-Wiki nie śpij!- no tak. Na wykładzie u profesora Nowaka zdarza mi się odjechać myślami. To tak apropo stopnia ciekawości z jaką psor opowiada o psychologicznych aspektach oddziaływania na odbiorcę...
-Są dziś państwo wolni. Do zobaczenia! Ach, zapomniałbym...- Nowak uśmiechnął się w taki sposób, że miałam ochotę zwymiotować.
-Marek, wasz starosta, prześle wam dzisiaj materiały, które będą wam niezbędne do zaliczeń i kolokwiów. To by było już naprawdę na tyle. Widzimy się za tydzień!- nawet nie chcę myśleć ile tego będę musiała ogarnąć materiału do tych najróżniejszych egzaminów. Chwyciłam swoją kurtkę ze swojego krzesełka i pędem ruszyłam w kierunku wyjścia, za nim przy drzwiach pojawi się dziki tłum. Mój pośpiech był jednak zbyt gwałtowny bo otwierając drzwi, kogoś nimi potrąciłam.
-Przepraszam, nie chciałam!- od razu przychyliłam się do zbierania jej rzeczy, które rozleciały się na znaczną odległość.
-Nic się nie stało. Zagapiłam się i nie zauważyłam, że tak blisko drzwi podeszłam.- jejku, jak miło, że są jeszcze na świecie osoby, które nie unoszą się o byle co. Powiem szczerze, że spodziewałam się większej awantury.
-Jeszcze raz przepraszam. Tak w ogóle to Weronika jestem.- nie podaję nazwiska. Mam tak po liceum. Zawsze kiedy mówiłam "Kadziewicz" to spotykałam się z dziwnym odzewem bądź zachowaniem.
-Marta.- no i ok. Dziewczyna miała już z powrotem swoje papiery a ja z poczuciem, że zachowałam się dobrze w tym położeniu, opuściłam ową niewiastę. Julka już machała do mnie ręką. Z przewieszoną torbą i notatkami pod pachą Drzewiecka przemierzała uczelniany korytarz. Chyba ktoś tu wstał lewą nogą...
-Cześć słońce!- jakby nie patrzył, dziś się jeszcze nie widziałyśmy.
-Jeśli kiedyś będę chciała iść na dodatkowy kierunek to kopnij mnie w dupę i każ siedzieć w domu.- kryzys? Miałam podobny pod koniec października. Bartek stawał na głowie i jakoś udało mi się to przetrwać. Czyżby Kadziu się nie spisywał? Niemożliwe!
-Julka spokojnie! Idziemy na jakieś ciacho bo coś mnie ostatnio ssie jak jasna cholera.- nie daleko uniwerku była mała kawiarenka, gdzie serwowano przepyszne eklerki. I co z tego, że to ma niebotycznie wysoką ilość kalorii? Od czasu do czasu trzeba sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa. A zwłaszcza teraz, kiedy mam na to cholerną ochotę i z Julą jest temat do obgadania. Już na miejscu zamówiłyśmy sobie po wspomnianym łakociu oraz filiżance czekolady. Wielkie zwierzanie czas zacząć...
-U ciebie i Łukasza wszystko w porządku?- jestem starsza o trzy miesiące więc pytam pierwsza.
-No pewnie. Zdarza nam się na siebie porządnie wkurzyć, ale jeszcze lepiej potrafimy się pogodzić.- chyba nie chcę tego słuchać. Mogę się tylko cieszyć z ich szczęścia i szczerze to czynię.
-A Bartek ogarnął się?
-Myślę, że jest już lepiej. Wspieram go jak mogę.- może to zabrzmiało nieskromnie, ale taka właśnie jest prawda. Drzewcia kiwnęła głową, robiąc to tak jakby chciała coś powiedzieć.
-Julka mów o co chodzi, bo wiem, że coś jest nie tak.- co ona nie wie, że znam ją jak własną kieszeń?
-Powiem ci, bo już sama sobie z tym nie radzę. Kiedy Łukasz był na Mistrzostwach Europy, w jego mieszkaniu pojawiła się Kamila.- o jasny gwint!
-Czego chciała?!- myślałam, że Potocką mamy na jakiś czas z bani a tu taka wiadomość.
-Niby przyszła do Madzi, ale cały czas miała jakieś aluzje do mnie. A to mówiła, że moje szczęście u boku Łukasza nie potrwa zbyt długo, potem mówiła coś o naszej paczce. Nie wiem, może jestem przewrażliwiona, ale odebrałam to jak groźby...- znów mogę dostać po japie? Hola, hola... Teraz to bym jej oddała a nie jak jakaś histeryczka wybiegła i się rozpłakała. Łukasz to pewnie nieźle się wkurzył. Zaraz, zaraz... On o tym w ogóle wie?!
-Mam nadzieję, że Kadziu jest świadomy tego co się stało?- no i moje przypuszczenia okazały się słuszne. Łukasz o niczym nie wie.
-Julka... Kamila jest niepoczytalna i Łukasz powinien mieć nad tym jakąś kontrolę. Jeżeli chcesz to z nim porozmawiam.- mogę wytrzymać jego wybuchy, w końcu kilku letni bagaż doświadczeń mam na plecach.
-Ale czy jest sens go martwić? Kamila przyszła raz i od tej pory nic się nie wydarzyło. Od kiedy jestem z Łukaszem i przebywam z Madzią to stałam się jakąś straszną panikarą. Nie wiem, to chyba jakiś instynkt się we mnie obudził.- próbowała rozładować atmosferę i jak domniemam chciała zmienić temat. Osobiście jestem innego zdania no, ale nie wtrącam się. Będzie chciała powiedzieć to mu powie.
-Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć i jak Kamila przyjdzie jeszcze kiedyś to od razu daj mi znać.- przynajmniej tu się zgadzamy. Eklerki zniknęły z naszych talerzyków, a ja jak nigdy miałam jakieś rewolucje w brzuchu. Julka proponowała kolejną porcję, ale odmówiłam. Czułam, że coś jest ze mną nie tak, ale nie chciałam jej martwić. To pewnie przez ten stres, mój organizm reaguje tak a nie inaczej. Przyjaciółka nie mając kompana do zjedzenia kolejnego ciacha, także zrezygnowała z zamówienia i obie wyszłyśmy z kawiarni. Wsiadłyśmy do samochodu, który wydębiłam od taty i wracamy do Dobrego Miasta.
~*~
Marta po pierwszej wizycie na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, była pozytywnie nastawiona do miejsca swojej dalszej edukacji. Dlaczego tak w ogóle się tu przeniosła? Po pierwsze, to nic nie trzymało jej w Nysie. Rodzice od dawna przyjęli taktykę, że nie wtrącają się w wybory życiowe córki a jedynie sponsorują jej poczynania. Nie inaczej jest i tym razem bo to rodzice Lewandowskiej będą łożyć na mieszkanie, które dziewczyna u starszego małżeństwa. Czy można znaleźć jeszcze jakiś powód? Owszem, jeden podstawowy, który ma 205 cm wzrostu i nosi wdzięczne imię Bartek. Sam Kurek nie ukrywał niezadowolenie z jej obecności w stolicy Warmii i Mazur. Codziennie dostawała od siatkarza setki smsów, który wręcz prosił ją by pewne fakty zatrzymała dla siebie. Miała zatem władzę w swoim ręku? Nie, bo to Karina była posiadaczką zdjęć, które zapewne wystarczająco mogły potwierdzić to, czego oboje z Kurkiem się dopuścili. Brunetkę dziwił fakt, że Królikowska do tej pory nie zrobiła z nich użytku. -Może znalazła sobie inny punkt zaczepienia?- pomyślała Lewandowska, zanim zapukała do orzechowych drzwi mieszkania państwa Markiewicz. Klucze zostawiła na łóżku...
-Wejdź moje dziecko.- pani Władysława była dla Marty niezwykle sympatyczna i z miejsca zaczęła traktować ją jak swoją wnuczkę.
-Zapomniałam rano kluczy.- pani Markiewicz machnęła ręką.
-Myj ręce i przychodź na obiad.- posłała jej ciepły uśmiech, który Lewandowska odwzajemniła. Po krótkiej toalecie Marta pojawiła się w jadalni i usiadła przed talerzem gorącej zupy.
-Pachnie wspaniale!- wzięła do ręki łyżkę i kilkakrotnie nabrała do ust pomidorowej cieczy.
-Bardzo się cieszę, że z Antonim zdecydowaliśmy się wynająć pokój młodej osobie. Mam nadzieję, że ten dom ożywi się za swoją przyczyną. Jeśli będziesz chciała zaprosić chłopaka czy koleżanki to nawet nie pytaj o zgodę.- dotknęła jej policzek a ta nikle się uśmiechnęła.
-Nie mam chłopaka i raczej nie prędko się to zmieni.- pani Władysława pokiwała głową z uśmiechem.
-Jesteś z nami od kilku dni a już zdążyłam cię poznać. Też byłam, choć to było wieki temu, młoda i wiem jak się wygląda, kiedy jakiś chłopiec nie może wyjść z naszej głowy. Został w Nysie?- Marta otworzyła oczy z dużym zdziwieniem na twarzy. Nie mogła pojąć jak pani Markiewicz mogła aż tak znać się na ludziach. Nawet na tych, który zna stosunkowo od niedawna.
-W Nysie zawrócił w głowie a tu na miejscu nie chce znać.- taka była prawda. Choć bolesna, ale prawda. Dotyk, nawet zalanego Kurka, przyprawiał ją tamtej nocy o gęsią skórkę. Same wspomnienia były czymś co wywoływała na jej twarzy promienny uśmiech.
-Walcz o niego. Nawet jeśli miałoby się wam nie udać to walcz, by za kilkadziesiąt lat stanąć przed lustrem, spojrzeć w swoje oblicze i stwierdzić, że nie zmarnowałaś żadnej szansy na szczęście. - po mieszkaniu rozległ się szczęk otwieranego zamka drzwi i dzwoniący telefon Marty.
-Witam piękne panie! Przyniosłem drożdżówki.- pan Antoni pomachał zawiniątkiem i wszedł do salonu. Marta zaś zniknęła w swoim pokoju. <Karina dzwoni>, może być głośno...
-Tak?
-Pytam się co ty robisz?! Po jaką cholerę przeniosłaś się do Olsztyna?!
-Uspokój się! Moja sprawa co robię ze swoim życiem. Zazdrościsz, że ty nie możesz się dalej uczyć?
-Nie rozśmieszaj mnie! Dobrze wiem dlaczego chcesz studiować w Olsztynie. Chcesz być bliżej Bartka!
-Jeśli nawet to co, zabronisz mi?! Dobrze wiesz, że Bartek zawsze mi się podobał. Na początku myślałam, że to przygoda na jedną noc, ale tak nie jest.
-Posłuchaj mnie teraz uważnie! Już raz ktoś robił ze mnie pośrednika swoich spraw. Nie będziesz ty teraz ze mnie robić wielbłąda. Pamiętaj, że to ty w oczach Weroniki wyjdziesz na tą, która rozwaliła jej związek. Jakbyś zapomniała, to ja jestem szczęśliwą posiadaczką pewnych zdjęć...
-Nie zrobisz tego! Karina, dlaczego jesteś taka podła?!
-Bo mam taki kaprys. Tu w Stanach takie jest życie a ja tylko próbuję się do tego dostosować. A poza tym to rzucił mnie taki frajer i chcę w ten sposób odbudować swoje morale. Jeden e-mail już poszedł w obieg. Myślę, że teraz czas na jakiś plotkarskie, polskie pisemko. Wrócę do Polski na gotowe, Martu...- Lewandowska nie mogła tego słuchać. Rozłączyła się i nerwowo w kontaktach szukała telefonu Bartka. Kiedy znalazła, przywitała ją automatyczna sekretarka.
-Niech to szlag!- rzuciła telefonem o ścianę. Rozpadł się na części pierwsze. Sama Marta oczami wyobraźni widziała jak na części pierwsze rozpada się serce Weroniki...
~*~
Skonana po powrocie do domy krzątałam się po swoim pokoju w oczekiwaniu na meila, którego mieliśmy dostać od Marka. Jakieś dziesiątki stron na temat wpływu mediów na opinię publiczną. Jestem ciekawa kiedy się tego nauczę. Dobrze, że wcześniej zrobiłam ciasto bo Kurek po treningu zapowiedział swoją wizytę. -No nareszcie.- powiedziałam głośno, kiedy smsem Marek zasygnalizował mi, że wyczekiwana wiadomość jest już w mojej elektronicznej skrzynce. Usiadłam przed laptopem i szukając wzrokiem wiadomości od starosty, moim oczom nie umknęła w stosie reklam i innych pierdół dziwnie podpisana wiadomość.
-Co to jest?- ta wiadomość wygrała z wiadomością kolegi z grupy i tą ją otworzyłam jako pierwszą. Zamarłam... W kompletnym bezruchu przyglądałam się uradowanej twarzy Bartka, mojego Bartusia i spoczywającą na jego kolanach dziewczynę. Nie widziałam twarzy tej zdziry, za to widziałam niepohamowaną radość na gębie Kurka. Następne zdjęcie było jeszcze gorsze. W jakiejś łazience Kurek stał oparty o ścianę, trzymając za udo tą wywłokę. Jego usta buszowały po dekolcie. Nie mogąc dłużej wstrzymywać łez, wybuchłam głośnym szlochem. Zdjęcie następne było łudząco do siebie podobne, ale na jednym rozpoznałam z kim Kurek zabawiał się za moimi plecami.
-Nie wierzę!- to ta Marta, na którą wpadłam dziś na uczelni. Nie no kurwa, nie mam pytań!
-Cześć kochanie!- pojawił się w drzwiach. Cholerny, parszywy oszust. Siedziałam przed laptopem i nie patrzyłam w jego stronę.
-Kotuś coś się stało?- podszedł bliżej. Wypowiadane przez niego słowa wydawały mi się czymś co za chwilę wywoła u mnie odruch wymiotny. Nie mogę dłużej!
-Nigdy więcej tak do mnie nie mów, słyszysz?!- spojrzał na mnie wzrokiem idioty.
-Weronika o czym ty mówisz?
-Długo to trwa?!- kolejny raz ten sam wyraz twarzy.
-Nie rób głupiej miny i choć raz zachowaj się jak mężczyzna! Od dawna sypiasz z inną?! Nie wiem, miesiąc a może dwa?! To musi być coś poważnego skoro Martusia przeniosła się dla ciebie z Nysy do Olsztyna. Widzę, że wzięło was na amen. Szczęście ci życzę Kurek a teraz spierdalaj z mojego życia!- w pokoju pojawili się rodzice.
-Weronika uspokój się!- chyba w snach.
-Nie, nie będę spokojna mamo! Ty byś była gdybyś zobaczyła coś takiego?!- podałam jej laptopa.
-Weronika ja, ja byłem wtedy pijany. Marta to wykorzystała i...- zdzieliłam mu w twarz.
-Wiesz co?! Mariusz by mnie być może bił, ale nigdy mnie tak nie upokorzył. Byłam z nim trzy lata i nigdy przez niego nie płakałam. Z tobą byłam przez cztery miesiące i po tym co zrobiłeś nie chce mi się żyć.- chciał mnie przytulić, ale gwałtownie odskoczyłam do tyłu. Zakręciło mi się w głowie.
-Z nami kon...- poczułam tępy ból w głowie. Słyszałam szmery, obrazy były rozmazane. Odleciałam...
Z perspektywy Bartka...
-Weronika!- na moich oczach osunęła się na podłogę. Chciałem do nie podejść, ale jej ojciec złapał mnie za ramię.
-Wyjdź Bartek. Skrzywdziłeś moją córkę i nie mogę ci tego darować. Do tej pory byłeś dla mnie jak syn. Teraz jesteś tym, przez którego Wikusia cierpi!- powinienem dostać w twarz także i od pana Tadeusza. Nie miałem siły mu się sprzeciwiać. Będąc w drzwiach odwróciłem się by ostatni raz spojrzeć na Weronikę. Nie odzyskała przytomności, pani Krysia zadzwoniła po pogotowie a potem po Łukasza. Jak on się dowie co zrobiłem to mnie zabije. Ale po co ja mam teraz żyć? Bez Weroniki moje życie nie ma sensu. Gdybym miał telefon to zadzwoniłbym do Marty i podziękował za to, że tak perfidnie rozjebała coś, co było dla mnie najważniejsze. Usiadłem w samochodzie i z głową na kierownicy pozwoliłem łzą płynąć. Sygnał pogotowia wzmógł we mnie uczucie bezsilności. Jeśli coś jej się stanie to nigdy sobie tego nie wybaczę. Może mnie znienawidzić, ale musi być zdrowa. Zdrowa i szczęśliwa...
~*~
Achtung! Achtung! :D
- Podpisuję się pod tym co napisałam, ale jest mi tak głupio, że coś takiego w ogóle wypuszczam do waszego wglądu. Zdaję sobie sprawę, że powiało z lekka baśniowym klimatem, ale nie miałam kompletnie pojęcia jak to rozwiązać. Znając mnie wybrałam najgorszą z możliwych opcję. Mam nadzieję, że mimo wszystko to da się jakoś przeczytać.
- Planuję z kolejną notką zawitać tutaj w wigilijny dzień pod warunkiem, że nie spalę się dzisiejszego dnia ze wstydu. To moja najgorszy rozdział ze wszystkich, choć miał być przełomowy.
- Następny, już rozdział XX zamknie raz na zawsze pewien etap w ich życiu. Przewinie się temat zakładu i innych spraw, które przez te 7 miesięcy były na tym blogu poruszane. Ale to tak jak mówię, jeśli wcześniej nie zakopię się pod ziemię to przybędę tu z nowością.
- Teraz może wreszcie coś bardziej przyjemnego. Tak jak pisałam na błędach, w środę byłam na meczu Skry w Lidze Mistrzów. Nie powiem, żeby to spotkanie nie podniosło mojego ciśnienia bo pierwsze dwa sety były dość dziwne w wykonaniu Bełchatowa, ale na szczęście następne trzy wyglądały już o niebo lepiej. Jak powiedział sam Kolakovic, Kurek zrobił różnicę swoim wejściem na boisku i powiem szczerze, że to było widać. No, ale nie tylko Bartek zasłużył na pochwały. Fajnie zagrał Paweł Zatorski czy Michał Winiarski. No, ale żeby nie było to mankamenty też widziałam, może jeszcze więcej niż zalet, ale jak to mówią zwycięzców się nie sądzi i będę się tej zasady trzymać. Gratulacje też dla Zaksy za poskromienie tej włoskiej machiny sukcesów. Pozdrowienia dla sędziego, który jak czytałam, zabrałam Zaksie zwycięstwo za 3 punkty.
- Dzisiaj przede mną mecz Jastrzębie-Resovia ;)
- Pozdrawiam i do napisania ;***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz