do natychmiastowego leczenia. Znów dostała gorączki. Jak burza na oddział wpadła Kamila a za nią francuski rozgrywający.No to teraz będzie iście zajebiście!
-Co z Magdą?- Już chyba ten cały Pierre jest bardziej przejęty niż ona. Nie pojmuje tego.
-Została przyjęta do szpitala. Jej stan jest stabilny mimo wszystko a najbliższe badania pokażą jaki jest stan nerki Madzi.- moja Juleńka. Ona to zawsze umie wszystko elegancko streścić.
-Pytałam się Ciebie o zdanie?! Pozwolisz, że o NASZYM dziecku będę rozmawiać z moim jak dotychczas mężem! Chyba, że już zdarzyłaś wejść mu do wyra…- no pierdolnę jej.Nikt w mojej obecności nie będzie obrażał Drzewci.
-Możesz się zamknąć?! Nie mierz wszystkich swoją miarą!- poczułam na swoim policzku mocne uderzenie. Piekło i szczypało jak jako cholera. Upokorzyła mnie w obliczu nie tylko rodziny i przyjaciółki ale przede wszystkim personelu. Posłałam jej spojrzenie, które miało wyrazić mój gniew a czułam, że uwydatniło tylko moją słabość. Wybiegłam ze szpitala w drzwiach mijając się z Kurkiem. Musiał zauważyć, że coś mi jest ale nie zrobił nic. Nie zapytał, nie przytulił. A ja tak bardzo tego teraz potrzebowałam. Usiadłam na ławeczce w przyszpitalnym parku. Podciągnęłam nogi pod brodę i dałam upust swoim emocjom. Co zrobiłam? Poryczała msię jak bóbr bo tylko to mi pozostało…
~*~
Dlaczego płakała? Czy z Madzią jest już tak źle? I dlaczego ja durny z nią nie zostałem?Wiem, Łukasz to mój przyjaciel i jest dla mnie ważny ale ona, ona jest najważniejsza. Kiedy dotarłem do głównych drzwi prowadzących na oddział dziecięcy i otworzyłem je, dostrzegłem jakąś zadymę. W centrum oczywiście Kadziu ale to chyba Kamila była powodem całego zajścia bo to ją ubezwłasnowolnili ochroniarze. Pokonanie drogi do zebranych zajęło mi ułamek czasu. Już po chwili byłem tuż obok i niczym detektyw Monk, chciałem rozeznać się w sytuacji.
-Wszyscy jesteście siebie warci! Rodzinka Kadziewiczów i przyjaciele! Nienawidzę was!-ona nas nienawidzi? Dobre sobie…
-Bartek!-no wreszcie ktoś zauważył moją skromną osobę i był to pan Tadeusz. Uścisnąłem jego dłoń a on swój wzrok skierował na kawałek papieru, który trzymałem w ręku.Czas na punkt kulminacyjny przedstawienia.
-Jesteś zepsutą do szpiku kości suką i to my powinniśmy się brzydzić tym, że mieliśmy z kimś takim do czynienia!- spojrzałem na nią a potem na Pierra. Szkoda mi się go zrobiło…
-Ej Julka weź przełóż mu to na angielski bo sierota nie wie o co chodzi. Drzewiecka zaczęła mu tłumaczyć co jest grane, nie pomijać słów niecenzuralnych. I dobrze,niech wie co o niej myślimy i niech się wreszcie dowie jaka jest naprawdę.
-Myślałaś,że jesteś taka cwana?! Zaplanowałaś sobie wszystko z nadzieją, że nic się nie wyda?! Trzeba było lepiej dobierać sobie wspólników bo Karina cię sypnęła. Tu mam dowód!- odgiąłem tą część listu, która dotyczyła zniknięcia moich pieniędzy. Na to przyjdzie jeszcze czas.
-Przepraszam państwa bardzo ale to jest szpital a nie sala sądowa. Tu są małe dzieci także proszę zachować spokój a swoje sprawy niech załatwiają państwo na zewnątrz.Rozumiemy się?- łatwo powiedzieć ale pan Kadziewicza zapewnił, że już będziemy spokojni. Widząc ten złowieszczy wzrok Kadzia nie byłem do końca przekonany czy on zachowa spokój. Julka co chwila łapała go za rękę kiedy ten chciał startować do Potockiej.
-Jeśli mógłbym prosić w imieniu ojca Magdy to chciałbym prosić szanowną panią ordynator o wezwanie policji w celu zatrzymania tej pani…- z pogardą spojrzałem na Kamilę. Jej argumenty już się skończyły.
-Po prostu nie wierzę, że Kamila ona…- weź sobie Pierre daj na wstrzymanie. Nikt nie może tego pojąc więc nie jesteś sam. Julka podeszła i poklepała mnie po plecach.
-Bartek,Karina jaka była taka była ale dzięki niej poznaliśmy prawdę.- to teraz się trzymajcie.
-No i na dodatek podpier…- taka gafa przy przyszłych teściach.
-…znaczy się chciałem powiedzieć, podprowadziła 40 tysięcy złotych ale spokojnie dam sobie radę.- w tym momencie zacząłem się zastanawiać Weroniką i tym co się z nią działo. Skorzystałem z okazji, że Julka szła w stronę wyjścia więc zabiegłem jej drogę.
-Dlaczego Wiki wyszła ze szpitala cała zapłakana?-
-Weź…Kamila ją uderzyła. Stanęła w mojej obronie.- nie dużo z tego rozumiałem ale kiedy usłyszałem, że ta parszywa istota uderzyła Weroniką, coś się we mnie zagotowało.
-Julka ja do niej pójdę, ok.?- skinęła głową ale też wyszła na dwór. Na zewnątrz padał deszcz. Rozejrzałem się i na jednej z oddalonych ławeczek siedziała Weronika.Moja biedna Wikusia…
~*~
-Weronika!-no jeszcze ten musi patrzeć jak fatalnie wygląd w rozmazanym makijażu,przemokniętym ubraniu i śliwą na policzku. Znów oparłam brodę o podkulone nogi.Poczułam na swoich plecach delikatny ciężar, woń męskich perfum a na koniec siłę jego uścisku. Mocno się w niego wtuliłam. Tez był mokry ale biło od niego takie przyjemne ciepło. Zamiast się cieszyć, że jest tu ze mną to ja głupia się pobeczałam.
-Wiki proszę nie płacz…- co on tam może wiedzieć jak ja się czuję.
-Jak chcesz to możesz mi poprawić z drugiej strony bo nie rozstałam się jeszcze z Mariuszem…-ups, chyba wkurzyłam Bartosza bo momentalnie zwolnił uścisk.
-Przepraszam,nie chciałam tego powiedzieć. Po prostu czuję się jak najgorsza suka.- znów się rozpłakałam ale nie wiedziałam czy wolno mi się wtulić w siatkarza czy też nie.Sam mnie objął, więc problem miałam z bani.
-Nigdy bym cię nie uderzył…kochanie.- choć z nutką niepewności ale i tak słowo„kochanie” brzmi z niego ust jak najpiękniejsze słowa świata. Podniosłam głowę i spojrzał w jego oczy. Dotknął mój zafioletowiony policzek. Zabolało choć był delikatny.
-Boli?-jak cholera ale w odpowiedzi kiwnęłam tylko głową. Poczułam na obitej części ciała jego oddech. Nie wiem czy to możliwe ale jakoś mnie bolało, gdy Bartek raz po raz puszczał na policzek rozgrzane powietrze ze swoich ust.
-Gdzieś cię jeszcze boli?- poczułam na policzku jego usta, które ledwie z obawy przed zadaniem bólu dotykały moją twarz.
-Tutaj mnie coś boli…-wskazałam na górną wargę, którą pocałował. Później dolną a na koniec było mi wszystko jedno jaka była kolejność jego pocałunków. Ważne, że tu ze mną był i uświadamiał, że ton on jest miłością mojego życia. Mój kochany Bartuś…
~*~
Achtung! Achtung! :D
- Wyszło trochę długo ale nie chciałam tego rozbijać na więcej niż jeden rozdział także trochę Was dziś pomęczę. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.
- Ostatnio nie zauważyłam, że stuknęła mi na tym blogu X notka. W poniedziałek miną trzy miesiące od ujawnienia się prologu na mojej siatkarskiej historii. Z okazji tego jubileuszu powiem, że decyzja o zaczęciu tego bloga była trafna. Tak mi się przynajmniej wydaje.
- Kolejna notka? W okolicach końcówki sierpnia. Najprawdopodobniej po Memoriale.
- Tam gdzie mam zaległości na blogach jeśli chodzi o komentarze to obiecuję, że dotrę.
- A teraz na koniec pozwólcie, że zadedykuję tą notkę Shelby, która w tym tygodniu skończyła swoje opowiadanie ale zaczęła nowe<klik> Naprawdę warto tam zajrzeć. Dziękuję Shelby za to, że mogłam czytać twoją historię ;*
- Nie ma więcej ogłoszeń. Pozdrawiam i do napisania ;***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz