sobota, 4 sierpnia 2012

Rozdział V


Szukaliśmy naszej małej kruszynki wszędzie gdzie się dało ale na miłość boską, gdzie może pójść pięciomiesięczne dziecko?! No ale nie mogę zabrać bratu nadziei dlatego razem z nim, Julką, rodzicami i Magdą szukamy . Już od siedmiu godzin nie ma z nami Magdy a Potocka się zachowuje jakbyśmy szukali zgubionego kolczyka czy innej rzeczy, która w obliczu takiej tragedii wydawała się błahostką. Jakbym ją złapała za te kudły to by mnie popamiętała! Chodziliśmy od dobrej godziny po parku w tą i z powrotem, ja z Łukaszem po jednej stronie, rodzice i Kamila po drugiej. Julka pobiegła do komisariatu by zapytać czy nie mają żadnych zgłoszeń o znalezieniu małej dziewczynki. Jak sobie pomyślę, że Madzia jest teraz w rękach obcych ludzi, którzy mogą zrobić jej krzywdę to łzy same napływają mi do oczu. Chcę mi się walnąć na jakiejś ławce i wyć jak bóbr. Ale nie tędy droga. Kadziu nie może przestać wierzyć, że wszystko za chwilę wróci do normy. A jednak chyba już przestał…
-To jest bezsensu. Jej tu na pewno nigdzie nie ma…- rozpłakał się jak dziecko, któremu zabrano zabawkę. Wiecie, kiedy ostatnio widziałam łzy w oczach Kadziewicza? W momencie kiedy dowiedział się, że Arek Gołaś nie żyje. Widziałam go tyle razy smutnego, szczęśliwego, zdenerwowanego ale dopiero drugi raz w życiu widzę go jak płacze. Czułam jak w moim gardle urosła gula wielkości piłki do tenisa ziemnego i zdawałam sobie sprawę, że nie jestem wstaniu powiedzieć mu nic sensownego. Najzwyczajniej w świecie poszłam więc go przytulić, mocno przyciskając jego twarz do swojego ciała. Nie chciałam by widział, że sama nie potrafię powstrzymać łez. Na próżno. Słone kropelki, jedna za drugą spadały na jego czoło, spływały po jego policzku mieszając się z jego łzami. Mama i tata stali wtuleni w siebie. Mama też płakała a tata był tak smutny, że nawet nie umiem wyrazić słowami jak mętny wyraz twarzy miał teraz. Wszyscy byli zdruzgotani tym co się stało tylko nie Kamila. Stała za nami i nic, zero reakcji. Ja rozumiem, że już między nią a Łukaszem wszystko skończone ale na miły Bóg, zaginęło ich dziecko i powinni okazać sobie wsparcie. Dla niej ważniejszy był telefon, którym była zaabsorbowana od dłuższej chwili. Kiedy Łukasz już trochę się uspokoił, wyswobodził z mojego uścisku. Pocałował moje czoło. Słowa były zbędne. Najważniejsze, że w powietrzu czuliśmy swoje wsparcie.
-Patrzcie tam ktoś idzie…- biała smuga światła ukazała się przed nami. Ktoś podążał w naszym kierunku ale był bardzo daleko i nie można było rozpoznać z kim mamy do czynienia. Matko, jak się oglądałam te wszystkie programy typu Sprawa dla reportera albo ktokolwiek widział, ktokolwiek wie to mi się wydawało, że są na świecie nieszczęścia ale ja i moja rodzina jesteśmy ponad to wszystko. Byłam w pieprzonym błędzie jak się okazało. Z każdą chwilą owa postać zbliżała się bardziej i bardziej, słychać było jakiś krzyk. Julka! To na pewno Julka tylko co ona dokładnie krzyczy?! Biegłam ile sił w nogach przed siebie by skrócić dystans między nami. Byliśmy siebie coraz bliżej aż w końcu bez trudu mogłam dostrzec, że Drzewcia trzyma na rękach Madzie zawiniętą w jakiś koc. Maleństwo spało w najlepsze, nawet nie zdając sobie sprawy jak bardzo się o nią baliśmy.Szybkimi krokami wróciłam już rzecz jasna z Julką do Łukasza i pozostałych a kiedy mój brat zobaczył na rękach Julki swoją córkę to rzucił się na nie i mocno do siebie przytulił. Drzewiecka przylgnęła do niego mocniej. Ale teraz jest taka chwila, że wszystko straciło znaczenie a najważniejszy był fakt, że Madzia była już w ramionach ojca i była przede wszystkim bezpieczna. Kamień wielkości niepojętej spadał mi właśnie z serca.
 Mój piękny panie ja go nie kocham, taka jest prawda
Pan główną rolę gra w każdym śnie
Ale dziewczyna przez świat nie może iść całkiem sama
Życie jest życiem pan przecież wie
Z perspektywy Bartka…
Mama nie pochwala mojego pomysłu pójścia do Kariny ale na miły Bóg ja mam lat 19 i chyba wolno mi od czasu do czasu zrobić coś na własną rękę?! Zamierzałem z nią poważnie porozmawiać na temat naszego związku bo to co było między nami chyba wypaliło się z momentem kiedy skończyliśmy gimnazjum. Później to tak jak mówiłem, wstyd się przyznać ale byłem z nią z czystego przyzwyczajenia. Trzeba z tym skończyć. Nie należę do osób, które takie rzeczy kończą smsem, więc około godziny 20 stałem pod drzwiami jej domu i dzwoniłem przez domofon. Powiedziała,że mam wejść do środka bo drzwi są otwarte. Wykonałem jej prośbę. Miała jakiś taki dziwny głos. Szedłem sobie dobrze znaną mi drogą tylko dzisiejszego dnia była ona usłana płatkami róż. No chyba ona nie będzie mi się oświadczać co?!Chociaż świat w dzisiejszych czasach dawno stanął na głowie więc wszystkiego można się spodziewać. No nic, idę sobie po tych płatkach róż aż w końcu doszedłem do drzwi jej pokoju. Na klamce zawieszona była jakaś karteczka a na jej odwrocie napis: pod drzwiami masz przepaskę, załóż ją na oczy i wejdź do środka. Dalej już cię osobiście pokieruję :*. Matko z ojcem, co to ma być?! W ciuciubabkę będziemy się bawić? Chyba trochę za późno na tego typu zabawy.Trzeba było nie chodzić po solarariach i kosmetyczkach tylko się bawić, jak wszyscy spotykaliśmy się pod trzepakiem. Założę tą przepaskę ale nie uśmiechami się ten pomysł. Kiedy już miałem kawałek materiału na swoich oczach i było ciemno jak w dupie u murzyna to nacisnąłem klamkę. Znów pod stopami poczułem płatki róż i usłyszałem jej cichy szept.
-Zdejmij kurtkę i koszulkę…- i co może jeszcze spodnie do tego?! Stanąłem jak wryty i już miałem zdejmować tą cholerną przepaskę kiedy poczułem, jak jej dłonie lądują pod moją koszulką. Przeszedł mnie jakiś dreszcz po ciele ale było to chyba raczej zażenowanie niż podniecenie. Co ona zamierza pornola kręcić czy jak?!
-Kochanie,nie daj się prosić…- posadziła mnie na łóżku i zdjęła powoli najpierw kurtkę,później koszulkę. Chciałem się jej przytrzymać ale nie było jej nigdzie w pobliżu. No i pięknie. Szkoda, że mnie jeszcze nie przypięła żadnymi kajdanki do łóżka. No ale niech zna moją dobroć, mogę porobić z siebie idiotę jeszcze chwilę. Nim się obejrzałem, Karina wróciła do mnie trącając mnie swoim ciałem.Smyrała mnie tak i smyrała aż w końcu z całym impetem rzuciła mnie na łóżku i usiadła na mnie okrakiem. Zdjęła opaskę z oczu. Moim oczom ukazał się widok Kariny w jakimś dziwnym stroju. Miała na sobie satynowy szlafroczek ale on więcej odkrywał niż przykrywał. Przynajmniej miałem takie wrażenie. Jej zapach przyprawiał mnie o jakiś dziwne uczucia. Podniecenie, pożądanie? Tak, to chyba najwłaściwsze określenia stanu w jakim się teraz znajdowałem. Obróciłem się tak by to Karina była na dole. Dobra, obudził się we mnie instynkt dominatora. Kąsałem jej szyje, całowałem za uchem. Nie wiem dlaczego to robiłem ale jedno było pewne: miałem na to cholerną ochotę. Wiem, miałem się z nią rozstać, miałem to zakończyć ale sytuacja potoczyła się tak jak się potoczyła. Całe to wdzianko Kariny wylądowało gdzieś daleko za nami. Robiłem z nią wszystko na co tylko miałem ochotę. Od namiętnych pocałunków do delikatnego poznawania jej ciała. Z racji tego, że już wcześniej zdjąłem koszulkę to na mojej osobie były już tylko spodnie i bokserki. Podniosłem ją nie przestając całować ani na chwilę. Już zabierała się za moje pozostałe wierzchnie odzienie gdy w uszach zadźwięczał nam dzwonek mojego telefonu. W takim momencie?!
-Nie odbieraj Bartuś…- zamruczała mi do ucha i nie miałem najmniejszej ochoty by wstać z łóżka. No ale jeśli to coś ważnego? Z Kariną jeszcze przed kilkoma godzinami chciałem się rozstać a teraz to kilka minut ma mnie zbawić? Bez przesady. Ucałowałem zagłębienie w jej obojczyku i wstałem by odebrać telefon.Na wyświetlaczu <Wiki dzwoni>. Nie wiem czy to najlepszy pomysł by odbierać telefon od Weroniki w obecności Kariny zważywszy na mój stan emocjonalny ale telefon nadal uporczywie dzwoni więc to musi być coś ważnego.Widziałem zawiedziony wzrok mojej obecnej partnerki życiowej kiedy naciskałem grin słuchawkę. No ale nie mogę postąpić inaczej.
-Tak?-od pierwszej chwili gdy tylko odebrałem Weronika dostała takiego słowotoku, że nie miałem szans by coś powiedzieć. Ale z każdą chwilą, gdy opowiadała mi co się stało i z czym do mnie dzwoni to moje wielgachne nogi jak z Zakopanego do Helu robiły się miękkie jak z waty i odmawiały posłuszeństwa. Ktoś zabawił się kosztem mojej ukochanej chrześnicy! Zabrał ją ojcu a potem tak normalnie odniósł owiniętą w kocu i położył na schodach komisariatu. Przecież to się do cholery w pale nie mieści! Wiki gdy tylko skończyła mówić o tym co się stało od razu się rozłączyła. Nawet nie zdążyłem powiedzieć „ Baj, si ju sun”. No ale nie ma co się zastanawiać nad skończoną rozmową bo ja widzę, że tu czeka mnie o wiele bardziej „milsza”.
-Nie mógłbyś sobie darować rozmowy z Wiki co?!- wrzasnęła na mnie tak, że pewnie pół Nysy to słyszała a jak dobrze trafiła w podmuch wiatru to może i cała. Nerwowo zeskoczyła z łóżka i zaczęła zbierać swoje ubrania. W sumie to jestem zadowolony z tego obrotu sprawy bo po tej historii z Madzią nie wiedziałbym nawet jakby się zabrać za te sprawy „+18”.
-Karina uspokój się. Weronika zadzwoniła do mnie by powiedzieć o porwaniu Madzi i o tym, że na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Nie mogłabyś odpuścić?- na to pytanie otrzymam chyba negatywną odpowiedź.
-Wielkie mi mecyje. Jak się powierza opiekę ojcu i jakiejś nieodpowiedzialnej dziewusze to nic dziwnego, że nie potrafią upilnować dziecka! Jak znam życie to Kadziu zaczął ją obracać a dziecko zabrał jakiś napalony kibic. Przyznaj się, że jarasz się Weroniką i tyle!- krzyczała jak opętana. Musiałem ją jakoś uspokoić.Może nie do końca ale ma rację. Od jakiegoś czasu moje myśli same kierowały się w stronę Kadziewiczówny a ja głupi przez tyle czasu oszukiwałem sam siebie.Kłamstwo nie popłaca? Tak bo teraz chuj bombki strzelił, Wiki jest zaręczona i nadeszła właśnie chwila by zakończyć dotychczasowy związek. To ma być kobieta,która urodzi mojego potomka?! Nie wcześniej jak za 10 lat oczywiście, mi tam się nie spieszy. Dla niej zaginięcie Madzi to wielkie mecyje a ja jakbym był tam na miejscu w Dobrym to bym chyba zawału rozległego dostał.
-Mam dość Karina tego wszystkiego. Zachowujesz się dziwnie od jakiegoś roku i już nie jesteś tą samą dziewczyną w której się zakochałem. Może i faktycznie to była i szczeniacka miłość ale wtedy mi się wydawało, że na wieczność. Ale nie.Nie możemy być razem Karina bo ja…- tak, nie kocham jej. Wiem, że to głupie ale wcześniej nie mogłem się zdobyć na odwagę by jej o tym powiedzieć.
-… nie kocham cię i to już koniec. Nie miej o to do mnie żalu ale nie chce siebie a ni ciebie blokować. Do Dobrego Miasta wyjadę sam. Oczywiście jak chcesz to też możesz tam zamieszkać ale od tej pory nasza historia będzie pisana na zupełnie innych kartach życia.- chyba gadam od rzeczy bo Karina stoi jak to ciele i nie jest wstanie wykrztusić z siebie żadnego słowa. Cierpi? Nie wiem ale ja nie mogę całe życie się oszukiwać i udawać, że jestem do szaleństwa w niej zakochany.
-Wiesz dlaczego nam nie wyszło? Bo seks i pożądanie to nie wszystko. Jesteś piękną dziewczyną ale sam zacząłem się zastanawiać czy to wszystko to tylko nie ta osłona, którą jesteś przykryta. Może jesteś zupełnie inna? Nie stać cię Karina na to by mi się pokazać bez makijażu, bez jakiś drogich ubrań. I pomyśl jakby wyglądać miało nasze wspólne życie co? Wstawałaś byś rano dwie godziny wcześniej byle bym cię tylko nie zobaczył z jakimś syfem na czole czy podpuchniętymi oczami?- mówię wam teraz jak na spowiedzi, jak byłem z nią przez nie całe trzy lata to w życiu nie widziałem u niej na czole żadnej ale to powtarzam żadnej krosty. Ja nie wiem jak ona to robiła ale przecież przechodzi się przez ten cały okras dojrzewania gdzie skóra zaczyna wariować i każdy przecież to rozumie. Ona i tak do szkoły nie przyszła bez podkładu, który zakrył wszystkie jej niedoskonałości. Zostawmy jednak to, było minęło.
-Sam się o to prosiłeś! Pamiętaj kotku, że mnie tak bezkarnie się nie zostawia!-przejechała paznokciem po moim policzku. No już trzęsę gaciami ze strachu.
-A i jeszcze jedno. Nie łódź się, że Wiki będzie z Tobą. Widać nie jesteś tak wspaniały jak się wszystkim wydaje bo ona wolała Mariusza.- otarła łzy, które wypływały z jej kanalików łzowych bym mógł dokładniej zobaczyć złość, która ją teraz przepełniała. Trudno, jakoś będę musiał to przeżyć. Mam nadzieję, że jednak nie zdecyduje się na Dobre Miasto i zamieszka gdzieś indziej. Ja zamieszkam sobie blisko Weroniki i będę patrzył jak żyje sobie szczęśliwie obok Olka. Eh, mizerny mam plan ale jak się przez tyle lat było ślepym to teraz trzeba za to płacić.

- Czy zastałem Weronikę?
- Weronika za chwilę wychodzi...
- Gdzie?
- ...za mąż wychodzi...

Stalibyśmy tam w tym parku stali bodaj i do usranej śmierci gdyby mama nie zarządziła żeby Madzię zabrać do domu. I tak, że nie chciała zwoływać żadnego konsylium by zobaczyć czy aby na pewno z jej zdrowiem wszystko w porządku. Magda wyglądała na zdrową bo smacznie sobie spała co chwila cicho sobie coś tam mrucząc pod nosem. Kurek by się na pewno z nią dogadał bo jego rozwój umysłowy oscylował gdzieś właśnie w granicach wieku naszej chrześnicy. Mariusz podstawił się samochodem pod bramą parku.
-Wszystko ok.?- no teraz już tak szkoda, że nie było cię kilka godzin temu gdy naprawdę cię potrzebowałam. Nie zaczynałam jednak tego tematu, jak wrócimy do domu to o tym porozmawiamy. Mruknęłam coś tam pod nosem w jego kierunku i usiadłam na tylnim siedzeniu obok leżącej Madzi. Jejku, dzieci to mają dobrze. Mu tu przeżyliśmy taką akcję a ona sobie słodziutko śpi i ma wszystko w głębokim poważaniu. Szybko dojechaliśmy do mojego rodzinnego domu. Ułożyłam małą u siebie na łóżku. Nawet nie drgnęła kiedy Mariusz przenosił ją z samochodu do pokoju. Kiedy już byłam pewna, że jest bezpieczna, zeszłam na dół do kuchni by zaparzyć sobie i lubemu gorącą herbatę.
-Gdzie dzisiaj byłeś?- woda się gotuje to mam chwilę czasu by przeprowadzić wywiad środowiskowy.
-Yyyy z mamą u lekarza.- nic mi nie wspominał, że pani Danusia jest chora.
-A to coś się stało?- przecież to w końcu moja przyszła teściowa to chyba też jakieś informacje mi się należą. Za nim otrzymałam na to pytanie odpowiedź, postawiłam przed Olkiem parujący napój a sama ze swoim usiadłam na parapecie. Mam najebane na punkcie parapetów bo tylko tu mogę zawsze się skupić nad czymś co w danej chwili mnie nurtuje. Niech się schowają wszystko krzesła wyściełane nie wiadomo jakimi materiałami. Ja mam swoje parapety i koniec.
-Nie,jakieś kontrolne badania. Po drodze zajrzałem też do jubilera i rozejrzałem się trochę za obrączkami. Ty nie masz do tego głowy bo przecież matura a ja akurat mam luźniejszy czas na uczelni więc spokojnie to ogarniam.- mam nie odparte wrażenie, że coś jest nie tak. I to chyba chodzi o jego mamę. Będę się musiała kiedyś do niej wybrać i sama zbadać teren, tymczasem mnie samą zaskakuje co innego. Mariusz tak strasznie spieszy się z tym ślubem a przecież to nie są żadne wyścigi.
-A może damy sobie na razie czas co? Przecież nie musimy od razu po zaręczynach brać ślubu. Nacieszmy się narzeczeństwem.- no bo dopiero po słowie jesteśmy dwa dni,bo zaznaczam, że już jest po północy( jutro piszę maturę z matematyki) a ja mam wrażenie, że Mariusz chciałby zobaczyć jaką sobie suknię wybrałam. Litości,mamy czas!
-Ale kochanie, skoro się kochamy to po co mamy czekać hmm?- po to, że ja nie jestem pewna, czy chcę być żoną w wieku 19 lat ?!
-Obiecuję ci, że porozmawiamy o tym na spokojnie jak skończę maturę, dobrze?- muszę ostudzić trochę jego zapał i zmienić temat bo krążymy w kółku wokół jednego. Na całe szczęście( dla mnie przynajmniej) Maniek zdążył wejść pod mój pantofel i jakoś zawsze potrafię go przytemperować. To mi przeszło w genach po bracie, ta pewność siebie. A właśnie, ciekawe jak tam Łuki i jego rozmowa z obecną małżonką bo jak odchodziłam z parku to wesoło nie było… Mój brat to sobie jakoś poradzi ale Jula? Gdyby nie te wszystkie zbiegi okoliczności w postaci drugiej zmiany ojca w szpitalu i wyjazdu mamy do babci to bym tam z nią została bo moja bratowa jest gotowa ją roznieść!

Kamila zapanowała nad sytuacją i znów wszystko potoczyło się tak jak sobie zaplanowała. Napędziła stracha Łukaszowi, wpędziła go w poczucie winy a teraz ma okazję pokazać wszystkim jakim nieodpowiedzialnym jest ojcem i jakiej osobie chciał powierzyć opiekę nad córką. Możesz być Kamila z siebie dumna!
-Nic nie powiesz?! Może do cholery podpiszemy jeszcze dzisiaj jakąś umowę z Juleczką bo przecież pokazała jaka jest odpowiedzialna!- warknęła Potocka na Julkę a ta nie miała nawet szansy na to by się obronić. Nikt nawet nie zdaje sobie sprawy jak jest jej ciężko z tym sobie poradzić. Przez nie uwagę jej i Łukasza Madzia była narażona na niebezpieczeństwo. Gdyby jej się coś stało to w życiu ale to wżyciu by sobie tego nie darowała. Stała za Łukaszem, cały czas płacząc.
-Skończ Kamila ten cyrk bo to nie jest wina Julki ale moja. Madzia to moja córka i ja powinien jej pilnować.- dotknął dłoń Drzewieckiej by dodać jej otuchy.
-Oboje jesteście siebie warci! W sądzie opowiem wszystko co się dziś wydarzyło iz obaczymy po czyjej stronie będzie sąd. Po stronie matki, czy ojca, który ugania się za małolatami. Jak myślisz, kto otrzyma prawo do opieki nad Madzia?!- zbliżyła się w kierunku Kadziewicza i obdarzyła go gniewnym spojrzeniem.Na Julkę spojrzała jak… jak na dziwkę. Drzewiecka zaniosła się jeszcze większym płaczem bo Łukasz nawet nie zareagował. Pozwolił by jego żona myślała, że łączy ich łóżko. Wyrwała swoją dłoń z jego uścisku i uciekła. Potocka tryumfalnie spojrzała na Łukasza i uśmiechnęła się z pogardą.
-Pamiętaj kochanie, że ze mną się nie zadziera…- i sama też odeszła, zostawiając w stanie osłupienia Kadziewicza. Z wrażenia chłopak usiadł na ławce. Wyciągnął nerwowo telefon z kieszeni i pierwszą osobą, która przyszła mu teraz na myśli by zadzwonić to nie kto inny jak przyjaciel Bartek. Pech chciał, że młodszy siatkarz nie odbierał.
-Ja pierdole, przecież jest godzina 2 w nocy a ja oczekuję cudów…- schował telefon do kieszeni i wstał z ławki. Najwyższa pora zbierać się do domu. Idąc oświetlonymi alejkami parku, szybko przebierając nogami usłyszał wrzaski i krzyki. Zatrzymał się obejrzał wokół siebie w celu zorientowania się z którego miejsca mogą dochodzić odgłosy, jak mu się wydawało z ust jakiejś kobiety.Będąc przekonanym, że musi coś się dziać gdzieś w okolicach parku zaczął biec przed siebie ile sił w nogach. Z każdą chwilą krzyk coraz bardziej słyszalny i coraz bardziej przeraźliwy. Oprócz krzyku słyszał także pojedynczo wypowiadane słowa.
-Zostaw mnie! Puszczaj!- krzyk pomieszany z płaczem był trudny do rozpoznania ale on rozpoznała by ten głos wszędzie. Przecież nie raz, nie dwa na niego krzyczała.Julka! Szybko podbiegł do Drzewieckiej i odciągnął od niej tego typa, który był powodem jej krzywdy. Facet nie chciał jednak odpuszczać bo wymierzył Kadziowi taki strzał w skroń, że siatkarza trochę to wszystko oszołomiło. Ale nie długo…Kiedy ten frajer znów chciał dotykać Julkę, Łukasz potraktował go z kopa w plecy tak, że upadł obok nóg dziewczyny. Łukasz złapał go za włosy i wymierzył kilka ciosów tak mocnych, że zaraz po pierwszym z nosa bandziora polała się krew. Siatkarzowi wciąż było mało. Okładał go z każdej strony.
-Ty skurwielu! Powinienem cię teraz zabić za to co chciałeś jej zrobić!- kiedy już„kolega” miał dość, co zasygnalizował utratą przytomności, Kadziu zadzwonił po policję a sam przysunął się bliżej Julki. Była roztrzęsiona, zapłakana i wystraszona. Chciał objąć ją ramieniem ale nie dała mu się.
-Julka nie bój się. On już ci więcej krzywdy nie zrobi. Co ja gadam, nikt ci już więcej krzywdy nie zrobi bo ja do tego nie dopuszczę.- delikatnie dotknął jej policzka. Wzdrygnęła się ale nie odtrąciła go. On wycierał jej słone łzy które mimo oddalenia zagrożenia nie chciały przestać płynąć.
-Nie musisz się wysilać. Dla ciebie i twojej żony jestem tylko dziwką, która chce wskoczyć do łóżka znanemu facetowi. Widzisz gdybyś nie przyszedł to ten facet potraktował by mnie tak jak na to zasłużyłam.- i rozpłakała się jeszcze mocniej. Majowa noc nie należała do najcieplejszych więc pewnie i dlatego Drzewcia trzęsła się jak zimne nóżki na Boże Narodzenie.  Kadziu nie zważał na chłód nocy. Bohatersko zdjął swoją bluzę i okrył ciało Drzewieckiej i odszedł na chwilę do radio wozu policyjnego, który przyjechał po obleśnego bandziora. Odzyskał przytomność co trzeba okrzyknąć cudem, zważywszy na to jak bardzo siatkarz poturbował mu twarz.
-Proszę się nie martwić. Ja jakoś tak postaram się napisać w raporcie, żeby wyszedł pan z tej bójki obronną ręką. Pana natomiast proszę o to by zajął się panią Drzewiecką. Takie wydarzenia dla każdej kobiety są traumatyczne i w takich sytuacjach potrzeba im wsparcia.- Kadziewicz pokiwał twierdząco głową i pożegnał się z funkcjonariuszem policji. Wrócił do miejsca w którym siedziała Julka. Nogi podciągnięte pod brodę i zapłakana twarz. Nadal nie mogła się uspokoić. Łukasz doskonale zdawał sobie sprawę, że ma do niego żal o tą rozmowę z przed kilku godzin, gdzie Kamila posądziła ją o coś bezpodstawnie i bez zdania racji. Musiał to jakoś jej wyjaśnić. Ukucnął przed nią, delikatnie unosząc jej podbródek.
-Julka ja nie myślę o tobie w ten sposób w jaki zobrazowała to Kama. Wiem, że jesteś dziewczyną z zasadami i takie zagrania są w nie twoim stylu. Kamila czepia się wszystkiego by tylko mnie oczernić wobec sądu ale ja się ni dam i nie pozwolę by ciebie ktoś bezpodstawnie mieszał z błotem.- uwierzyła? Nie wiedział tego na100% ale widział, że słuchała go uważnie.
-Nigdy bym sobie nie darował gdybyś ty, gdyby ten frajer… boże Julka on cię nie skrzywdził prawda?- dotykał jej policzka a ona na każdy jego dotyk reagowała podobnie jak kilka chwil wcześniej. On robił to delikatnie by się nie bała.
-Nie zdążył ale to i tak było straszne. On mnie dotykał, całował a ja czekałam na najgorsze…- wtuliła się w Łukasza jak dziecko wtula się w ojca kiedy śni mu się jakiś koszmar. On zamknął ją silnym uścisku swoich ramion i próbował uspokoić.Kołysał ją w ramionach, całując czubek jej głowy. Drzewiecka w pewnym momencie wyswobodziła się z jego uścisku i spojrzała w jego tęczówki. Sama nie mogła określić jaki był ich kolor. Niebieskie czy zielone? Nieistotne. W tych oczach w tym momencie znajdował się jej świat. Zapragnęła zasmakować jego ust. On pomyślał o tym samym. Odgarnął mokre od łez włosy dziewczyny, które przykleiły się do jej twarzy. Pozbył się go by po chwili zasmakować jej warg, które z tą samą zachłannością co jego wargi oddawały każdy pocałunek. I w tym właśnie momencie zapaliła się lampka o czerwonym kolorze.
-Przepraszam Łukasz ale ja nie mogę.- podniosła się ze swojego miejsca. Poprawiła mocno naruszone ubrania i odeszła, zostawiając w osłupieniu siatkarza. Nie znajdował się jednak w tym stanie długo. Nie wiedział co ma o tym myśleć. Pocałował ją, był delikatny a ona odeszła. Zrobił coś nie tak? Teraz nie ma co nad tym gdybać. Zdawał sobie sprawę, że Julka nie byłaby zadowolona z jego obecności więc niepostrzeżenie szedł za nią w sporej odległości by odprowadzić ją bezpiecznie do domu. Jej los nie był mu obojętny. Martwił się o nią jak o kogoś ważnego w jego życiu.
-Kadziewicz to tylko zakład. Ty się uspokój bo już jedno nieudane małżeństwo masz za sobą. Starczy ci to w zupełności...- jakie plany musiały się zrodzić w jego głowie skoro sam siebie musiał przekonywać, że tak nie może być?
- Chyba się w nim zakochuje.
- Nic dziwnego. Ty lubisz popełniać błędy


~*~
Achtung! Achtung! :D
  1. Dziewczyny, które mówiły, że Kamila maczała palce w zaginięciu Madzi mają rację :) Z rozdziału na rozdział będzie coraz więcej intryg, które będą padały łupem Kamilki naszej kochanej.
  2. Wiadomość można by rzec z ostatniej chwili! Zostałam właśnie licealistką i jestem z tego powodu bardzo ale to bardzo szczęśliwa :))))
  3. Jeśli uda mi się zebrać w sobie to rozdział namber VI powinien się pojawić za tydzień w środę ale nie wiem jak to będzie więc nie jestem w stanie nic obiecać. Jak to rzekł kiedyś bohater mojego opowiadania " 24 grudnia Wigilia będzie To mogę obiecać".
  4. Jeśli chodzi o moje pierwsze opowiadanie to naprawdę nie wiem kiedy pojawi się nowość, może normalnie jak to mam w zwyczaju w niedzielę a może później. Musicie wybaczyć ale znalazłam się w takim momencie tego opowiadania, że ciężko to opisać. No ale mogę obiecać, że się nie poddam i rozdział się pojawi tylko nie sprecyzuję dokładnie kiedy :)
  5. Pozdrawiam gorąco :***




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz