niedziela, 5 sierpnia 2012

Rozdział XXVIII


Minęły dwa miesiące...Wyglądam jak hipopotam, ale czuję się już o niebo lepiej i dziś mam iść zobaczyć moje maleństwo na ekranie monitara ultrasonografu w gabinecie lekarza prowadzącego moją ciążę. Boję się tej wizyty nie dlatego, że coś złego dzieje się z dzieckiem. Denerwowałam się, ponieważ podczas tej wizyty obecny miał być ze mną Bartek. Czuję, że przez moje zachowanie cierpi, ale ja też cierpiałam kilka miesięcy temu i nic na to nie poradzę, że nie potrafię go do siebie dopuścić. Widzę jak się stara i jak za wszelką cenę chce mi pokazać, jak bardzo jest odpowiedzialny i dojrzały,ale widzę też, że chciałby znów się do mnie zbliżyć.
-Możemy iść?-moi rodzice też starają się przystosować do zaistniałej sytuacji. Nikt nie wypomina mu, że zdradził mnie z Martą, która zachowuje się dość "dziwnie" w stosunku do mnie na uczelni. Oczwiście moja ciąża wyszła na jaw i nieuniknione stały się dywagacje na temat ojca dziecka. Wśród propozycji przewijał się najczęściej Kurek, ale padało też imię Olkowicza. Niektórzy zapędzali się do tego stopnia twierdząc, że ojcem jest ktoś przypadkowy, kogo imienia nie jestem sobie w stanie nawet przypomnieć. Najczęściej takie opinie padały z ust pustaków z grupy Marty, ale ona nie brała udziało w tych dyskusjach. Raz to nawet porządnie zjechała jedną z nich i odeszła. Nie bardzo rozumiem co to miało znaczyć, ale jakoś tak mi się przyjemniej zrobiło na sercu. W ogóle tą Martę ostatnio zaczęłam widywać z jakimś chłopakiem na uczelni i to już był dla mnie sygnał by uwierzyć Bartkowi, że poza tym jednym razem nie miał nią żadnego kontaktu i nigdy nie zamierzał go mieć. W sytuacji kiedy mnie o tym zapewniał, zawsze zmieniałam temat na nasze maleństwo. To od jakiegoś czasu jest jego temat z którego ciężko go zagiąć. Zaczął czytać jakieś pisemka dla przyszłych rodziców, podobno sekrety opiekowania się noworodkiem nie są dla niego tajemnicą. Najlepsze jest to, że stworzył już całą listę imion i z żadnego z niej nie chce zrezygnować. Nie wiem jak on zamierza nazwać nasze dziecko siedmioma imionami, ale no cóż...Kurek potrafi.
-Tak, możemy.-w przedpokoju podaje mi płaszcz, pomaga zasunąć buty. Ja naprawdę jestem już ogromnych rozmiarów i nie daję sobie rady np. właśnie z zakładaniem czy sznurowaniem butów. Od pewnego czasu boję się wchodzić już na wagę i nawet nie wiem ile ważę, ale 70 kg przerzuciłam już spokojnie, a do rozwiązania zostały jeszcze niecałe cztery miesiące. Do 90 dobije jak tak dalej pójdzie.
-Może poprosimy lekarza by określił nam płeć dziecka?- w tym momencie jestem kompletnie zaskoczona. Jakoś nigdy się jeszcze nie zastanowiałam nad płcią dziecka, które czatuje pod moim sercem i ostatnio tak się zaczyna przewracać mi w brzuchu, że mam wrażenie jakby chciało już stamtąd wyjść i dać mi popalić już tu na ziemi.
-A to dla ciebie ma jakieś znaczenie?- nie chciałam by pomyślał, że mam mu za złe to o co mnie zapytał. Jestem ciekawa czy już sobie coś zaplanował wziąwszy pod uwagę właśnie płeć malucha. Nie daj Bóg zaklepał już miejsce w jakiejś szkole sportowej, pewny tego, że na świecie pojawi się pierworodny.
-No coś ty. Wszyscy mówią, ża dla faceta najważniejszy jest syn, ale ja to jestem chyba jakaś jedna wielka chodząca anomalia, bo chciałbym mieć córkę. Madzia rzuciła na mnie swój czar i chyba dlatego. No, ale jak pojawi się syn to też będę cholernie szczęśliwy.-matko, on naprawdę chyba nie robi nic innego jak tylko snuje plany na przyszłość z dzieckiem. Zrobię mu przyjemność i powiem lekarzowi, żeby określił tą płeć, ale narazie niech to będzie niespodzianka.

~*~

Mariusz także od dwóch miesięcy próbował poskładać swoje życie od nowa. Tamtego dnia, kiedy Potocka przedstawiała mu swój szatański plan, wyrzucił ją ze swojego mieszkania. Chciał raz na zawsze pozbyć się z życia wszystkiego, co mogłoby ściągnąć go na złą drogę, z której tak ciężko było mu zejść. Najgorzej było rozstać się z narkotykami, ale i z tym starał się sobie radzić. O wszystkim powiedział matce, która pomagała mu w tych trudnych chwilach i starała się za wszelką cenę odciągać go od towarzystwa, które wciągnęło go w to bagno. Miała do siebie żal, że przez prawie rok nie domyśliła się prawdy. Nie powinna mieć sobie nic do zarzucenia, bo Mariusz doskonale wiedział jak się maskować. Mówił matce, że wyjeżdza gdzieś z kolegami na kilka dni, tam nie folgował sobie z używkami. Wracał do domu przesycony świństwem i funkcjonował normalnie do momentu kiedy organizm nie zaczął się dopominać o coraz więcej i więcej. Kiedy już widział, że nad tym nie panuje, pojawiły się problemy z okiełznaniem swojego uzależnienia. Był poddenerwowany, kłócił się z matką, a nawet uderzył Weronikę. Z perspektywy czasu, ten incydent wydaje mu się najgorszym z popełnionych. Może teraz miałby ponownie szanse u Kadziewicz, a tak po tym wszystkim nie ma nawet prawa do niej startować. Biegał już którąś godzinę po parku i starał się wyciszyć. Nic nie uspokojało go tak jak wysiłek fizyczny. Przystanął przy jednej z ławek by trochę porozgrzewać mięśnie, kiedy w dali dostrzegł postacie Julki i Łukasza prowadzącego wózek. Może warto zacząć odbudowywać zaufanie? Może warto trzymać rękę na pulsie i ostrzec ich przed Kamilą? Choć tak naprawdę nie sądził, by Potocka mówiła serio, to w pamięci miał jej problemy psychiczne i całą sytuację z porwaniem Madzi, która sama w sobie świadczy o tym, że z jej głową nie wszystko jest w porządku. Grał na zwłokę, mając nadzieję, że para przejdzie obok niego, a on będzie mógł do nich zagadać. Nie pomylił się...
-Cześć wam...-zagadnął nieśmiało. Mógł spodziewać się tak naprawdę wszystkiego, ale nie został przyjęty chłodno.
-Cześć Mariusz. Widzę, że pracujesz nad kondycją?- i od niby banalnego pytania nawiązała się między nimi dość przyjemna pogoda na nautralne tematy. Całemu wydarzeniu uroku dodała Madzia, która tak jakby przypomniała sobie, że kiedyś Mariusz brał czynny udział w jej życiu i słodko się do niego uśmiechała.
-Mogę ją wziąć na ręce?- ani Łukasz, ani Julka nie protestowali. Mała wylądowała w ramionach Olkowicza i w ogóle się nie bała. Zresztą, Madzia nie bała się nikogo i chętnie wędrowała z rąk do rąk, np. na treningach AZS-u na których od czasu do czasu pojawiała się z Julką.
-Śliczna z was para. Gdyby mi ktoś kiedyś powiedział, że będziecie razem to bym popukał się w głowę i uśmiechnął z ironią. Jak widać, waszym przypadku przysłowie "kto się czubi, ten się lubi" sprawdziła się w 100%...
-Nie jesteś sam. Ja jeszcze jakiś czas temu myślałam, że Łukasz w moim życiu jest tylko po to by przyspieszać bicie mojego serca, ale przede wszystkim wkurzać i drażnić. Jak widać, ktoś miał wobec nas inne plany.-na te słowa Julka mimowolnie przytuliła się do Łukasza, a ten mocno ją do siebie zagarnął.
-To kiedy weselicho?
-Nie wie...
-Nie dług...-Julka i Łukasz parsknęli śmiechem. Nie mogli się od kilku dni zgodzić w tej kwestii. Kadziu chciał iść na żywioł, bo jak mówił, za bardzo przyzwyczaja się do kawalerskiego stanu, a Julka chciała odczekać na bardziej odpowiedni moment. Nie od dziś wiadomo, że to Weronika będzie świadkiem tego wydarzenia i Drzewcia mogłaby być pozbawiona życia, gdyby chciała teraz wyjść za mąż. Dopuściłaby tym samym do tego, że Wiki nie wystąpiła by w jakiejś szałowej kreacji i nie poszalałaby z powodu swojego błogosławionego stanu.
-W każdym bądź razie życzę wam szczęścia.- ucałował policzek Julki i chciał podać rękę Łukaszowi, ale ten musiał odebrać dzwoniący telefon.
-Kurek już się stęsknił chyba... No co tam? Wystraszyła cię wizyta u ginekologa?- uśmiechnął się do słuchawki. Po chwili wyraz jego twarzy nabrał takiego wyrazu jakby Weronika już urodziła.
-Pierdolisz?!?!?!

Z persepktywy Bartka...
Myślałem, że będzie gorzej. Oczywiście byłem przygotowany z zakresu badania ginekologicznego oraz jak wygląda taki gabinet, ale mimo wszystko gdzieś w podświadomości się denerwowałem. Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie. Po tych wszystkich badaniach na "samolocie" czy jak ten fotel się nazywa, lekarz zaprosił mnie do gabinetu, by już przy mnie zrobić badanie USG. Tu się dopiero działy cuda. Włąćzył monitor, a ja od razu chciałem chyba zobaczyć kolor oczu dziecka. To są takie emocje, że nawet bym nie przypuszczał.
-Panie doktorze wszystko w porządku? Pewnie tam przez te moje wały tłuszczu to nic nie widać, ale ostatnio jem jak słoń i nie mogę tego opanować.- instynktownie zacisnąłem swoją dłoń na dłoni Weroniki, nie odtrąciła jej. Sam nie wie czy nie zrobiła tego tylko dlatego, żeby nie robić siary w gabinecie, ale nie chciałem się tym teraz przejmować.
-Mam dla państwa wiadomość i trochę mi głupio, że wcześniej to przełoczyłem...-lekarz podrapał się po głowie, a mi żołądek podszedł do gardła i nie wiem czy nie wykonał jakiegoś przewrotu bo poczułem się niepewnie.
-Czy coś nie tak z naszym dzieckiem?!- podniosłem głos choć tak naprawdę czułem, że opuszczają mnie siły. Weronika pobladła, ale wzmocniła uścisk dłoni.
-Nie! To nie tak miało zabrzmieć. Widzą państwo to?-no coś widziałem, Wiki ze łzami w oczach pokiwała głową.
-To są nóżki. Raz, dwa, trzy, a tam jest chyba czwarta i piąta. Trzeba będzie powtórzyć badanie za miesiąc, ale jestem prawie w 100% przekonany, że będę mieć państwo trójkę dzieci. I jeśli mnie wzrok nie myli, to będą to chłopcy. o.O
-A mógłby pan powtórzyć co było po trzeciej nóżce, bo chyba się zgubiłem...- zacząłem się zastanawiać, czy dziecko w płodzie matki ma więcej nóg. Może chodzi o to, że łatwiej mu wtedy poruszać się w tych wodach?
-Może w skrócie, będziecie państwo rodzicami trojaczków. I muszę państwo powiedzieć, że pierwszy raz w historii zdarza mi się prowadzić ciążę trojaczą. A panu to powinienem pogratulować, za jednym zamachem trzech synów. Prawdziwy z pana facet, ale nie wiem czy pani Weronika nie urwie panu za to głowy, bo po rozwiązaniu będziecie mieć państwo wesoło.- podniosłem się z fotela i dałem nogę z gabietu. Na zewnątrz złapałem kilka głębszych oddechów, policzyłem do 10 i wiadomość do mnie dotarła. Będę miał trzech synów!!! Wróciłem do gabinetu i dopadłem Weronikę. Dosłownie. Przywarłem do jej ust i pocałowałem tak mocno jakbym chciał jej podziękować za to jak wielkim szczęściem mnie obdarzyła. W dupie miałem teraz to, że nie jesteśmy razem. Lekarz nas zostawił,w końcu jak sam powiedział, nie często zdarza się ciąża trojacza.
-Dziękuję ci za tych trzech szkrabów. Hej smyki...-przyłożyłem głowę do brzuchu Weroniki i być może zachowywałem się jak idota, ale kto zabroni przyszłemu ojcu trojaczków?!
-Przecież to twoja zasługa, jakby nie patrzył. No widzę jak pękasz z dumy. Leć zadzwoń do Łukasza, a ja w tym czasie się ubiorę i pójdziemy pogadać. Dostaniesz repremendę za to, że mnie pocałowałeś i za to, że przez ciebie będę miała w domu pół drużyny do siatkówki. Chociaż za to to ja ci właściwie dziękuję.-ucałowała mnie w czoło, jak całuje się dziecko przed snem. Ale się Łukasz zdziwi jak mu powiem jaką robotę wykonałem!

~*~
Achtung! Achtung! :D
  1. Moja długa nieobecność na tym blogu? Życie...
  2. Następną notkę mam nadzieję dodać jeszcze przed świętami. 
  3. Ta końcówka wyszła mi banalnie, choć z nią wiązałam spore nadzieję. Trochę nie wyszło, ale nic innego nie byłam w stanie z siebie wykrzesać...
  4. Pozdrawiam i do napisania ;***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz