niedziela, 5 sierpnia 2012

Rozdział XXIV


Przyszła Wigilia, przyszedł czas mojego wyjazdu. Zapowiedziałam rodzinie, że zdania nie zmienię. Zarezerwowałam pokój w pensjonacie, zamówiłam bilet na pociąg i próbowałam właśnie zasunąć walizkę, która jak na złość nie chciała mi ustąpić.
-Tato!- tata jest najbardziej zawiedziony moim wyjazdem, ale nawet w takich okolicznościach zdania nie zmienię.
-W czym mogę pomóc?- nie lubię tego tonu i nie lubię, kiedy tata traktuje mnie bezosobowo.
-Ta walizka nie chce się dosunąć...-wiedziałam, że tata potrafi wszystko i tak też stało się tym razem. Bagaż był gotowy do podróży. Ja też.
-Proszę.-tylko tyle. Pomógł mi i chciał wyjść z pokoju.
-Tato możemy porozmawiać?- na całe szczęście mi nie odmówił. Posunęłam walizkę na łóżku i zrobiłam nam miejsce.
-Chciałam żebyś wiedział, że mój wyjazd do Zakopanego nie ma nic wspólnego z wami. Chcę nabrać dystansu do tego co się ostatnio dzieje w moim życiu.- może powinnam powiedzieć im wcześniej o swoim pomyśle, ale znając moją "silną" wolę, uległabym wzrokowi taty i prośbom mamy powtarzanym przy każdej możliwej okazji. Teraz jest spontaniczna decyzja i zapas asertywności jeszcze na te kilka godzin przed moim odjazdem.
-Jesteś dorosła i skoro uważasz, że spędzenie świąt poza domem, z obcym mężczyzną jest ci potrzebne, to ja nie mam prawa ci tego zabronić.- a więc to chodzi o obecność Krzyśka? No przecież na dobrą sprawę to my tam nie będziemy razem. Tak się akurat ułożyło, że on zaplanował tam swoje wolne dni, a ja postanowiłam podzielić jego sposób na spędzenie tych świątecznych dni.
-Krzysiek to znajomy Łukasza, więc siłą rzeczy nie jest obcym mężczyzną. Nie musisz się o mnie martwić, poradzę sobie.-wtuliłam się w jego ramię i całe szczęście, nie zostałam odtrącona.
-Może niepotrzebnie wziąłem sobie twój wyjazd do serca. Po prostu święta to taki magiczny czas i chciałem sobie ciebie i Łukasza mieć przy sobie. Nie będzie cię też na pierwszych urodzinach Madzi.-możecie mi wierzyć albo nie, ale naprawdę jest mi z tego powodu przykro. Z małą widziałam się wczoraj, gdyż cała wczorajszy dzień pozostawała pod moją opieką. Łukasz biegał po Dobrym Mieście, by załatwić wszystko co mu potrzebne do spotkania z Julią. Jeśli wszystko wypali tak jak Kadziu zakłada, to Drzewcia musi mu pozwolić wytłumaczyć cały ten idiotyczny zakład. Najwięcej problemu brat miał z włodarzami parku, ale i oni pozwolili zorganizować tam na miejscu spotkanie pełne atrakcji. Ma być serduszko ułożone ze światełek, muzyka, ale najważniejszy będzie tam Łukasz i to, co zamierza powiedzieć Julce. Z całego serducha życzę im, by do siebie wrócili.
-Tato, przed nami jeszcze tyle świąt, że jeszcze będziesz miał nas dość. Jak dobrze pójdzie, to twój syn pogodzi się dziś z Julką, a kto wie jak później potoczą się wydarzenia.- na ten przykład, za rok powiększy się nam rodzina a kolejnego przedstawiciela rodziny Kadziewiczów, choć może bardziej powinnam powiedzieć Kurków, ale sytuacja jest taka a nie inna. Może powinnam powiedzieć tacie teraz o ciąży, ale wtedy mój wyjazd z góry na pewno nie byłby możliwy. Napisałam już list, włożyłam go do prezentu, który kupiłam rodzicom. Mam nadzieję, że w miarę spokojnie tata przyjmie wiadomość, że po raz drugi zostanie dziadkiem. Mama już wybiera imiona...
Z perspektywy Bartka...
Postanowiłem te święta spędzić w Dobrym Mieście. Oczywiście nasłuchałem się jaki to błąd popełniam, ale mimo wszystko zdania nie zmieniłem. Zrobiłem nawet zakupy z myślą o świątecznych potrawach. Kupiłem pierogi, barszcz z torebki i śledzie w oleju. To będą najgorsze święta w moim życiu, ale zasłużyłem sobie na nie. Julka miała rację. Ktoś wykorzystał moje niezdecydowanie w działaniach i bierną postawę. Tą osobą był Lijewski. Serce rozleciało mi się na kawałki, kiedy pod halą Wiki wybrała jego. Może i nie zasłużyłem na drugą szansę, ale widok innego mężczyzny u jej boku bolał jak jasna cholera.
-Bartek otwórz!- no tak, świąteczne klepanie życzeń czas zacząć. Powłóczyłem nogami pod drzwi i otworzyłem je...Po ich drugiej stronie stał Zbyszek. Wcale się go tu nie spodziewałem, bo mówił, że wybiera się do Warszawy. Wbrew pozorom, Zibi wcale nie przyszedł do klubu, by mi zaszkodzić. Nadal to ja z Sieziem tworzymy duet przyjmujących, a Zbyszek wchodzi w sytuacjach, kiedy przewaga jest bezpieczna i można sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa bądź sytuacja przedstawia się tak, że nie mamy nic do stracenia. Zagrywkę ma piekielną i w ogóle nie folguje ręki. Przypuszczam, że nawet przy piłce meczowej i stanie 25:24 dla przeciwnika, wszedłby w pole serwisowe i nawet chwili się nie zastanawiał jaką piłkę ma posłać. Jednym słowem, Zbyszek to mega koleś.
-No wszystkiego najlepszego Kurkowski! Pogodnych świąt, spędzonych w rodzinnej atmosferze i szampańskiej zabawy w tą ostatnią noc roku 2007.- wyciągnął z kieszeni jakieś pudełeczko i włożył mi je w dłoń.
-Zbyszek, ale ja nic dla Ciebie nie mam i nie mogę tego przyjąć.- prawda jest taka, że w tym roku nikomu nie kupiłem prezentu. Wyjątkiem jest Madzia, której na pierwsze urodziny zamówiłem rowerek. Kurierowi podałem adres i jutro ma dostarczy on prezent jubilatce.
-Weź to i nawet mnie nie denerwuj. A tak w ogóle, to ty nie jesteś w drodze do rodziców?- położyłem prezent na komodzie i gestem dłoni zaprosiłem Zibiego do środka. Zdjął płaszcz i podążył za mną.
-Zostaję tutaj. Chcesz coś do picia?
-Jak to zostajesz tutaj?! W Wigilię i święta chcesz być sam?!
-Tak i nie chcę już o tym gadać. Sam z własnej winy zjebałem sobie życie i ponoszę konsekwencje. Moi rodzice całe święta suszyliby mi głowę o to co zrobiłem Weronice.- co z tego, że mają rację. Nie chcę być numerem jeden w rozmowach mojej rodziny, dlatego zostaję tutaj.
-Bartek coś ty zrobił tej Weronice, że całe życie teraz zamierzasz prowadzić życie ascety, co?- nawet w Wigilię muszę przeżywać to na nowo? No, ale z drugiej strony Zbyszkowi mogę o tym powiedzieć.
-Zdradziłem ją...- i tu opowiedziałem mu całą historię, począwszy od spotkania z Kariną w Nysie, a skończywszy na mojej próbie rozmowy z Wiki.
-Wolała iść z Krzyśkiem, niż poświęcić mi chwilę czasu. Uszanowałem to i spasowałem.- jakoś ciągle ciężko mi o tym mówić.
-No to teraz rozumiem czemu Łukasz zachowuje dystans wobec twojej osoby. Narozrabiać-narozrabiałeś, ale każdemu należy się szansa, chociażby by się wytłumaczyć. Znawcą w sprawie związków nie jestem, bo dziewczynę na stałe ostatnio miałem w gimnazjum, ale na moje oko to rozmowa z nią ci się należy jak psu zupa. Skoro ona wyjeżdża do Zakopanego z Lijewskim, to chyba tobie powinna dać możliwość rozmowy z nią. Takie moje zdanie...-że co?!
-Gdzie ona pojechała?! I z kim?!- z wrażenia nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
-No przez przypadek słyszałem jak Łukasz rozmawiał z Krzyśkiem i prosił by zaopiekował się jego siostrą, bo ona teraz potrzebuje opieki.- zacisnęłam nerwowo pięści na zagłówkach kanapy.
-Czyli z nami to już definitywny koniec?- a co Bartuś spodziewałeś się czegoś innego?
-Jeżeli mam być szczery, to tak mi się wydaje.- co jak co, ale pocieszyć człowieka to on nie potrafi. Chociaż nie, nie potrafi kłamać w sytuacjach, które wydają się być oczywistymi. Z Łukasza to też niezły szewczyk jest. Słyszałem o tej słynnej przyjaźni piłkarzy ręcznych i siatkarzy, ale jak tak ona ma wyglądać to ja dziękuję.
~*~
Zdecydowała się pójść do parku. Obiecała mamie, że wróci przed 19. W jakim jest nastroju? To będzie zależne od spotkania z Łukaszem. Przemyślała wszystko na spokojnie dzisiejszej nocy i była skłonna zaryzykować. Nie wyobrażała sobie siebie z innym mężczyzną. Bez reszty oddała serce Łukaszowi i miała nadzieję, że w jego sercu ona także ma stałe miejsce. Przekraczała parkową bramę i z każdym kolejnym krokiem serce waliło jej coraz ciężej. Droga do ich "miejsca" nie była długa, dlatego po krótkiej chwili dostrzegła blask kolorowych lampek, które na śniegu ułożone były w kształcie serca. Nie mogła uwierzyć własnym oczom, po chwili i uszom. Z głośników radia, które zapewne było zasilane przez baterie, sączyła się przyjemna melodia, która była wstępem do jej ulubionej piosenki. Były światełka, były pierwsze takty "Kołysanki dla nieznajomej", ale nigdzie nie było Łukasza. Podeszła bliżej ławeczki i przejechała dłonią po wyrytym przez nich sercu.
-Jesteś...- usłyszała za plecami, a jego głos był sto razy przyjemniejszy niż najpiękniejsza na świecie melodia.
-To wszystko dla mnie?- obok ławki dostrzegła stojące w wazonach bukiety. Jeden składał się z białych, drugi z czerwonych róż. Ten drugi był pokaźnych rozmiarów.
-To wszystko nic. Ważne byś chciała mnie wysłuchać.-zgodziła się. Co z tego, że ławka była zimna. oboje usiedli na niej, by siatkarz rozpoczął swój monolog.
-Wiem jak musiałaś się poczuć, kiedy dowiedziałaś się o tym zakładzie. Myślałaś, że mój każdy gest i zachowanie były przemyślane i kierowane chęcią wygrania zakładu. Możesz mi wierzyć lub nie, ale od tych wydarzeń w Katowicach zupełnie przestałem o nim myśleć. Nie liczył się fakt, że chciałem rozkochać w sobie największą złośnicę jaką znałem. Liczyło się to, co zaczęło się między nami rodzić. Boże, mam 26 lat a przy tobie zachowuje się jak gówniarz w ostatniej klasie podstawówki. Dopiero przy tobie zobaczyłem czym jest miłość i wszystko co z nią się wiąże. Możesz mi teraz dać w twarz, ale w gruncie rzeczy uważam, że ten zakład, choć idiotyczny, to jednak był potrzebny nam obojgu. Bez niego być może nadal twierdziłbym, że prawdziwą miłość można spotkać tylko w filmie, a ty nadal uważałabyś mnie za zapatrzoną w siebie gwiazdkę. Kocham cię Julka i choć za chwilę braknie mi powietrza i być może znów będziesz miała ochotę mnie uderzyć, ale muszę to zrobić.- w tym momencie ujął jej twarz w dłonie i odnalazł drogę do jej ust, których tak bardzo mu brakowało. Nie zabiegał o dominację. Delikatnie kąsał jej dolną wargę, a kiedy Drzewiecka zaczęła z pasją oddawać mu pocałunki, pozwolił sobie na odrobinę szaleństwa. Rozchylił lekko jej wargi i wtargnął w jej usta swoim językiem.Spragnieni bliskości nie zważali na kilkunastostopniowy mróz, który panoszył się wokół. Im było ciepło, ciepło od środka.
-To dla ciebie. 15 białych róż<klik>, które symbolizują czystość moich intencji i mają być wyrazem moich przeprosin.-sięgnął po jeden z bukietów, na które Julka wcześniej zwróciła uwagę.
-Chciałam oszukać siebie i innych, że cię już nie kocham. Z innymi jakoś mi poszła, z samą sobą nie dałam sobie rady.-przybliżyła swoją twarz do twarzy Łukasza i oparła się czołem o jego czoło.
-Czy to znaczy, że dostałem drugą szansę?- oczy zaświeciły mu dawnym blaskiem.
-Tak Łukasz. Nie potrafię bez ciebie żyć, ale nie chcę byś kiedykolwiek był ze mną nieszczery. Nie musisz nikomu niczego udowadniać. Jestem twoja i moje serce należy do ciebie.-zdziwiona spojrzała na Łukasza, który poderwał się z ławki i odwrócił się do niej plecami. Wzdychał głośno, ale ten stan nie trwał zbyt długo. Chwycił drugi bukiet i uklęknął przed blondynką. Z kieszeni kurtki wyciągnął czerwone pudełeczko, które po chwili otworzył.
-Nie wiem czy to możliwe, bym w jednym dniu dostąpił tyle szczęścia, ale znasz mnie i wiesz, że walczę do końca.-złapał oddech i mówił dalej.
-Może oświadczyny zaraz po przeprosinach to dobre połączenie, ale Bóg jeden wie, że my nie jesteśmy zwyczajną parą. Tym razem jest 108, które mają wyrazić...- Julka położyła mu palec na ustach. Doskonale wiedziała co ma oznaczać te 108 czerwonych róż<klik>.
-Masz rację to nie jest normalne, ale ja się zgadzam. Jeszcze wczoraj nie byłam pewna czy tu przyjdę, a dziś chcę zostać twoją żoną.- odłożyła kolejny bukiet na bok i pozwoliła wsunąć sobie na palec pierścionek<klik>.
-Kochaj mnie namiętnie tak...-zanucił Łukasz kawałek refrenu, który zdążył się już powtórzyć któryś raz z kolei.
-Jakby świat nie skończyć miał.-zawtórowała mu Drzewcia i zniknęła w jego szczelnym uścisku. Trwali tak długo, nadal nie wierząc, że znów są razem, a nie długo połączą się na zawsze. Po nich można się spodziewać rychłego ślubu i szalonych decyzji z nim związanych.
-Idźmy za ciosem i ślub weźmy jutro!- o tym właśnie mowa.
-Wariat jesteś!
-Ale z miłości!- znów połączyli się w pocałunku od samego początku gorącym i namiętnym.

Tymczasem w mieszkaniu państwa Drzewieckich...
Pani Bogusia zniecierpliwiona chodziła od okna do okna, wyglądając za córką. Pan Jarek natomiast spokojnie oglądał jak Kevin po raz kolejny robił w balona włamywaczy.
-Na miłość boską, jest już po 20, a jej jeszcze nie ma!- denerwowała się, a jej mąż uśmiechał pod nosem.
-Też mi się wierzyć nie chce, że nasza córka spóźnia się na Kevina, ale widocznie ma coś ważnego do załatwienia.- wyłączył telewizor i podszedł do żony.
-Co można mieć ważnego do załatwienia w wieczór wigilijny?!-pan Drzewiecki wyjrzał przez okno i wskazał pani Bogusi brodą obrazek widoczny na zewnątrz.
-Sama zobacz.-Drzewiecka nie mogła uwierzyć własnym oczom.
-Czy mi na wzrok padło, czy ona na prawdę całuje się z Łukaszem?- wytężyła swój wzrok i była pewna, że jej córka tonie w objęciach siatkarza.
-Z twoim wzrokiem kochanie wszystko w porządku. Jak widzisz Julka i Łukasz puścili nam bajkę z tym rozstaniem i brakiem porozumienia, które było przyczyną rozpadu. Rozstać może i się rozstali, ale o miłości nie zapomnieli. Tak ci było szkoda tego związku, więc powinnaś się cieszyć.- odeszli od okna, bo Julka właśnie najprawdopodobniej zmierzała w kierunku mieszkania.
-Wróciłam!- Drzewcia weszła do środka z dwoma bukietami róż. Pani Bogusia, która nadal była w szoku, próbowała zażartować na temat kwiatów.
-Wigilia to nie jest święto narodowe i nie trzeba kwiatów w barwach flagi.- pan Jarek parsknął śmiechem widząc jak żona sama siebie próbuje powstrzymać przed zadaniem córce mocy pytań.
-Te dostałem od Łukasza na przeprosiny. Znów jesteśmy razem.- położyła bukiet białych róż na stole.
-Te zaś dostałam na oświadczyny. Łukasz poprosił mnie o rękę, a ja się zgodziłam.-ten bukiet Julka podstawiła sobie pod nos i z uśmiechem spojrzała na swój palec, na którym błyszczał zaręczynowy pierścionek.
-Mam dla was dobrą wiadomość, ślubu już dzisiaj nie bierzemy. Myślę, że na rozmowy przyjdzie czas jutro, a teraz pora zasiadać do kolacji. Przed Pasterką muszę jeszcze obejrzeć Kevina, którego mam nadzieję tato mi nagrałeś?- pan Jarek skinął głową. Film nagrany na płytę ma już od kilku lat.
-No to mamo podgrzewaj barszcz, a ja zadzwonię do Łukasza i zapytam czy pani Krysia też miała taką minę jak ty.- szczęśliwa Julka, to Julka nie do poznania.
~*~
Achtung! Achtung! :D
  1. Dzisiaj nie ma długich ogłoszeń, także możecie być spokojne ;)
  2. Nie wiem jak Was, ale mnie męczy już trochę Kurek wiecznie użalający się nad swoim losem, dlatego w następnym rozdziale i jego sytuację trzeba jakoś rozwiązać.
  3. Posłucham odsłuchanie piosenki. Wiem, że disco polo za zwyczaj nie ma górnolotnych tekstów, ale ta jakoś mi się dobrze kojarzy i moim zdaniem dobrze wkomponowała się w ten i następny rozdział, którym dodam na pewno do następnej soboty.
  4. Być może dużo nie przyśpieszyłam, ale te dodatkowe dwie notki są potrzebne bym pozamykała kilka spraw tutaj i zrobiła krok dalej. Jeden już zrobiłam;)
  5. Może za szybko, może nie na miejscu, ale tak ma być i koniec ;)
  6. W zakładce Bohaterowie postać Krzyśka oraz odświeżona obsada ;D
  7. Pozdrawiam ;***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz