sobota, 4 sierpnia 2012

Rozdział XX

Jechał do szpitala jak na złamanie karku. Oczywiście Julka także chciała być przy przyjaciółce, ale ktoś musiał przecież zostać z Madzią. Co chwila jego licznik wskazywał coraz większą prędkość. Nie obchodził go fakt, że łamie przepisy. Teraz liczyła się tylko siostra i jak najszybsza obecność przy niej. Nic dziwnego, że w tempie ekspresowym znalazł się na szpitalnym parkingu i szybko zamykając auto biegło do szpitala.
-Mamo!- rodzicielka siedziała pod drzwiami izby przyjęć ze spuszczoną głową. Kiedy Łukasz pojawił się obok pani Kadziewicz spojrzała w jego oczy.
-Co z Wikusią? Odzyskała przytomność?
-Tak. Tata poszedł wypełniać jakieś dokumenty a ja tu czekam aż będę mogła ją zobaczyć. Tak się o nią boję.- wtuliła się w syna a Łukasz objął ją ramieniem. Zorientował się, że kogoś ważnego tu z nimi nie ma.
-Muszę zadzwonić do Bartka. Oni się chyba mieli dzisiaj spotkać.- pani Krystyna momentalnie się wyprostowała.
-Nigdzie nie będziesz dzwonił!- Kadziu struchlał. Bodajże od czasów szkolnych mama nie podniosła na niego głosu.
-Mamo, przecież on ma prawo wiedzieć. To jej chłopak...
-To przez niego Weronika leży w szpitalu! Ten smarkacz ją zdradził!- nie kryła złości. Zawsze nastawiona do Kurka jak do syna, teraz widocznie ziała ogniem. A Łukasz? Łukasz nie wierzył.
-Mamo, przecież to nie możliwe. On ją kocha, ja to wiem. Wszyscy to wiedzą, bo to widać. Nie wierzę w to.- nie chciał wierzyć.
-Są zdjęcia, ktoś wysłał je Weronice. Pojedziesz do domu to zobaczysz.- z izby przyjęć wyszedł lekarz.
-Panie doktorze, co z moją córką? Mogę do niej wejść?- lekarz uścisnął dłoń Łukasza, by po chwili zwrócić się do pani Kadziewicz.
-Zagrożenie już minęło. Pani Weronika prosiła by do niej na razie nie wchodzić bo chce być sama. Proszę się nie martwić, nic poważnego się nie dzieje, ale o tym już powie państwu pani Weronika. Za jakąś godzinę zostanie przewieziona na salę ogólną. Ja uciekam do pacjentów. Do widzenia!
-Dziękuję panie doktorze.- lekarz uśmiechnął się i odszedł a pani Kadziewicz wraz z synem usiadła ponownie pod drzwiami izby przyjęć.
-Dlaczego ona nie chce nas widzieć?- dziwił się Łukasz a pani Krysia znów naskoczyła na Bartka.
-To przez niego. Nie chcę go więcej widzieć w naszym domu. Zrobię wszystko by już nigdy nie zbliżył się do Weroniki.- jeśli Kadziewicz miał opory przed tym by Kurek był z jego siostrą to właśnie dlatego, że obawiał się takiego obrotu sprawy. Stoi między siostrą a przyjacielem i czuję na sobie presję wyboru. A on nie chce dokonywać wyboru bo zarówno Weronika jak i Bartek są ważnym postaciami w jego życiu.
-Mamo ja do niego pojadę. Weronika nie chce nas widzieć więc z nią porozmawiam później. Nie dokonam osądu dopóki Bartek nie przyzna się do tego o czym mówisz. Wrócę tu wieczorem.- ucałował policzek mamy i skierował się do wyjścia. Dzwonił do Bartka, ale ten nie odbierał telefonów. Zaczynał się bać i o niego...

~*~
Płakałam, byłam wściekła i wzruszona jednocześnie. Bezradna i silna. Dlaczego? Jestem w ciąży z człowiekiem, którego kocham i nienawidzę jednocześnie. Nie mam pojęcia jak poradzę sobie sama i ze studiami i dzieckiem, ale z drugiej strony ten maluch pod sercem dodaje mi odwagi. Będzie mi potrzebna bo od tej chwili będę sama. Kurek nie dowie się o dziecku. Nie pozwolę by kłamca i oszust wychowywał moje dziecko. Wiem, że dziecko będzie cierpieć bez ojca, ale sama postaram się zapewnić wszystko co najlepsze.
-Mój Boże, jak on mógł?!- wystarczyła chwila by w głowie pojawił się Kurek i by moja siła poszła się jebać. Zanosiłam się płaczem, zwracając swoim zachowaniem uwagę dyżurującej pielęgniarki.
-Może zawołam kogoś z rodziny?- pokiwałam twierdząco głową. Rodzicielką wyraźnie czekała na znak bo dosłownie wpadła jak strzała, kiedy pielęgniarka uchyliła drzwi.
-Córeczko!- rzuciła mi się na szyję i płakała razem ze mną. Głaskała moje plecy i włosy, co chwila całując moje czoło i czubek głowy.
-Mamo ja jestem z nim w ciąży. 7 tydzień...- jak nie ryknęłam płaczem.
-Kochanie, nie płacz. Poradzimy sobie. Pomożemy ci z tatą, Łukasz i Julka też cię nie zostawią. Maluszek będzie miał wspaniałą mamusię.- niewykształconą i naiwną. Jak ja mogłam dać tak się wyrolować? Mówił, że kocha na śmierć i życie. A co zrobił? Bawił się za moimi plecami w najlepsze z tą Martusią. Boże, ja mu wierzyłam, że zmiana jego zachowania to efekt szumu jaki się zrobił wokół jego osoby? Przecież to jasne, że nie chciał ze mną nigdzie wychodzić. Pierwsze faza minęła i trzeba było znaleźć sobie nowy obiekt westchnień. Tylko dlaczego akurat teraz?! Gdyby nie to, to mogłobyć u nas tak pięknie. My i nasze dziecko. Wiem, że trochę za wcześnie, ale razem na pewno byśmy sobie poradzili. Jakoś skończyłabym pierwszy rok a potem poprosiła o dziekankę. Maluch by podrósł a ja wróciłabym na uczelnię. Razem z tym małym okruszkiem chodziłabym na mecze AZS-u i jeździła na reprezentację. Od małego bym mu tłumaczyła na czym polega siatkówka  i czym zajmuje się jego tatuś.
-Mamo...- znów uderzyłam w kolejną falę płaczu. Bartek swoim występkiem przekreślił to, co mogliśmy wspólnie zbudować. Miłość to sztuka wybaczania? W takim razie ja się do nie nadaje bo nie potrafię. Nie potrafiłbym żyć ze świadomością, że człowiek któremu tak ufałam bezgranicznie, oszukał mnie i upokorzył. Krzywdzę i jego i dziecko, ale inaczej nie potrafię.
~*~
Piekielnie martwiła się o Weronikę, ale ni mogła do niej pojechać bo nie miała z kim zostawić Magdy. Dziewczynka bawiła się w swoim łóżeczku a Drzewiecka czekała na telefony. Jeden od Łukasza, drugi od mamy. Pierwsza zadzwoniła pani Bogusia. Zakomunikowała córce, że jest już w domu i za chwilę będzie mogła ją zastąpić w opiece nad Madzią. By nie tracić czasu, Julka już założyła swój płaszcz, czapkę i szalik. Prawie gotowa do wyjścia stanęła przy łóżeczku małej i ukucnęła przy nim.
-Zostanie teraz z bab...babcią Bogusią. Bądź grzeczna aniołku.- przez pręty drewnianego kojca włożyła swoją rękę i pogłaskała Madzię po głowie.
-Już jestem!- dało się słyszeć w mieszkaniu Kadzia.
Cześć mamo!- ucałowała jej policzek.
-Nie mogę się dodzwonić do Łukasza a Bartka a rodzicom Wiki nie chcę zawracać głowy. Pojadę do szpitala i sama się dowiem jak się sprawy mają.- naciągnęła na stopy botki.
-A Łukasz z Bartkime to są chyba w jego mieszkaniu. Jak szłam tutaj to słychać było jakieś krzyki.- pani Bogusia już zabawiała Madzię, robiąc przy tym dziwne miny.
-Może coś się stało?!- Julka w głowie dopowiedziała sobie najstraszniejszy z możliwych scenariuszy. Szybko udała się na właściwe piętro. Owszem, dochodziły ją głośne krzyki i była w nie zamieszana Weronika, ale chyba nie chodziło o stan jej zdrowia. Odetchnęła z ulgą, ale wrodzona babska ciekawość nie pozwoliła jej odejść. Weszła prawie że bezszelestnie do mieszkania Kurka i usłyszała coś czego nie spodziewała się usłyszeć...

Z perspektywy Bartka...
Wróciłem do mieszkania z odpowiednim asortymentem zakupionym w sklepie monopolowym. Po drodze już strzeliłem sobie jedno piwo żeby efekt w mieszkaniu był lepszy. W momencie kiedy wróciłem do mojej nory, kurtkę rzuciłem w kąt i zabrałem się za chlanie. Butelki jedno po drugiej zapewne znikały by z ławy gdyby nie fakt, że w ogóle nie miałem na to ochoty.  W tym momencie chciałem rozpłakać się jak gówniarz, byłem bezsilny. Moja Weronika leży teraz w szpitalu a ja nawet nie mogę być w szpitalu. Nie mogę usiąść przy jej łóżku, trzymać za rękę i szeptać, że wszystko się ułoży.
-Bartek!- Łukasz?! Już zdążył się dowiedzieć o wszystkim? Nie wiem co mam mu powiedzieć. Może od razu nadstawię pysk by otrzymać to na co zasłużyłem. Zwlokłem się z kanapy i poszedłem pod drzwi.
-Powiedz, że to nie prawda! Powiedz, że jej tego nie zrobiłeś!- poznał prawdę. Pewnie pani Krysia albo sama Weronika mu o wszystkim powiedziała. A co zrobił Łukasz? Jak przystało na prawdziwego przyjaciela chciał poznać moją wersję. Tak bardzo chciałbym mu powiedzieć, że tego nie zrobiłem i mieć na to jakieś dowody.
-Łukasz...- w oczach stanęły łzy co Kadziu odebrał jako odpowiedz. Złapał mnie za bluzę i przystarł do ściany.
-Teraz już wiesz dlaczego tak zareagowałem, kiedy się o wad dowiedziałem?! Bałem się takiej sytuacji. Muszę wybierać między tobą a leżącą w szpitalu siostrą. Jak myślisz, kogo wybiorę?
-Łukasz, nie wiem co wtedy we mnie wstąpiło. Zalałem się i tak wyszło!- tak wyszło, że teraz dostałem w nos. Od razy zalałem się krwią, przycelował nieźle.
-Gdybym mógł cofnąć czas, wszystko bym odwrócił.- chyba jeszcze bardziej się zdenerwował.
-Jesteś dzieciakiem. Dorosły jesteś tylko na papierze. Jest czas na zabawę, ale przychodzi taki moment, że trzeba się przestać bawić.- patrzcie go, dorosły się znalazł. Niech mi powie co ma do powiedzenia a nie wymyśla jakieś dyrdymały. Do tej pory jakoś nie przeszkadzało mu dziecinne zachowanie.
-W porządku, jestem dzieciak, ale tobie nie dużo do mnie brakuje. To nie ja wziąłem Julkę w obroty dla zakładu. Wiem, że teraz ten zakład nie ma znaczenia, ale liczy się sam fakt. - coś dało się słyszeć w przedpokoju. Bynajmniej ja słyszałem, Kadziu miał to w dupie.
-To było głupie, ale jak sam mówiłeś, nie ma już znaczenia...
-Tak myślisz?- widziałem jak sylwetka Łukasza nerwowo się prostuje a twarz przybiera przerażonego wzroku. Odwrócił się i skrzyżował wzrok z Julią. Na prawdę nie chciałem by dowiedziała się w ten sposób. Ba, w ogóle nie zamierzałem jej o tym mówić. Wspomniałem o tym tylko dlatego by użyć tego jako argumentu, że i Łukasz nie zawsze zachowywał się zbyt dorośle.
-Jestem beznadziejny.- złapałem z ławy flaszkę czystej i wyszedłem z mieszkania. Nawet nie chciałem myśleć, co tam się będzie teraz działo.
~*~
Bartek wyszedł zostawiając ich samych w jego mieszkaniu. Cisza była nieznośna, ale oboje nie wiedzieli jak zacząć. Julkę zatkało. Dawniej wiedziałaby co zrobić. Zjechała by go jak chciała. A teraz? Teraz z rozżalenia odebrało jej mowę. Każdego dnia przekonywał ją do siebie coraz bardziej a ona z każdym dniem odkrywała w sobie nowe pokłady uczucia względem siatkarza.
-Julka, przepraszam.- prychnęła ironicznie. Zaczyna w niej się budzić Drzewiecka z przez związku z Łukaszem.
-Przepraszam?! Ale właściwie za co? Nie przepraszaj skoro się dobrze bawiłeś. A, że moim kosztem? Widocznie taka twoja natura, że żadnej nie przepuścisz.- poluzowała szalik.
-To nie tak. Dasz mi 10 minut?- prosił o wiele? W tym momencie tak, bo Julka nie chciała go słuchać. Sama miała mu coś do powiedzenia.
-10 minut chcesz, tak?! A kto mi zwróci czas w którym byłam zabawką w twoim ręku?! Mogłam się spodziewać wszystkiego, zdjęcia w gazecie z inną, zdrady czy nieślubnego dziecka. Nie myślałam, że aż taką radość sprawi ci zabawa uczuciami innych.- głos się załamał w najmniej oczekiwanym momencie. Chciała pokazać, że jest wściekła a wyszło zupełnie odwrotnie.
-Proszę cię tylko o chwilę czasu bym mógł ci to wytłumaczyć.- głos Łukasza także wyraźnie zmiękł i ucichł.
-Otrzymałeś ode mnie dużo czasu. Jak widać niepotrzebnie.- odwróciła głowę by łzy mogły spokojnie opuścić jej oczy. Z kolejną falą będzie starała się poradzić.
-Julka ty nie rozumiesz, że ja cię kocham?! Tak, Bartek mówił prawdę, ale ten zakład już na samym początku stracił na ważności. Poznawałem cię od innej strony i zaczynałem się zakochiwać. Teraz wiem, że nie wyobrażam sobie bez ciebie życia. Przecież ty też mnie kochasz więc ten głupi zakład nie może tego zniszczyć. -zbliżył się do niej i popatrzył w oczy. Chce usłyszeć w twarz, że pieprzona gra zniszczyła wszystko.
-Przyjdź wieczorem po sukienkę. Albo nie, przyjdziesz za jakiś czas. Upozorujemy rozstanie. Nie chcę słuchać mamy i jej tekstów typu "A nie mówiłam". Uwierzyła w ciebie i nie chce jej tej wiary zabierać.- znów w sposób spokojny prowadziła z nim rozmowę i najwyraźniej w tym momencie kończyła ich związek.
-Julka to nie może się tak skończyć!- ujął jej twarz w dłonie, ale ona nie pozwoliła na dłuższy dotyk.
-Nie Łukasz, to w ogóle nie powinno się zacząć. Nie na takiej zasadzie. Sukienkę oddaj do sklepu albo znajdź dla niej modelkę. Zawsze możesz przecież założyć się z jakimś kumplem o to czy do wesela Pawła uda ci się zbajerować inną pannę. Bartkowi możesz powiedzieć, że zakład wygrałeś. Zrobiłeś co swoja a ja ci się poddałam.- mówiła to stojąc już w drzwiach.
-Żałujesz?- desperackie pytanie, które padło z ust Łukasza.
-Czy żałuję? Tak żałuję.- zamknęła za sobą drzwi, nie widząc reakcji Łukasza na te słowa.
-Żałuje, że się w tobie zakochałam do tego stopnia, że nie potrafię cie znienawidzić.- tego już Łukasz zapewne nie słyszał. Julka wyszła z bloku i wcale nie udała się do szpitala a do kościoła. Miejsce, które w trudnych zawsze było azylem. Nie miała daleko. Parafia pod wezwaniem Najświętszego Zbawiciela i Wszystkich Świętych usytuowana była dwie ulice dalej. Znajdując się za drzwiami ceglanej budowli, uklęknęła w ostatniej ławie z zamiarem modlitwy. Niestety nie mogła się skupić na czymś innym bo w głowie wciąż siedział Łukasz.
-Boże, wróć dawną Julkę...
~*~
Achtung! Achtung! :D
  1. Witam w to przed wigilijne popołudnie Was moje kochane i od razu tłumaczę pewną nieścisłość, która pojawiła się przez moje byle jakiej wytłumaczenie sytuacji. Otóż ten ból głowy, jak określiłam go "tępym", pojawił się na skutek uderzenia po za słabnięciu. A przyczyny tej sytuacji są opisane właśnie w tym rozdziale.
  2. Jak widzicie jestem nadal z Wami, mimo że jeszcze nie do końca jestem zadowolona i z tego rozdziału.
  3. Rozdział XX, połowa za nami a ja pokłóciłam dwie pary. Do tego Wigilia a ja nie mam litości. No niestety tak mi się ułożyła fabuła i czas w jakim dodaje notki. W pierwotnym założeniu na czas naszych świąt i bohaterowie mieli także przeżywać ten czas. Niestety szkoła wszystko zweryfikowała i wyszło jak wyszło.
  4. Teraz najważniejsze ;) Z okazji nadchodzących świąt Bożego Narodzenia, chciałabym Wam życzyć aby upłynęły one Wam w rodzinnej i ciepłej atmosferze. A w nadchodzącym roku życzę Wam i sobie ogromnych pokładów weny ;) A tak na serio to życzę Wam wszystkiego co najlepsze w 2012 roku. Oby ten siatkarski 2012 rok był udany. Tak, tak mam na myśli Londyn ;))) Jeszcze raz życzę Wesołych Świąt ;*
  5. Pozdrawiam i do napisania ;***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz