niedziela, 5 sierpnia 2012

Rozdział XXII

Przez mdłości nie potrafię normalnie funkcjonować. Wstałam po 6 i już nie było sensu się układać do snu bo zaraz pewnie znów musiałam lecieć do łazienki. W takiej sytuacji zabrałam się za pisanie felietonu. O dziwo dotyczył on sukcesu polskich szczypiornistów w kończącym się roku. Siatkówka zejdzie na dalszy plan bo o tych fatalnych mistrzostwach nie będę wspominać. Nie zrobię tego chłopakom. Myślę, że swoją uwagę skupię na piłce ręcznej. Wiem, że nie wrzucą mi tego na serwis o siatkówce, ale miałam nadzieje załapać się do jakieś szczypiorniakowego portalu. Na chwilę obecną wszystko co związane z siatkówką wychodziło mi uszami. Szukałam w Internecie najróżniejszych wzmianek o piłkarzach Bogdana Wenty, ale nic mnie nie satysfakcjonowało.
-Potrzeba mi obiektywnych odczuć ich samych. Wywiady wywiadami, ale tu przydałaby się rozmowa.- zaczęłam główkować i w tej pustej łepetynie pojawił się szatański plan. Łukasz coś wspominać, że ma się spotkać z którymś z braci Lijewskich w najbliższym czasie. Może przy okazji zgodziłby mi się odpowiedzieć na kilka pytań? Taki dopracowany tekst mogłabym później oddać na zaliczenie. Do Kadzia teraz nie zadzwonię bo dla niego ta godzina to środek nocy. Jutro mecz z Polibudą to może się na niego wybiorę. Kurek nie gra to nie mam się czego obawiać. Zresztą nawet jakby grał to i tak bym poszła. Nie będę się przed nim chować.
-Córciu ty nie śpisz?- do mojego pokoju wszedł zaspany tata.
-Jakoś nie mogę więc wzięłam się za pisanie.- zerknął przez ramię na ekran komputera.
-Piłka ręczna?- uśmiechnął się promiennie a mi w tym momencie zachciało się płakać. Mój okruszek już na starcie zostanie pozbawiony kogoś takiego jak mój tato. Chociaż Kurka nie można do niego porównać bo tata nigdy nie zrobiłby czegoś takiego mamie.
-Wiesz, że to lubię,- wiedział o mnie wszystko. Mówi się, że córki to są oczkami w głowie swoich tatusiów. W moim przypadku tak właśnie było. To do taty przychodziłam z każdym problemem i nie było sytuacji o której by nie wiedział pierwszy. Aż do teraz...Boję się, że będzie zły za to ukrywanie ciąży, ale kiedyś złość minie. Święta coraz bliżej,tylko nie wiem czy te święta spędzę w domu. Jeszcze kiedy byłam z Kurkiem, rozmawialiśmy o wyjeździe do Zakopanego. Moim marzeniem było spędzenie świąt w takiej górskiej atmosferze, która jest wyjątkowa w te świąteczne dni. Obawiam się jednak, że mama dostałaby zawału gdyby słyszała o tym pomyśle.
-Idę zrobić śniadanie. Masz ochotę na coś specjalnego?
-Na nutellę i śledzie.- o cholera.
-A tak na poważnie?- uff, całe szczęście tata obrócił to wszystko w żart.
-Mogą być kanapki z nutellą.- nie mówię ile bo wczoraj na kolację zjadłam ich aż sześć choć zwykle jadłam dwie....

Z perspektywy Bartka...
Stałem pod drzwiami hali i odliczałem w myślach. Już kilka razy... Nie wiem jak pokazać się ludziom, których zawiodłem na całej linii. Mazur miał rację, należy mi się porządny wycisk za moje zachowanie.
-Na miły Bóg, Bartek!- pani Kazia rzuciła mi się na szyję i zaczęła ściskać na każde możliwe sposoby. Chyba tylko ją ucieszy moja obecność.
-Dzień dobry. Chłopaki na sali?- głupie pytanie, ale trzeba jakoś podtrzymać rozmowę.
-No a jakże. Dzisiaj jakiś nowy też tu jest. No nie powiem, ale uderzenie ma.- nowy u nas w klubie? Jeszcze niech powie, że przyjmujący to w ogóle nie będę miał pytań. Zachowam jednak pozory zorientowanego w sprawach których i nie zapytam o "nowego".
-A ty Bartek to długo jeszcze będziesz odpoczywał?- jak Bóg da to do dzisiaj.
-Wracam już dziś. Czeka mnie rozmowa z prezesem a potem się zobaczy. Będę leciał, nie chce się spóźnić. Szatnia jest otwarta?- widocznie nie bo pani Kazia zaczęła usilnie poszukiwać czegoś w swojej kieszeni zapewne kluczyka.
-Proszę. I przyjdź do mnie później, poplotkujemy trochę.- z przyjemnością, ale obawiam się, że nasze tematy kręciłby się wokół Weronika a ja na chwilę obecną nawet nie wiem co miałbym odpowiadać...
...w szatni poczułem już na maksa brak siatkówki. Nawet porozwalane i ogólny bajzel sprawił, że cieszyłem się z powrotu tutaj. Szybko zmieniłem strój i poszedłem w stronę wejście na salę. Umowa była taka, że prezes osobiście obejrzy trening z moim udziałem a potem podejmie stosowną decyzję. Nie pozostało mi zatem nic innego jak tylko dać z siebie wszystko. Kilka głębszych oddechów i nacisnąłem klamkę. Drzwi skrzypią jak skrzypiały więc moje wejście zostało natychmiastowo zauważone. Z każdym krokiem traciłem odwagę.
-Kuraś!- Sieziu niczym pani Kazia rzucił mi się na szyję i o mały włos mnie nie przewrócił. Tylko z jego strony spotkałem się z taką żywiołową reakcją. Reszta wyraźnie nie była zachwycona moim powrotem. Każdemu uścisnąłem dłoń i kiedy zbliżałem się do końca szeregu, zdałem sobie sprawę z kim czaka mnie konfrontacja na samym końcu .Tu nie będzie tylko uścisku dłoni. Tu będzie spojrzenie, którego nie chciałbym oglądać.
-Cześć...- w tych jego oczach o niezidentyfikowanym kolorze była pustka, zero emocji. Zwyczajna obojętność.
-No panowie, punktualni jesteście jak nigdy.- na parkiecie pojawił się Mazur, zapewne z nowym zawodnikiem. Odwróciłem głowę i zonk. Zbyszek?!
-To jest Zbyszek Bartman. Od dwóch dni jest zawodnikiem klubu. Wiecie, że mam hopla na punkcie przyjęcia, dlatego maksymalnie chcę zwiększyć rywalizację na tej pozycji.- pije w moją stronę. Mógł mi powiedzieć, że po powrocie do klubu będę musiał się zmierzyć nie tylko z sobą, ale z nowym przyjmującym. Znam Zbyszka jeszcze z kadetów, zdobyliśmy razem mistrzostwo kontynentu w tej kategorii. Z tego co pamiętam naprawdę nieźle przyjmował. Chyba się Kurek pożegnasz z miejscem w podstawowym składzie.
-Zbyszek chciałbyś coś powiedzieć?- nie byłby sobą gdyby nie skorzystał z takiej okazji.
-Witam wszystkich! Ze swojej strony chciałbym obiecać, że zrobię wszystko aby swoją grą dołożyć cegiełkę do końcowego sukcesu. Mam nadzieję, że uda mi się wkomponować w drużynę w miarę szybko. Znam tylko Bartka, Łukasza podziwiam w reprezentacji...-no ja pierdole. Przyszedł do klubu, wyjebie mnie z "szóstki" a do tego podpierdoli mi przyjaciela. Zajebiście!
-Dobra,bez wazeliny. Witaj w klubie!
-Skoro oficjalkę mamy za sobą to teraz 40 okrążeń wokół parkietu, Kurek 60 a potem odbijamy piłkę w parach. A byłbym zapomniał...Dokonany zmian pewnych. Sieziu od teraz będzie w parze ze Zbyszkiem a Kuraś z Łukaszem. I bez dyskusji!- nie zamierzałem dyskutować, ale Łukasz miał chyba inna zdanie. Z Mazurem nie dywagował, niechętnie skinął mu głową.
-Łukasz, pogadamy?
-Jeśli cię na zabiję piłką, to spróbować możesz...-O.o
~*~
Siedziała na zajęciach i z niecierpliwością oczekiwała aż wykład dobiegnie końca. Ostatnie minuty dłużyły się niemiłosiernie a Marta chciała dziś załatwić coś ważnego. Chciała porozmawiać z Weroniką. Zbierała się od dłuższego czasu, ale za każdym razem paraliżował ją strach, który zabierał jej całą odwagę. Czaiła się wielokrotnie na korytarzu pod aulami, gdzie Weronika miała zajęcia czy wykłady, ale widok Kadziewicz nie pozwalał jej podejść. Dziś miała nie dać za wygraną swojemu tchórzostwu.
-Na dziś koniec, jesteście wolni!- na te słowa czekała. Złapała swoją torbę i wyszła z sali. Z grafiku uczelni dowiedziała się, że szatynka ma dziś zajęcia kilka drzwi dalej. Będąc blisko, zobaczyła otwierające się drzwi a wśród wychodzącego tłumu dostrzegła Weronikę. Nie wyglądała od jakiegoś czasu najlepiej. Była blada, na twarzy wyraźnie odznaczały się brązowawe cienie pod oczami.
-Weronika!- podeszła bliżej. Wzrok Kadziewicz przeszył ją na wskroś. Część Marty chciała odejść,ale druga kazała zostać. Ta druga Marta wygrała...
-Chciałabym porozmawiać. Masz chwilę?
-Masz tupet dziewczyno! O czym mamy rozmawiać? Będziemy się wymieniać uwagami na temat Bartka?!
-Daj mi kilka minut. Powiem co chcę powiedzieć i dam ci spokój.- studenci dziwnie na nie patrzyli, szeptali coś do siebie. Lewandowska czekała na odpowiedź Weroniki jak na wyrok.
-Byle szybko.- obok stała ławka. Kadziewicz usiadła, w ślad za nią poszła Marta.
-Tylko mi nie przeszkadzaj, ok?- Kadziewicz prychnęła z ironią.
-Ty mi będziesz stawiać warunki?!- mogła się tego spodziewać, ale nie wiedziała, że tak trudno będzie spojrzeć w oczy Weroniki. Spojrzeć i powiedzieć, że ta sytuacja nie powinna mieć miejsca, nigdy się nie powtórzy, choć przecież Kurek nie jest jej obojętny.
-Nie, ja mogę tylko prosić...
-Mów.- Lewandowska złapała oddech i zaczęła:
-Opowiem ci jak w ogóle do tego doszło. Bartek był u rodziców, w Nysie była też Karina. Chodziło o jakieś pieniądze, które miała mu oddać. Spotkali się tego dnia w parku, Karina usłyszała kilka cierpkich dni słów z ust Bartka. Udało jej się wybłagać aby przyszedł do kawiarni.
-No jeszcze mi powiedzieć, że on i ona...,oni też?!- Marta lekko się uśmiechnęła. Miała nie przeszkadzać.
-Nie, spokojnie. Karina napisała do mnie z propozycją. Chciała żebym dała zrobić sobie zdjęcia w jakiś dwuznacznych sytuacjach z Bartkiem. Bez wahania się zgodziłam. Zamiast Kariny poszłam do tej kawiarni. Od jednego piwa do drugiego Kurek zaczął tracić kontakt z rzeczywistością. Poszliśmy do łazienki, Karina miała aparat i resztę znasz właśnie ze zdjęć...- historia miała jeszcze swój ciąg dalszy, ale Weronika nie miała ochoty tego słuchać.
-Naprawdę urzekła mnie twoja historia, ale daj sobie na wstrzymanie. Jesteś taka sama jak Karina. Ona też wyznała prawdę, która pomogła Łukaszowi w uzyskaniu praw w opiece nad Magdą, ale miała w tym swój cel.
-Nie mam w tym żadnego celu. Mówię to byś dała Bartkowi szansę. On cię kocha, ja nie mam dla niego żadnego znaczenia. Żadna kobieta nie ma znaczenia.- Weronika wstała, wstała i Marta.
-Pokazał jak mnie kocha...Powiedziałaś mi już co chciałaś?
-Tak.
-Ok. Jeśli ci z tym lepiej to twoja sprawa. Mam to w dupie. Ty i Karina potraficie rozwalić wszystko. Dla Kurka przyjechałaś do Olsztyna to z Kurkiem układajcie sobie życie.-odeszła od Marty.
-Ale on nie jest w stanie spojrzeć na inną bo kocha tylko ciebie.- Marta opadła zrezygnowana na ławkę a Weronika przyśpieszyła kroku. Jeśli Marta myślała, że po jej wyznaniu Kadziewicz pobiegnie do Kurka i mu wybaczy,to zakładała naprawdę optymistyczną wersję. Jedynym pozytywnym aspektem tej rozmowy jest spokój wewnętrzny, który osiągnęła. Sama przed sobą jest czysta i wie, że nie zrobiła tego licząc na jakieś profity...
~*~
Słyszeliście to? Mam dać Bartkowi szansę! Ktoś taki jak ona, przez kogo mój związek z Kurkiem się rozleciał,mówi mi, że mam ratować kontakty z Bartkiem. Wściekła szłam na przystanek i czułam po sobie, że tempo jest dla mnie zawrotne. Musiałam przysiąść i złapać kilka oddechów. Obawiam się, że podróż autobusem w moim stanie jest niewskazane. Najlepszym rozwiązaniem będzie dostanie się na "Uranię" i powrót do Dobrego z Łukaszem. Mam całkiem korzystne połączenie autobusowe więc z niego skorzystam. Podejrzewam, że twarz moja była blada jak papier bo w głowie miałam karuzelę.
-Pomóc?- podniosłam głowę i zamarłam. Zrobiło mi się jeszcze bardziej słabo, kiedy osobą oferującą mi pomoc był...Mariusz.
-Obejdzie się, dam sobie radę.- wydaje mi się, że do od czasu rozstania się z Kurkiem stałam się oschła i zimna, ale Mariusz nie powinien się spodziewać po mnie cudów.
-Weronika przecież widzę, że nie czujesz się najlepiej. Wracasz do Dobrego Miasta?- nie, ale jak tak po sobie czuję to nawet na t ą halę mogę nie dotrzeć.
-Jadę do Łukasza i z nim wrócę do domu. Mój autobus już jedzie.- podniosłam się z ławki i to był najgorszy pomysł. Zakręciło się w głowie do tego stopnia, że gdyby nie Olkowicz to ległabym jak kłoda.
-Uparta jak zawsze. Pojadę z tobą i osobiście odprowadzę do Łukasza.- no teraz to wymyślił.
-Jak cię Łukasz zobaczy to wtedy tobie może być słabo. - dałam się wprowadzić do autobusu a Mariusz usadził mnie na autobusowym fotelu. Wdzięczna jestem, ale siadać obok mnie już nie musiał.
-Myślę, że wdzięczny by mi był za to, że zaopiekowałem się jego siostrą. Lubił mnie przecież...- taa.
-Dopóki mnie nie uderzyłeś to wszyscy cię lubili. Potem potłukłeś Bartka...
-Kurek też sobie nie folgował jeśli moją twarz chodzi. Tak sobie teraz myślę, że to nie miało sensu. Rozstałaś się ze mną dla niego a już nie jesteście razem.- najpierw mi pomaga a później podniósł ciśnienie. Ta w ogóle to co go to obchodzi?! Najpierw Marta, teraz on. Co im tak na moim szczęściu zależy?
-Jak widzisz nie mam szczęścia do płci przeciwnej. Ty mnie biłeś, Kurek...nie ważne. Wysiadam pod "Uranią" a ty rób co chcesz.- najlepiej niech razem z Bartkiem wyprowadzą się na inną planetę. Tu na ziemi chciałabym doczekać szczęśliwego rozwiązania swojego błogosławionego stanu a jak tak dalej pójdzie to maleństwo nabawi się nerwicy...

Z perspektywy Bartka...
Mam ogromne braki jeśli chodzi o kondycję, ale to nic, to wszystko nic. Prezes powiedział, że dostaję drugą szansę i miejsce w klubie. Stanę do rywalizacji ze Zbyszkiem jak równy z równym. W sumie to on chyba nie chce mi zaszkodzić, idzie się z im dogadać jak kiedyś. Niech wygra ten, którego dyspozycja będzie kluczowa dla zespołu. Jeśli chodzi o moje relacje z Kadziem, jak widzicie nie zabił mnie. Z szatni wyszedłem pierwszy i pod jej drzwiami czekałem na przyjaciela.
-No to do jutra panowie!- chłopaki jeden po drugim wychodzili z szatni, ostatni wyszedł Łukasz.
-Na mnie czekasz?- hmm.
-Tak. Łukasz ty widzisz szansę dla nas i naszej przyjaźni?- jakkolwiek to pytanie dziwnie zabrzmiało, o coś w ten deseń chciałem zapytać.
-Bartek to nie jest czas i miejsce na takie rozmowy. W niedzielę może się spotkamy? Dostałem telefon od Krzyśka Lijewskiego. Nie wiem czy mówiłem, ale kiedyś spotkaliśmy się z Marcinem w Ministerstwie Sportu i tak jakoś od słowa do słowa nawiązała się znajomość.- nie za dużo rozumiałem z tego co do mnie mówił, ale liczył się fakt, że miał ochotę ze mną pogadać.
-Krzychu będzie jutro na meczu, wyjeżdża w niedzielę i wtedy pogadamy. Może tak być?- nie śmiem nawet negować jego propozycji.
-Spoko. To jak coś to daj mi cynk co i jak...
-Przynajmniej z tobą sobie może wyjaśnię wszystko...-podrapał się po głowie.
-Z Julką bez zmian?
-Daj spokój. Weronika chyba też nie daje ci żadnych szans, co?- spuściłem głowę.
-Tak myślałem, Chodź Kuraś bo nas Kazia zamknie a tam już Krzysiek w domu rodziców czeka.- jak się okazało czekał nie tylko Lijewski. Przed "Uranią" czekała Weronika,obok niej stał Mariusz. Zemdliło mnie. Że niby wrócili do siebie?! Kopernik zatrzymuj Ziemię, ja wysiadam.
~*~
Achtung! Achtung! :D
  1. Nie mam siły do Onetu. Rozpiszę się za następnym razem. Trzymam kciuki za dobrą siatkówkę pucharową, szczypiornistów i Kamisia Stocha ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz