Obudziłam się przed 5, cała zgrzana i zdyszana. Budzę się tak bodajże od trzech, czterech dni. Mam dziwne sny. Nikomu o nich nie mówiłam bo przecież sny to tylko sny i w nie nie trzeba wierzyć ale ja mam nieodparte wrażenie, że to wszystko nie jest przypadkowe. Może ma coś wspólnego z rozprawą Kadzia? Wiem, zachowuję się dziecinnie… Przyłożę głowę do poduszki i spróbuje zasnąć. Policzę barany. Zawsze działa…
Ocierałam łzę za łzą, które spływały po moich policzkach. Patrzenie na kawałek kamiennej płyty na której widniała fotografia Bartka a pod nią „Bartosz Kurek – lat 23.Zginął śmiercią tragiczną”. Nie wiem kim jestem. Wdową a może panną? Zdążyliśmy wziąć ślub? Mam czarną dziurę w pamięci i nic nie wiem. Wiem tylko tyle, że w domu czekają na mnie nasze dzieci. Patrząc na zdjęcia Bartka widzę ich uśmiechnięte twarze. Są takie do niego podobne. W mojej głowie pojawiają się dziwne obrazy, dźwięki które nie dają mi normalnie funkcjonować.
-Wikusiu chodź. Jutro tu przyjdziemy.- mama Bartka… Kiedyś kwiat kobiecości, dziś wrak człowieka. Zabiera mnie ze sobą. Dlaczego? Nie wiem. Ostatni raz odwracam głowę by zobaczyć ten uśmiech, błękit oczu i pogodny wyraz twarzy. Patrząc na to zdjęcie jestem skłonna wierzyć, że on żyje, czeka na mnie w domu. Tyle ten przeklęty napis „Bartosz Kurek – 23 lata. Zginął śmiercią tragiczną” przekreśla moje marzenia…
Znów obudziłam się zmęczona i zdyszana. Spałam trzy godziny jeszcze ale ten koszmar…Poczułam napływające łzy, kiedy chcąc złapać kontakt z Bartkiem, nie mogłam znaleźć telefonu.
-Kurwa!-zaklęłam pod nosem z bezradności. Zaraz, zaraz… Słyszę znajomą melodię.Przykładam ucho do poduszki. Nic… Zajrzałam za poręcz łóżka i leżał sobie mój Soniak a na wyświetlaczu <Bartuś dzwoni>.
-Boże Bartek jak dobrze, że dzwonisz…- opowiedziałam mu z marszu swój sen. Moment po momencie. Moje przerażenie skwitował śmiechem i stwierdzeniem, że jak zawsze dramatyzuje. Ja dramatyzuję? Zaraz zobaczymy kto będzie miał większego stracha.
-Dobra,zostawmy moje sny na boku. W niedzielę moi rodzice zapraszają nas na obiad. To znaczy mnie, ciebie, Łukiego i Julę. Mamy z Kadziem oficjalnie przedstawiać Was jako nasze połówki czy coś w ten deseń.- co na to Bartosz? Postękał, po jąkał się a na koniec stwierdził, że zrobi to dla mnie. Patrzcie go jaki ofiarny…
-Moi rodzice zawsze cię lubili więc nie wiem czym ty się przejmujesz.- fakt, kiedyś był tylko przyjacielem Łukasza a ja najczęściej prowadziłam z nim otwartą„wojnę”. Teraz nasze relacje „ciutkę” się zmieniły i jesteśmy na nieco innym etapie znajomości. Tata się cieszy a mama próbuje mi pokazać, że za wcześnie na poważne deklaracje. Jeśli za wcześnie to po cholerę ten cały cyrk z obiadem?Nie kumam.
-Będzie dobrze. Ja też cię kocham. Tam się dobrze spisz na rozprawie.- cmoknęłam do telefonu. Uparł się, żeby w ten sposób się żegnać więc nie będę się kłócić. Od czasu do czasu może być po jego myśli.
-Wiki,śniadanie!- mamita woła na breakfast. Grzecznie zejdę na dół, zjem kanapkę i dojadę do Julki. Mamy się razem zajmować Madzią. To znaczy ona ma się zajmować aja mam jej towarzyszyć. Moja osobista przyjaciółka, Julia Drzewiecka ,zamieszkała w Dobrym Mieście przy ulicy Kozietulskiego 2/5 została dziewczyną mojego kochanego( jak się dowie, że tak o nim myślę to popadnie w samozachwyt)brata i ja nie widzę innej opcji niż ta, że tych dwoje połączy się kiedyś na zawsze. Ale będę miała fajną bratową! Dostanę od losu z nawiązką za tą, którą miałam do tej pory. Właściwie to nadal ją mam ale mam nadzieję, że już tylko godziny dzielą nas od uwolnienia się od panny Potockiej.
~*~
Zaspała.Zaspała o dobre 40 minut i nie ma szans by zjadła normalny posiłek. Z potarganymi włosami, w wyciągniętym topie i krótkich spodenkach zawitała do kuchni, by złapać gryz naszykowanych przez mamę kanapek.
-Znowu nie zjesz śniadania?- pokręciła przecząco głową.
-Obiecałam Łukaszowi, że zajmę się Madzią. Rozprawa zaczyna się o 10 a jest już 9.40.Muszę iść!- ucałowała jej policzek i wybiegła jak burza z mieszkania. To nic,że Łukasz zobaczy ją w takim stanie. Jak trochę ogranie sytuację to weźmie małą i wróci do mieszkania by się przebrać. Tymczasem w domu rodzinnym pani Bogusia nie była zachwycona sytuacją w której znajdowała się jej córka.
-On ją wykorzystuje.- powiedziała do męża, który razem z nią konsumował śniadanie.Jak zawsze milczący i analizujący zaistniałą sytuację by móc wyrazić swoje uwagi we właściwy i przede wszystkim spokojny sposób.
-Bogusiu,Julka mu pomaga. Powinniśmy się cieszyć, ze tak dobrze wychowaliśmy nasze dziecko.- to jednak nie przekonało pani Drzewieckiej. Co prawda z mężem nie skonsultowała swojego pomysłu ale zamierzała zaprosić córkę wraz jak się domyślała jej chłopakiem na obiad, by zbadać zamiary Łukasza wobec ich córki.
-Masz wolne w niedziele?- pan Jarek pokiwał twierdząco głową z lekkim zdziwieniem na twarzy.
-Zaprosimy ich na obiad.- ten ton zawsze dawał panu Drzewieckiego do zrozumienia, że jaka kol wiek dyskusja jest w tym momencie zbędna bo decyzja jest nieodwołalna.Pozostało mu jedynie być na tym obiedzie i w razie potrzeby tonować powstałe napięcia między żoną a córką bez których wiedział, że się nie obejdzie.
Z perspektywy Bartka…
Jasię pytam po co jest ta przerwa między wydaniem wyroku?! Przecież to jasne, że Łukasz dostanie rozwód ale tu się rozchodzi o prawo do opieki nad Madzią. Uniosłem kciuk w geście tryumfu by podnieść go na duchu. By widział, że wierzę w nasze zwycięstwo. Jak to dobrze, ze ciche dni mamy już za sobą. Kilka dni temu przeprowadziliśmy poważną( może nie do końca) rozmowę…
Wracałem właśnie ze sklepu. Tato wysłał na moje konto trochę pieniędzy i mogłem już sam zadbać o swoje odżywianie. Jak mnie Panas zobaczy z tym brzuchem to powie, że mi się chyba dyscypliny pomyliły. Chcę trochę potrenować jeśli chodzi i biegi i siłownie by spalić te podwójne obiadki. Dochodząc do drzwi, zobaczyłem znajomą mi postać. Kadziu oparty i ścianę nerwowo spoglądał na telefon. Może próbuje skontaktować się ze mną? Pech bracie bo telefon został pod ładowarką.
-Na mnie czekasz?-pomyślicie, że obeszła mnie jego obecność tutaj? Błąd. Cieszę się jak diabli,że przyszedł.
-Tak jakby,- oho,powiało chłodem.
-No to nie będziemy stać na klatce.- przekręciłem zamek i wpuściłem go do środka. Za dużo to on kroków nie zrobił bo stanął zaraz w przed pokoju. Ok., może rozmawiać i tutaj.
-Bartek to wszystko jest trochę skomplikowane. Mogę ci powiedzieć, że trochę za bardzo chciałem ingerować w wasze życie a z drugiej strony bałem się, że wasz związek zakłóci naszą przyjaźń.- ma rację, trochę to wszystko pomieszane ale staram się zrozumieć jego obawy. Teraz je tylko rozwieje i powinno być po sprawie.
-Łukasz… Kocham Weronikę a ty jesteś moim najlepszym przyjacielem. Fakt, że jesteście rodzeństwem nie ma dla mnie znaczenia. Nie przyjaźniłem się, nie przyjaźnię się i nie będę przyjaźnił z tobą by być bliżej Wiki. Znasz mnie, jestem może i trochę zakręcona a nawet pojebany ale trochę rozumu w głowie mam.- no co on tak na mnie patrzy, że niby nie?
-Jak masz rozum co powiem szczerze nie idzie mi w parze z tobą to pamiętaj, że jeśli skrzywdzisz moją siostrę to najpierw wymierzę sprawiedliwość jako brat a potem porozmawiam z tobą jak przyjaciel z przyjacielem.- wyciągnął rękę, którą ochoczo uścisnąłem.
-A może tak przytulimy się do siebie co? No jakby nie patrzył trochę za tobą tęskniłem.-zrobiłem swoje oczy i nawet Kadziu był mój.
-Głupi jesteś wiesz?- nic nowego.
-Ale za to mnie lubisz co?
-Między innymi za to…- całować się nie będziemy ale jak mocniej do niego przylgnę to będzie wiadomo, że jest mi ten postrzeleniec bardzo bliski.
Na samo wspomnienie buzia mi się śmieje bo brakowało mi go jak nigdy przedtem.
-Wyrok okręgowego sądu w sprawie z powództwa pana Łukasza Kadziewicza o rozwiązanie jego związku z małżeńskiego z panią Kamilą Potocką- Kadziewicz. Sąd po wysłuchaniu stron i ich obrońców i zapoznaniu się z aktami rozprawy poprzedniej, rozwiązuje małżeństwo Łukasza i Kamili Kadziewicz a jako powód przyjmuje trwały rozpad pożycia małżeńskiego. Z racji tego, że strony nie chciały orzekać o winie sąd nie podjął w tej sprawie dyskusji.- no to, że sądu dzieli im rozwodu to było jasne jak dupa anioła ale do cholery, tu chodzi o to kto dostanie opiekę nad Madzią bo to jest dziś najważniejsze.
-Powódka Kamila Potocka-Kadziewicz złożyła wniosek o przyznanie jej całkowitych praw rodzicielskich, które miały w przyszłość skutkować wywozem nieletniej Magdaleny Kadziewicz do Francji. Sąd okręgowy z siedzibą w Dobrym Mieście oddalił ten wniosek a z racji stanu emocjonalnego matki nieletniej sąd przyznaję opiekę ojcu dziecka z zastrzeżeniem, że po powrocie do równowagi emocjonalnej pani Kamila Potocka- Kadziewicz będzie miała prawo ubiegać się o widzenia córki.-jeeest! To co było dla nas priorytetem stało się rzeczywistością. Madzia zostaje z nami. To znaczy z Łukaszem ale to w sumie na jedno wychodzi. Sąd pogadał sobie o tym, że Łukasz będzie od czasu do czasu musiał poddać się kontroli kuratora ale to już nie był problem. Wszyscy staniemy na głowie by Madzia miała wszystko co najlepsze.
-Już po wszystkim!- uściskaliśmy się z Łukaszem serdecznie, wymieniliśmy uścisk dłoni z jego obrońcą i mogliśmy uważać etap sądownictwa za zamknięty w naszym życiu.
-To co, piwko w Vegas?- musiał mi zrobić na złość. Pewnie jeszcze jak tam pójdziemy to usiądziemy w tej samej loży w której miałem bliski kontakt z pizzą.
-A może jakiś ogródek piwny, hmm?
-Wsio ryba.- poluzował krawat pod szyją. Dopiero teraz zauważyłem, że ubrani jesteśmy w garniaki, eleganckie koszule i lakierki. To chyba nie jest odpowiedni strójdo ogródka piwnego.
-Patrz,tak nie możemy tam pójść.- zlustrowaliśmy się od góry do dołu.
-Faktycznie ale jak wrócę do domu, zobaczę w nim Madzię i Julę to nie będę umiał ich zostawić.- znam ten ból.
-To może wieczorem przyjdziemy z Wiki do twojego mieszkania?- widzę tą zmarszczkę na jego czole. Nie podoba mu się ten pomysł bo to w jego mieszkaniu będzie rano do sprzątania.
-Nonie patrz tak na mnie. Przypominam ci, ze na imprezie będzie nieletnia osóbka,której zapewne zachce się spać, jeść i Bóg jeden wie co jeszcze a u ciebie wszystko będzie pod ręką.- odpowiedni argument i po kłopocie.
-No dobraaa. Pogadam z Julką a ty z Wiki i wieczorem i widzimy się u mnie.- of course.
-Noto ruszaj chłopie bo już tęsknie za mają księżniczką.- Kadziu odpalił silnik.Przydałby się remoncik bo za nim dojechaliśmy pod nasz blok to jego bryka zgasła nam cztery razy, w tym raz na skrzyżowaniu. Nie wesoło…
~*~
Oglądała z Madzią kolorowe książeczki kiedy usłyszała zgrzyt otwieranych drzwi i wesołe śmiechy. Wiedziała więc, że rozprawa była wygrana.
-Jesteśmy!-krzyknął Kadziu wchodząc do kuchni a kiedy nie znalazł tam Julki, swoje kroki skierował do salonu.
-Bartek chodź, tu są moje skarby.- podszedł do kanapy, która zajmowała Drzewcia i lekko muskając jej usta, usiadł obok niej. Madzia wyciągnęła w jego kierunku rączki,oplatając nimi szyję.
-Rany,jak rodzinnie.- dało się słyszeć głos Kurka, który próbował znaleźć jakiś ślad obecności Weroniki.
-Połówka twa zasnęła godzinę temu. Była tak padnięta, że prawie siłą musiałam ją zaciągnąć do łóżka.- oparła głowę o ramię Łukasza.
-Dobrze,że ja nie mam takich problemów…- mina Kadzia? Bezcenna.
-Nie chcę tego słuchać Kurek!- Julka śmiała się w najlepsze, kiedy Bartek próbował tłumaczyć, że nie to miał na myśli.
-Dobra,dobra ja swoje wiem.- zrezygnowany przyjmujący wszedł do sypialni Łukasza i biorąc Weronikę w ramiona zabrał ją do swojego mieszkania.
-Sen to ona ma po mnie. Zabij a nie wstanę do póki się nie wyśpię.- nosząc Madzię po pokoju co chwila spoglądał na Julię. Czuł, ze coś ją gryzie. Tyle lat doświadczeń ze zmianami humoru zrobiło swoje.
-Stało się coś?- zapytał po chwili.
-Co?! Nie, nic się nie stało…
-Szczera jesteś do bólu ale kłamać nie umiesz za grosz. Przynajmniej mnie…- z racji tego, że Madzia siedziała już samodzielnie , Łukasz wsadził ją do kojca a sam znów zajął swoje miejsce obok Julki.
-Boję się, że mama nie zaakceptuje naszego związku…- wtuliła się w Kadzia, dla którego słowa dziewczyny nie były czymś czego nie mógłby się spodziewać.
-No wiesz, wymarzona partia to ja nie jestem. Rozwód, małe dziecko. Jednym słowem partia z odzysku.- uśmiechnął się jak to tylko on potrafił.
-Mama chce nas widzieć w niedziele na obiedzie.- jeszcze bardziej się uśmiechnął.
-Zaczynasz mnie wkurzać Kadziewicz! Z czego się śmiejesz?!- odsunęła się od niego, palcem cedząc w jego klatkę piersiową.
-Czekałem na tą Julę, którą znam. Śmieję się skarbie z tego, że moi rodzice także zapraszają nas na niedzielny obiadek.-oczy Julii nabrały wielkości orzechów włoskich.
-Oni też przeciwko nam?!- znów oparła swoją głowę o ciało Łukasza. Jego spokój i opanowanie sprawiały, że ona sama tonowała swoje emocje. Widząc Łukasza w zaciszu domu zastanawiała się kto wymyślił o nim te mity, że jest chamem i arogantem. To w żaden sposób nie idzie w parze z siatkarzem. Fakt, sama potrafiła go zjechać z błahego powodu i czasem może i bez dania racji. Ale od kiedy przyznała się do swoich uczuć zdała sobie także sprawę, że to był swego rodzaju bunt z jej strony. Chciała tym zwrócić na siebie jego uwagę. Może i dziecinne ale ile ona miała lat kiedy się w nim zakochała, 15-16? Próbowała znaleźć podobieństwo jej sytuacji do położenia przyjaciółki. Coś na pewno by się znalazło bo Kadziu miał żonę a Bartek dziewczynę. Z tym, że dla Kurka Wiki zawsze była wyjątkowa. Ona dla Łukasza była smarkulą. Każda kobieta u jego boku była szpilą w jego sercu. Teraz jest dobrze. On wolny, ona też. Dlaczego więc teraz o tym myśli?
-Nie musimy im tłumaczyć naszego zachowania. Wiesz czym będziemy się bronić? Tym co jest między nami.- podniósł jej podbródek do góry i delikatnie musnął jej usta.Coraz to zachłanniejsze i pełne namiętności pieszczoty otwierały ich wspólną drogę. Już bez żadnych niedomówień.
„-Kiedyś ci Łukasz powiem od kiedy cię kochałam i dlaczego taka byłam w stosunku do ciebie”- przemknęło jej przez głowę kiedy Łukasz zjechał swoimi ustami na jej dekolt.
„-Ten zakład jest nie ważny. To, że z nią teraz jestem nie ma z tym nic wspólnego”- w swojej głowie toczył wewnętrzną walkę. Skoro Bartek nic nie mówi i widzi, że jest z Julką szczęśliwy to pewnie wie, że nie robi tego dla podniesienia morali. Sprawę zakładu uważał za zamkniętą…
~*~
Pomijam fakt, że znalazłam się w łóżku Bartka zupełnie nie świadomie i nie wiem jakim cudem ale na miły Bóg, dlaczego go nie ma w domu?!
-Bartek,jesteś?!- i tak kilka razy próbowałam go wołać ale na nic to się zdało. Godzina jest 16 więc nie mam pojęcia gdzie on może być. Z Łukaszem się dziś widział więc chyba ta opcja odpada. Telefon zostawił w domu, z nim to jak z dzieckiem…Przeciągnęłam się a kiedy otworzyłam na wpół przymrużone oczy, dostrzegłam jak obok futryny pojawia się czerwona róża a zaraz za nią postać Bartka, która trzymała ją w dłoni.
-Chciałem ci zrobić niespodziankę.- usiadł na skraju łóżka podając mi kwiatek. Kwiaty plus facet? Coś na sumieniu.
-Mów coś zmalował dopóki czar działa.- zatopiłam nos w płatkach róży. I love it!
-Nic nie zmalowałem. To znaczy, żeby zdobyć tą różę to i owszem bo musiałem ją zerwać z tej rabatki przed blokiem ale zrobiłem to tylko dlatego bo była tak piękna a wszystko co piękne kojarzy mi się z tobą.- raju, jak on słodko potrafi gadać pierdoły ;)
-Ale miną masz nie tęgą jakbyś miał mi powiedzieć, że masz inną na boku…
-No coś ty głuptasie. Po prostu umówiłem się z Kadziem, że wpadniemy do niego.- ło matko.
-I ta wiadomość jest warta aż takiego stresu?- pogłaskałam go po policzku.
-Ta może nie ale następna już tak. Musimy już właściwie wychodzić a ja zapomniałem cię obudzić i pewnie będzie zła, że nie zdążyłaś się wyszykować.- ale ta Karina go wytresowała. Pewnie jak gdzieś razem wychodzili to Królikowska była na nogach cały dzień przed by wypacykować się jak lalka.
-Bartuś nadmienię ci, że ja nie jestem Kariną i mnie wizyta u brata nie skłania do odwiedzenia kosmetyczki czy fryzjera. Pozwolisz, że pójdę do łazienki, opłuczę twarz. Dasz mi swój klubowy t-shirt i będę wyglądać…- no pewnie nie tak jak on sobie wymarzył. Może jego kręci to, że dziewczyna u jego boku jest w markowych ciuchach, z toną podkładu i paznokciami, którymi możnaby wypielić ogródek?
-Będziesz wyglądać najpiękniej na świecie.- zawsze miałam i mam taką kontrolkę w głowie i kiedy Bartek zaczynał ściemniać to owa kontrolka paliła się w mojej głowie kolorem czerwonym. Teraz nic się nie pojawia. Nie kłamie…
-Słodzisz kotku ale i tak cię kocham.- zawiesiłam mu ręce na szyi. Człowiek to jest jednak czasami głupi. Gdybyśmy Bartkiem trzy lata temu wyznali sobie swoje uczucia a nie Miziami się w tańcu i uważali,że to jest mega romantyczne to teraz mielibyśmy już trzy lata stażu a tak? Mamy dwa tygodnie ale i tak jest zajebiście!
~*~
Achtung! Achtung! :D
- Notka pojawia się dziś a nie jutro ponieważ jutrzejszy dzień mam trochę zawalony innymi zadaniami więc musiałam to sobie wszystko jakoś rozłożyć by ze wszystkim zdążyć i wszystko pogodzić. Mogłam co prawda dodać ten rozdział np w połowie tygodnia następnego ale jakaś część Was pewnie na niego czekała i właśnie dla tych osób rozdział pojawia się wcześniej. Jeśli ktoś nie jest z tego zadowolony, że pisze a czasem po niektórych anonimowych wiadomościach na gg mam takie wrażenie mam radę. Po prostu nie należy do mnie zaglądać bo jeśli ktoś myśli, że ja przestanę pisać tylko dlatego, że ktoś wykorzystuje anonimowość Internetu to się myli.
- Muszę Wam powiedzieć, że istnieje taka pewna być może dla niektórych smutna wiadomość, dla mnie na pewno... Otóż prawdopodobnie notka numer XV pojawi się dopiero w dniach 8 albo 15 października. Dlaczego? Chcę teraz skupić się na pierwszym blogu, który nieuchronnie zbliża się do końca. Mam nadzieję, że zrozumiecie. Jeśli jednak coś by się zmieniło a niektóre z Was wiedzą, że potrafię być niesłowna to oczywiście o wszystkim Was poinformuję.
- Teraz przejdę do samych treści notki. Proszę się nie bać, na samym początku opisałam sen Weroniki a w sny zazwyczaj się nie wierzy bo się nie sprawdzają. Jak później zapewne wywnioskowałyście albo wywnioskujecie, Bartek ma się dobrze i wszystko u niego w porządku.
- Prośba do Was, właściwie pytanie. Czy ja Was nie zanudzam tymi opisami sytuacji? Bo jeśli tak jest to daruję sobie opis tej apokaliptycznej niedzieli, którą mają przeżyć bohaterowie a do wydarzeń kilku wrócę tych wspomnieniami. Jeśli jednak podoba Wam się ta szczegółowość to ową niedzielę opiszę dokładnie a później zrobię czasowy przeskok. Tą sprawę zostawiam dla Was jaką otwartą ;)
- Tu <klik> pojawiła się Notka numer 1. Chętne zapraszam ;)
- To już koniec. Wiem zanudziłam jak nie wiem co ale trochę się tego wszystkiego nałożyło. Napiszę Wam jeszcze, że już powoli przestaję żyć na tej euforii po zdobyciu brązu i czekam na start ligi.
- Pozdrawiam i do napisania ;***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz