sobota, 4 sierpnia 2012

Rozdział I


Maj 2007roku
Niech to szlag! Za dwa dni będę pisać maturę a jak byłam głąb tak jestem nim nadal.Powtarzam z Mariuszem cały materiał już od dawna a mi się teraz wydaje jakby pierwszy raz na oczy widziała te wszystkie zadania, wzory czy tytuły lektur.Wiecie co jest pocieszające? Gdzieś na drugim końcu Polski Kurek też będzie pisał maturę i pewnie czuje się jeszcze gorzej niż ja bo przecież on w szkole jest tak rzadko, że nie wiem w ogóle po co on podchodzi do matury. Jesteście ciekawe jak mój pamiętnik? Przestałam go prowadzić w roku 2006 a ostatnim zdaniem jakie tam napisałam to „Jesteśmy v-ce mistrzami świata, kocham mojego brata”. Wiem nawet mi się zrymowało ale nic na to nie poradzę, że jak go widziałam na tym podium w Japonii to moje serce urosły chyba ze trzy razy z dumy i miłości. Zawsze byłam z niego dumna ale on nie musi o tym wiedzieć.Jestem mu wdzięczne też za coś innego… Od dwóch lat jestem z Mariuszem i to najlepsze co mogło mnie spotkać. Już nie myślę o Kurku i o Karinie… Mariuszek jest kochany. Często mnie rozpieszcza i wyręcza na każdym kroku. Mam nadzieję,że zawsze będziemy razem i nie spotka mnie taki los jak mojego brata i Kamilę.Są w separacji i to tylko kwestia czasu kiedy się rozstaną. A wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze? To nie mój brat amant zdradził Potocką tylko ona nie dochowała wierności jemu. Ja się pytam jak można zdradzić takiego faceta jak mój rodzony? Ja wiem, że on czasem najpierw mówi a potem myśli ale do jasne Anielki to mój brat i jego nie wolno tak traktować. No może po za Julą… Ona ma moje błogosławieństwo jeśli chodzi o wyżywanie się na Kadziu. W końcu to ona jako jedyna nie widziała we mnie siostry Kadziewicza tylko lubiła mnie za to jaka ja jestem. Chociaż ostatnio to i ona przestała po nim jeździć co muszę uznać za jakąś anomalię. W sumie to Drzewiecka teraz skupia się na maturze anie na moim bracie i tego się trzymajmy.
-Kochanie,ktoś do Ciebie!- no i co w tym takiego dziwnego? Pewnie Mariusz przyjechał a mama krzyczy tak jakby to co najmniej przyjechała jej siostra z Paryża, której nie było w Polsce od 10 lat. Zeszłam z góry na parter i złapałam takiego zawiasa, że klękajcie narody. Kurek i Karina?! W Dobrym Mieście?! Na mojej ulicy?! W moim mieszkaniu?!
-No hej Wiki!- na mojej szyi uwiesił się „plastik”. Jezu ile ona kładzie tej brązowej mazi na twarz?! Aż mam cały policzek w tym czymś co kolorem przypomina psie odchody. Ja mam się uczyć do matury w takich warunkach ze świadomością, że moim dobro mieszczańskim powietrzem oddycha Karina? No chyba kogoś tu pogrzało.
-Łukasz chciał żebyśmy przyjechali i razem zorganizowali jakiś wypad za miasto by odprężyć się przed maturami…- czy ja mówiłam wcześniej, że kocham swojego brata? Jeśli tak to cofam to w trybie natychmiastowym, niezaprzeczalnie i nieodwołalnie!
-No skoro już jesteście to zapraszam do mnie do pokoju…- czułam na sobie wzrok mamy ale kurde w nosie to mam. Nikt mnie nie poinformował, że przyjeżdżają to mam udawać szczęśliwą? Jeszcze te cholerne niebieskie oczy Bartka tak na mnie patrzą, że czuję się jakbym stała przed nimi tak jak mnie Bóg stworzył.
„-Co on się tak na mnie lampi? Ubrudziłam się czy jak?!”- kiedy moi „zaproszeni przeze mnie goście” rozgościli się w moim pokoju ja niczym błyskawica pobiegłam do łazienki. Spojrzałam w lustro i oprócz tej mazi, której pozostałości po przywitaniu z Karinką zostały na moim policzku, nie zauważyłam nic niepokojącego. Spojrzałam jeszcze raz. O cholera!  Kurek ty obleśny zboczeńcu! Rano jak łaskawie wstałam z łóżka to założyłam na siebie pierwszy lepszy top ale zapomniałam założyć stanika! To już wiem na co on tak się gapił! Nie wiem,  może plastik wypycha sobie miseczki skarpetkami i ma z tego powodu jakieś kompleksy? Niepostrzeżenie poszłam do pomieszczenia gdzie zazwyczaj suszymy pranie i znalazłam to czego nie założyłam rano.
-A masz Kurek, za kare założę golf, żebyś nie miał na co patrzeć.- powiedziałam pod nosem i wróciłam do swojego pokoju. Nie miałam najmniejszej ochoty przebywać w ich towarzystwie. Dlaczego? Nie znoszę Królikowskiej to raz, nie chce obudzić w sobie uczucia do Bartka to dwa. Chyba najwyższy czad dzwonić po Mariusza.Gwałtownym ruchem otworzyłem drzwi i Upss, chyba weszłam nie w porę.
-To ja zobaczę może czy mama mnie nie wołała…- zaraz, stop! Ja mam wychodzić ze swojego pokoju tylko dlatego bo mój niedorozwinięty brat zaprosił swojego jeszcze bardziej niedorozwiniętego przyjaciela z najbardziej niedorozwiniętą dziewczyną na ziemi?! No chyba śnią!
-Nie no coś ty, w końcu to twój pokój…- no bravo Kurek za spostrzegawczość. Ile nad tym myślałeś?
-Ja mam w sumie do Ciebie jeszcze jedną sprawę.- oho, zaczynam się bać. Jak Bartek coś wymyśli. No ale ok., każdy ma prawo do wyrażania swojego zdania, opinii i czegokol wiek więc jako wychowana osoba go wysłucha. Niech zna moją dobroć!
-Jak wiesz 1 czerwca jest Dzień Dziecka i tak pomyślałem, że może byśmy wspólnie kupili jakiś prezent Madzi?-  nie zdążyłam się pochwalić ale mój brat i jego obecna a sumie to eks żona w roku2006 dali mi największy prezent bożonarodzeniowi jaki tylko można sobie wymarzyć. Otóż 24 grudnia na świat przyszły Magdalena Kadziewicz a trzy miesiące później nasz największy skarb został chrześnicą moją i…Bartka.Niestety łączy mnie z Kurkiem ta sprawa na dobre i złe. Co za pech, że Kama niema rodzeństwa i oboje rodzice chrzestni są ze strony Łukasza. Muszę to przecierpieć i dla dobra Madzi robię dobrą minę do złej gry.
-No nie pomyślałam o tym ale to dobry pomysł…- to rzadkość ale muszę mu przyznać rację.Jestem ciekawa czy ma już jakiś pomysł na ten upominek. Znając go to będzie chciał kupić jej piłkę do siatki albo Bóg jeden wie co jeszcze potrzebne do siatkarskiego rzemiosła.
-Cieszę się, że ci się podoba. Karina podrzuciła mi pewną propozycję…- moje oczy o mały włos nie wyszły z orbit. A co ona ma do mojej Madzi?! To moja chrześnica i ja będę decydować co mam jej kupić. No może uwzględnię przy tym zdanie Bartka ale nie JEJ.
-Pewnie karnet do salarium albo roczny zapas fluidu…- plastik krzywo się uśmiechnął a Kurek pokiwał głową z przekąsem. No co? Ja już dawno mówiłam, że jej nie lubię i kropka.
-Nie Wiki. Karinka pomyślała o rowerku…- rower?! Dla pięciomiesięcznego dziecka?
-No a może byśmy poszli do jakieś sklepu z zabawkami i zastanowili się wspólnie co kupić niuni?- zaakcentowałam słowo wspólnie, żeby Królikowska nie myślała, że ją też ujęłam. Ja wezmę Mariusza a ona niech posiedzi w domu i pouczy się do matury.
-W takiej sytuacji to będzie chyba najlepszy pomysł. Karina idziesz z nami?- no rąbnę mu chyba za chwilę. Po kiego ona nam tam do szczęścia potrzebna?!
-Nie kotuś, ja zostanę bo muszę sobie zrobić „francuski”.- spojrzała na swoje paznokcie a ja w duchu dziękowałam sobie, że jej mózg jest taki jaki jest i nie pcha się z nami na te zakupy. Oj, Kurek się chyba na nią żachnął. Ja tam mam na to wyjebane ale w sumie to mi go szkoda. Widać, że zależy mu na niej a dla niej ważniejsze jest malowanie paznokci. No nic, ja nie wnikam w ten związek. Mam swój w którym jestem mega szczęśliwa i tego się trzymajmy.
-No to ja się idę przebrać, wy tu dokończcie to co wam przerwałam i za 15 minut wychodzimy.- no nie byłabym sobą gdybym im nie dogryzła. Ja nie jestem taka zołza, żeby nie było J Zdjęłam golf i założyłam koszulkę AZS-u, którą podarował mi Łukasz jeszcze za czasów gry w Olsztynie. Trzeba zaznaczać patriotyzm lokalny zwłaszcza, że przy moim boku będzie szedł wróg z Kędzierzyna. Wygrzebałam z szafy rybaczki a na nogi założyłam ulubione trampki.Kiedy wyszłam na korytarz Bartek był już gotowy.
-Jakby gwizdali na mnie drodze to znaczy, że masz iść za mną. Nie mogę pozwolić by ludzie pomyśleli, że bratam się z wrogiem z Kędzierzyna!- zastrzegłam a ten tylko skinął głową. Był jakiś markotny. Nie pytałam o co chodzi. Pod nasz dom podjechał Mariusz i razem pojechaliśmy do centrum. Kurek nic się nie odzywał, matko co ta Karina z nim robi. Chyba będę musiała napisać depeszę do Łukasza o stanie sfery psychicznej jego przyjaciela. Odzywać się do niego nie będę, nie po tym co mi zrobił!

-on ją kochał.. ale nie mógł z nią być.
-Czemu?
-Bo bał się.
-Czego?
-Tego,co powiedzieliby jego koledzy .. -

 Kolejna awantura. To norma w domu Kadziewiczów od jakiś trzech miesięcy. Rodzina myślała, że po narodzinach Madzi coś się zmieni w ich stosunkach ale nie było o tym mowy gdy na jaw wyszedł romans Kamili. Łukasz nie chciał dopuścić by jego córcią zajmował się obcy facet stąd te spięcia na linii Kama- Kadziu.
-Ile razy mam ci powtarzać, że zajmę się Madzią kiedy ty pójdziesz do pracy?! Nie po to wracałem wcześniej z Włoch żebym miał teraz siedzieć i myśleć, że moją córką zajmuje się twój kochanek!- warknął na Kamilę tak głośno, że śpiąca Madzia poruszyła się w wózku. Szybkim krokiem podszedł do niej i pogłaskał po główce by nie obudziła się na dobre. Tak lubił na nią patrzeć gdy spała. Mógłby godzinami tak przy niej siedzieć i patrzeć na swoją małą kruszynkę.
-Nie osłabiaj mnie! Nie pozwolę by ktoś taki jak ty zajmował się Magdą! Jak ty chcesz pogodzić obowiązki ojca z grą w reprezentacji?! Do Spały będziesz ją zabierał na zgrupowania?!- prychnęła z ironią a złość w Łukasza wzbierała jeszcze mocniej. Już miał jej powiedzieć co o niej myśli kiedy rozległ się dźwięk jego telefonu. Wygrzebał go z kieszeni i odczytał wiadomość.
„-Kadziewicz do cholery możecie się zachowywać trochę ciszej?! Ja wiem, że ty lubisz być w centrum uwagi ale ja mam maturę i jakbyś nie wiedział to próbuję coś do niej powtórzyć. Dotarło?!”- no tak. Może nie mieć jej numeru zapisanego w kontaktach ale wie, że to ona. Julia D, pseudonim „cięta riposta”. Tak ją nazwał po tym jak go zjechała przy kolegach z reprezentacji. W normalnej sytuacji by do niej zadzwonił ale nie mógł tego robić przy Kamili. Nie wiadomo co wyciągnie przeciwko nie mu na sprawie rozwodowej. Naskrobał szybko sms, że to się już nie powtórzy i schował powrotem telefon.
-Nawet jeśli miałoby tak być to twój kochaś nie dostanie Madzi, dotarło?!- ostatni raz krzyknął jej do ucha i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Na schodach spotkał nie kogo innego jak Julę, której mina nie wróżyła nic dobrego.
-Moglibyście załatwiać swoje sprawy trochę dyskretniej?! Ja już naprawdę w życiu zostałam pokrzywdzona faktem, że mieszkamy na jednym osiedlu.- wzięła się pod boki i wyczekiwała na jego obronę. Kadziu odgarnął kosmyk jej włosów z buzi, robiąc to tak, że przejechał dłonią po jej policzku. Drzewiecka poczuła na całym ciele przyjemne ciepło. Coś jest nie tak. Kadziu się jej nie odgryzł? Zachorzał?
-Nie zachowujesz się normalnie. Ja też nie będę normalna ale zapraszam do mnie na górę. Źle wyglądasz a ja leżących kopać nie będę.- pociągnęła go za rękaw i zaprowadziła do swojego mieszkania. Rodzice w pracy więc chata wolna. Łukasz chytrze się uśmiechnął.
-Chata wolna, lubię takie okoliczności…- poruszał charakterystycznie brwiami za co oberwał poduszką.
-Widzę,że ty to jednak nigdy się nie zmienisz. Zawsze będziesz myślał nie tą częścią ciała co potrzeba!- skwitowała ale już w jej głosie nie było tej charakterystycznej ironii i złości. Przyniosła im po szklance soku i usiadła obok. A co z bezpieczną odległością?
„-Dobra,może się na mnie nie rzuci”- pomyślała i wygodnie się rozsiadła. Czuła na sobie jego wzrok. Ten jego chytry uśmieszek nie schodził z jego twarzy.
-Możesz mi powiedzieć co się stało z tą zakochaną po uszy parą, która mieszkała jedno piętro pode mnę?- musiała poruszyć ten temat bo wiedziała, że chodzi o to. Możenie jest odpowiednią osobą by Łukasz się jej zwierzał ale co, próbować można.
-Nie wiem. Ale powiem ci szczerze, że w dupie to mam i gdyby nie to, że jest Madzia to bym się na nią wypiął i zapomniał.- wydoił cały sok i poprosił o jeszcze. On ma zaborczo hipnotyzujący. Julka przyniosła mu sok i zajęła swoje miejsce.Nawet usiadła bliżej. Spojrzała w jego oczy. I co? Amok. Nie mogła się od nich oderwać. Zna go tyle lat i dopiero teraz do tego doszła, że ma piękne oczy.
„- Julka opanuj się, to ten sam przerośnięty chłopak, który cię irytował! Nie poddawaj się!!!”- dodawała sobie otuchy. Odwróciła wzrok by już nie patrzeć w jego tęczówki.
-Ona chce mi ją zabrać a ja nie mogę do tego dopuścić!- walnął pięścią w stół tak,że zawartość szklanki znalazła się na dywanie. I tylko tyle było trzeba by Drzewiecka wróciła do normalności.
-Kadziewicz uspokój się bo mi tu zrobisz chlew! Ja wiem, że to twoje naturalne środowisko ale u nas żyje się inaczej!- wrzasnęła jak go do tego przyzwyczaiła a ten tylko głośno się uśmiechnął. Taką Julkę znał i taka Julka była najfajniejsza. Taka niesforna gówniara jak zwykł na nią mówić.
-Matko z ojcem! Ale ty jesteś zmienno nastrojowa. I pomyśleć, że przez głowę przeszła mi myśl, że mogłabyś się zajmować moją Madzią…- rekcja Juli? Stan przedzawałowy.

-Czego Ty w ogóle ode mnie chcesz? -spytał.
-Ja? ja.. ja chce po prostu być przy Tobie ..czuć Twój oddech na mojej twarzy , dotknąć ręki , wpatrywać się w błękit Twych oczu..
-.. i to wszystko?
-tak.
-aha .

Witam! :) Jak Wam się podoba pierwszy rozdział? :) Wiem, że nie które z Was czekały na wakacje Bartka w domu Weroniki i Łukasza ale ja zrobiłam przeskok w czasie i mamy już 19-letnich bohaterów kilka dni przed maturą :) Co do wakacji to na pewno wrócę do nich wspomnieniami Weroniki albo Bartka. Tak jak zauważyłyście, Bartek i Łukasz grać będę w AZS Olsztyn. Na potrzeby mojego bloga ten zespół będzie walczył o najwyższe cele jeśli chodzi o Polskę i puchary europejskie. To taka moja informacja żebyście się nie zdziwiły jak zespół z Warmii i Mazur zdobędzie MP a nie wykluczam takiej opcji :)
To chyba tyle jeśli chodzi o sprawy czysto blogowe :D Życzę wszystkim emocji związanych z LŚ i pierwszym meczem naszych orzełków :)
Pozdrawiam :***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz