Z perspektywy Bartka...
Mazur chyba pofolgował jeśli chodzi o ten nagły wyjazd do Zakopanego, bo dziś nie muszę już zostawać po treningu na dodatkowe ćwiczenia. W obecnej sytuacji jest mi to na rękę, bo dzisiejszego wieczoru spodziewam się wizyty rodziców i brata. W końcu zdobyłem się na odwagę i powiedziałem im o ciąży Weroniki. Mama była zachwycona. Tata? Sam nie wiem. Świadomość, że zostanie dziadkiem napawała go optymizmem, ale moja sytuacja z Weroniką już nie. Spodziewam się zatem poważnej rozmowy.
-Bartek, zaczekaj!- wychodziłem z hali, kiedy Łukasz rozdarł się w niebogłosy. Odwróciłem się i przystanąłem, by do mnie doszedł. Nie wiem co on taki zasapany, ale kondycja już chyba nie ta.
-Tylko mi nie mów, że Mazurowi się odwidziało i mam zapieprzać na siłowni.-kto go tam wie, co mu w głowie siedzi. Łukasz wyrównał oddech i pokręcił głową.
-Może wyskoczylibyśmy na jakiś browar co? Mecz gramy dopiero za 4 dni. Możemy zaszaleć a przy okazji wyjaśnimy sobie kilka kwestii...tatusiu przyszły.-piwo z Kadziem? Kusząca propozycja, bo piwo z przyjacielem to święta rzecz. Może wreszcie nasze relacje uległyby jakiejś znaczącej poprawie. Na treningach nie rozmawiamy za dużo, po treningach tylko wtedy, kiedy mijamy się na klatce schodowej. To nie dużo w porównaniu z latami, kiedy nasza przyjaźń przechodziła apogeum wzajemnej adoracji.
-Właściwie to powinienem przygotowywać się do spotkania z rodzicami, ale...-ale tobie Łukasz się nie odmawia, więc przewieszam torbę przez ramię i wsiadam do twojego samochodu. Tu nie odzywamy się za wiele, gra muzyka z lokalnej stacji radiowej.
-Słyszałeś, że szukaja nowego rozgrywającego? Podobno bez klubu jest nasz przyjaciel z Francji.-nasz przyjaciel z Francji? A Pierre... Nie to żebym chciał mówić coś przeciwko Łukaszowi, ale z Francuza to jest kawał rozgrywającego i myślę, że fajnie byłoby mieć takiego sypacza w drużynie, skoro Guma zamierza zmienić klub.
-Mi to obojętne od kogo dostaję piłkę. Ważne, by była odpowiednia wysoka i lekko oddala od siatki. Czy piłkę będzie wystawiał Paweł czy Pierre to mi rybka.-zagrożenia prywatnego też nie sieje, bo nawet nie wiem czy Francuz jest jeszcze z Potocką, więc czym my się tu mamy martwić?
-Doroślejesz Bartek w oczach.-nawet nie zauważyłem. Zastanawiam się czasem jak to będzie za te siedem miesięcy i wiem, że powinienem powoli zmieniać swoją hierarchię wartości. I tak będę ojcem z doskoku, ale mimo wszystko chcę być dyspozycyjny i wzbudzający zaufanie.
-Rozmawiałem z Weroniką i powiedziała mi o wydarzeniach z Zakopanego. Jestem wściekły, że rozpierdoliłeś w taki sposób wasz związek, ale też pełen podziwu za to Zakopane. Wiki traktowała cię jak powietrze, a ty mimo wszystko pojechałeś jej szukać. W klasztorze była bezpieczna, ale dla mnie istotny jest sam fakt...
-To matka mojego dziecka i przez wzgląd na nie pojechałem do Zakopanego...
-Bujaj las, a nie nas. Kogo ty chcesz Bartek oszukać. Siebie? Nie dasz rady, bo serca nie da się oszukać. Może Weronikę? Będzie cię odtrącać, ale gdzieś tam w środku jakaś część będzie się do ciebie rwała. Popatrz na mnie i Julkę. Odegraliśmy szopkę rozstania twierdząc, że między nami nic nie ma. Rodzice dali wiarę, ale nasze serca już nie.-nie chcę już słuchać jak to bardzo kochamy się z Weroniką, tylko nie potrafimy dać sobie szansy na szczęście. Nie sądzę by nasze relacje miały kiedykolwiek ulec zmianie. Zbyt wiele się wydarzyło, aby o tym zapomnieć i przejść do porządku dziennego. Razem z Weroniką musimy nauczyć się funkcjonować dla dobra dziecka.
-Nie mówmy o tym. Łukasz chyba nici z picia, bo przecież ktoś musi wrócić samochodem.-szybko zmieniłem temat. Kadziu nie nalegał by go dokończyć i chyba główkował co tu zrobić by wypić. Ja to chyba nie powinienem mieć dziś nic wspólnego z alkoholem, bo jak rodzice przyjadą to nie chciałbym mieć nieświeżego oddechu. Zatem rzuciłem pewną propozycję.
-Ty się Łukasz napijesz, a ja wrócę samochodem. Nie będę dziś pił, bo nie wypada przyjmować rodziców pod wpływem alkoholu.-Łukasz przyjął to z uśmiechem na ustach. Pojawiło się pierwsze piwo, kolejne kupiliśmy w sklepie i poszliśmy do samochodu.
...-Łukasz chodźmy do domu. Ty już chyba nie powinieneś pić dzisiaj.-Łukasz miał na ustach błogi uśmiech, ale też i ochotę na ostatnie piwo. Na pierwszy rzut oka widziałem, że jemu dziś do zgonu kompletnego nie potrzeba wiele więc odpaliłem silnik samochodu i ruszyłem w drogę do naszego miejsca zamieszkania. Pod blokiem widziałem samochód rodziców. Zajebiście...Pewnie czekają pod drzwiami, a ja tu jeszcze muszę jakoś odprowadzić przyjaciela do mieszkania i oddać go w ręce Julki, która nie będzie zadowolona.
-Bartuś...ty to jesteś zajebisty przyjaciel, ale nie potrzebnie zdradziłeś moją siostrzyczkę.-oj Łukasz, nie musisz mi tego mówić, bo doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Przed wejściem do bloku pojawiła się Julia, a za nią Weronika. Serce zaczęło bić szybciej.
-Juleńka...-Juleńka odebrała Łukasza, twierdząc, że sama poradzi sobie z transportem Kadzia na górę. Chciałem pomóc, ale uparła się i sama "targała" swojego narzeczonego. Było słychać, że nie szło im to zbyt sprawnie i raz na pewno się przewrócili, ale razem z Wiki nie interweniowaliśmy.
-Twoi rodzice czekają w mieszkaniu Łukasza.-całe szczęście, że znaleźli tam schronienie bo inaczej suszyli by mi głowę, że się spóźniłem choć doskonale wiedziałem, że się pojawią.
-A ty jak się czujesz? Wszystko w porządku?-mimowolnie spojrzałem na jej brzuch. Powoli się zaokrąglał. Weronika lekko się uśmiechnęła i przejechała dłonią po brzuchu.
-Już tak nie daje się we znaki jeśli chodzi o mdłości. Teraz wypada czekać na pierwsze ruchy i bombardowanie...-już miałem coś powiedzieć, ale otworzyły się drzwi w których pojawiła się mama. Zmierzyła nas wzrokiem.
-Chodźcie kochani do domu. Jest zimno i łatwo się w taką pogodę przeziębić, a wszyscy wiemy, że w przypadku Wikusi to nie jest bezpieczne.-byłem tego samego zdania. Weszliśmy do środka i każde pewnie poszłoby w swoją stronę gdyby nie mama, która kategorycznie zapowiedziała, że zrobi mi i Weronice herbatę z sokiem malinowym. Bałem się, że przy stole zaczną się pytania, które wprawią w zakłopotanie już nie tyle mnie co Weronikę, a przed tym chciałem ją ustrzec. Mama na szczęście nie zamierzała chyba ustalać już dziś przyszłości swojego wnuka i zaczęła od iście łagodnych i standardowych pytań.
-Jak się czuje przyszła mama?- mam wrażenie, że zachowujemy się tak jakby Weronika była moją dziewczyną, mieszkała u mnie i snuła już tylko ze mną plany na przyszłość. Teściowie przyjechali w odwiedziny, jest trochę stresu, ale przecież to wszystko prędzej czy później musi minąć. Niestety, prawda nie jest tak słodka jak ją sobie można wyobrazić. Już widzę, że Weronika jest tutaj tylko z musu, za chwilę wstanie i wyjdzie z mieszkania i zobaczę ją na kilka chwil w momencie naszego ustalonego spotkania.
-W porządku. Już chyba te pierwsze mdłości minęły i zaczynam przybierać na wadze i to dosyć sporo, ale też naprawdę dużo jem. Brzuch się zaokrągla, ale na chwilę obecną to ja puchnę w innych miejscach i zastanawiam się jak ja się pokaże ludziom na oczy po porodzie. O wypadzie nad morze i założeniu bikini to mogę już pomarzyć. Dobrze, że w sumie zawsze bardziej lubiłam góry więc może nie odczuję tego tak boleśnie.-uśmiecha się do mojej mamy i dopija ostatni łyk herbaty. Mama proponuje następny kubek, ale Wiki nie jest nim zainteresowana.
-Będę się już zbierała. Bartek odprowadzisz mnie do wyjścia?-choćby i na kolanach. Oboje podnosimy się od stołu i idziemy do przedpokoju. W drzwiach mojej sypialni pojawia się tata, który zapewne ułożył tam Kubusia. No nic, dzisiejsza noc zapowiada się naprawdę komfortowo jeśli chodzi o mój nocy wypoczynek. Materac czeka.
-Do widzenia panie Adamie.-Weronika żegna się z tatą, a ten przesyła jej ciepły uśmiech. Nawet nie wiedziałem, że jego stać na coś takiego. Znika w kuchni, a my zostajemy sami. Jak na gentelmana przystało podoję jej kurtkę i zarzucam na plecy. Słyszę ciche dziękuję i kiedy już Weronika ma opuścić moje mieszkanie, chwytam ją za rękę co zmusza ją do spojrzenia w moją stronę.
-Pamiętaj, że dla mnie zawsze będziesz najpiękniejsza.-to taka aluzja do tych jej słów na temat jej figury po porodzie. Weronika nie reaguje zbytnio na te słowa, puszczam jej rękę, a ona wychodzi i zamyka za sobą drzwi. Ze spuszczoną głową wracam do rodziców i już widzę, że zaczynamy.
-Widzisz synku co straciłeś? Przez własną głupotę i nic więcej...
-Tak. Zdaję sobie sprawę, że straciłem coś co miało być najcenniejsze w moim życiu, ale muszę je prowadzić dalej, bez Weroniki. Powinienem się cieszyć, że przynajmniej z dzieckiem będę mógł utrzymywać kontakt. To i tak dużo, zwłaszcza po tym co się stało..
-Zobaczysz Bartek. Za kilka lat twoje dziecko będzie wychowywał obcy mężczyzna, a ty będziesz dla niego nie ojcem, a wujkiem. Myślisz, że ja nie znam życia? Weronika jest atrakcyjną kobietą, a na tym świecie są jeszcze faceci, którzy nie skreślą jej tylko dlatego, że ma dziecko. Wspomnisz moje słowa, kiedy dzieciak zamiast do ciebie, będzie mówił "tato" do innego.-cholera jasna! Oni chyba myślą, że nie podjąłem żadnych prób by Weronikę odzyskać.
-A co twoim zdaniem tato powinienem zrobić?! Próbowałem na wiele sposobów, ale żaden nie przyniósł zamierzonego skutku więc dałem sobie spokój. Weronika obiecała, że nie będzie robić mi żadnych trudności jeśli chodzi o kontakty z dzieckiem...
-Wiesz co Bartek, dziecko to ty jeszcze jesteś. Masz u boku taką dziewczynę i ty mówisz, że próbowałeś i nie wychodziło więc dałeś sobie spokój? Ty powinieneś robić coś każdego dnia i nawet jeśli wyrzucą cię drzwiami, to ty już powinieneś czekać pod oknem....Przecież ją kochasz/-kocham.
Mazur chyba pofolgował jeśli chodzi o ten nagły wyjazd do Zakopanego, bo dziś nie muszę już zostawać po treningu na dodatkowe ćwiczenia. W obecnej sytuacji jest mi to na rękę, bo dzisiejszego wieczoru spodziewam się wizyty rodziców i brata. W końcu zdobyłem się na odwagę i powiedziałem im o ciąży Weroniki. Mama była zachwycona. Tata? Sam nie wiem. Świadomość, że zostanie dziadkiem napawała go optymizmem, ale moja sytuacja z Weroniką już nie. Spodziewam się zatem poważnej rozmowy.
-Bartek, zaczekaj!- wychodziłem z hali, kiedy Łukasz rozdarł się w niebogłosy. Odwróciłem się i przystanąłem, by do mnie doszedł. Nie wiem co on taki zasapany, ale kondycja już chyba nie ta.
-Tylko mi nie mów, że Mazurowi się odwidziało i mam zapieprzać na siłowni.-kto go tam wie, co mu w głowie siedzi. Łukasz wyrównał oddech i pokręcił głową.
-Może wyskoczylibyśmy na jakiś browar co? Mecz gramy dopiero za 4 dni. Możemy zaszaleć a przy okazji wyjaśnimy sobie kilka kwestii...tatusiu przyszły.-piwo z Kadziem? Kusząca propozycja, bo piwo z przyjacielem to święta rzecz. Może wreszcie nasze relacje uległyby jakiejś znaczącej poprawie. Na treningach nie rozmawiamy za dużo, po treningach tylko wtedy, kiedy mijamy się na klatce schodowej. To nie dużo w porównaniu z latami, kiedy nasza przyjaźń przechodziła apogeum wzajemnej adoracji.
-Właściwie to powinienem przygotowywać się do spotkania z rodzicami, ale...-ale tobie Łukasz się nie odmawia, więc przewieszam torbę przez ramię i wsiadam do twojego samochodu. Tu nie odzywamy się za wiele, gra muzyka z lokalnej stacji radiowej.
-Słyszałeś, że szukaja nowego rozgrywającego? Podobno bez klubu jest nasz przyjaciel z Francji.-nasz przyjaciel z Francji? A Pierre... Nie to żebym chciał mówić coś przeciwko Łukaszowi, ale z Francuza to jest kawał rozgrywającego i myślę, że fajnie byłoby mieć takiego sypacza w drużynie, skoro Guma zamierza zmienić klub.
-Mi to obojętne od kogo dostaję piłkę. Ważne, by była odpowiednia wysoka i lekko oddala od siatki. Czy piłkę będzie wystawiał Paweł czy Pierre to mi rybka.-zagrożenia prywatnego też nie sieje, bo nawet nie wiem czy Francuz jest jeszcze z Potocką, więc czym my się tu mamy martwić?
-Doroślejesz Bartek w oczach.-nawet nie zauważyłem. Zastanawiam się czasem jak to będzie za te siedem miesięcy i wiem, że powinienem powoli zmieniać swoją hierarchię wartości. I tak będę ojcem z doskoku, ale mimo wszystko chcę być dyspozycyjny i wzbudzający zaufanie.
-Rozmawiałem z Weroniką i powiedziała mi o wydarzeniach z Zakopanego. Jestem wściekły, że rozpierdoliłeś w taki sposób wasz związek, ale też pełen podziwu za to Zakopane. Wiki traktowała cię jak powietrze, a ty mimo wszystko pojechałeś jej szukać. W klasztorze była bezpieczna, ale dla mnie istotny jest sam fakt...
-To matka mojego dziecka i przez wzgląd na nie pojechałem do Zakopanego...
-Bujaj las, a nie nas. Kogo ty chcesz Bartek oszukać. Siebie? Nie dasz rady, bo serca nie da się oszukać. Może Weronikę? Będzie cię odtrącać, ale gdzieś tam w środku jakaś część będzie się do ciebie rwała. Popatrz na mnie i Julkę. Odegraliśmy szopkę rozstania twierdząc, że między nami nic nie ma. Rodzice dali wiarę, ale nasze serca już nie.-nie chcę już słuchać jak to bardzo kochamy się z Weroniką, tylko nie potrafimy dać sobie szansy na szczęście. Nie sądzę by nasze relacje miały kiedykolwiek ulec zmianie. Zbyt wiele się wydarzyło, aby o tym zapomnieć i przejść do porządku dziennego. Razem z Weroniką musimy nauczyć się funkcjonować dla dobra dziecka.
-Nie mówmy o tym. Łukasz chyba nici z picia, bo przecież ktoś musi wrócić samochodem.-szybko zmieniłem temat. Kadziu nie nalegał by go dokończyć i chyba główkował co tu zrobić by wypić. Ja to chyba nie powinienem mieć dziś nic wspólnego z alkoholem, bo jak rodzice przyjadą to nie chciałbym mieć nieświeżego oddechu. Zatem rzuciłem pewną propozycję.
-Ty się Łukasz napijesz, a ja wrócę samochodem. Nie będę dziś pił, bo nie wypada przyjmować rodziców pod wpływem alkoholu.-Łukasz przyjął to z uśmiechem na ustach. Pojawiło się pierwsze piwo, kolejne kupiliśmy w sklepie i poszliśmy do samochodu.
...-Łukasz chodźmy do domu. Ty już chyba nie powinieneś pić dzisiaj.-Łukasz miał na ustach błogi uśmiech, ale też i ochotę na ostatnie piwo. Na pierwszy rzut oka widziałem, że jemu dziś do zgonu kompletnego nie potrzeba wiele więc odpaliłem silnik samochodu i ruszyłem w drogę do naszego miejsca zamieszkania. Pod blokiem widziałem samochód rodziców. Zajebiście...Pewnie czekają pod drzwiami, a ja tu jeszcze muszę jakoś odprowadzić przyjaciela do mieszkania i oddać go w ręce Julki, która nie będzie zadowolona.
-Bartuś...ty to jesteś zajebisty przyjaciel, ale nie potrzebnie zdradziłeś moją siostrzyczkę.-oj Łukasz, nie musisz mi tego mówić, bo doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Przed wejściem do bloku pojawiła się Julia, a za nią Weronika. Serce zaczęło bić szybciej.
-Juleńka...-Juleńka odebrała Łukasza, twierdząc, że sama poradzi sobie z transportem Kadzia na górę. Chciałem pomóc, ale uparła się i sama "targała" swojego narzeczonego. Było słychać, że nie szło im to zbyt sprawnie i raz na pewno się przewrócili, ale razem z Wiki nie interweniowaliśmy.
-Twoi rodzice czekają w mieszkaniu Łukasza.-całe szczęście, że znaleźli tam schronienie bo inaczej suszyli by mi głowę, że się spóźniłem choć doskonale wiedziałem, że się pojawią.
-A ty jak się czujesz? Wszystko w porządku?-mimowolnie spojrzałem na jej brzuch. Powoli się zaokrąglał. Weronika lekko się uśmiechnęła i przejechała dłonią po brzuchu.
-Już tak nie daje się we znaki jeśli chodzi o mdłości. Teraz wypada czekać na pierwsze ruchy i bombardowanie...-już miałem coś powiedzieć, ale otworzyły się drzwi w których pojawiła się mama. Zmierzyła nas wzrokiem.
-Chodźcie kochani do domu. Jest zimno i łatwo się w taką pogodę przeziębić, a wszyscy wiemy, że w przypadku Wikusi to nie jest bezpieczne.-byłem tego samego zdania. Weszliśmy do środka i każde pewnie poszłoby w swoją stronę gdyby nie mama, która kategorycznie zapowiedziała, że zrobi mi i Weronice herbatę z sokiem malinowym. Bałem się, że przy stole zaczną się pytania, które wprawią w zakłopotanie już nie tyle mnie co Weronikę, a przed tym chciałem ją ustrzec. Mama na szczęście nie zamierzała chyba ustalać już dziś przyszłości swojego wnuka i zaczęła od iście łagodnych i standardowych pytań.
-Jak się czuje przyszła mama?- mam wrażenie, że zachowujemy się tak jakby Weronika była moją dziewczyną, mieszkała u mnie i snuła już tylko ze mną plany na przyszłość. Teściowie przyjechali w odwiedziny, jest trochę stresu, ale przecież to wszystko prędzej czy później musi minąć. Niestety, prawda nie jest tak słodka jak ją sobie można wyobrazić. Już widzę, że Weronika jest tutaj tylko z musu, za chwilę wstanie i wyjdzie z mieszkania i zobaczę ją na kilka chwil w momencie naszego ustalonego spotkania.
-W porządku. Już chyba te pierwsze mdłości minęły i zaczynam przybierać na wadze i to dosyć sporo, ale też naprawdę dużo jem. Brzuch się zaokrągla, ale na chwilę obecną to ja puchnę w innych miejscach i zastanawiam się jak ja się pokaże ludziom na oczy po porodzie. O wypadzie nad morze i założeniu bikini to mogę już pomarzyć. Dobrze, że w sumie zawsze bardziej lubiłam góry więc może nie odczuję tego tak boleśnie.-uśmiecha się do mojej mamy i dopija ostatni łyk herbaty. Mama proponuje następny kubek, ale Wiki nie jest nim zainteresowana.
-Będę się już zbierała. Bartek odprowadzisz mnie do wyjścia?-choćby i na kolanach. Oboje podnosimy się od stołu i idziemy do przedpokoju. W drzwiach mojej sypialni pojawia się tata, który zapewne ułożył tam Kubusia. No nic, dzisiejsza noc zapowiada się naprawdę komfortowo jeśli chodzi o mój nocy wypoczynek. Materac czeka.
-Do widzenia panie Adamie.-Weronika żegna się z tatą, a ten przesyła jej ciepły uśmiech. Nawet nie wiedziałem, że jego stać na coś takiego. Znika w kuchni, a my zostajemy sami. Jak na gentelmana przystało podoję jej kurtkę i zarzucam na plecy. Słyszę ciche dziękuję i kiedy już Weronika ma opuścić moje mieszkanie, chwytam ją za rękę co zmusza ją do spojrzenia w moją stronę.
-Pamiętaj, że dla mnie zawsze będziesz najpiękniejsza.-to taka aluzja do tych jej słów na temat jej figury po porodzie. Weronika nie reaguje zbytnio na te słowa, puszczam jej rękę, a ona wychodzi i zamyka za sobą drzwi. Ze spuszczoną głową wracam do rodziców i już widzę, że zaczynamy.
-Widzisz synku co straciłeś? Przez własną głupotę i nic więcej...
-Tak. Zdaję sobie sprawę, że straciłem coś co miało być najcenniejsze w moim życiu, ale muszę je prowadzić dalej, bez Weroniki. Powinienem się cieszyć, że przynajmniej z dzieckiem będę mógł utrzymywać kontakt. To i tak dużo, zwłaszcza po tym co się stało..
-Zobaczysz Bartek. Za kilka lat twoje dziecko będzie wychowywał obcy mężczyzna, a ty będziesz dla niego nie ojcem, a wujkiem. Myślisz, że ja nie znam życia? Weronika jest atrakcyjną kobietą, a na tym świecie są jeszcze faceci, którzy nie skreślą jej tylko dlatego, że ma dziecko. Wspomnisz moje słowa, kiedy dzieciak zamiast do ciebie, będzie mówił "tato" do innego.-cholera jasna! Oni chyba myślą, że nie podjąłem żadnych prób by Weronikę odzyskać.
-A co twoim zdaniem tato powinienem zrobić?! Próbowałem na wiele sposobów, ale żaden nie przyniósł zamierzonego skutku więc dałem sobie spokój. Weronika obiecała, że nie będzie robić mi żadnych trudności jeśli chodzi o kontakty z dzieckiem...
-Wiesz co Bartek, dziecko to ty jeszcze jesteś. Masz u boku taką dziewczynę i ty mówisz, że próbowałeś i nie wychodziło więc dałeś sobie spokój? Ty powinieneś robić coś każdego dnia i nawet jeśli wyrzucą cię drzwiami, to ty już powinieneś czekać pod oknem....Przecież ją kochasz/-kocham.
~*~
Czemu ja nie mogę oduczyć się miłości do Bartka? Czemu za każdym razem jego obecność musi mieć tak, a nie inny wpływ na moje serce. Dziś jak złapał mnie za rękę i powiedział te kilka słów, przeszedł mnie dreszcz od małego palca po czubek głowy i z trudem opanowałam się, by nie zarzucić mu rąk na szyję i na nowo poznać jak całuje Bartosz Kaa. Boję się. Boję się, że jak mu zaufam i wrócę do niego, nie będę potrafiła wyzbyć się strachu, który na pewno towarzyszyłby mi przy jego nieobecności. Nie chciałabym budować związku na braku zaufania, a w tym przypadku o zaufanie byłoby ciężko. Przechodziłam przez park i wróciły wspomnienia z wakacji. Mieliśmy 16 lat, ale świat wtedy wydawał się niczym w porównaniu z tym co rodziło się między nami...
Mama mnie chyba zabije jeśli dowie się, że wyszliśmy z domu o tej porze i przyszliśmy do parku. Kurek zaręczał, że przy nim nic mi się nie stanie. Chciałam mu wierzyć, ale jak tak patrzyłam na jego posturę, to miałam coraz większe obawy.
-Po co ty mnie tu tak właściwie wyciągnąłeś?- Bartek ciągnie mnie za rękę i doprowadza do placu zabaw. Zbaraniałam. Jeśli on obudził mnie o 2 w nocy tylko dlatego, że chciał przyjść na plac zabaw, to ja mu coś zrobię i to nie będzie nic przyjemnego.
-W dzień nie wypada nam korzystać z atrakcji placu zabaw. Noc jest do tego stworzona!-nie zdążyłam jeszcze zamknąć buzi ze zdziwienia, a ten wariat już pognał na największą zjeżdżalnię i próbował wejść na nią od drugiej strony.
-Wiki no nie daj się prosić! Jak już wstałaś to możesz przecież poszaleć ze mną. Nigdy nie wychodziłaś w nocy na plac zabaw? Ja z Jaroszem jak mieszkałem w Kędzierzynie to przynajmniej raz w tygodniu. On to dopiero lubił nasze harce!- opowiadał o tym z taką zaciętością, że nie pozostawało mi nic innego jak tylko się uśmiechnąć i dla przyzwoitości, pobujać się na huśtawce. Na tą wielką zjeżdżalnię nie wejdę w życiu. Raz naciągnęła mnie na nią Julka i źle to się dla mnie skończyło. Huśtałam się zatem delikatnie, a Bartek szalał na owej zjeżdżalni. Już nawet nie mogę sobie przypomnieć w jaki sposób on próbował na nią wejść i zjeżdżać, bo było tego tak dużo. Widziałam na jego twarzy nutkę zmęczenia co było dla mnie nadzieją na to, że wkrótce pójdziemy do domu.
-No kochana, dawaj teraz ty!
-Ja?! Zapomnij! W życiu na to nie wejdę!
-No co ty?! Boisz się zjeżdżać na zjeżdżalni?!
-Na tej tak, bo z niej się zjeżdża zajebiście szybko, a na dole można zaryć głową w ziemię. Jeśli tobie sprawia to przyjemność to zjedź sobie jeszcze raz i idziemy do domu.-zaraz mu pójdę przypierdolę za to, że się ze mnie bezczelnie śmieje. Co on sobie myśli w ogóle.
-Będę stał na dole i ochraniał cię przed upadkiem. No Wiki, tylko raz i idziemy do domu!- Grr, jak ja go nie lubię za to jego upieranie się przy swoim. Podniosłam się niechętnie z tej huśtawki i dla świętego spokoju postanowiłam zjechać. Weszłam po schodkach na górę i stwierdziłam, że mam chyba lęk wysokości, bo jakoś niebezpiecznie zaczęło mi wirować przed oczami.
-Nie dam mu tej satysfakcji...-powiedziałam pod nosem, zamknęłam oczy i ześlizgnęłam się na dół. Moje ciało przybrało taką szybkość, że w momencie kiedy wpadłam na Bartka, on przewrócił się na ziemię, a ja poleciałam na niego. W jednej chwili zapomniałam o tym, że przez niego mój żołądek podszedł mi do gardła, a w głowie miałam karuzelę. Na niebie świecił Księżyc, a jego blask odbijał się w jego oczach. Ma takie śliczne tęczówki.
-Widzisz, nie było tak źle.-pocałował mnie w czoło, gdzie ja wyraźnie nastawiłam się na coś więcej...
Na co ja się mogłam wtedy nastawiać skoro wiedziałam, że w jego życiu obecna była Karina. Kiedy już wyprostowaliśmy swoje życiowe ścieżki, pojawiła się Marta. Wstałam z ławki i podeszłam do zjeżdżalni. W zimę nikt z niej nie korzysta, a ja byłam pewna, że gdyby Bartek tu ze mną był wymyślił by coś, co pozwoliłoby mu zjechać. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie jak przychodzimy tu z Barkiem i naszym dzieckiem. Nasz szkrab byłby na pewno tak odważny jak tatuś więc wszedłby na zjeżdżalnię, a Bartek chroniłby go przed upadkiem, tak jak kiedyś uchronił mnie. Ja stałabym z boku i robiłam im zdjęcia. Bylibyśmy tacy szczęśliwi. Szkoda tylko, że byśmy, a nie będziemy...
Mama mnie chyba zabije jeśli dowie się, że wyszliśmy z domu o tej porze i przyszliśmy do parku. Kurek zaręczał, że przy nim nic mi się nie stanie. Chciałam mu wierzyć, ale jak tak patrzyłam na jego posturę, to miałam coraz większe obawy.
-Po co ty mnie tu tak właściwie wyciągnąłeś?- Bartek ciągnie mnie za rękę i doprowadza do placu zabaw. Zbaraniałam. Jeśli on obudził mnie o 2 w nocy tylko dlatego, że chciał przyjść na plac zabaw, to ja mu coś zrobię i to nie będzie nic przyjemnego.
-W dzień nie wypada nam korzystać z atrakcji placu zabaw. Noc jest do tego stworzona!-nie zdążyłam jeszcze zamknąć buzi ze zdziwienia, a ten wariat już pognał na największą zjeżdżalnię i próbował wejść na nią od drugiej strony.
-Wiki no nie daj się prosić! Jak już wstałaś to możesz przecież poszaleć ze mną. Nigdy nie wychodziłaś w nocy na plac zabaw? Ja z Jaroszem jak mieszkałem w Kędzierzynie to przynajmniej raz w tygodniu. On to dopiero lubił nasze harce!- opowiadał o tym z taką zaciętością, że nie pozostawało mi nic innego jak tylko się uśmiechnąć i dla przyzwoitości, pobujać się na huśtawce. Na tą wielką zjeżdżalnię nie wejdę w życiu. Raz naciągnęła mnie na nią Julka i źle to się dla mnie skończyło. Huśtałam się zatem delikatnie, a Bartek szalał na owej zjeżdżalni. Już nawet nie mogę sobie przypomnieć w jaki sposób on próbował na nią wejść i zjeżdżać, bo było tego tak dużo. Widziałam na jego twarzy nutkę zmęczenia co było dla mnie nadzieją na to, że wkrótce pójdziemy do domu.
-No kochana, dawaj teraz ty!
-Ja?! Zapomnij! W życiu na to nie wejdę!
-No co ty?! Boisz się zjeżdżać na zjeżdżalni?!
-Na tej tak, bo z niej się zjeżdża zajebiście szybko, a na dole można zaryć głową w ziemię. Jeśli tobie sprawia to przyjemność to zjedź sobie jeszcze raz i idziemy do domu.-zaraz mu pójdę przypierdolę za to, że się ze mnie bezczelnie śmieje. Co on sobie myśli w ogóle.
-Będę stał na dole i ochraniał cię przed upadkiem. No Wiki, tylko raz i idziemy do domu!- Grr, jak ja go nie lubię za to jego upieranie się przy swoim. Podniosłam się niechętnie z tej huśtawki i dla świętego spokoju postanowiłam zjechać. Weszłam po schodkach na górę i stwierdziłam, że mam chyba lęk wysokości, bo jakoś niebezpiecznie zaczęło mi wirować przed oczami.
-Nie dam mu tej satysfakcji...-powiedziałam pod nosem, zamknęłam oczy i ześlizgnęłam się na dół. Moje ciało przybrało taką szybkość, że w momencie kiedy wpadłam na Bartka, on przewrócił się na ziemię, a ja poleciałam na niego. W jednej chwili zapomniałam o tym, że przez niego mój żołądek podszedł mi do gardła, a w głowie miałam karuzelę. Na niebie świecił Księżyc, a jego blask odbijał się w jego oczach. Ma takie śliczne tęczówki.
-Widzisz, nie było tak źle.-pocałował mnie w czoło, gdzie ja wyraźnie nastawiłam się na coś więcej...
Na co ja się mogłam wtedy nastawiać skoro wiedziałam, że w jego życiu obecna była Karina. Kiedy już wyprostowaliśmy swoje życiowe ścieżki, pojawiła się Marta. Wstałam z ławki i podeszłam do zjeżdżalni. W zimę nikt z niej nie korzysta, a ja byłam pewna, że gdyby Bartek tu ze mną był wymyślił by coś, co pozwoliłoby mu zjechać. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie jak przychodzimy tu z Barkiem i naszym dzieckiem. Nasz szkrab byłby na pewno tak odważny jak tatuś więc wszedłby na zjeżdżalnię, a Bartek chroniłby go przed upadkiem, tak jak kiedyś uchronił mnie. Ja stałabym z boku i robiłam im zdjęcia. Bylibyśmy tacy szczęśliwi. Szkoda tylko, że byśmy, a nie będziemy...
~*~
Wsiadła w samochód chłopaka i pojechała do Mariusza. Szyderczy uśmiech nie schodził z jej twarzy, a w głowie przyświecała jej tylko chęć zemsty za to, że rodzina Kadziewiczów znów jest szczęśliwa i znów każdy miał ją gdzieś. Tak jak kiedyś znalazła sojusznika w Karinie, tak teraz miała nadzieję, że Olkowicz skusi się na jej propozycję odegrania się na Kadziewicz i Kurku. Zaparkowała samochód pod jego blokiem, założyła kaptur na głowę i poszła w kierunku bloku. Dokładnie nie wiedziała, gdzie mieszka Mariusz i jego matka, ale nie było to dla niej większym problemem. Podchodziła po kolei do każdych drzwi i sprawdzało czyje nazwisko wyryte jest na pozłacanej tabliczkę. Na jednym z pięter znalazła pożądany obiekt. Zapukała w fakturę drzwi i po chwili po ich drugiej stronie pojawiła się pani Olkowicz.
-Dzień dobry. Czy ja zastałam Mariusz?- nie musiała się przedstawiać, bo przecież była znana jako była żona Łukasza Kadziewicza, a pani Olkowicz z tą rodziną miała naprawdę dobre relacje. Była nawet na ich ślubie. Jedyne co musiała teraz zrobić Kamila, to zagrać uprzejmą i miłą, ale nie było to dla niej coś trudnego do osiągnięcia.
-Tak, Mariuszek jest u siebie w pokoju. Zapraszam.-Potocka posłała serdeczny uśmiech, zdjęła kurkę i poszła we wskazanym kierunku. Otworzyła drzwi i wśród ogólnego bałaganu znalazła Mariusza siedzącego przy biurku i przeglądającego jakieś notatki.
-Pilny student czy zachowujemy pozory by mamunia przestała suszyć głowę?- Olkowicz zdziwił się z jej obecności.
-Ty na wolności?
-Mnie nie tak trudno jest zniewolić i nie tak łatwo o mnie zapomnieć. Mam biznes do ciebie.- zgarnęła z jego łóżka jakieś ubrania i przysiadła na jego skraju.
-Kogo tym razem mamy porwać? Weronikę? Może jej nienarodzone dziecko?
-Przyznaję. Ten plan chybił, ale mam lepszy.-uśmiechnęła się tryumfalnie.
-Przykro mi Kamila, ale ja nie mam czasu ani ochoty bawić się w twoje gierki. Nie zamierzam wtrącać się już w tą rodzinę. Weronika kocha Bartka, a ja nie jestem psem ogrodnika i też mam swoje ambicje. Zamierzam skończyć studia, porzucić w kąt narkotyki i zacząć normalnie żyć.-Potocka parsknęła śmiechem.
-Ty normalnie żyłeś właśnie wtedy jak dawałeś sobie w żyłę po kryjomu. Możemy przecież zdetronizować Kurka? Mi zależy tylko na tym by zrobić coś, by rodzina Kadziewiczów zobaczyła, że nie urodzili się w czepku i ich też może dosięgnąć jakieś nieszczęście. Ty będziesz miał wolną Weronikę, której będziesz na nowo mógł ofiarować swoje serce i miłość.-Mariusz z lekkim, ale jednak z zaciekawieniem zaczął słuchać tego co mówi Kamila.
-Jak ty chcesz zdetronizować Kurka? Wyślesz go gdzieś i zabronisz powrotu?- w jego głosie dało się słyszeć nutkę ironii, ale Kamila nie przyjęła tego jako coś co mogło by ją urazić. Wręcz przeciwnie, uśmiechnęła się widząc, że Mariusz zaczyna interesować się całą sprawą.
-Już jeden raz mój plan się nie powiódł więc teraz musimy zrobić coś z czego nie da się wywinąć...
-Czyli?
-Słyszałeś, żeby ktoś wywinął się spod kosy śmierci?
-Dzień dobry. Czy ja zastałam Mariusz?- nie musiała się przedstawiać, bo przecież była znana jako była żona Łukasza Kadziewicza, a pani Olkowicz z tą rodziną miała naprawdę dobre relacje. Była nawet na ich ślubie. Jedyne co musiała teraz zrobić Kamila, to zagrać uprzejmą i miłą, ale nie było to dla niej coś trudnego do osiągnięcia.
-Tak, Mariuszek jest u siebie w pokoju. Zapraszam.-Potocka posłała serdeczny uśmiech, zdjęła kurkę i poszła we wskazanym kierunku. Otworzyła drzwi i wśród ogólnego bałaganu znalazła Mariusza siedzącego przy biurku i przeglądającego jakieś notatki.
-Pilny student czy zachowujemy pozory by mamunia przestała suszyć głowę?- Olkowicz zdziwił się z jej obecności.
-Ty na wolności?
-Mnie nie tak trudno jest zniewolić i nie tak łatwo o mnie zapomnieć. Mam biznes do ciebie.- zgarnęła z jego łóżka jakieś ubrania i przysiadła na jego skraju.
-Kogo tym razem mamy porwać? Weronikę? Może jej nienarodzone dziecko?
-Przyznaję. Ten plan chybił, ale mam lepszy.-uśmiechnęła się tryumfalnie.
-Przykro mi Kamila, ale ja nie mam czasu ani ochoty bawić się w twoje gierki. Nie zamierzam wtrącać się już w tą rodzinę. Weronika kocha Bartka, a ja nie jestem psem ogrodnika i też mam swoje ambicje. Zamierzam skończyć studia, porzucić w kąt narkotyki i zacząć normalnie żyć.-Potocka parsknęła śmiechem.
-Ty normalnie żyłeś właśnie wtedy jak dawałeś sobie w żyłę po kryjomu. Możemy przecież zdetronizować Kurka? Mi zależy tylko na tym by zrobić coś, by rodzina Kadziewiczów zobaczyła, że nie urodzili się w czepku i ich też może dosięgnąć jakieś nieszczęście. Ty będziesz miał wolną Weronikę, której będziesz na nowo mógł ofiarować swoje serce i miłość.-Mariusz z lekkim, ale jednak z zaciekawieniem zaczął słuchać tego co mówi Kamila.
-Jak ty chcesz zdetronizować Kurka? Wyślesz go gdzieś i zabronisz powrotu?- w jego głosie dało się słyszeć nutkę ironii, ale Kamila nie przyjęła tego jako coś co mogło by ją urazić. Wręcz przeciwnie, uśmiechnęła się widząc, że Mariusz zaczyna interesować się całą sprawą.
-Już jeden raz mój plan się nie powiódł więc teraz musimy zrobić coś z czego nie da się wywinąć...
-Czyli?
-Słyszałeś, żeby ktoś wywinął się spod kosy śmierci?
~*~
Achtung! Achtung! :D
- Dziś nie narzekam, choć byłoby i na co...
- Dlaczego nie narzekam? Bo dzisiejszego dnia celebruje swoją rocznicę działalności na blogach i tu zamierzam ją podsumować. Wiecie, a może i nie wiecie, ale swoje pisanie zaczęłam od historii, która w pierwotnym założeniu miała podejmować śmierć Arka i ten wątek miał się pojawić jako jeden z punktów zwrotnych tego opowiadania. Raz szło mi lepiej, raz gorzej. Nie zawsze było miło, ale tego akurat nie chcę pamiętać. Chcę pamiętać ten rok jako czas w którym poznałam wiele wspaniałych dziewczyn, z którymi mogę utrzymywać kontakt przez gadu gadu i dzięki którym nabrałam też innego spojrzenia na wiele spraw. Zaczynałam pisać to opowiadanie, kiedy byłam w ostatniej klasie gimnazjum. Przed sobą miałam egzamin i wtedy wydawało mi się, że czasu jest mało bo to trzeba powtórzyć, tamto trzeba doczytać. Prowadzenie jednego bloga wydawało mi się szczytem moich możliwości. W głowie jednak zrodził się nowy pomysł. W maju, już po egzaminach wystartowałam z moją historią, mając nadzieje, że nowy rok szkolny nie okaże się dla mnie morderczy. Rzeczywistość jest zupełnie inna. Dostałem trochę po dupie, od czasu do czasu zdarza mi się zaniedbywać swoje i wasze blogi, za co mogę tylko przeprosić i prosić o zrozumienie. Jest ciężko, ale mimo wszystko, porwałam się jeszcze na coś takiego <klik> i muszę powiedzieć, że jest to fajna sprawa. Piszę i nie spinam się, że będę musiała się zastanowić jak dalej to się potoczy. Mam swoje zakończenie, ale pozostawiam je waszej wyobraźni. Takie one part`y są fajną odskocznią, kiedy chce się pisać, a nie ma się np. pomysłu na nową notkę pisanego opowiadania. Przynajmniej mi to pomaga i tak to traktuje. Reasumując? Jak mnie żadne licho nie weźmie i wszystko będzie się układać w miarę dobrze, co w moim przypadku ostatnio jest sporym znakiem zapytania, to będziemy może w przyszłości obchodzić kolejną rocznicę.
- Notkę dedukuje wszystkim tym, które są ze mną od początku ;*
- Pozdrawiam i do napisania ;***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz