niedziela, 5 sierpnia 2012

Ciąg dalszy losów Bartka- część I

Prawie dwa lata. Prawie dwa lata, a to nadal boli, choć może nie tak mocno, a rany nie są już tak głębokie. Siedzę przy jej grobie i zastanawiam się czy moje życie zmieniło się od dnia, w którym złożyłem ostatni pocałunek na jej ustach i kiedy ostatni raz widziałem ją we wnętrzu trumny. Te obrazki są nadal obecne w mojej głowie i za nic w świecie nie potrafię ich wymazać z pamięci. Chcę pamiętać Weronikę jako uśmiechniętą i pełną życia kobietę z moich marzeń i snów. Chcę pamiętać jej pełne radości oczy, kiedy spędzała czas ze mną i naszymi dziećmi. Ciężko mi ze świadomością, że chłopcy tak naprawdę nie wiedzą kim była ich mamusia. Wcisnąłem im bajeczkę o aniołku, którym teraz jest ich mama i czułem się z tym bardzo źle, ale jak wytłumaczyć 3-latkom, że ich mamy nie ma i już nie będzie? Przez pierwsze miesiące po śmierci Weroniki nie potrafiłem się odnaleźć w tym co mi po niej zostało, chodzi głównie o dzieci. Wcześniej to ona zajmowała się wszystkim, a ja przychodziłem do domu z treningu czy meczu i dopiero wtedy stawałem się pełno etatowym tausiem. Nie sprawiały mi trudności kąpiele czy przewijanie, ale po 29 sierpnia 2009 roku zostałem z tym wszystkim sam. Jednej nocy obudził mnie donośny płacz Arka, mieszkaliśmy wtedy w naszym mieszkaniu, bo myślałam, że tak będzie mi lepiej. Poszedłem wtedy do ich pokoju i zamiast zająć się płaczącym synem, stanąłem w miejscu, gdzie rok wcześniej staliśmy z Weroniką i tępo patrzyłem na ściany. Nie potrafiłem wziąć syna na ręcę, bo nie chciałem zatracać w swojej głowie obrazu żony. O wszystkim opowiedziałem o Łukaszowi, a ten namówił mnie na przeprowadzkę do Dobrego Miasta, do domu jego rodziców. Zbawienna okazała się pomoc teściowej, która stała się dla mnie jak matka. Nie miałem pretensji do moich rodziców, że nie mogłem na nich liczyć. Mieszkali na drugim końcu Polski, Kuba był jeszcze mały i wymagał opieki prawie takiej jak moje chłopaki. Mogłem liczyć też na przyjaciół, na chrzestnych trojaczków, zwłaszcza na Kasię Gołaś. Szatynka wspierała mnie jak tylko mogła i dzięki niej poradziłem sobie z tym co się stało. Sama przeżyła podobną tragedię, straciła przecież brata. Początkowo traktowałem ją jak powiernika swoich cierpień i przeżyć, ale z czasem stała się dla mnie kimś więcej, a poczułem to na MŚ we Włoszech. Miałem wtedy do siebie ogromny żal. Minął dopiero rok po śmierci Wiki, a w mojej głowie pojawiały się myśli o innej kobiecie. Szybko chciałem się z nimi uporać, ale one powracały kiedy Kasia była w domu i zajmowała się chłopcami. Było mi ciężko, bo Gołaś była bliską koleżanką Weroniki, znały się ze wspólnych zabaw w Spale i spotkań ich braci, ale z drugiej strony chciałem wierzyć, że Kasia jest zesłana mi właśnie od żony. Dużo czasu spędzałem wtedy w tym samym miejscu w którym jestem teraz i pytałem Weronikę o to co mam zrobić. Pewnej nocy Wiki przyśniła mi się... I wcale nie było w tym śnie słów " Bierz się za Kasię, musisz dalej żyć". Widziałem wtedy uśmiechniętą Weronikę, która wskazywała palcem na Kaśkę. Nie mówiła nic. Po prostu stała i patrzyła w kierunku szatynki. Obudziłem się wtedy cały zlany potem i dokładnie analizując ten sen doszedłem do wniosku, że warto spróbować jeszcze raz stanąć z kimś ramię w ramię i chwytając za rękę, z odwagą iść przez świat. Powiedziałem o tym wszystkim Kasi, a ona sama przyznała się do tego, że zakochała się we mnie, ale nie chciała nic mówić, bo nie chciała naciskać. Mówiła też o moim przywiązaniu do Weroniki i o tym, nawet nie chce stawać do rywalizacji o miejsce w moim sercu, bo już dawno jest ono przypisane jedynej kobiecie. Byłem jej za to wdzięczny bo na chwilę obecną nie byłem wstanie powiedzieć co do niej czuje, ale na pewno coś więcej niż zwykła fascynacja. Kasia coraz częściej pojawiała się na moich meczach, przeniosła się także na studia do Olsztyna, ale nie zamieszkaliśmy razem. Ja nadal mieszkałem u rodziców Weroniki, a ona w naszym mieszkaniu. Zaproponowałem jej taką opcję i powiem szczerze, że byłem zdziwiony, kiedy ją przyjęła. Myślałem, że ciężko jej być w miejscu, gdzie spędziłem ostatnie szczęśliwe chwile z Weroniką. Ona mi wtedy powiedziała, że jeśli ma nauczyć się żyć w cieniu Weroniki, to musi się z tym oswoić i nie ma do tego lepszego miejsca jak ich wspólne mieszkanie. Byłem zły na siebie, że Kaśka czuła się zepchnięta na dalszy plan, ale choć nie raz chciałem jej powiedzieć, że tak nie jest, to zabrakło mi odwagi. Od kiedy nie ma ze mną Weroniki, to ciężko mi mówić o uczuciach. Kiedyś słowo "kocham" przychodziło mi z łatwością, teraz było inaczej. Teraz musiałem zważać przede wszystkim na dobro chłopców, którzy byli, są i będą najważniejsi. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumieją moją decyzję i zaakceptują Kasię w naszym życiu.
-Bartek...- staje za moimi plecami i kładzie rękę na ramieniu. Jak tylko może przyjeżdza ze mną na cmentarz, ale nigdy na mnie nie naciska, nie mówi kiedy mamy wracać. Często siada obok mnie i opowiada historie związane z udziałem jej i mojej żony.
-Za każdym razem kiedy tu jestem i patrzę na jej zdjęcie mam wrażenie, że patrzy na mnie tak jak kiedyś w Spale, kiedy chciała wykręcić jakiś numer Łukaszowi czy Arkowi. Wiesz, byłam kiedyś nawet o nią zazdrosna, bo Arek ją bardzo lubił i miałam wrażenie, że jest dla niego ważniejsza niż ja. No, ale miałam wtedy 15 lat. Szybko zrozumiałam jak wspaniałą jest dziewczyną i koleżanką..- ja też jak patrzę na jej zdjęcie mam wreżenie, że jest tuż obok mnie. Przypominam sobie chwile z nią spędzone i zastanawiam się czy coś mogłem zrobić inaczej, lepiej. Był taki okres w moim życiu, że obwiniałem się za śmierć Weroniki. Szybko wybili mi to z głowy, ale rozgoryczenie zostało. Został też bezsens wypowiadanych słów, którymi składaliśmy sobie przysięgę przy ołtarzu. Mówiłem, że oddam swoje życie za jej życie, a kiedy ona tego potrzebowała, nie byłem wstanie nic zrobić. To tylko stek górnolotnych wyznać, a życie toczy się swoim życiem. Na palcu pozostała tylko złota obrączka, której nie potrafię zdjąć i nie wiem czy kiedykolwiek będę potrafił to zrobić. Wydaje mi się, że ten złoty krążek sprawia, że nigdy o niej nie zapominam, a kiedy ją zdejmę to będzie oznaczać, że o niej zapomniałem.
-Cieszę się, że tu ze mną jesteś choć wiem, że na mnie nie zasługujesz. Nie potrafię ci dać tego, co powinnaś otrzymać od swojego mężczyny.- taka była prawda. Tak naprawdę nigdy nie powiedziałem jej o swoim uczucia choć jesteśmy ze sobą już ponad 5 miesięcy. Nadal trzymam dystans, nadal nie potrafię iść z nią na ulicy trzymając za rękę. Inna na jej miejscu nie wytrzymałaby, a Kasia dzielnie to znosi i mówi, że poczeka ile będzie trzeba. Wierzyła, że kiedyś nauczę się normalnego życia. Wszyscy wierzyli, ja sam próbowałem.

-Bartuś mówiłam ci tyle razy, że nie masz się czym przejmować, bo ja wszystko rozumiem. Doskonale zdaje sobie sprawę, że nie łatwo przyzwyczaić się do tego, że ktoś inny zajął miejsce ukochanej osoby. Po śmierci osób wielu przyjaciół chciało zostać mi Arka, ale musiało minąć wiele czasu bym potrafiła się z tym oswoić. Z początku wkurzałam się nawet na to, że Igła gra z numerkiem Arka i chce być obecny w naszym życiu. Dopiero teraz widzę ile chciał dla nas zrobić i, że jest moim przyszywanym starszym bratem. Zajęło mi to prawie 5 lat, ale Krzysiek był cierpliwy. Ja też będę...- zagarnąłem ją ramieniem i ostatni raz spojrzałem na zdjęcie Wiki. Odmówiłem w myśli modlitwnę i podnieśliśmy się z ławeczki. Poczułem potrzebę by złapać rękę Kasi i tak też zrobiłem. Jej drobna dłoń spoczęła w mojej i powoli przemierzaliśmy kolejne alejki nekropolii. Samochód stał zaraz po drugiej stronie, nie było daleko. Wsiedliśmy do środka i ruszyliśmy w drogę powrotną do Dobrego Miasta, gdzie mama zajmowała się moimi urwisami. 


~*~


Czuła, że rodzina Weroniki nie jest zachwycona jej obecnością w życiu ich zięcia i wnuków, ale miała nadzieję, że z czasem ich do siebie przekona. Dobro chłopców i Bartka leżało jej na sercu tak, jakby to ona była ich biologiczną matką, a Kurek był jej mężem. Tak jednak nie było. O ile chłopcu darzyli ją zaufaniem i dobrze czuli się w jej towarzystwie, o tyle Bartka nie mogła rozgryźć. Wiedziała, że nie będzie łatwo i nie powinna wogóle robić sobie nadziei, ale serca nie potrafiła opanować, które na widok Bartka biło zdecydowanie szybciej. Początkowo myślała, że to przejściowe zauroczenie i nadal przyjeżdzała do Dobrego Miasta i pomagała przy chłopcach. Czas pokazał, że zaurocznie przerodziło się w uczucie. Nie potrafiła zrezygnować, ale wiedziała na co się pisze. Bartek nadal nie zapomniał o Weronice i nawet nie wiedziała czy kiedykolwiek o niej zapomni. Nadal nosił obrączkę, wspominał o niej w towarzystwie, a ją w obecności swoich kolegów trzymał na dystans. Lody zaczęły topnieć na Lidze Światowej i tam poczuła się jak jego dziewczyna, ale na imprezie wcale nie było już tak zabawnie bo Bartek nie zatańczył nawet jednego kawałka, cały czas rozmawiał z trenerem o dzieciach i żonie. Weszli do domu Kadziewiczów i zastali tam wesoło biegającą trójkę małych urwisów, które bawiły się z wujkiem Łukaszem w chowanego. Kadziewicz wraz ze swoją rodziną mieszkał teraz we Włoszech, gdzie grał w zespole z Modeny. Jego żona była w ciąży i spodziewała się córki.
-No nareszcie. Już myślałem, że się was nie doczekam.- Łukasz był chyba jedynym członkiem rodziny, który zaakceptował jej obecność w życiu Bartka nie mal z miejsca. Powiedział jej nawet kilka miesięcy temu, że jego przyjaciel nie mógł trafić lepiej. Ona i on jechali na jednym wózku, bo oboje wiedzieli co to znaczy stracić osobę, którą znało się od dziecka. Sama niejednokrotnie namawiała Agnieszkę, by ułożyła sobie życie z innym mężczyzną, bo Arek na pewno by chciał jej szczęścia. Taki sam był też Łukasz i za to była mu wdzięczna.
-A ty sam w Polsce?- pytanie pada z ust Bartka i obaj panowie podają sobie dłonie.
-Nie, przyleciałem tu z Madzią, ale zawiozłem ją do rodziców Kamili. Właśnie Bartek, bo jest taka sprawa...- na imię Kamila wszyscy prostują się, a z kuchni wychodzi nawet pani Kadziewicz. Najgorzej reaguje Bartek, bo spuszcza wzrok, zabiera chłopców i idzie z nimi do ich pokoju. Tam ogląda prezenty, które przywiósł im Łukasz, nie chce nawet słuchać tego co ma mu do powiedzenia Kadziu. Przyjaciel szanuje jego decyzję i razem z Kasią idą do kuchni, gdzie pani Krysia podaje kubki z parującą kawą. Kaśka patrzy na kobietę i jest pełna podziwu, że potrafiła podnieść się po stracie córki i do tego jest wsparciem dla swoich najbliższych. Zdecydowanie gorzej zniósł to Kadziewicz senior, dla którego Weronika była oczkiem w głowie i po jej śmierci nie mógł sobie znaleźć miejsca. Ukojenie znalazł w pracy, ale ile można pracować, by zapomnieć.
-A powiedz mi, jak on się trzyma?- Łukasz upija łyk i patrzy uważnie na Kasię.
-Myślę, że jest lepiej. Dużo czasu poświęca chłopcom i siatkówce. Nadal jednak nie umie o tym mówić, wszystko co go gryzie skrywa w sobie i nie potrafię z niego tego wydusić.- nie chciała mu mówić, że nadal czuję się niepewnie u jego boku i, że nie jest pewna jego uczuć. Wiedziała na co się pisze i nie było sie na co skarżyć.
-A co chodziło z Kamilą?
-Jej rodzice są gotowi, by przeprosić Bartka za to co się stało. To są naprawdę porządni ludzi.- nie musiał jej o tym przekonywać, ale nie ma sie też co dziwić Bartkowi, który stał teraz w drzwiach i tępym wzrokiem patrzył na Łukasza/
-Z nikim nie zamierzam się spotykać. Chcę się oderwać od przeszłości, a takie spotkanie niepotrzebnie rozdrapie rany. Kasia mogę cię prosić?- bez słowa Gołaś podnosi się od stołu i podąża za Bartkiem, który wchodzi do swojej sypialni i tam mówi Kasi, że chciałby zostać sam. W tym momencie nie wie jak bardzo rani Kasię, ale i ona nie wie dlaczego Bartek zachował się tak a nie inaczej. Za łzami w oczach Kaśka wybiega z jego pokoju i zamawia taksówkę, która wiezie ją na przystanek autobusowy. W aucie ociera łzy i zdaje sobie sprawę, że jest gorzej niż myślała...


~*~
Zwariowałam.
Pozdrawiam i do napisania ;***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz