sobota, 4 sierpnia 2012

Rozdział XV


Nadeszła niedziela. Dzień Apokalipsy? Mam nadzieję, że nie. My z Bartkiem to i tak mamy dobrze bo tylko przed jednym „sądem najwyższym” przyszło nam stawić czoła.Julka z Kadziem to mają maraton od jednych rodziców do drugich. Chwała Bartkowi za to, że mieszka w Nysie chociaż i on zaczyna też coś wspominać o jakiejś wycieczce w swoje rodzinne strony. Nie mówię nie.
-Kochanie chodź bo Bartek przyszedł.- wyobrażam sobie jak starał się na to spotkanie.Jeszcze wczoraj przez pół wieczoru przeżywał, że nie ma się w co ubrać.Ustaliliśmy, że ja ubieram się w turkusową, letnią sukienkę a on zakłada krawat w tym samym odcieniu. Z lekko bijącym sercem schodziłam po schodach na dół i gdybym pod ręką nie miała balustrady to bym chyba upadła. Jak on się ubrał?!Nie to, żebym ja zwracała na to jakąś szczególną uwagę ale na spotkanie z moimi rodzicami to nie wypad na molo. Założył Hawajki i biały t-shirt. No nie powiem,żeby mnie nie pociągał w takim wydaniu ale ten strój na obecną chwilę nie jest odpowiedni.
-Coś ty na siebie założył?- zapytał kiedy się ode mnie odessał.
-Nie przypominaj mi o tym nieszczęsnym poranku w którym przyszło mi się ubierać.Spaliłem żelazkiem moje jedyne wyjściowe spodnie a koszula do Hawajek to w ogóle byłby kosmos.-mogłam sama się zabrać za to prasowanie jak wczoraj u niego byłam.
-Teraz to ja wyglądam przy tobie jak idiotka.-zmierzył mnie od góry do dołu. Wiem, że patrzy mi perfidnie w biust. No niech mu będzie, że dziś jest nad wyraz wyeksponowany bo moja sukienka z lekka opina się właśnie na nim.
-Skarbie,wyglądasz tak, że miałbym ochotę iść do twojego pokoju i…- i w tym momencie wyszła mama z kuchni niosąc tacę ze szklankami.
-Miałbym ochotę iść do twojego pokoju i chwilę odpocząć przed tak wspaniałą ucztą jaką nam pani zgotowała.- dobry bajer nie jest zły. Odebrałam od mamy tacę by ona mogła wziąć w swoje ręce bukiet, który przyniósł jej Bartek. Jeśli te kwiaty też są z rabatki przed jego blokiem to ja nawet nie chcę myśleć jak ona teraz wygląda.
-Dziękuję bardzo i zapraszam do stołu.- ukradkiem widziałam jak mój Guy szarmancko całuje dłoń mojej mamy. Plusuje chłopak jak może tylko…
-Witaj synu.- mój kochany tato to już chyba widzi nas jako małżeństwo bo tu takie przywitania stosuje, że trochę w szoku jestem. I czego ty kurek szukasz w tym swoim plecaczku?
-Jaki ja jestem głupi! Miałem dla pana wino bo nie wypada tak przychodzić z pustym irękoma ale zawsze musiałem coś schrzanić i zapomnieć.- w czasie kiedy tata tłumaczył Bartkowi, że nic się nie stało, w przedpokoju już pojawił się Łukasz z Julią.
-A Madzia?- miano matki chrzestnej zobowiązuje.
-Rodzice Kamili wzięli ją dziś do siebie i wieczorem mają ją odwieźć.- no nie powiem,żebym nie miała obaw co do tego ale w sumie rodzice Potockiej byli w porządku wiec chyba nie mam się czego obawiać.
-Ato spoko. Julka czemu ty taka blada jesteś?- miałam wrażenie, że moja przyjaciółka ledwo trzyma się na nogach.
-Nie spałam prawie całą noc. Wasi rodzice pewnie nas zaakceptują ale z moją mamą nie będzie łatwo.- wiem o czym mówi bo nie raz pani Bogusia pokazała, że nie należy do tych osób, które ustępują pierwsze. Czuję, że w mieszkaniu państwa Drzewieckich czeka ich ciężka przeprawa. U nas naprawdę zapowiada się obiecująco. Mama podała rosołek i na chwilę obecną nic więcej mi do szczęści anie potrzeba. Rosół to coś co uwielbiam i mogłoby nie być tych wszystkich mięs i kotletów ale rosół musi być.
-Wspaniały ten bulion.- kurde Kurek przestań się już tak wkręcać i popatrz tylko z jaką miłością w oczach patrzy na ciebie moja mama. Czuję, że w ostatecznym rozrachunku nasz związek dostanie błogosławieństwo a moja rodzicielka raz na zawsze zapomni o tym, że u mojego boku widziała już innego męższczyznę.
-Juleńko kochanie a tobie nie smakuje?
-Rosół jest pyszny ale ja nie najlepiej się czuję. Pozwolą państwo i wy pozwolicie, że wyjdę na taras i się przewietrzę.- chciałam pójść za nią ale Łukasz ostudził moje zapały jako pierwszy podnosząc swoje cztery litery. No niech mu będzie, że ma pierwszeństwo…
-Od dłuższego czasu widzę, że Julia jest nie w formie. Wyraźnie schudła…- tato odprowadził ich wzrokiem a potem sam zadbał by on nie spadł z wagi i wrzucił na swój talerz złocisty filet z piersi. Ja natomiast patrząc na Drzewcię zdałam sobie sprawę jak bardzo ją zaniedbałam. Może i miała teraz Kadzia ale przyjaciółka to przyjaciółka. Mamy w tym roku długie wakacje. Kiedy wrócę ze swojego kursu dla młodych journalistów o którym jeszcze nikt nie wie(tak jakoś wyszło) , to zabieram Julę i jedziemy na dwa dni do Olsztyna albo na Mazury. Wiem, nie będzie to piorunująca odległość ale przyda nam się taki wypad. Nerwowo zerkałam na w stronę tarasu ale i tak nie mogłam wywnioskować co tam się dzieje.
Tymczasem na tarasie…
Julia oparła ciężar ciała o barierkę, próbując wyrównać oddech.
-Julka jeśli tak denerwujesz się tym obiadem to przeproszę rodziców i wyjdziemy już teraz.- podszedł bliżej kładąc dłonie na jej tali.
-Łukasz obiad u twoich rodziców to bajka. Zobaczysz co zgotuje nam moja mama…-odwróciła się twarzą do niego.
-Mówisz,że twoja mama gotuje aż tak źle?- cały Kadziewicz można by rzec.
-Chcę cię tylko uprzedzić, że ja nie odpowiadam za zachowanie mojej mam.- wyciągnął w jej kierunku ramiona, w których mógł zamknąć jej wątłe ciało.
-Nie martw się tak. Wszystko przetrwamy.  Ja też mam swoje zdanie i potrafię je w odpowiedni sposób wyrażać.-pocałował ją w czubek głowy.
„-I tego się właśnie boję”- przemknęło jej przez głowę . Pozwoliła się zaprowadzić za rękę z powrotem do salonu gdzie Bartek opowiadał historie ze swojego życiorysu. Do ożywionej rozmowy dołączył się także Łukasz a Julia była tak jakby obok tego wszystkiego. Co chwila spoglądała na zegarek. Godzina spotkania z jej rodzicami bliska.
~*~
Wreszcie czuła, że żyje. Modeling, shopping to było to do czego została stworzona.Ciotka, która miała być dla niej postrachem i motywacją do nauki okazała się wyluzowaną babką, która w USA prowadziła dość bujne życie towarzyskie.Załatwiała Karinie różne castingi dzięki czemu twarz jej bratanicy w sierpniu będzie na okładce jednego z młodzieżowych czasopism. Zupełnie oderwała się od polskiej rzeczywistości i ani myślała wracać tam na stałe. Matura w tym roku i tak jest nie do poprawienie bo przecież nie zaliczyła dwóch przedmiotów. Jedyną rzeczą którą ma w tym roku do załatwienia w ojczyźnie jest oddanie pieniędzy Bartkowi.
-Czytałam dziś rano jakiś artykuł z Bartkiem. Spieprzyłaś sprawę kochana…- Mag, bo tak prosiła by się do niej zwracać odwróciła laptopa w kierunku Kariny. „Bartek Kurek-nadzieja polskiej siatkówki” czy „Młodziutki przyjmujący przebojem w seniorskiej reprezentacji”. Gdzieś w głębi duszy pojawiły się wspomnienia i wspólnie spędzone chwile. Chciała pamiętać tylko to co dobre ale zaraz w głowie świtała myśl, że tak naprawdę nigdy jej nie kochał i była dla niego tylko odskocznią od Weroniki.
-Robi to co lubi.- stwierdziła obojętnie. Nigdy nie ekscytowała jej ten cały zgiełk wokół siatkówki. Bardziej liczyło się to ile zer Bartek ma na koncie.
-Karina będąc z nim w związku masz reklamę w Polsce. On nie długo będzie znany nie tylko tam ale może i nawet na świecie. Chcesz robić karierę to musisz o tym myśleć.- Królikowska musiała przyznać, że ciotka była zupełnym przeciwieństwem jej ojca. Miała gdzieś zasady i moralność. Nie wiedziała jaka była kiedyś ale musiała być chyba zgoła inna skoro ojciec sam chciał ją tu wysłać. Widząc jej podstępny uśmiech czuła, że ona jej do niej podobna. Jest kopią swojej ciotki. Przyglądała się jej poszukiwaniom czegoś w folderach swojego laptopa. Chodziło o to by jej oczom ukazało jedno ze zdjęć jej i Bartka podczas zeszłorocznych wakacji. Z bólem serca musiała stwierdzić, że Bartek był świetnym aktorem. Jeszcze wtedy nie dał jej odczuć, że w jego życiu liczy się tylko Weronika. Co takie Kadziewiczówna miała w sobie, że Kurek stracił dla niej głowę? Nie znała a może nawet i nie chciała znać odpowiedzi na to pytanie.
-Po co mi to pokazujesz?-zapytała nerwowo odwracając wzrok w innym kierunku.
-Dziewczyno musisz walczyć o siebie bo sama się nie utrzymasz. Masz ładną buźkę ale plecy też musisz mieć dobre.- ciotka tłumaczyła to może w sposób niezbyt dosłowny ale i tak wiadomo było o co jej chodzi.
-Nie mogę znaleźć sobie kogoś w Stanach? Jakiegoś fotografa czy aktora?- Mag zaśmiała się ironicznie.
-Złotko a myślisz, że ktoś będzie pamiętał o twoim romansie skoro tu w Stanach takie rzeczy są na porządku dziennym? Dobrze ci radzę, poszukaj swojego szczęścia u boku Bartka.- Karina kręciła głową ale jeszcze kilka argumentów ze strony cioci i kto wie jak się zachowa.
-Nie mówię, że masz za niego wychodzić ale pokręć się blisko niego tak by Polska wzięła cie na języki…
-A rodzice? Tata mnie zabije.-można było wyczuć zrezygnowanie w jej głosie.
-Jeśli nasz plan się powiedzie tomój kochany braciszek będzie przy tobie nikim…
~*~
Przed pójściem do rodziców Julki, para wstąpiła na moment do mieszkania Łukasza by trochę się odświeżyć. Kadziu już przebrany czekał aż Julia skończy brać prysznic kiedy usłyszał nawoływanie:
-Idę!-podniósł się z kanapy i poszedł w kierunku łazienki. Drzwi były otwarte więc nie pukając wszedł do środka. Nie spodziewał się jakiś nad wyraz niecenzuralnych obrazków ale ten, który miał przed oczami wystarczył by pobudzić jego namiętność.
-Mógłbyś zapiąć mi sukienkę?- skinął głową. Widząc jej nagie plecy a w odbiciu lustra jej odbicie pocałował ją w kark, schodząc coraz niżej po linii kręgosłupa. Jego uszu dochodziło ciche pomrukiwanie świadczące o tym, że Julia reaguje na jego pieszczoty.
-Łukasz…-powiedziała głośno wzdychając kiedy Kadziu obrócił ją w swoim kierunku i zamiast zapiąć jej sukienkę, on zdejmował delikatnie jej ramiączka.
-Łukasza moi rodzice?- zapytała odchylając głowę by zrobić miejsce rozpalonym wargom siatkarza.
-Cii…-położył palec na jej ustach i w tym samym momencie zsunął do końca sylikonowe ramiączka sukienki. Garderoba Julii opadła w dół, razem z wkładkami, które dziewczyna miała na biuście. Nawet się nie spodziewał, że jego oczom od razu ukaże się widok jej pełnych piersi. Usiadł na stołku, który znajdował się w łazience a na swoich kolanach posadził Julkę. W takim położeniu miał lepsze możliwości pieszczot. Naturalnie głównym obiektem jego zainteresowania były piersi, które obdarzał delikatnymi pocałunkami. Widział jaką radość  a jednocześnie ekscytację sprawiało Drzewieckiej jego zachowanie a sam ten widok był dla niego powodem do jego osobistego szczęścia. Kiedy więc Julia szukać dłońmi paska jego spodni on chwycił jej dłonie i całując każdą z osobna wstał razem z nią na równe nogi i postawił na ziemi. Była oszołomiona i lekko zaskoczona jego zachowaniem.
-Łukasz przecież ty…
-Kochanie widząc ciebie szczęśliwą ja spełniam się jako męższczyzna i to mi wszystko wynagradza.- uniósł jej podbródek i złożył na jej ustach niebotycznie namiętny pocałunek. Po całym tym zdarzeniu zrobił wreszcie to, po co w ogóle przyszedł do łazienki czyli zapiął sukienkę Julii i chwytając ją za rękę poszli na wyższe piętro.
„-Chwila prawdy Kadziewicz”- powiedział sobie w myślach kiedy każdy krok zbliżał ich dobranego celu.
Z perspektywy Bartka…
Nie tacy straszni teściowie jakich ich malują. Kulturalnie wyszliśmy sobie przed 16 i poszliśmy jeszcze do parku i na lody. Nie muszę mówić chyba o jakim smaku pochłonąłem sporą liczbę gałek i tak było mi mało. Zadowolony z dzisiejszego dnia wróciłem do mieszkania. Oczywiście próbowałem namówić Weronikę na dokończenie tak miłego dnia u mnie ale Wiki musiała jeszcze jakiś felieton napisać i romantycznego wieczoru nici. Może to czas by zrobić porządki w mieszkaniu? Jest niedziela ale w dni powszednie jakoś nie mogę się zebrać w sobie. Wziąłem więc odkurzacz, miskę z wodą, ścierką i zacząłem swoje pierwsze sprzątanie. Naprawdę nigdy nie zmywałem podłogi. Z odkurzaczem to jeszcze jakieś relacje miałem ale ze ścierą to pierwszy raz. W ferworze tego sprzątanie podśpiewywałem sobie pod nosem piosenkę „Ich troje”. A wszystko to bo ciebie kocham, sialalalalala…
…Dumny jestem z siebie jak nigdy. Można powiedzieć, że mieszkanie lśni. Okna zostawię sobie na kiedy indziej bo co za dużo to i świnia nie chce. Nawet nie podejrzewałem siebie, że takie zdolności organizacyjne mam. Jeszcze tylko wyniosę śmieci i mogę się walnąć przed telewizorem. Założyłem trampole i wyciągnąłem torbę z kosza. Szybko znalazłem się przed blokiem, gdzie obok miejsca przeznaczenia stało dwóch podejrzanych typków z kapturami na głowach. W miarę kiedy zmniejszała się między nami odległość, w jednym z nich rozpoznałem Olkowicza. Krew się zagotowała!
-Cześć Kuraś! Przyjaciół nie poznajesz?- jego szyderczy uśmiech jeszcze bardziej mnie rozjuszył. Jak on śmie w ogóle tu przychodzić.
-Nie jesteśmy przyjaciółmi! -warknąłem.
-No jak nie? Posuwasz moją narzeczoną to chyba coś nas łączy.- nie jestem idiotą do tego stopnia by startować do nich dwóch ale tak o Weronice nie pozwolę mówić.
-Zajebię ci, słyszysz?!- złapałem go za chabety i już miałem wycelować mu w twarz, kiedy poczułem jak ktoś mnie od niego odciąga. Odwróciłem się i…
~*~
Julka i Łukasz siedzieli przy stole jak na szpilkach choć w świadomości mieli to co zdarzyło się w mieszkaniu. Tata zagajał rozmowę a mama bacznie obserwowała,zwłaszcza Kadzia.
-Długo letni masz kontrakt z AZS-em?- zapytała po chwili. Jak do tej pory nie siliła się na żadne złośliwości ale ton jej nie był nadto przyjemny.
-Tylko na ten sezon. Ja należę do tych siatkarzy, którzy chcą się rozwijać i poznawać nowe wizje na siatkówkę. Jak mówią co kraj, to obyczaj. Z siatkówką jest więc podobnie.- ścisnął pod stołem mocniej dłoń Julki.
-I uważasz, że dobrym rozwiązaniem jest ciąganie córki a do tego i Julki po krajach tylko dlatego, że ty nie możesz usiedzieć na miejscu?- wymowny wzrok pana Jurka który podnosił się od stołu i zażenowanie na twarzy córki były odpowiedzią na to pytanie. Łukasz jednak nie zamierzał się od niczego wymigiwać.
-Madzia jest na razie w takim wieku, że nie bardzo wie co się wokół niej dzieje. Mogę panią zapewnić, że jeśli przyjdzie taki czas kiedy będzie kształtować się jej osobowość, ja spasuje z tymi podróżami bo wiem jak w wychowaniu dziecka ważna jest stabilność…
-Aja mogę cię zapewnić mamo, że wiem na co się piszę w przyszłości i nie przeszkadza mi to.- spletli pod stołem swoje dłonie. Pani Bogusia widocznie nie przyjmowała do aprobaty tych argumentów to już nie skomentowała wypowiedzi. Po części może dlatego, że pan Drzewiecki zawołał wszystkich do kuchni. Z okna widać było kontenery na śmieci. Na co dzień widok nieciekawy ale dziś było zgoła inaczej.
-Chyba jakaś grubsza afera.- skwitował pan Jarek. Łukasz dokładnie przyjrzał się całemu zajściu i rozpoznał w jednym z nich swojego przyjaciela…
-Bartek…-powiedział pod nosem i nie zważając na nic zmierzał w kierunku awanturników.Schody przemierzył można by powiedzieć „w locie”. Kiedy był już na dworze Bartek wyraźnie zbierał się jakiegoś hot-shota.
-Zajebię ci, słyszysz?!- byliby pewnie zaczęli się bić gdyby nie Kadziu, który w porę odciągnął Bartka.
-Chcesz sobie narobić kłopotów?!- potrząsnął jego ramiona.
-To jego wina! Obraził Weronikę!- Kurek wskazał na Olkowicza.
-Wypierdalaj stąd! I lepiej żebym cię tu więcej nie widział w pobliżu! Powinienem sam oddać ci za Weronikę ale nie szkoda mi na ciebie rąk!- zmienił ton i wycedził w Mariusza. Kiedy bliscy znajomi, teraz?
-Wszyscy mi za to zapłacicie! Jeszcze będziecie płakać i ta wasza sielanka się skończy!-z pogardą w oczach popatrzył na Łukasz i Bartka po czym oddalił się…
-Nic ci nie jest?- Bartek pokręcił przecząco głową.
-Uznajemy,że nie było sprawy. Weronika nie musi się denerwować. Miejmy nadzieję, że nikt nie zdążył tego zgłosić na policję.- byli zgodni w tej kwestii chociaż obaj czuli, że to nie jest jeszcze ostatnie słowa Olkowicza.
~*~
Achtung! Achtung! :D
  1. Co tam będę mówić, stęskniłam się za tym opowiadaniem i musiałam coś dodać. Szczególnie, że mam pomysł na to wszystko i jeśli to się utrzyma to będę szczęśliwa ;)
  2. Pomysły są ale nie wiem jak to będzie z czasem. Na razie w tym tygodniu mam lekki luz bo nie ma mojej polonicy a w piątek będziemy obchodzić Dzień Edukacji Narodowej więc jak wszystko dobrze pójdzie to może wyrównam stan i w sobotę dodam rozdział numer XVI ale to na prawdę jest tylko taka luźny pomysł i nie wiem czy wypali. Jak nie to rozdział pojawi się tydzień po rozdziale na błędach.
  3. Wczoraj moja złość sięgała wysokości zenitalnych ale dzisiaj za sprawą jednego pana z nagłówku mój humor jest o niebo lepszy co jest też zasługą pana Krzyśka, któremu normalnie powinnam dedykować ten rozdział. Bardzo się cieszę, że Kadziu z Kataru obiera kurs na Polskę ;)
  4. Apropos pana Kadziewicza to wiem, trochę się rozszalałam jeśli chodzi o tą akcję w łazience ale mogę powiedzieć, że nie powiedziałam w tej sprawie ostatniego słowa. Mam ciągle wrażenie, że jeszcze nie umiem tego wystarczająco dobrze opisać ale możecie wierzyć bądź nie, naprawdę się staram.
  5. Jak widzicie Karina i Mariusz na dają o sobie zapomnieć. Czy odegrają w tym opowiadaniu jeszcze jakieś znaczące role? I tak za dużo mówię(niektóre zauważyły moją wylewność) ale teraz postaram się owiać to tajemnicą.
  6. Jubileusz dzisiaj mam-XV rozdział ;) Aż sobie chyba opije go szklanką mojej kochanej cieczy jaką jest Coca-Cola ;)
  7. Uciekam pisać swoje wypracowanie z wosu, przynajmniej zacznę to będzie mniej na inne dni ;) Pozdrawiam i do napisania ;***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz